rose ; 2
Następnego wieczoru znowu postanawiam odwiedzić park, i tylko może dlatego, że spodziewam się tam Luke'a. Nie było go dziś w szkole, ale nie jest to czymś, co powinno mnie zmartwić, ponieważ on często znikał, na kilka dni lub godzin. Nikt się tym nie interesował – poza mną – bo zawsze wracał w nienaruszonym stanie. Nie wiem, gdzie wtedy przebywa i jestem pewien, że nikt tego nie wie, oprócz niego samego.
Kopię jeden kamyk przez całą drogę, aż zauważam, że ta sama ławka, którą zajmowaliśmy wczoraj jest pusta. To mnie trochę zasmuca, ale nie chcę się przyznać przed samym sobą, więc wzruszam ramionami i postanawiam się wrócić.
- Hej, Michaelu Cliffordzie. - Słyszę za sobą głos, który jestem w stanie rozpoznać wszędzie i uśmiecham się, odwracając do niego. Jestem zaskoczony, że Luke wie, jak się nazywam, ale nie daję po sobie tego poznać. Podoba mi się to, jak wygląda w szarej bluzie i czarnych rurkach, i to jest to, co ma dzisiaj na sobie.
Jego włosy są starannie ułożone, a szkicownik mogę dostrzec w tylnej kieszeni spodni.
Oblewam się rumieńcem, gdy kończę swoją obserwację na jego oczach, utkwionych centralnie we mnie.Powinienem być szczęśliwy, że jedno z moich marzeń się spełniło, bo patrzył na mnie, ale jego zimny wzrok był tak onieśmielający, co sprawiło, że się w sobie skuliłem.
Wydaje mi się, że jego twarz wykrzywia uśmiech i jestem naprawdę w szoku, ponieważ w dzień mógłbym jedynie o tym pomarzyć.
- Chcesz się przejechać? - macha czymś małym przed moją twarzą, a ja orientuję się, że to kluczyki od motoru i kiwam niepewnie głową, ponieważ co mi szkodzi? Luke nie wygląda na kogoś, kto mógłby spowodować wypadek, cała jego postawa emanuje spokojem i opanowaniem. Jestem zaskoczony jego propozycją, bo postępem było samo to, że nie uciekł ode mnie wczoraj, a słowa, które do mnie kieruje nadal sprawiają, że moje serce bije trochę szybciej. Nie myślę racjonalnie o tym, co go do tego skłania.
Po prostu siadam za nim i nieśmiało obejmuję w pasie, wyczuwając każdy oddech i uniesienie klatki piersiowej, która swoją drogą ma zarys mięśni, ale nic poza tym.
- Gdzie tak właściwie jedziemy? -odważam się zapytać dopiero kiedy objeżdża miasto i znajdujemy się poza nim, a do moich uszu docierają piski opon i podekscytowane krzyki. Luke nie odpowiada, tylko zatrzymuje się i pozwala mi podtrzymać się jego ramienia przy schodzeniu. Mruczę pod nosem krótkie "dzięki", a potem ponawiam pytanie, a on uśmiecha się kącikiem ust.
- Nie byłeś nigdy wcześniej na wyścigach ulicznych? - mówi, jakby dla niego spędzanie czasu na nielegalnych rozrywkach było codziennością, a ja tylko wzruszam ramionami i wlepiam wzrok w własne buty. Być może to tutaj właśnie spędza czas, kiedy go nie ma w Sydney, ale nie dane jest mi się tego tak szybko dowiedzieć.
- Ścigasz się? - marszczę brwi, bo to naprawdę do niego nie pasuje. To zaskakujące, jak dobrze maskuje się, udając dobrego, cichego chłopca. Ale może nie powinenem oceniać go po pozorach, w końcu znam go jedynie z moich obserwacji.
Hemmings kiwa głową i uśmiecha się.
- To jest rzecz, w której jestem świetny – przyznaje, a ja pomrukuję z uznaniem i podążam zanim, kiedy zaczyna iść i skręca w uliczkę, w której zgromadził się już duży tłum osób podekscytowanych wyścigiem, a także tych, którzy wezmą w nim udział.
- Świetnie rysujesz i piszesz piosenki – mówię z pewnością, bo to co mówię jest zdecydowanie prawdą, Luke ma ogromny talent. Wydaje mi się, że delikatny rumieniec objął jego policzki, ale nie jestem tego pewien.
- Ale to nie daje mi się oderwać od wszystkiego. Mam na myśli, daje coś zupełnie przeciwnego. Rysowanie sprawia, że zauważam wszystko. Zaczynam rysować piękną różę, ale kiedy ją kończę, jest pełna kolców, wgnieceń płatków, tego wszystkiego i znowu dociera do mnie, że jakaś skaza zawsze zdobi perfekcję. Lubię się ścigać, bo wiem, że mogę umrzeć, ale mogę też wygrać - przerwał i uśmiechnął się szeroko, kiedy ktoś zaczął odliczanie.
- Dlaczego z nikim nie rozmawiasz i odpychasz od siebie każdego? jesteś naprawdę.. interesujący –mruknąłem, z iskrami w oczach obserwując szybki start maszyn. Hemmings niepewnie dotknął mojego ramienia i lekko za nie pociągnął, ale jego ruch był stanowczy, a ja byłem mu naprawdę wdzięczny, bo omal nie zostałem stratowany przez tłum osób, które chciały dokładnie obserwować wszystko.
Poinformował mnie potem, że nie ma zamiaru dzisiaj startować i wróciliśmy do parku, a droga była milcząca i byłem przepełniony niepokojem, że moje pytanie mogło zrazić Luke'a.
- Nocą wszystko jest łatwiejsze, łatwiej mi ignorować fałszywość wszystkiego, kiedy tego nie widzę. Lubię Cię, Michael, dlatego z tobą rozmawiam. Ale dniem nie możesz liczyć na to samo. - Wzrusza ramionami a ja jestem szczęśliwy i odważam się, żeby go przytulić. To naprawdę duży krok z mojej strony, dlatego trwa to tylko kilka sekund. Czuję spięcie całego jego ciała i nie porusza się nawet o centymetr, co mnie peszy, ale uśmiecha się lekko.
- Jutro o północy? - pyta, i jak tylko przytakuję, jego twarz znowu jest chłodna, zaciąga kaptur i odwraca się, idąc do swojego domu. Powtarzam jego ruchy, a potem kładę się i obserwuję nocne niebo nadal mając na twarzy wypieki, myśląc o tym, jak bardzo lubię Luke'a Hemmingsa i wszystkie jego tajemnice.
✨więc, jedyne co mam do powiedzenia to dziękuję za wszystkie komentarze i votes, bo bardzo mnie motywują i błagam, nie zniechęcajcie się do tego fanfiction przez ten rozdział, bo osobiście uważam, że jest najgorszym z tego ff i myślę, że następny jest lepszy. Proszę o wyrażanie opinii i miłego wieczoru ✨
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro