Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

02. Pieprzony dzieciak i jego pieprzone mięśnie

Przez następne kilka dni nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Yoongi napisał w czwartek test, który ledwo zdał na tróję, ale odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył tę brzuchatą cyferkę na swojej kartce. Nienawidził pisać poprawek, wolał zaliczać wszystko w pierwszych terminach i mieć to z głowy jak najszybciej.

W piątek oraz w weekend głównie pracował w niewielkiej knajpce z burgerami niedaleko kampusu, dlatego nie miał zbyt wiele czasu, żeby spotkać się z przyjaciółmi. A powinien, bo Hoseok powoli rozsadzał ich grupowy chat swoimi jękami i narzekaniami, że już nigdy nic nie robią razem i że niedługo zupełnie przestaną się widywać.

Jung Hoseok był jednym z dwóch najlepszych przyjaciół Yoongiego. Przyjaźnili się od podstawówki i mimo że Yoongi zdecydowanie zaliczał się do samotników, Hoseok, jako jedna z niewielu osób, potrafił przebić się przez jego skorupę. Stanowili swoje absolutne przeciwieństwa, niczym słońce i księżyc, ale nigdy w niczym im to nie przeszkadzało. Yoongi studził gorący temperament Hoseoka, a Hoseok upewniał się, że Yoongi nie zmieni się w ghula, siedzącego dniami i nocami w swoim pokoju przy komputerze.

Drugim najlepszym przyjacielem Yoongiego był Kim Seokjin. Poznał go dopiero na studiach, gdy sam był pierwszoroczniakiem. Seokjin... to chyba najbardziej ekscentryczna osoba, jaką znał. Przecząc przypisanej sobie naturze omegi, był zdumiewająco mało łagodny czy subtelny, wręcz przeciwnie. Yoongi nigdy nie spotkał kogoś z mniejszym wyczuciem niż Seokjin, włączając w to samego siebie. Starszy skończył już studia rok temu i aktualnie pracował jako początkujący model produktowy.

Nie trudno zgadnąć, że cała trójka miała niesamowite problemy, by umówić spotkanie, które pasowałoby terminowo każdemu z nich. Hoseok zaczął w tym roku specjalizację, Yoongi kończył własną, a Seokjin musiał poświęcić się pracy, jeśli chciał gdzieś dojść w świecie modelingu.

Hoseok był z tego powodu bardzo nieszczęśliwy. Tęsknił za przyjaciółmi i pragnął spędzać z nimi czas. Samo pisanie na chacie z oczywistych względów mu nie wystarczyło. Niestety, w aktualnym czasie znalezienie chociaż jednej wolnej chwili było niemalże niemożliwe.

Yoongi znosił zatem płakanie swojego przyjaciela, które ten kontynuował również w poniedziałek. Beta sączyła właśnie swoją codzienną bezkofeinową, karmelową latte w kawiarni na kampusie, przeglądając media społecznościowe na telefonie, kiedy usłyszał dzwoneczek przy drzwiach, alarmujący, że ktoś wszedł do środka. Odruchowo uniósł oczy i ujrzał nikogo innego, jak Park Jimina. Przy każdym z jego boków szła wysoka alfa, sprawiając, że sam Jimin wydawał się jeszcze niższy, niż w rzeczywistości.

Oczywiście, obie alfy były praktycznie tak samo znane i popularne, jak sam Jimin.

Tą po lewej był Kim Taehyung, przyjaciel z dzieciństwa Jimina. Ze swoimi szarosrebrnymi włosami, czerwonymi, przeszywającymi tęczówkami i wręcz nienaturalnie symetryczną, doskonale proporcjonalną twarzą uchodził za absolutny ideał niewieścich serc. Był smukły, ale nie patykowaty, ubierał się niczym na wybieg (nie zawsze w dobrym sensie) i miał niesamowitą zdolność zachowania kamiennej miny w każdej sytuacji.

Alfą po prawej był Jeon Jeongguk, również przyjaciel z dzieciństwa Jimina. Pierwszoroczniak i totalny „boyfriend material" swojego roku. Miał ciemnobrązowe, roztrzepane włosy, które opadały na jego szkarłatne oczy, a końcówki łaskotały mostek jego nosa. Ubierał się zwykle w proste T-shirty, bomberki, ciasne spodnie z dziurami i ciężkie, wiązane wysokie buty. Spod jego rękawa na dłoń wpełzała część ogromnego tatuażu, który nosił na lewym ramieniu, w uszach aż lśniło od ilości kolczyków, a jego prawą brew zdobiły dwie bliźniacze, metalowe kuleczki. Krótko mówiąc: pięciodaniowy posiłek plus deser w pakiecie.

Yoongi nie znał ich za dobrze, głównie z widzenia i z plotek przewijających się po kampusie. Spojrzał na swoją własną czarną bluzę i zwykłe czarne, dżinsowe spodnie. Kiedy trójka tak pięknych ludzi znajdowała się w tym samym pomieszczeniu co on, czuł się tak, jakby wyczołgał się prosto z lumpeksu i to niezbyt dobrego.

Przytknął kubeczek z kawą do warg, obserwując ze swojego kąta, jak trójka przyjaciół podchodzi do kontuaru oraz jak krzątająca się przy nim dziewczyna-beta prawie dostaje palpitacji na ich widok. Jimin i Jeongguk o czymś rozmawiali, podczas gdy Taehyung przysłuchiwał się im, od czasu do czasu wtrącając coś od siebie.

Yoongi nie widział Jimina od ich ostatniego spotkania w bibliotece. Był zbyt zajęty pracą i własnymi studiami, więc siłą rzeczy nie miał czasu na włóczenie się po kampusie. Zastanawiał się, czy Jimin podjął jakieś kroki w kierunku uświadomienia rodziców, że nie zamierza wychodzić za mąż. A może jednak im ulegnie i poślubi tego faceta?

Beta wzięła kolejny łyk swojej kawy i nagle, zupełnie niespodziewanie, Jimin odwrócił się i ich oczy się spotkały. Yoongi mimowolnie się spiął, ale blondyn wykazał zupełnie odwrotną reakcję – cały się rozpromienił, po czym, zostawiwszy swoich zdezorientowanych towarzyszy przy kontuarze, ruszył w stronę Yoongiego.

Yoongi poczuł wzbierającą w sobie panikę, ale był mistrzem tłumienia swoich emocji, więc na zewnątrz wyglądał na zupełnie zrelaksowanego i obojętnego. Jimin dotarł do jego stolika i znów uśmiechnął się promiennie. Ten uśmiech był tak uroczy i doskonały, że Yoongi miał ochotę przesłonić dłonią oczy, jakby patrzył prosto w światło.

— Cześć, Yoongi-sunbaenim. Mogę się przysiąść? — spytała omega lekkim tonem, jakby nie widziała, ani nie wyczuwała, że wszystkie obecne osoby w kawiarni się na nich gapią.

Sam Yoongi wpatrywał się w Jimina z czystym niedowierzaniem. Miał ochotę powiedzieć „słucham?", bo nie był pewien czy na pewno dobrze usłyszał. Od kiedy Park Jimin zniżał się do poziomu jakiejś szarej, nic nieznaczącej bety? Co się, do cholery, dzieje?

— Właściwie to zaraz wychodzę, mam zajęcia... — wydusił z siebie starszy, siląc się na zdawkowy ton.

— Och, nie szkodzi, dostanę tylko kawę i odprowadzę cię! — powiedział radośnie Jimin, po czym wrócił pośpiesznie do kontuaru, gdzie jego przyjaciele natychmiast zasypali go pytaniami ze skonsternowanymi minami.

Yoongi zaś siedział nadal na swoim miejscu, starając się przetworzyć aktualną sytuację, ale miał z tym spore trudności. Dlaczego Jimin podszedł do niego, chciał z nim usiąść, a teraz nawet sam zaproponował, że będzie mu towarzyszyć w drodze na zajęcia? Przecież rozmawiali dosłownie jeden raz w bibliotece. Nie sądził, że od tego momentu coś ich nagle łączy.

Nim się obejrzał, Jimin wrócił ze swoim własnym papierowym kubeczkiem i tym samym promiennym uśmiechem.

— Jestem gotowy do wyjścia, sunabenim — zameldował pogodnym tonem.

Yoongi musiał wreszcie ruszyć się ze swojego siedzenia. Założył kurtkę, zarzucił torbę na ramię, wziął swoją kawę i wyszedł, a Jimin wyszedł za nim, niczym kaczuszka za swoją mamą, zostawiając swoich przyjaciół samych w kawiarni. Yoongi mógł przysiąc, że dwie pary czerwonych oczu niemal wypaliły mu dziury w plecach.

Szli razem w ciszy przez parę chwil, sącząc swoje kawy. Zwykle beta nie miała problemów z milczeniem, ale aktualna sytuacja była tak dziwna i niezręczna, że nie potrafiła dłużej wytrzymać.

— Więc? Wytłumaczysz mi, czemu zostawiłeś swoich przyjaciół i idziesz ze mną? — Jak zwykle, wykazał się kompletnym brakiem subtelności. Było to jednak dla niego już tak naturalne, że nawet nad tym nie rozmyślał.

Jimin spojrzał na niego, a jego niebieskie oczy lśniły, niczym dwa szafiry.

— Po prostu chcę spędzić trochę czasu z sunbaenim i lepiej go poznać. — odparł blondyn bez ogródek, w pełni słodkim i niewinnym tonem, trzepocząc przy tym rzęsami.

Yoongi spojrzał na niego z niedowierzaniem.

— Co tak nagle? — wyrzucił z siebie swoje myśli.

Nie wierzył, żeby Park Jimin tak po prostu nabrał chęci na zaprzyjaźnienie się z nim. Z nim? Z tą opryskliwą, przypadkową betą, którą spotkał w bibliotece parę dni temu? I na którą niemal od razu się wściekł? Dlaczego Jimin miałby chcieć bliżej go poznawać?

Yoongi podświadomie węszył jakiś podstęp.

— Po naszej rozmowie w bibliotece pomyślałem, że jesteś naprawdę fajny, subaenim. Dlaczego nie mielibyśmy się bliżej poznać? — wyjaśnił Jimin gładko, nie przestając uśmiechać się anielsko.

Brwi Yoongiego uniosły się tak wysoko, że zniknęły pod jego czarną grzywką.

— Nie sądzisz, że to trochę dziwne?

— „To" czyli co?

— No wiesz, zwykle ludzie tacy jak ty nie zadają się z ludźmi takimi jak ja?

Blondyn wreszcie przestał się uśmiechać i spojrzał na starszego chłopaka ze szczerą dezorientacją na twarzy.

— Co masz na myśli, sunbaenim?

Yoongi parsknął gorzkim śmiechem i zatrzymał się. Dotarli już pod daszek hali wykładowej. Inni studenci schodzili się do niej, rzucając ich dwójce zaskoczone i podejrzliwe spojrzenia.

— Jimin, jesteś najpopularniejszą omegą w całej szkole. Masz wygląd, pieniądze i tonę przyjaciół. Po co miałbyś się ze mną przyjaźnić? Jestem tylko zwykłą betą. — Nie mówił tego tonem pełnym żałości, jakby płakał nad własnym losem. Po prostu mówił wprost, jak wygląda sytuacja.

Ku jego niezmiernemu zaskoczeniu, Jimin spuścił wzrok, a jego policzki oblał różowy rumieniec.

— Sunbaenim myśli, że wyglądam dobrze...? — zapytał nieśmiałym tonem, jakby rozmawiał ze swoim długo stalkowanym crushem, a nie z Yoongim.

Yoongi nie wiedział czy powinien się śmiać czy płakać. Co to w ogóle za reakcja?

— Oczywiście, że wyglądasz dobrze. Zawsze wyglądasz dobrze — odpowiedział nieco zirytowany, bo to nie była pora na łowienie komplementów! On chciał poważnie porozmawiać!

Jimin zarumienił się jeszcze bardziej, przykładając dłonie do czerwonych policzków, jak główne bohaterki tych wszystkich łzawych dram... Yoongi prawie nie mógł uwierzyć w to, czego był świadkiem.

— Dziękuję, sunbaenim... — Dosłownie wyglądał jak onieśmielona protagonistka dramy, brakowało tylko, by zatknął sobie kosmyk włosów za ucho w zawstydzeniu. — A co do tego, co powiedziałeś... Nie szufladkuję swoich przyjaciół w żaden sposób — uniósł wzrok i siła jego magnetycznych, błękitnych oczu wbiła Yoongiego w chodnik. — Polubiłem cię, dlatego chcę cię bliżej poznać i spędzać z tobą więcej czasu, sunbaenim.

— Jak mogłeś mnie polubić, jeśli spotkaliśmy się i rozmawialiśmy wcześniej tylko raz? — zakwestionowała beta z pełnym niedowierzaniem.

— I ten jeden raz wystarczył. Od bardzo dawno nie rozmawiałem z nikim tak, jak wtedy z tobą, więc nie chcę, żeby tamten raz był ostatni — w spojrzeniu młodszego nie było ani uncji wahania. Doskonale wiedział, czego chciał i zamierzał po to sięgnąć.

Yoongi z paniką zauważył, że jego uszy robią się gorące, jakby wpełzał na nie rumieniec. A przecież on się nie rumienił... nigdy. To zdecydowanie znak, by zastosować taktyczny odwrót.

— Wykład zaraz się zaczyna, muszę iść... — wydukał, wskazując głową na otwarte drzwi, obok których stali.

Cała ciężka atmosfera między nimi nagle się rozwiała. Jimin znów uśmiechnął się, ukazując wszystkie swoje białe, idealnie proste zęby.

— W takim razie do zobaczenia później, sunbaenim! — pożegnał się radośnie, po czym skierował się w kierunku sali, w której sam miał zajęcia.

Yoongi patrzył za nim dobrą minutę, wciąż nie mogąc uwierzyć, że ta rozmowa rzeczywiście miała miejsce. Co się nagle zaczęło dziać w jego szarym, monotonnym życiu?

×

Następnego dnia Yoongi szedł kampusem jak zawsze, nie wadząc nikomu i nie zwracając niczyjej uwagi. Na uszach miał słuchawki, a w nich leciał podcast o różnych zatrważających medycznych przypadkach. Z jakiegoś powodu rozwinął w sobie trudne do wytłumaczenia zainteresowanie medycyną, słuchał o różnych przypadkach, oglądał seriale medyczne, czytał książki. Sam nigdy nie mógłby być chirurgiem, bo myśl o rozcinaniu kogoś przyprawiała go o mdłości, ale nic nie stało mu na przeszkodzie by się tym interesować.

Sala wykładowa była dosłownie dziesięć metrów przed nim, kiedy nagle poczuł, jak ktoś chwyta go delikatnie za ramię. Natychmiast odskoczył, obrócił się i zsunął słuchawki z sercem bijącym szybko.

Z jakiegoś powodu nie poczuł zaskoczenia, kiedy jego oczy napotkały błękitne tęczówki Park Jimina. Nawet z samego rana omega wyglądała zjawiskowo. Blond loki artystycznie rozczochrane, gładka nieskazitelna twarz, zarumienione od zimna policzki i pełne wargi. Rumiana buzia Jimina tonęła w grubym, ciepłym, jasnoszarym szaliku, który miał owinięty wokół szyi.

— Dzień dobry, sunbaenim! — przywitał się radośnie blondyn, a siła jego promiennego uśmiechu została stłumiona przez szalik.

Yoongi pomyślał, że gdyby był memem, nad jego głową pokazałby się właśnie znaczek loadingu, bo przyswojenie urody Park Jimina tak wcześnie rano nie należało do łatwych zadań, przynajmniej dla mózgu Mina.

— Eee... hej. — Jak zawsze wyszło mu gładko, jak po maśle. Plus sto do charyzmy.

— Tak sobie pomyślałem — Jimin od razu przeszedł do rzeczy — może pójdziemy gdzieś dzisiaj po zajęciach? Na przykład na kolację?

Park Jimin zdecydowanie nie owijał w bawełnę.

Ta śmiała propozycja tak zbiła Yoongiego z tropu, że gapił się na młodszego dobre kilkanaście sekund, zanim był w stanie w ogóle skleić jakieś litery w słowa.

— Uch... gdzie? — Szczerze mówiąc, czuł się w tym momencie naprawdę przytłoczony. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że wciąż był nie do końca przytomny, Park Jimin wyglądał jak bohater dramy, a nie prawdziwy człowiek i do tego wszyscy przechodzący studenci się na nich gapili.

Zachwycony tym, że Yoongi nie odmówił, blondyn uśmiechnął się szerzej i powiedział z zapałem:

— Niedaleko jest super japońska restauracja, może tam pójdziemy? Pokażę ci drogę!

Zanim Yoongi zdążył przetworzyć te słowa, u boku Jimina pojawiła się inna osoba. A był to Kim Taehyung. Poza tym, że miał delikatnie rozczochrane włosy i ledwie widoczne ślady cieni pod oczami, on również wyglądał jak milion dolarów. Doprawdy, dlaczego tylko Yoongi wstając z łóżka o pieprzonej szóstej rano wyglądał jak spuchnięta żaba? Co było nie tak z tymi ludźmi?

— Jiminnie, mieliśmy jeszcze iść po kawę przed zajęciami, zostało niecałe dwadzieścia minut — zwrócił się do swojego przyjaciela łagodnym głosem, ale gdy rzucił Yoongiemu oceniające spojrzenie, jego czerwone oczy były zimne jak dwa lodowe ostrza.

— Och, tak! Przepraszam, Tae, już idę — powiedział Jimin, klepiąc alfę uspokajająco po ramieniu. Zwrócił się na powrót do Yoongiego. — Sunbaenim, o której dziś kończysz zajęcia?

— Po piętnastej... — odparł Yoongi automatycznie, starając się za wszelką cenę unikać oczu Taehyunga.

Yoongi doskonale znał zalety i wady bycia betą. Dlatego też bardzo dobrze wiedział, że stawanie do pojedynku na spojrzenia z alfą nie ma najmniejszego sensu i tylko by się ośmieszył.

— To przyjdę po ciebie! Do zobaczenia, sunbaenim! — Jimin pomachał mu na pożegnanie, po czym odszedł z Taehyungiem.

Brunet skinął mu tylko głową, nie ufając swojemu głosowi, po czym szybkim krokiem ruszył w kierunku drzwi sali wykładowej, próbując zejść z oczu wszystkim obecnym, którzy obserwowali tę scenę.

Przysięgam, Park Jimin będzie moją śmiercią, pomyślał z rezygnacją, czując jakąś dziwną, niezidentyfikowaną sensację w klatce piersiowej.

×

Park Jimin nie rzucał słów na wiatr. Rzeczywiście, czekał na Yoongiego przed salą wykładową. Yoongi wolał nawet nie myśleć, skąd omega wiedziała, w której z nich go szukać.

Poszli zatem ramię w ramię w kierunku wyjścia z kampusu. Na początku rozmowa zupełnie się nie kleiła. Ciężko, by było inaczej, skoro Yoongi był dosłownie drewnem w relacjach z nowymi ludźmi. Czasami jedynie miał napady rozpaczliwej odwagi i potrafił sypnąć jakimś cool tekstem, ale poza takimi sytuacjami był zazwyczaj cichy i nie lubił zaczynać rozmowy.

Park Jimin o dziwo również okazał się o wiele mniej gadatliwy, niż się Yoongiemu wydawało. Zadał jedynie parę grzecznościowych pytań miękkim głosem, po czym zamilkł. Cała droga do restauracji była zatem cicha i właściwie, po paru minutach, żadnemu z nich już to nie przeszkadzało.

Rozkręcili się dopiero, gdy już na miejscu postawiono przed nimi jedzenie. Zaczęli rozmawiać o swoich zainteresowaniach, powodach, dla których studiowali ten, a nie inny kierunek, swojej przeszłości. Rozmowa płynęła zaskakująco gładko. Nic nie było wymuszone, a Jimin zachichotał nawet na parę jego sarkastycznych, suchych jak wiór, żartów.

Jeśli przed tym obiadem Yoongi nie był pewien, co myśleć o Park Jiminie, po nim zdecydowanie mógł powiedzieć, że go polubił. Jimin był niezwykle przyjemnym rozmówcą. Zawsze słuchał tego, co starszy miał do powiedzenia, nie przerywał, nie wcinał się i w równej proporcji uczestniczył w dialogu.

Dowiedział się również, że Jimin tańczył już od dziecka. Całą podstawówkę i większość gimnazjum brał lekcje baletu w prywatnej szkole, ale idąc do liceum postanowił zmienić kierunek bardziej w stronę tańca współczesnego i dopiero w nim odnalazł prawdziwą pasję.

Poza tym, Jimin rzeczywiście przyjaźnił się z Taehyungiem i Jeonggukiem od dzieciństwa. Matki całej trójki również były przyjaciółkami, więc oczywiście, ich synowie musieli spędzać ze sobą mnóstwo czasu jako dzieci. Do trzeciej klasy podstawówki nie byli jednak ze sobą zbyt blisko. Dopiero gdy Jimin poważnie zachorował i musiał być hospitalizowany, ich więź została prawdziwie umocniona. Jeongguk płakał za każdym razem, gdy musiał odejść od łóżka Jimina, a Taehyung manifestował swój sprzeciw wobec opuszczania boku przyjaciela odmawiając jedzenia czegokolwiek. Od tamtej chwili byli nierozłączni.

Do tego Jimin nie lubił słodzonych napojów, zdecydowanie preferował herbatę od kawy, uwielbiał bubble tea o smaku liczi, kochał ostre jedzenie i nienawidził diety, mimo że jako tancerz musiał się jej trzymać.

Takie małe rzeczy, ale sprawiły, że Yoongi w swoich oczach zaczął rzeczywiście postrzegać Jimina jako prawdziwą osobę, a nie jakiś nieosiągalny, astralny byt, na który może tylko patrzeć z pewnej odległości.

To spotkanie było z pewnością przełomowe.

Przez następny tydzień wpadali na siebie niemal codziennie... Albo raczej to Jimin jakimś cudem zawsze wiedział, gdzie szukać Yoongiego. Wyszli jeszcze na dwa inne posiłki tylko w dwójkę i były one równie udane jak pierwszy.

Serce bety stopniowo ogrzewało się dla Jimina, ale dalej trzymała pewien dystans między nimi. Nie było to jednak nic niespodziewanego. Yoongi był zwykle bardzo ostrożny w kontaktach z innymi, zwłaszcza jeśli nie znał jeszcze tej osoby zbyt dobrze. W końcu lepiej zapobiegać, niż leczyć.

Jimin nie był jednak natarczywy. Dawał Yoongiemu całą potrzebną mu przestrzeń, jakby rozumiał bez słów w jaki sposób działa jego umysł. Starszy przypisywał to instynktowi omegi w Jiminie, bo sam zauważył to również u Jina. Nieważne jak bardzo Kim Seokjin potrafił być nietaktowny, umiał bezbłędnie odczytywać aurę innych ludzi i był doskonałym pocieszycielem.

Życie Yoongiego po raz pierwszy zaczęło nabierać kolorów innych niż różne odcienie szarości i szczerze mówiąc, nie miał pojęcia jak sobie z tym radzić. Wciąż nie rozumiał, czemu Park Jimin zainteresował się jego niewyróżniającą się niczym osobą, ale im więcej czasu z nim spędzał, tym mniej się nad tym zastanawiał.

To jest... do pewnego czwartkowego popołudnia.

Yoongi szedł sobie spokojnie do kawiarni w przerwie między zajęciami. Jimin spamował mu wiadomościami na KakoTalk odkąd obaj wymienili się swoimi ID. Wysyłał mu mnóstwo memów oraz do każdej wiadomości tekstowej dodawał jakąś słodką emotikonę. Odpisywał mu właśnie na ostatnią wiadomość, gdy nagle poczuł szarpnięcie za kurtkę w okolicach pleców.

Nie zdążył nawet wydać z siebie żadnego dźwięku, gdy został dość niedelikatnie dociśnięty do ceglanej ściany między jedną salą wykładową, a drugą. Pierwszą rzeczą jaką zauważył była para płonących, czerwonych oczu, która dosłownie przygważdżała go w miejscu.

Z opóźnieniem zdał sobie sprawę, że do muru przygniata go Jeon Jeongguk, jeden z przyjaciół Jimina. Jego aura była iście złowróżbna, Yoongi mógł niemal udusić się pod naporem naciskającej na niego dominacji młodszej alfy.

— C-co robisz? — wykrztusił ledwo przez zaciśnięte gardło, starając się uciec swoimi własnymi złotymi oczami gdzieś w bok, żeby unieść choć trochę ciężar dominacji, który został na niego nałożony.

— Kim jesteś i czemu kręcisz się wokół Jimina? — warknął Jeongguk, a chociaż starał się brzmieć groźnie, Yoongi nie mógł nie zauważyć, że głos chłopaka (który słyszał właściwie pierwszy raz w życiu) jest dość melodyjny i miękki. Z pewnością nie pasował do imidżu metalowca-buntownika, który alfa sobie wykreowała.

— Czemu kręcę się wokół- To on kręci się wokół mnie! Puść! — Teraz to Yoongi się zdenerwował. Wiedział, że w starciu z alfą nie ma najmniejszych szans, ale nadal mógł stawiać opór.

Niestety, szybko wyszło na jaw, że Jeon Jeongguk jest po prostu fizycznie silniejszy od niego i nieważne, jak mocno Yoongi próbował go odepchnąć, nic to nie dawało. Pieprzony dzieciak i jego pieprzone mięśnie...

— Nie kłam — fuknął młodszy, potrząsając głową, by strzepnąć przydługie kosmyki ciemnych włosów, które zsunęły mu się na oczy. — Czego chcesz od Jimina? Co zrobiłeś, że nagle tak się tobą zainteresował?

— Może zamiast zastraszać niewinnych ludzi najpierw spytasz swojego przyjaciela?! — Yoongi wypowiedział te słowa niemal na ostatnim tchnieniu, bo przedramię Jeongguka dociskało się do jego gardła, przez co ciężko było mu oddychać, a co dopiero mówić.

Jeongguk przyjrzał się mu uważnie i na czerwieniejącej twarzy starszego musiał coś wyczytać, bo w końcu puścił go i cofnął się o krok. Yoongi wziął głęboki oddech, cicho kaszląc, bo naprawdę – Jeon porządnie go przydusił.

— Ja i Tae próbowaliśmy go pytać... ale nie chce nic mówić. — wyznał Jeongguk, wciąż uważnie przyglądając się becie przed sobą. — Więc pomyśleliśmy, że zapytamy ciebie.

— „Zapytamy", jasne... — wydyszał Yoongi, masując swoje gardło. — Słuchaj, nie mam pojęcia czemu Jimin chce spędzać ze mną czas. Dla mnie to taki sam szok jak dla was — uniósł głowę i odważnie spojrzał alfie w oczy. — Skoro Jimin nie chce wam nic powiedzieć, to może ma jakiś powód. Pomyśleliście o tym? Nie sądzę, żeby napadanie na mnie było tym, czego by chciał.

Jeongguk spojrzał na niego z czystym zaskoczeniem. Nie był przyzwyczajony do tego, że bety mu dogadują. Ba! To była pierwsza taka sytuacja w jego życiu. Wszystkie bety jakie do tej pory spotkał były zawsze grzeczne i ulegle spuszczały wzrok pod naporem jego oczu.

— Poza tym — Yoongi wyprostował się i wygładził poły swojej pomiętej kurtki, po czym spojrzał na alfę jeszcze twardszym wzrokiem tak, że jego tęczówki bardziej przypominały lite złoto, niż płynny miód — jestem starszy od ciebie o całe pięć lat i nie obchodzi mnie, że jesteś alfą. Powinieneś okazać mi szacunek, hubae.

Młodszy aż rozdziawił usta, bo nie spodziewał się takiego stanowczego tonu. Nigdy nie został sprowadzony na swoje miejsce przez betę... Jego instynkty alfy chciały odruchowo podporządkować sobie niższą w hierarchii jednostkę, ale sęk w tym... że Yoongi miał rację. Rzeczywiście, niezależnie od roli biologicznej, Jeongguk był jego hubae i powinien zachowywać się przy nim przyzwoicie.

Skłonił się zatem lekko, spuszczając wzrok, przez co poczuł się strasznie upokorzony.

— Przepraszam za moje zachowanie, sunbaenim — te słowa ciężko przeszły mu przez gardło, ale zdołał je powiedzieć.

Yoongi skinął głową, przyjmując przeprosiny.

— Wracając do tematu... nic nie wiem o powodzie nagłego zainteresowania Jimina moją osobą. Po prostu z nim rozmawiam. Jeśli ty i Kim Taehyung chcecie dowiedzieć się czegoś więcej to naciskajcie na swojego przyjaciela — powiedział starszy chłodnym głosem.

Po tych słowach szybko dał nogę z zacienionej alejki, zostawiając Jeongguka samego z konsternacją na twarzy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro