Rozdział 1: Przemek
– Czy ty mnie słuchasz?
Nie, do cholery, pomyślałem, ale na wszelki wypadek zdawkowo kiwnąłem głową. Szczerze? Nie miałem najmniejszego pojęcia, o czym Daniel właśnie mówił. Moje myśli zajmował wczorajszy wieczór, który spędziłem w Pokoju. Szczerze mówiąc, byłem wykończony i marzyłem jedynie o tym, by znaleźć się w swoim mieszkaniu, wypić drinka lub dwa i zasnąć. Coś mi wczoraj podpowiadało, że niedziela nie jest odpowiednim dniem na imprezę, ale... No cóż, ta wojna była z góry przegrana. Danielowi jednak wolałem nie mówić, dlaczego dzisiaj jestem nieprzytomny. Nie chciałem, by znów bawił się w psychologa. Wystarczy, że niańczył mnie przez pół życia.
– Braciszku... – zwróciłem się do niego, kiedy zacisnął zęby i wyraźnie jednak czekał na odpowiedź. Tak przy okazji: wiedziałem, że nienawidzi, kiedy nazywam go tym określeniem. Zresztą ktokolwiek znał Daniela Ostrowskiego, wiedział, że żadne zdrobnienie do niego nie pasuje. I pomyśleć, że ten skurczybyk miał za chwilę zostać ojcem. Jedno było pewne: świat się kończył...
– Borys odchodzi na emeryturę.
– Że co, kurwa? – Aż sapnąłem z wrażenia. Borys był w tej firmie od początku! Zresztą miałem wrażenie, że i w naszym życiu był od zawsze.
– Przemysławie, wyrażaj się, do cholery! – usłyszałem nagle i zerknąłem za siebie, choć wiedziałem, kto właśnie wszedł do gabinetu.
Róża Czarnecka. A właściwie: już niedługo Czarnecka. Taaa, nie dość, że Daniel będzie ojcem, to jeszcze się oświadczył. Wszystko byłem w stanie zrozumieć, sam kiedyś zauroczyłem się Różą, bo naprawdę była chodzącym seksem, ale żeby zaraz ślub i dziecko? Blee... Aż się wzdrygnąłem.
– Przepraszam – rzuciłem do niej, choć pod nosem śmiałem się z niedorzeczności całej tej sytuacji. Dobra, przyznam się, najbardziej śmiałem się z Daniela.
– Nie macie mi kląć przy moim dziecku – warknęła, gładząc się czule po brzuchu.
Chryste... Przecież jeszcze nawet nie było nic widać. Pokręciłem głową z niedowierzaniem, a potem parsknąłem śmiechem, kiedy Róża dodała:
– Nie chcemy w końcu, by maleństwo wdało się w ojca...
A powiedziała to najsłodszym głosem na świecie, jednocześnie podchodząc do swojego narzeczonego. Ten z kolei gapił się na nią jak ciele na malowane wrota i nawet nie zauważył, że go obraziła. Niebywałe.
– Skarbie... – mruknął Daniel, wciągając ją na kolana.
Od razu zaczęli się migdalić, a w moim sercu narastał bunt. Nie chciałem tego oglądać. Po pierwsze: to był Daniel, mój brat, co samo w sobie było paskudne. Kiedyś przyłapałem go na seksie, gdy byliśmy jeszcze gówniarzami, i przysięgam – ten obraz nigdy nie zniknie z mojej świadomości. A po drugie... Cóż, to była Róża. Dziewczyna, o którą kiedyś nawet chciałem powalczyć. Dodam: jedyna dziewczyna, o którą kiedykolwiek chciałem walczyć.
– Chryste... Nie mogę na was patrzeć – warknąłem i wstałem, wzdychając ciężko. Od razu ruszyłem do wyjścia. Zostało mi jeszcze parę godzin pracy i musiałem dobrze się przyczaić, by nikt niczego ode mnie nie chciał. Nie byłem w nastroju...
– Zajmij się tym, jasne? – usłyszałem jeszcze Daniela, więc zatrzymałem się w progu, próbując sobie przypomnieć, o czym mówiliśmy chwilę temu.
– Czym znowu? – rzuciłem przez ramię. Aż bałem się odwracać, słysząc jęki Róży. Ja pierdolę, oni mnie wykończą...
– Kurwa, kretynie, obudź się! – O, czyli Ostry jednak nadal był sobą.
– Daniel! Do jasnej cholery! Wyrażaj się! – ochrzaniła go Róża i nie powiem, akurat to mi się spodobało.
– A „cholera" to co? – odpyskował.
– „Cholera" jest moja i mam do niej prawo – rzuciła, jakby naprawdę w to wierzyła.
Chyba zapomniałem wspomnieć, że moja przyszła bratowa była totalną wariatką. Na szczęście była też urocza i dlatego wszyscy bezwzględnie ją kochali.
– Wykończysz mnie, kobieto.
– Zawsze to jakiś cel w życiu – odparowała Danielowi.
Ledwie powstrzymywałem śmiech. Ta dwójka nadawała się na bohaterów jakiejś komedii, serio. Odwróciłem się i dopytałem:
– To czym mam się zająć?
– Otaczam się idiotami – rzucił Daniel, patrząc mi prosto w oczy, za co przynajmniej zarobił szturchańca od Róży. Niestety, nie zrobiło to na nim wrażenia.
– Przepraszam, że nie spełniam twoich oczekiwań – mruknąłem, krzywiąc się pod nosem, na co w oczach brata błysnęło coś dzikiego. Cóż, mieliśmy trochę problemów. I pewnie nigdy ich do końca nie rozwiążemy.
– Borys odchodzi na emeryturę – zaczął od nowa tonem, jakby zwracał się do dziecka. Spoko, jak dla mnie mógł już zacząć sobie ćwiczyć. – Zasłużył na odpoczynek, a poza tym zadeklarował się, że pomoże przy dziecku. – Daniel spojrzał na brzuch Róży i wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie. Nie miałem wątpliwości, że mój braciszek wpadł po uszy. – Czas więc poszukać nowego asystenta.
– Albo asystentki – rzuciłem, uśmiechając się od ucha do ucha. O, tak... asystentka, tego było mi trzeba.
– Wybij to sobie z głowy – zaczął Daniel, ale mu przerwałem:
– Spoko loko, braciszku, ogarnę sprawę. – I po tych słowach wyszedłem z gabinetu, pogwizdując cicho pod nosem.
Nic nie mogłem poradzić na to, że mój humor zdecydowanie się polepszył.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro