32. Upust uczuć oraz emocji
Kolejnego dnia wszyscy chodzili jak na szpilkach. Dorosłych prawie w ogóle nie widywano, choć czasami korytarzami przechadzał się Snape. Gdy Pamela mijała go, za każdym razem serce jej się ściskało. On zabił. Zabił człowieka, który traktował go jak syna.
Każdy wiedział, że dzisiejsza grono osób na kolacji powiększy się o jedno. Bellatrix Lestrange była najbardziej tym podniecona. Cóż, jej obsesja nigdy nie zniknęła. Chyba już zapomniała, iż nadal jest mężatką.
Carrowie przygotowywali sale bankietową, na której to miał odbyć się posiłek oraz spotkanie. Nottowie zniknęli gdzieś razem z Malfoy'ami, a także matka Zabiniego nie pokazała się od obiadu. Wildhoodowie jeszcze z rana udali się do Ministerstwa. Perseusz twierdził, że po to, aby skontrolować sytuacje i czy wszystko jest pod kontrolą. Pamela wyczuła kłamstwo, ale jakiego rodzaju to się nie spodziewała.
Blondynka razem z Pansy oraz Daphne siedziały przy fontannie, którą zdobiły dwa gołębie, a z pomiędzy ich skrzydeł wylewała się woda.
— Gdzie są chłopaki? — spytała Pamela.
— Zostali wezwani do gabinetu Lucjusza — odparła Parkinson. — Nie mam pojęcia po co, jednak nie czuję, żeby było to coś dobrego.
— Nigdy to nie jest coś dobrego — prychnęła Daphne, odrywając płatki kwiatów.
— Należą już oficjalnie do Śmierciożerców. Od jutra będą wysyłani na misje...
— Pansy! Skończmy ten temat — warknęła Greengrass. — Nie wiemy, co planuje dla nas Czarny Pan.
Wildhood przeszły ciarki. Od kilku minut bawiła się swoim wisiorkiem. Bała się spotkania z Voldemortem, lecz było to nieuniknione. Dlaczego jej rodzice nie mogli być jak Weasley'owie?
Nagle do ogrodu wszedł Logan. Dziewczyny od razu się ożywiły.
— Sam wróciłeś? — Pamela zmarszczyła brwi.
— Ta część rozmowy mnie nie dotyczy, więc mogłem wyjść.
Chłopak był cały blady i przez dłuższa chwile wzrok trzymał utkwiony w jednym punkcie. Był przerażony, przez co odruchowo zaczął pocierać znak na przedramieniu.
— Logan...
Daphne troskliwie położyła dłoń na jego ramieniu.
— Nic mi nie jest — rzekł bardzo szybko. Kłamstwo. — Oni raczej nie wyjdą już do kolacji...
We trzy spojrzały na siebie. Zaczęły się bać prawie tak samo, jak Brown. Jednak on miał większy powód niż mogłoby się im wydawać...
Niedługo później Narcyza Malfoy zawołała całą czwórkę na kolację. Pamela czuła się jakby miała nogi z waty. Oni już go widzieli rok temu, a jej to będzie pierwszy raz. Strach. To jedyna rzecz, którą odczuwała, kiedy szła w stronę pomieszczenia zapełnionego Śmierciożercami. Praktycznie każdy siedział na swoim miejscu, prócz najbardziej oczekiwanej osobowości tego wieczoru. Blondynka miała szczęście (chociaż pod tym względem), gdyż zajmowała krzesło pomiędzy Daphne oraz Teodorem, a na przeciwko spoglądała na swojego brata. Przyglądając mu się chwile zrozumiała, iż on również był na tym spotkaniu.
Chwyciła za dłoń swojego chłopaka i delikatnie ją ścisnęła. Myślała, że on odwzajemni uścisk, lecz nic takiego się nie stało. Pewnie był dalej w szoku po rozmowie.
Długo czekać nie musieli. Kiedy drzwi zostały otwarte na roścież, zapadła grobowa cisza. Słyszeli tylko stukanie butów przy chodzeniu oraz szuranie szaty o posadzkę. W końcu on, we własnej osobie Tom Riddle, zasiadł przy ogromnym stole szlacheckich rodzin. Pamelę przeszły ciarki, gdy skierowała całą uwagę na niego. Wyglądał okropnie. Blady, wręcz siny, oczy czerwone bardziej od krwi oraz zniekształcona twarz ( tak, tak, chodzi o brak kinola). Nie jedną osobę przeszły ciarki.
— Jak miło widzieć was wszystkich! — Voldemort zbyt entuzjastycznie przywitał się. Chyba taki po prostu był. Na pokaz. — Lestrange, Malfoy, Brwon, Parkinson, Zabini... — długo tak wymieniał. — Wildhood — spojrzał na blondwłosą dziewczynę. — To zaszczyt widzieć was w powiększonym gronie! Moi wspaniali zebrani! Nastał moment chwały i możliwości walki z... brudnymi czarodziejami. Zanim rozpoczniemy ucztę, chcę poinformować o paru nowościach!
Domyślono się, iż tych „nowości", dotyczyła rozmowa w gabinecie.
Riddle wyciągnął dłoń w stronę Anieli Nott. Pamela nie wiedziała, co się dzieje. Zerknęła na Teodora, miał spuszczony wzrok.
— Panna Nott, jak widać, jest w stanie błogosławionym — ciągnął ich przywódca. — Otóż nosi w sobie mojego potomka! Nieważne, jakiej płci będzie. Stanie się najpotężniejszym czarodziejem, jak jego ojciec!
Puchonce zabrakło powietrza w płucach. Jak to? Nosi dziecko Czarnego Pana? Nie docierało to do niej. Obserwowała teraz twarz Anieli. Była poważna, ale cholera jasna, dlaczego się uśmiechała? Dziecko Voldemorta... Dziecko poczęte zagłady świata.
— To jednak nie wszystko — szlak jasny niech strzeli tę jego grę. — Wiecie doskonale, że musimy ciągnąć linię krwi. Najlepszym sposobem na to jest połączenie naszych młodych uczestników...
Zaplanował śluby? Wiedzieli od początku o Pansy oraz Blaise'ie, jednak planował coś większego.
— W przyszłą sobotę odbędą się uroczyste oświadczyny Parkinson z Zabinim.
Ta dwójka posłała sobie delikatne uśmiechy. Mogli się cieszyć, że jednak uczucie ich połączyło.
— Greengrass oraz Notta.
Co.
Serce Pameli stanęło. Była w szoku, co również nie ukryła Daphne. Nie nie nie...
— Ostatnią parą, jaką mam zaszczyt ogłosić jest...
Czy on to powie?
— ... Wildhood i Malfoy.
Nagle całe życie Pameli runęło. Nikt nie spytał jej o zdanie. Zostało to ogłoszone przy wszystkich. Wiedziała, że będzie robił z jej życiem, co zechce, lecz nie sądziła, że w takim stopniu.
Małżeństwo.
Teodor puścił jej dłoń. Zrozumiała. Oni wiedzieli o tym. Tego dotyczyła rozmowa w gabinecie. Dziewczyna starała się ukryć łzy. Musiała spojrzeć na Malfoy'a. Nie pasowało jej coś. Nie czuła, iż jest tak samo przejęty jak pozostali.
Pamela Wildhood przeszła olśnienie wśród Śmierciożerców.
Draco wiedział. Nie od popołudnia. Dłużej. Jak bardzo? Tego nie była pewna. Kiedy zaczął być dla niej miły? Grudzień, czarna róża, rozmowa na balkonie.
Cholerny aktor.
— Zapraszam do posiłku! Smacznego!
Oj Czarny Pan potrafi zrobić widowisko.
Przez cały czas Pamela próbowała znowu złapać za rękę Teodora, lecz cały czas trzymał ją ściśnietą w pięść. Nie umiała jeść w tamtej chwili. Ruszyła widelcem ziemniaki, ale udało jej się zjeść sałatkę. Przynajmniej tyle. W końcu pozwolono im odejść od stołu. Młodzi ruszyli na górę. Już rano ustalili, że spotkają się u Malfoy'a i obgadają kolacje. Gdy Draco wszedł do pomieszczenia, Pamela przepchnęła się przez innych.
— Kurwa, dlaczego ty nigdy nic nie mówisz!? — blondyn patrzył na nią w ciszy. — Nie możesz nic powiedzieć? Jesteś tchórzem, skoro przez pół roku trzymałeś coś takiego w tajemnicy!
— O czym ty mówisz? — to pytanie zadał Elliot, któremu razem z Astorią pozwolono siedzieć z nimi.
— Wiedział, że zostaną ogłoszone zaręczyny jego z Pam — powiedział Logan.
— Powiedzieli wam to dzisiaj? — spytała Pamela.
— Lucjusz od razu rzekł, że wasze zaręczyny były już dawno zaplanowane — ciągnął Zabini. Każdy z nich miał kamienny wyraz twarzy. — Wtedy Draco się przyznał, że go poinformowano jakiś czas temu.
— Ja pierdole — wymksnęło się Pansy.
— Chciałem wam powiedzieć — w końcu głos zabrał Draco. Wyglądał na zmęczonego, ale też jakby jakiś ciężar zdjęto mu z barków. — Nie mogłem pisnąć słowem. Czarny Pan zgodził się tylko, żebym to ja wiedział. I tak nic by to nie zmieniło, gdybyście wiedzieli...
— Nic? Cholera, jakie nic!
Obrazy na ścianach pospadały.
— Nawet psychicznie bym się przygotowała! Tak samo Daphne! — cała uwaga została zwrócona na starszą Greengrass, trzymającą za rękę młodszą. — Nienawidzę cię.
Blondynka wybiegła z pokoju.
Teodor nic nie mówił. Nie mógł pogodzić się z taką informacją. Cichy Nott stanął naprzeciwko przyjaciela.
— Teo, co ty...
Logan nie zdążył dokończyć, gdyż pięść zaciśnięta od kolacji została wycelowana w twarz blondyna. Malfoy upadł. On także nie zadowolił jakimkolwiek słowem Notta. Widział tylko jego morderczy wzrok, a zarazem żal i smutek. Chłopak też opuścił przyjaciół.
Zapukał dwa razy do drzwi pokoju Wildhood. Kiedy nie usłyszał odezwu, wszedł. Pamela leżała na łóżku i mocno przytulała się do poduszki. Nott od razu ułożył się tuż obok. Patrzyli sobie w oczy.
— Ja nie chce, Teo...
— Wiem, kochanie — westchnął, bo nic nie mógł na to poradzić. — Zaczęło się.
— Przecież nic mu nie da to.
— Jednak da. Doskonale wiesz, że czarodzieje nie mogą brać rozwodu — zaczął głaskać jej włosy.
— Nienawidzę życia — jej oczy stały się szkliste. Była blisko płaczu, ale cały czas próbowała się powstrzymać. — Nie będę mogła cię nawet całować!
— Skarbie, damy sobie radę — Teodor starał się uspokoić dziewczynę lub raczej samego siebie. — Będę zawsze wtedy, kiedy będziesz mnie potrzebować.
Ich spojrzenie było głębokie. Nie potrzebowali słów, aby wyrazić, jak bardzo się kochają. Jednak Pameli było to za mało. Niespodziewanie wbiła się w usta chłopaka, który ledwo zdążył odwzajemnić pocałunek. Szybkim ruchem przekręciła się tak, żeby siedzieć na nim okrakiem. Nott był zdumiony, bo nigdy wcześniej nie widział w niej takiego zapału, co nie znaczy, że mu się nie podobało.
Jej ręce zawędrowały do guzików koszuli. W kilka sekund odsłoniła umięśnioną klatkę Ślizgona. Teodor nie pozostawał dłużny, lecz powoli zaczął ściągać z niej sukienkę. Gdy poczuł jej dłoń na spodniach, pospieszył się. Oboje byli wściekli, a także pełni żalu. Już po chwili zostali w samej bieliźnie. Na moment zaprzestali swoje poczynania.
— Na co czekasz? — spytała ona.
— Czuje się, jakby to był nasz pierwszy raz — uśmiechnął się do niej zalotnie.
— Traktuj to jako pierwszy i ostatni raz.
I popchnęła go na poduszki. Podobała mu się władcza Pamela. Takiej jej nie znał. Sama zdjęła z siebie biustonosz, a on zajął się jej dołem. Kochał ją całą, a widokiem jej kompletnie nagiej się delektował. Długo nie musiał czekać, aż ona zrobi z nim to samo. Znowu go pocałowała, zanim połączyła ich w jedność.
Ta noc była pełna uczuć i emocji, które dały upust właśnie w jednym pokoju. Byli przeznaczeni dla siebie, lecz los chciał ich rozdzielić. Ten ostatni raz chcieli być blisko siebie.
Ta dam! Długo myślałam o tym rozdziale, jak ma wyglądać i co ma dokładnie się stać.
Mam nadzieje, że się podoba i was nie zawiodłam!
Buziaki!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro