Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1: Przemek

– Czy ty mnie słuchasz?

Nie, do cholery, pomyślałem, ale na wszelki wypadek zdawkowo kiwnąłem głową. Szczerze? Nie miałem najmniejszego pojęcia, o czym Daniel właśnie mówił. Moje myśli zajmował wczorajszy wieczór, który spędziłem w Pokoju. Szczerze mówiąc, byłem wykończony i marzyłem jedynie o tym, by znaleźć się w swoim mieszkaniu, wypić drinka lub dwa i zasnąć. Coś mi wczoraj podpowiadało, że niedziela nie jest odpowiednim dniem na imprezę, ale... No cóż, ta wojna była z góry przegrana. Danielowi jednak wolałem nie mówić, dlaczego dzisiaj jestem nieprzytomny. Nie chciałem, by znów bawił się w psychologa. Wystarczy, że niańczył mnie przez pół życia.

– Braciszku... – zwróciłem się do niego, kiedy zacisnął zęby i wyraźnie jednak czekał na odpowiedź. Tak przy okazji: wiedziałem, że nienawidzi, kiedy nazywam go tym określeniem. Zresztą ktokolwiek znał Daniela Ostrowskiego, wiedział, że żadne zdrobnienie do niego nie pasuje. I pomyśleć, że ten skurczybyk miał za chwilę zostać ojcem. Jedno było pewne: świat się kończył...

– Borys odchodzi na emeryturę.

– Że co, kurwa? – Aż sapnąłem z wrażenia. Borys był w tej firmie od początku! Zresztą miałem wrażenie, że i w naszym życiu był od zawsze.

– Przemysławie, wyrażaj się, do cholery! – usłyszałem nagle i zerknąłem za siebie, choć wiedziałem, kto właśnie wszedł do gabinetu.

Róża Czarnecka. A właściwie: już niedługo Czarnecka. Taaa, nie dość, że Daniel będzie ojcem, to jeszcze się oświadczył. Wszystko byłem w stanie zrozumieć, sam kiedyś zauroczyłem się Różą, bo naprawdę była chodzącym seksem, ale żeby zaraz ślub i dziecko? Blee... Aż się wzdrygnąłem.

– Przepraszam – rzuciłem do niej, choć pod nosem śmiałem się z niedorzeczności całej tej sytuacji. Dobra, przyznam się, najbardziej śmiałem się z Daniela.

– Nie macie mi kląć przy moim dziecku – warknęła, gładząc się czule po brzuchu.

Chryste... Przecież jeszcze nawet nie było nic widać. Pokręciłem głową z niedowierzaniem, a potem parsknąłem śmiechem, kiedy Róża dodała:

– Nie chcemy w końcu, by maleństwo wdało się w ojca...

A powiedziała to najsłodszym głosem na świecie, jednocześnie podchodząc do swojego narzeczonego. Ten z kolei gapił się na nią jak ciele na malowane wrota i nawet nie zauważył, że go obraziła. Niebywałe.

– Skarbie... – mruknął Daniel, wciągając ją na kolana.

Od razu zaczęli się migdalić, a w moim sercu narastał bunt. Nie chciałem tego oglądać. Po pierwsze: to był Daniel, mój brat, co samo w sobie było paskudne. Kiedyś przyłapałem go na seksie, gdy byliśmy jeszcze gówniarzami, i przysięgam – ten obraz nigdy nie zniknie z mojej świadomości. A po drugie... Cóż, to była Róża. Dziewczyna, o którą kiedyś nawet chciałem powalczyć. Dodam: jedyna dziewczyna, o którą kiedykolwiek chciałem walczyć.

– Chryste... Nie mogę na was patrzeć – warknąłem i wstałem, wzdychając ciężko. Od razu ruszyłem do wyjścia. Zostało mi jeszcze parę godzin pracy i musiałem dobrze się przyczaić, by nikt niczego ode mnie nie chciał. Nie byłem w nastroju...

– Zajmij się tym, jasne? – usłyszałem jeszcze Daniela, więc zatrzymałem się w progu, próbując sobie przypomnieć, o czym mówiliśmy chwilę temu.

– Czym znowu? – rzuciłem przez ramię. Aż bałem się odwracać, słysząc jęki Róży. Ja pierdolę, oni mnie wykończą...

– Kurwa, kretynie, obudź się! – O, czyli Ostry jednak nadal był sobą.

– Daniel! Do jasnej cholery! Wyrażaj się! – ochrzaniła go Róża i nie powiem, akurat to mi się spodobało.

– A „cholera" to co? – odpyskował.

– „Cholera" jest moja i mam do niej prawo – rzuciła, jakby naprawdę w to wierzyła.

Chyba zapomniałem wspomnieć, że moja przyszła bratowa była totalną wariatką. Na szczęście była też urocza i dlatego wszyscy bezwzględnie ją kochali.

– Wykończysz mnie, kobieto.

– Zawsze to jakiś cel w życiu – odparowała Danielowi.

Ledwie powstrzymywałem śmiech. Ta dwójka nadawała się na bohaterów jakiejś komedii, serio. Odwróciłem się i dopytałem:

– To czym mam się zająć?

– Otaczam się idiotami – rzucił Daniel, patrząc mi prosto w oczy, za co przynajmniej zarobił szturchańca od Róży. Niestety, nie zrobiło to na nim wrażenia.

– Przepraszam, że nie spełniam twoich oczekiwań – mruknąłem, krzywiąc się pod nosem, na co w oczach brata błysnęło coś dzikiego. Cóż, mieliśmy trochę problemów. I pewnie nigdy ich do końca nie rozwiążemy.

– Borys odchodzi na emeryturę – zaczął od nowa tonem, jakby zwracał się do dziecka. Spoko, jak dla mnie mógł już zacząć sobie ćwiczyć. – Zasłużył na odpoczynek, a poza tym zadeklarował się, że pomoże przy dziecku. – Daniel spojrzał na brzuch Róży i wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie. Nie miałem wątpliwości, że mój braciszek wpadł po uszy. – Czas więc poszukać nowego asystenta.

– Albo asystentki – rzuciłem, uśmiechając się od ucha do ucha. O, tak... asystentka, tego było mi trzeba.

– Wybij to sobie z głowy – zaczął Daniel, ale mu przerwałem:

– Spoko loko, braciszku, ogarnę sprawę. – I po tych słowach wyszedłem z gabinetu, pogwizdując cicho pod nosem.

Nic nie mogłem poradzić na to, że mój humor zdecydowanie się polepszył.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro