Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

01. Gbur-sunbaenim

Shori: Witajcie moi drodzy po dłuuuuuugiej przerwie!

Watershed będzie krótkim, uroczym opowiadaniem, planuję około 6-7 rozdziałów, wszystkie podobnej długości do tego lub dłuższe. Większość jest już napisana, także nie musicie się martwić, że porzucę fika w połowie i nigdy go nie dokończę xD

Inspiracją do napisania tego było głównie to, że przeczytałam jakiś czas temu "come to me, my alfa" i stwierdziłam, że to najgorsze gówno jakie wyszło spod moich rąk xD Dlatego postanowiłam napisać nowe, lepsze omegaverse.

To ff jest również upustem dla mojej frustracji faktem, że w zdecydowanej większości omegaverse bety są spychane na margines albo nawet w ogóle nie istnieją. Koniec tego!

Mam nadzieję, że się wam spodoba. Miłego czytania!



Kiedy myślisz o świecie, gdzie ludzie dzielą się na trzy podrzędne płcie – bety, alfy i omegi – które z nich wydają ci się najbardziej interesujące?

Może alfy, które rodzą się z naturalną umiejętnością przewodnictwa i dominacji. To opiekunowie, obrońcy oraz niestety często też oprawcy, nie zawsze z ich własnej woli. Dwa do trzech razy w ciągu roku przechodzą rutynę, która wiąże się z ich naturalnym instynktem rozmnażania oraz przekazania swoich genów kolejnemu pokoleniu. Są wówczas niesamowicie pobudzone pod każdym możliwym względem i lepiej, żeby nie opuszczały domu dla bezpieczeństwa swojego i innych.

A może uważasz za interesujące omegi – powszechnie uwielbiane z powodu ich (zwykle) delikatnej, uległej natury, niesamowitej zdolności do kojenia nerwów, stresu lub innych negatywnych emocji. Niestety, przez istniejącą w ich genach uległość często nie potrafią się bronić, w wyniku czego stają się ofiarami. Dwa do trzech razy w ciągu roku przechodzą przez ruję, która wiąże się z ich naturalnym instynktem rozmnażania oraz przekazania swoich genów kolejnemu pokoleniu. Są wówczas bardzo wrażliwe na dotyk, zapachy oraz pobudzone pod każdym możliwym względem i lepiej, żeby nie opuszczały domu dla własnego bezpieczeństwa.

Czyż z tych krótkich opisów nie wynika, że alfy i omegi są dosłownie stworzone do bycia razem? Czyż nie są doskonałymi partnerami, których wspólne przeznaczenie zapisane jest w gwiazdach?

Cóż, społeczeństwo oraz media również myślą w ten sposób. Skoro istnieją alfy i omegi to po co ktoś jeszcze? Komu potrzebne są jakieś osoby trzecie?

A jednak. Bety istnieją, mają się dobrze i stanowią nieco ponad pięćdziesiąt procent społeczeństwa tak, że trudno jest nie trafić na jakąś betę na każdym możliwym kroku. Informatyk naprawiający sprzęty elektroniczne? To z pewnością beta. Adwokat chroniący klientów na sali rozpraw? Kolejna beta. Lekarz specjalista? Beta.

Czym zatem bety różnią się od alf i omeg. Można powiedzieć... że wszystkim. Bety nie przechodzą rui, rutyny ani żadnego innego okresu, podczas którego ich płodność jest wzmożona i odczuwają naturalny popęd do rozmnażania. Bety nie mają również niesamowicie czułych nosów lub uszu, którymi mogą pochwalić się alfy i omegi. Ich zapachy często są stonowane i nie przykuwają większej uwagi. Mówiąc prościej, są najzwyklejszymi na świecie ludźmi. Oczywiście, każda z nich ma swój indywidualny charakter, ale wszystkie sprowadzają się do jednego stwierdzenia – nic specjalnego. Nie jest dla nich przewidziana miłość zapisana w gwiazdach. Nie grają głównych ról w filmach, serialach czy książkach. Nie przodują wśród znanych celebrytów i influencerów.

Są po prostu szarym tłumem. Statystami w komedii romantycznej, w której robią tło dla pierwszoplanowych bohaterów.

Min Yoongi już dawno pogodził się z tym stanem rzeczy. Jako dzieciak, choć nigdy za nic w świecie by się do tego nie przyznał, marzył po cichu, że przedstawi się jako alfa, znajdzie swojego przeznaczonego partnera omega, będą dla siebie stworzeni i utworzą szczęśliwą, kochającą się rodzinę. Prawie dwadzieścia lat później, Yoongi niemal nie mógł uwierzyć, jak naiwne potrafią być czasem dzieci. Oboje jego rodzice byli betami, podobnie jak ich rodzice. Oczywiście, że on również przedstawił się jako beta.

Choć nigdy nie pragnął zwróconej w jego stronę uwagi ani padającego na niego światła reflektorów, jak każdy marzył, by jego życie było choć trochę interesujące. By miał kiedykolwiek co opowiadać swoim dzieciom czy wnukom. Ba, żeby chociaż samemu mieć, co wspominać! Lecz niestety, kilka dni po jego dziewiętnastych urodzinach obudził się pewnego sobotniego ranka, gotów ogarnąć się i iść do pracy, kiedy zorientował się, że jego węch oraz słuch są nieco ostrzejsze niż wcześniej. A kiedy podszedł do lustra, spojrzał sobie w oczy i zobaczył parę miodowozłotych tęczówek, wskazujących bez wątpienia na betę, miał ochotę uderzyć czołem o szklaną taflę i najlepiej zginąć przy tym na miejscu.

Czy jego rodzice byli tym zaskoczeni? Nie. Czy jego przyjaciele byli tym zaskoczeni? Również nie. Sam Yoongi nie był tym zaskoczony. Był jedynie tak strasznie, strasznie rozczarowany.

Żegnaj, miłości zapisana w gwiazdach i potencjalnie interesujące życie, pomyślał w tamtym momencie gorzko, a gorycz ta przeżarła się do samego rdzenia jego istoty.

Od tej chwili minęło sześć lat.

Yoongi ledwo zdał egzamin końcowy w swoim liceum, ledwo dostał się na wybrany przez siebie kierunek na uniwersytecie i ledwo utrzymał się na nim aż do ostatniego roku, który aktualnie odbywał. Jego życie było pasmem szarej, nudnej codzienności, przecinanej od czasu do czasu jakimiś szczęśliwymi bądź okropnymi sytuacjami. Nawet po tym, jak zamieszkał w akademiku nic niesamowitego się nie działo. Jego współlokator był alfą, ale bardzo spokojną oraz dojrzałą, dzięki czemu nigdy nie mieli ze sobą żadnych problemów.

Uczelnie zazwyczaj łączyły w akademikach bety z omegami lub alfami. Wynikało to ze zwykłej ostrożności. Dwie alfy w jednym pokoju łatwo stawały się terytorialne względem siebie, co prowadziło do ciągłych spięć, a czasem nawet do przemocy fizycznej. Dwie omegi z reguły nie stanowiły problemu, lecz w przypadku zagrożenia obie pozostawały bezbronne i lepiej było temu zapobiegać. Alfa i omega razem w pokoju to opcja całkowicie wykluczona z wiadomych względów. Natomiast bety? Bety były zwykle bezproblemowe i neutralne zarówno dla alf, jak i dla omeg, więc stanowiły doskonały punkt pośredni.

W ten sposób ostatni rok studiów płynął Yoongiemu szybko i monotonnie, nie zapowiadając ogromnej zmiany, która miała nastąpić w jego życiu w jedno zimne, styczniowe popołudnie.

×

Wtorek ostatniego tygodnia stycznia zaczął się dla Yoongiego jak każdy inny normalny dzień. Wstał, umył zęby, twarz, ogarnął włosy, ubrał się, porozmawiał chwilę z Namjoonem (współlokatorem), poszedł na zajęcia, robił notatki, zjadł lunch w kawiarni na kampusie, rozmyślał przez moment czy chce mu się pójść do biblioteki trochę powkuwać do testu z obsługi urządzeń poligraficznych, aż wreszcie westchnął ciężko, wziął swoje rzeczy i skierował kroki, w kierunku uniwersyteckiej biblioteki publicznej. Często w niej bywał. Biblioteka była duża z wieloma potencjalnymi miejscami do siedzenia, można było również łatwo się w niej schować za wysokimi półkami książek. Z niesmakiem Yoongi wspomniał jak nie raz i nie dwa natknął się w swojej ukochanej oazie spokoju na pary alf i omeg, obściskujących się gdzieś w kącie alejki. Zazwyczaj starał się wymazać takie obrazy natychmiast ze swojej pamięci, ale wracały uparcie do niego w najmniej pożądanych momentach.

Skierował kroki do swojego ulubionego miejsca – dokładnie po środku pomieszczenia, między działem poezji i działem historycznej literatury pięknej. Znajdowała się tam okrągła, wypełniona piaskopodobnym materiałem pufa, na której zwykle siadał. Wątpił, żeby ktoś wiedział nawet o istnieniu tej pufy, bo spójrzmy prawdziwe w oczy... kto normalny idzie prosto na dział historycznej literatury pięknej?

Dlatego jakie było jego zdziwienie, kiedy po skręceniu w odpowiednią alejkę, zobaczył postać skuloną na kolorowej pufie. Był to blondwłosy chłopiec, ukrywający twarz w dłoniach i słyszalnie chlipiący w nie żałośnie.

Yoongi zawahał się przez moment. Powinien się wycofać? Niezbyt dobrze radził sobie z płaczącymi ludźmi, nie umiał pocieszać innych i nigdy nie wykazywał chęci nauki tej umiejętności. Yoongi nie lubił również zmieniać ustalonych już wcześniej planów, dlatego myśl o opuszczeniu biblioteki lub znalezienia sobie innego miejsca zostawiała kwaśny posmak na jego języku. Postanowiwszy zatem wziąć się w garść i skonfrontować z nieznajomym, ruszył naprzód.

Jako beta jego zapach waniliowej kawy był ledwo wyczuwalny, dlatego blondwłosy chłopiec zauważył, że nie jest w alejce sam dopiero, kiedy Yoongi stanął tuż przed nim. Podniósł głowę.

Yoongi już miał się odezwać, ale dosłownie zaniemówił, kiedy zorientował się, że patrzy prosto w mokre, zaszklone, błękitne oczy Park Jimina – najpopularniejszej, najgorętszej i najbardziej rozchwytywanej omegi na swoim roku, albo i nawet na całym uniwerku. Yoongi nigdy z nim nie rozmawiał... ba, widział go ledwie parę razy. Jimin zwykle otoczony był towarzystwem alf i innych omeg, które podążały za nim, niczym pszczoły za swoją królową, rzadko zostawiając go samego. A tu proszę... Dlaczego ktoś taki jak Park Jimin siedział sam między półkami książek w bibliotece na kampusie i wypłakiwał sobie oczy?

Yoongi był tak zaskoczony, że nim zdążył się nad tym zastanowić, powiedział po prostu dokładnie to, co myślał:

— Park Jimin? Czemu siedzisz tu sam i ryczysz? — Oczywiście, sto procent empatii i subtelności.

Omega gapiła się na niego przez chwilę wielkimi oczami, w których nadal lśniły łzy, nim wreszcie ocknęła się ze stanu otępienia i podniosła się gwałtownie z pufy. Jimin spojrzał uważnie na nieznajomego przed sobą, próbując skojarzyć czy kiedyś go widział i jednocześnie ocierając własne oczy dłońmi. Zwykle miał dobrą pamięć do twarzy, ale te kocie oczy, okrągły, płaski nos i blada cera nic mu nie mówiły.

— My się skądś znamy? — spytał nieco zachrypniętym od płaczu głosem, wciąż uważnie lustrując Yoongiego.

Wyczuwał słaby zapach czegoś słodkiego od drugiego mężczyzny, ale nawet z niewielkiej odległości półtora metra nie potrafił powiedzieć, co to dokładnie za woń. Miał przez to ochotę podejść bliżej, żeby się przekonać.

— Wątpię. — odpowiedział tylko krótko Yoongi. Zwykle w sytuacjach stresowych i dla niego wysoce niekomfortowych jak ta, jego mózg przechodził w tryb ciętej defensywy przez co mógł wydawać się oschły, a nawet opryskliwy. — Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.

— A powinienem na nie odpowiadać? — odbił piłeczkę blondyn, zaskakująco chłodnym głosem. Wciąż był nieco roztrzęsiony, drżały mu dłonie, dlatego schował je w przepastnych rękawach dużego, wełnianego swetra, który miał na sobie.

— Więc uważasz, że zamiast porozmawiać lepiej jest schować się w bibliotece i płakać w samotności? — spytał Yoongi, unosząc brew. Jego ton nie był oceniający, ale z pewnością zawierał nutkę sarkastycznego rozbawienia.

Teraz Jimin był już naprawdę zirytowany. Kim był ten randomowy facet, który przyszedł sobie ot tak do jego kryjówki i miał czelność krytykować go w takim momencie?

— Nawet jeśli tak, to co? To nie twoja sprawa! — sarknęła omega, wściekle potrząsając głową.

— Nie moja. — zgodził się Yoongi bez najmniejszych oporów, czym zbił Jimina z tropu. — Ale zgaduję, że to coś, o czym nie możesz porozmawiać z jednym ze swoich wielu przyjaciół, skoro siedzisz tu sam.

Prawda była taka, że trafił w punkt i Jimin nie wiedział jak się z tym czuć. Zacisnął swoje pełne wargi, wyraźnie zdenerwowany.

— Nie sądzę, żeby beta zrozumiała ten problem. — stwierdził zimno, zerkając dla pewności raz jeszcze na złociste oczy chłopaka przed nim.

Teraz to w Yoongim wezbrała irytacja.

— Skoro tak sądzisz to znak, że nigdy nie byłeś blisko z żadną betą — odparł tonem zimniejszym, niż wiatr za oknem, aż zmroził kości Jimina, którego błękitne oczy rozszerzyły się.

Rzadko kiedy otrzymywał od innych ludzi takie zdystansowane traktowanie, zwykle wszyscy wokół niego skakali i orbitowali, niczym satelity wokół swojej planety. Najczęściej niemiłe dla niego były tylko inne omegi, które były po prostu zazdrosne o jego urodę i popularność. Ale beta? Szczerze mówiąc, nie spotkał chyba jeszcze nigdy nieuprzejmej bety. Wszystkie z nich zawsze były grzeczne, usłużne i profesjonalne. Nigdy nie sądził, że beta może zwrócić się do niego w taki sposób.

— Dobrze. Skoro tak uważasz to płacz tu sobie w samotności, biedna, nierozumiana omego — dodał sarkastycznie Yoongi po chwili ciszy i obrócił się na pięcie, żeby odejść.

Jimin patrzył przez chwilę, jak starszy odchodzi, nim nagle coś go napadło i zawołał cicho:

— Hej, zaczekaj, gburze-sunbaenim — nie mógł się powstrzymać przed nazwaniem go tak i ani trochę tego nie żałował. Rzadko miał zresztą okazję do zachowywania się w ten sposób. Na co dzień przy innych ludziach utrzymywał swoją słodką, potulną fasadę. Potrafiło być to czasem męczące.

— Co? — warknął Yoongi, spoglądając na blondyna przez ramię.

— Właściwie skoro już tu jesteś, to mogę z tobą porozmawiać.

— Och? Skąd ta nagła zmiana zdania? Czy nie powiedziałeś właśnie, że taka głupia beta jak ja nie będzie w stanie zrozumieć twojego problemu? — Sarkazm lał się z języka Yoongiego jak strumień, ale nic nie mógł na to poradzić. Taki już po prostu był. Zapewne dlatego miał tak niewielu przyjaciół.

— Może nie zrozumiesz mojego problemu, ale jako osoba postronna... może będziesz mieć inną opinię, niż moi przyjaciele — głos Jimina zrobił się o wiele cichszy i łagodniejszy. Nie patrzył też już na betę, tylko na podłogę pod jej stopami.

Yoongi przeszywał go wzrokiem dobre parę sekund, nim wreszcie wypuścił głębokie westchnienie. Podszedł nieco bliżej omegi, rzucił torbę na podłogę, a sam usiadł obok, opierając łokcie na zgiętych kolanach.

— No to opowiadaj, panie omego.

— Nie nazywaj mnie tak.

— Wolisz „panie nierozumiana, rozpaczająca omego"?

— Nie. Jimin wystarczy. — burknął blondyn, samemu osuwając się z powrotem na pufę. — Może powiesz mi jak masz na imię, gburze-sunbaenim?

— „Gbur-sunbaenim" całkiem pasuje. — parsknął cicho, a Jimin zdziwił się, że rzeczywiście ma poczucie humoru. — Nazywam się Min Yoongi. Ostatni rok specjalizacji Grafika Projektowego.

Tak jak Jimin myślał – był to jego sunbae. I to starszy aż dwa lata. Yoongi wyglądał dość młodo jak na dwadzieścia pięć lat.

— Park Jimin. Trzeci rok kierunku Taniec Współczesny.

— Wiem, kim jesteś. Ciężko o osobę na tym kampusie, która cię nie zna — stwierdził tylko Yoongi bez ogródek. Nie mówił tego, by połechtać i tak już zdecydowanie zbyt duże ego omegi. Po prostu stwierdzał fakt.

— Czy mam to przyjąć jako komplement? — Oczywiście, Park Jimin nie może poddać się tak łatwo. Nawet lekko uśmiechnął się do starszego. Większość alf z tego uniwersytetu miałaby już pewnie zawał na ten widok.

— Raczej nie. Osobiście oszalałbym, gdybym był na twoim miejscu — odparł Yoongi grobowym tonem, z łatwością ścierając uśmiech z twarzy omegi.

— W sensie?

— No wiesz, ciągła uwaga skupiona na tobie, nie możesz popełnić żadnego błędu bez wzbudzenia miliona plotek na swój temat. Brzmi przerażająco.

Wargi Jimina mimowolnie rozchyliły się ze zdziwienia. Kiedy ktoś ostatni raz powiedział mu coś takiego? Chyba kiedy był w gimnazjum, a jedna z zawistnych mu w tamtym czasie koleżanek z klasy postanowiła powypisywać na tablicy okropne obelgi na jego temat. Wtedy schował się w pustym kantorku woźnego razem ze swoim najlepszym przyjacielem Taehyungiem i płakał w jego ramię.

— T-to... nie zawsze jest tak źle... większość czasu po prostu o tym nie myślę. — odparł blondyn miękkim, cichym głosem, nie patrząc na Yoongiego.

— I tak nie zazdroszczę. Więc? Co to za problem, którego jako beta nie jestem w stanie pojąć? — Jego ton przestał być taki okrutnie sarkastyczny. Słyszalnie złagodniał i przyjął raczej przyjaźnie drażliwą manierę.

Jimin zamilkł na chwilę, myśląc nad tym, jak powinien ubrać w słowa to, co miał do przekazania. W końcu zdecydował się na bezpośredniość.

— Moi rodzice chcą wydać mnie za mąż.

Przez moment panowała cisza, aż nieempatyczny język Yoongiego ponownie dał o sobie znać.

— Och. To chujowo...

Jimin spojrzał na Yoongiego morderczym wzrokiem. Złajał się w myślach za żywienie nadziei, że ten człowiek w jakikolwiek sposób okaże zrozumienie.

— Hej, hej, nie patrz tak na mnie. Mówię serio, to naprawdę chujowo. Twoi rodzice zatrzymali się w dziewiętnastym wieku czy coś? Myślałem, że aranżowane małżeństwa w naszym kraju już nie istnieją. — Yoongi szybko przeskoczył na nowy temat, próbując naprawić swoje faux-pas.

— Prawie nie istnieją. Zwykle mają miejsce tylko między rodzinami takimi, jak moja – które mają własne imperia handlowe i chcą się jeszcze bardziej wzbogacić. — wyjaśnił pozbawionym emocji tonem. Nawet jego niebieskie oczy wydawały się martwe, gdy opowiadał o swojej rodzinie. — Jestem omegą, więc według rodziców nie mogę przejąć rodzinnej firmy po tym, jak tata przejdzie na emeryturę. Mój młodszy brat jeszcze się nie przedstawił, ale wszystko wskazuje na to, że będzie betą. Tata nie chce przekazywać firmy w ręce bety, jest tradycjonalistą, uważa, że alfa w tej roli sprawdzi się najlepiej. Dlatego chcą wydać mnie za kogoś, kto poprowadzi interes.

— I nie masz w tej sprawie nic do powiedzenia? — Yoongiemu nie mieściło się w głowie, że ludzie rzeczywiście traktują swoje dzieci jak karty przetargowe i że to nie jest tylko wątek ze starych książek i filmów.

— Mama mówiła, że do niczego mnie nie zmuszają... ale czuję z ich strony presję. Nawet jeśli tak mówią to oczekują ode mnie, że zgodzę się na to małżeństwo. — odpowiedział wciąż tym samym płaskim, bezuczuciowym głosem.

— W takim razie pieprz to — odparł Yoongi z prostotą, mocnym, stanowczym głosem.

Jimin podniósł głowę i zrobił wielkie oczy na te słowa.

— Słucham?

— Jeśli nie mają zamiaru cię zmusić, a ty tego małżeństwa nie chcesz to czemu masz się na nie zgadzać?

— Przecież to moja powinność jako spadkobiercy-

— Pieprzenie. To nie jest ani powinność twoja, ani twojego młodszego brata. To, że lata temu twoi rodzice, dziadkowie czy ktoś tam zdecydowali się założyć firmę, która akurat dobrze prosperuje, nie oznacza, że ty masz brać za to odpowiedzialność. Nie prosiłeś się na ten świat, nie prosiłeś się też o opiekę, którą twoi rodzice ci okazali. Absolutne minimum wywiązania się z obowiązków rodzicielstwa nie jest powodem do odczuwania za to wdzięczności — Yoongi spojrzał Jiminowi prosto w oczy, a jego własne były ostre i przeszywające, niczym dwa złote sztylety. Jimin poczuł jak mimowolny dreszcz spływa wzdłuż jego kręgosłupa. — Jimin, żyjesz tylko raz. To twoje życie i to ty musisz zdecydować czy chcesz podporządkować je innym czy chcesz robić to, co kochasz z ludźmi, których kochasz. Nie pozwól by wyrzuty sumienia i wymuszone poczucie powinności dyktowały ci, co powinieneś robić.

Jimin siedział jak zamurowany, gapiąc się na Yoongiego z rozdziawionymi ustami. W jego piersi wzbierało jakieś gorące uczucie, którego nie potrafił nazwać.

Wtedy Yoongi uśmiechnął się do niego. Nie był to jednak jeden z sarkastycznych uśmieszków, które Jimin widział wcześniej. Nie. To był pełny, szczery uśmiech, który uroczo odkrywał dziąsła starszego.

Yoongi wyciągnął rękę, po czym poklepał blondyna po głowie jak dziecko.

— Mam nadzieję, że wszystko się dla ciebie ułoży. A teraz muszę iść, nie przyszedłem tutaj na pogaduszki. Do zobaczenia kiedyś — powiedział po prostu na odchodne, znikając zaraz za rogiem jednego z regałów.

Jimin siedział przez dłuższą chwilę w miejscu nie ruszając się... aż wreszcie schował twarz w dłoniach. Jego policzki oblane były ciemnym rumieńcem. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro