Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Kiedy ruszyłam do kuchni, z każdym krokiem wyraźniej słyszałam rozmowę Agi i Stefka. Nie chciałam podsłuchiwać, ale każdy zatrzymałby się, słysząc swoje imię.

– Długo znasz się z tą Różą? – wymruczał Stefek tym swoim zachrypniętym głosem. Tak swoją drogą, skądś znałam ten głos...

– Trochę. Trzyma się ze mną i Klarą od paru miesięcy, ale w sumie nie wiem o niej zbyt wiele – odparła Aga. – A dlaczego pytasz?

– Tak tylko...

– Już ja znam to twoje „tak tylko"... Przyznaj się, lecisz na nią!

Oho, tego już za wiele. Czas zatrzymać akcję.

– Ekhm – odchrząknęłam, wchodząc do środka.

Dwie pary identycznych oczu spojrzały na mnie w tej samej chwili. Nawet głowy pochylili lekko w prawo w tym samym momencie. Cholera. Trochę przypominali mi surykatki wyskakujące z dziur. Ten sam poziom synchronizacji. Wiem, co mówię, często oglądam Discovery.

– Kawy? – kiedy ich dwugłos doleciał do moich uszu, nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.

– Co? – znów zapytali jednocześnie.

– Nie no... Jesteście tacy podobni – odparłam. – Jak bliźnięta – zaśmiałam się.

Szybko dotarło do mnie, że jestem jedyną osobą w pomieszczeniu, która się śmieje. Odchrząknęłam znowu i spojrzałam na nich zdezorientowana.

– Jesteście bliźniętami – powiedziałam.

Dopiero wówczas na ich twarzach pojawił się uśmiech. Cholera... No tak, niebieskie oczy, blond czupryny, pełne, mocno zarysowane usta – bliźnięta jak się patrzy.

– Niesamowite – mruknęłam, siadając przy mikroskopijnym stoliku. Teraz moja głowa latała na prawo i lewo, by porównywać cechy wyglądu tej dwójki.

– Ta, wiemy – skwitowała Aga.

Stefek wstał i podszedł do ekspresu. Po chwili postawił przede mną kubek z parującą kawą, na którą od razu ochoczo się rzuciłam.

– Tylko nie wylej – powiedział, a na jego ustach zagrał lekko kpiący uśmieszek. Megaseksowny, dodam tak na marginesie.

– Możemy pogadać? – zwróciłam się do Agi. Chciałam już wiedzieć, dlaczego w poniedziałek będę zmuszona złożyć wypowiedzenie.

– Mhm – mruknęła, wgryzając się w tosta. W odpowiedzi mój brzuch zawarczał groźnie.

W następnej sekundzie przede mną zmaterializował się talerz z dwoma tostami. Jeden z nutellą, drugi z dżemem. Uniosłam głowę i spojrzałam w przystojną twarz Stefka.

– Ożenisz się ze mną? – zapytałam, czując, że mam przed sobą ideał.

Nie wiedziałam, co we mnie wstąpiło. Nie pytajcie o to. Gdzieś słyszałam (pewnie na Discovery), że alkohol niszczy szare komórki. Wczoraj poszłam w tango chyba pierwszy raz w życiu, a dzisiaj zachowuje się jak idiotka od samego rana. Wniosek był prosty – zbyt wiele tych komórek nie miałam, a wczoraj wszystkie straciłam.

– Urocza jesteś – rzucił Stefek, uśmiechając się od ucha do ucha.

Urocza. Różnie mnie nazywano. Ale tak jeszcze nie. Czy mogę poprosić częściej?

– To do którego momentu pamiętasz wieczór? – usłyszałam Agę, więc musiałam znów skupić się na niej. A szkoda.

– Eee... – Halo, nie mam kontaktu z bazą. – Wiesz... Może pogadamy same? – zapytałam. Nie chciałam zbłaźnić się jeszcze bardziej przed Stefkiem.

– Spoko, Stefano już wszystko wie – parsknęła Aga.

„Stefano", hm, ładnie...

– Jak to? – jęknęłam.

– Nie martw się – wtrącił się Stefek. – Nie potępiam. – Nawet podniósł ręce, by potwierdzić swoje słowa. – Dobry zakład nie jest zły. Chociaż mam nadzieję, że go przegrasz – dodał jeszcze i spojrzał na mnie jakoś tak, sama nie wiem, bardziej intensywnie?

– Dobra... Zacznijmy więc ten spacer wstydu. – Westchnęłam. – Pamiętam, że tańczyłyśmy między barem a stolikami, a wtedy ty próbowałaś wspiąć się na krzesełko i poleciałaś na tyłek.

– Tego nie mówiłaś – rzucił Stefek i pacnął Agę w ramię ścierką. Tak, dobrze myślicie, wziął się w międzyczasie za pomywanie. No, ideał jak się patrzy.

– Cóż... Powiedzmy, że to nie ja byłam bohaterką tej historii – zaśmiała się i puściła mi oczko.

– Aga, zlituj się – jęknęłam i wgryzłam się w przepysznego tosta. Aż mruknęłam w zachwycie. W tej samej chwili Stefek upuścił talerz w zlewie, Aga się zaśmiała, a ja odchrząknęłam. Nie wiedziałam, co tu się dzieje, ale chyba też nie chciałam wiedzieć. Spojrzałam wyczekująco na przyjaciółkę, a ta dopiła kawę i zaczęła mówić, z każdym słowem przerażając mnie bardziej.

– Potem były kolejne drinki. Opracowałyśmy też cały plan zdobycia Ostrego. – Tu jęknęłam i schowałam twarz w dłoniach. – Aż tu nagle ten dupek zmaterializował się w barze.

– Jakim cudem? – zapytałam, zerkając na nią między palcami.

– Z tego, co udało nam się usłyszeć, Przemek miał urodziny, więc wpadli to uczcić.

Dobrze, czas na małą dygresję. Przemek Ostrowski był młodszym bratem Daniela i jednocześnie wiceprezesem firmy. Zajmował się głównie marketingiem. Często z nim pracowałam, bo sama robiłam w dziale reklamy. „Pracowałam" oznaczało mniej więcej tyle, że zanosiłam mu projekty naszych grafików. Przemek był spoko. Zabawny, miły i uczynny. Taki starszy brat, w końcu miał dwadzieścia osiem lat. Był też przystojny, ale w zupełnie inny sposób niż Daniel. Trochę przypominał grzecznego chłopca z sąsiedztwa. Był brunetem z uroczym dołeczkiem w policzku pojawiającym się przy każdym uśmiechu. Lubiłam z nim rozmawiać, w szczególności kiedy zaśmiewaliśmy się z coraz głupszych pomysłów działu reklamy. Nie raz podsuwałam mu swoje propozycję, a później z dumą oglądałam własne hasła na spotach reklamowych albo bilbordach. Miłe, choć szkoda, że za to mi nie płacili. Jednak wiązałam z tym pewne nadzieje. Przemo wciąż powtarzał, że da mi awans, kiedy tylko nabiorę więcej doświadczenia.

– Jest tyle barów w Gdyni, a oni musieli wybrać właśnie ten? – jęknęłam ponownie.

– Bo jest najbliżej mordowni? – Aga rzuciła mi pytaniem retorycznym prosto w twarz. No i miała rację. Biuro (tak nazywał się bar) znajdowało się po drugiej stronie ulicy. A „mordownią" nazywaliśmy nasze kochane korpo.

– Kontynuuj... – poprosiłam i rzuciłam się na resztki tostów. Wstyd wstydem, ale jeść musiałam, tym bardziej że w moim brzuchu znów odezwał się wściekły rottweiler.

– Zaznaczę, że próbowałyśmy cię powstrzymać – zaśmiała się Aga. – Ale było to trudne.

– Jezu, Aga, nie torturuj mnie, proszę.

– Dobra... W dużym skrócie. Zamówiłaś u Dominika drinki dla, uwaga, „przystojnych szefów" – parsknęła śmiechem. – Nasz barman z ochotą spełnił twoje życzenie. Ostry i Przemo zerkali na nas zaciekawieni, nawet podnieśli szklanki na znak toastu, ale tobie to nie wystarczało.

– Chryste... – Znów schowałam twarz w dłoniach.

– O tak – odparła Aga, śmiejąc się znów. – Więc podeszłaś do nich. Ale już sama. Nie wiem, o czym rozmawialiście, bo razem z Klarą byłyśmy zbyt trzeźwe na taki wyczyn.

– A jak oni zareagowali?

– No cóż... Przemek śmiał się i przesunął, byś usiadła obok. Co też zrobiłaś. Z tego, co widziałyśmy, rozmawiałaś tylko z nim.

– A Daniel?

– Patrzył na was z tą swoją miną wkurwionego bazyliszka – odparła. Owa mina oznaczała, że Daniel zabijał spojrzeniem, a z jego nozdrzy buchał dym. Tak to nazywaliśmy.

– Kurwa – jęknęłam. – Jak ja się pokaże w biurze?

– Kochana, Biuro to lepiej unikaj – zaśmiała się Aga. – A do pracy iść musisz. Może nic z tego nie wyniknie, nie stresuj się.

– Nie spojrzę Ostremu w oczy... Nigdy.

– To rezygnujesz z zakładu? – wtrącił się Stefek, który w międzyczasie skończył pomywać i teraz stał oparty o blat z rękoma założonymi na piersi. Przy okazji napinał swoje muskuły, co skutecznie odwracało moją uwagę od własnych problemów. Spojrzałam w jego oczy. Wpatrywał się we mnie z... nadzieją? Sama nie wiedziałam.

– Chcę wrócić do domu i zapomnieć, że ten wieczór miał miejsce – powiedziałam, ignorując pytanie. Oczywiście, że miałam zamiar zrezygnować. Tyle że z pracy, a nie tylko z zakładu. Boże, było mi tak wstyd!

– Odwiozę cię – rzucił Stefek i wyszedł z kuchni, zanim zdążyłam się odezwać.

Spojrzałam zdezorientowana na Agę, która tylko wzruszyła ramionami.

– Wpadłaś mu w oko – skwitowała.

Jęknęłam. Po raz setny tego poranka. Oparłam głowę o przedramiona, które położyłam na stole. W czaszce pulsował mi tępy ból, w buzi miałam trampka, a w sercu żal za własne grzechy.

– Włożyłaś włosy do tosta z dżemem – usłyszałam jeszcze Agę.

I znów jęknęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro