29. Zatajone sprawy
Ostatnie wyjście do Hogsmeade dla uczniów Hogwartu odbyło się w sobotę. Rok szkolny dobiegał końca, co za razem cieszyło i smuciło. Wiele osób uwielbiało zamek, mogli przebywać z przyjaciółmi i także poczuć się wolni. Część z nich wracała do rodzinnych domów, a niestety część do domów zastępczych lub sierocińców. Hogwart to miejsce szczęścia i tolerancji, dlatego jest tak ważny dla jego mieszkańców. Pamela nie mogła uwierzyć, że zaraz będzie na ostatnim roku, a potem będzie pracować. Nadal nie wiedziała, co będzie robić, ale nie przejmowała się tym aż tak. Czekały ją ważniejsze decyzje i była tego świadoma.
Hogsmeade wyglądało niezwykle urokliwie. Słońce świeciło, niebo nie było pokryte chmurami, a nieliczne drzewa występujące przy uliczkach uzupełniały brakującą zieleń wśród szarych budynków. Pełno pierwszaków biegało dookoła, co raz szturchając tych starszych łokciem, na co niezwykle krzywił się Zabini.
— Pójdziemy do Weasley'ów? — zaproponowała Helena.
Czwórka Puchonów narazie przechadzała się samotnie po miasteczku. Później mieli dołączyć do swoich znajomych ze Slytherinu. Nawet Sierra zgodziła się. Potter znowu gdzieś zniknął, a ona nie miała ochoty pozostać sama.
— Jestem za — odparła Dawnson, a Michael i Pamela przytaknęli.
W sklepie Weasley'ów jak zwykle panował ogromny gwar. Ludzie, a zwłaszcza ci młodsi, uwielbiali wynalazki bliźniaków.
Pamela dostrzegła swojego brata razem z młodą Greengrass. Astoria była wpatrzona w chłopaka jak w obrazek. Natomiast Elliot był tak ożywiony opowiadaniem jej o czymś, że nie zauważył starszej siostry. Przyglądała im się chwile, był to uroczy obrazek.
— No witamy...
— Kwartet Puchoński.
Michael roześmiał się na powitanie Freda oraz Georga.
— Cześć, macie jeszcze Karmelki gorączkowe? Myślałem, że będą na wystawie, ale nic nie widziałem.
— Uhuhu — zaczął Fred. — Ktoś chce kogoś wkurzyć.
— Karmelki są na zapleczu — dodał George. — Chodź ze mną, to weźmiesz ile chcesz.
Chłopaki ruszyli po schodach do pomieszczenia tylko dla właścicieli.
— Fred, potrzebuje pióra samosprawdzającego — Helena zdecydowanie nie zamierzała stać się lepszą uczennicą w następnym roku.
— Tu po lewej — rudowłosy wskazał ręką miejsce przedmiotu.
Jenkins przytaknęła i razem z nią Dawnson skierowała się po pióro. Sierra dobrze się uczyła, ale uznała, że w razie czego może jej się przydać ułatwienie.
— Czy ty urosłaś? — Fred oparł się łokciem na Pameli. — Włosy też masz jaśniejsze?
Dziewczyna zaśmiała się.
— Naprawdę dawno mnie nie widziałeś — uśmiechnęła się do chłopaka.
— Pół roku zaraz wybije. Mi za to ego urosło.
— Fred, tego jestem pewna — przyjrzała mu się dokładnie. — Czy ty masz brodę?
Weasley dotknął podbródek i zaczął się prześmiewczo głaskać.
— Przyszedł mój czas na bycie dorosłym — przyznał żartobliwie. — Nie wygadaj się, ale George jeszcze nie ma i wszystkim mówi, że się goli.
Fred potrafił rozbawić Pamelę, co nie umknęło pewniej osobie, która przyglądała się tej scence zza okna. Teodor miał kamienną twarz, gdy obserwował zachowanie byłego Gryfona.
— Zazdrośnik z ciebie — prychnęła Greengrass. — Przecież tylko rozmawiają.
— Um, no ten klon dosyć blisko stoi i...
— Widzę, Blaise — warknął Nott. — Nie obchodzi mnie, co ten idiota sobie myśli, ale jeszcze jeden krok i wejdę do tego śmiesznego sklepu.
Jakby ktokolwiek pytał, dlaczego Teodor jest w Slytherinie. Chłopak potrafi być okropnie zazdrosny, przez co ukazuje się jego ciemniejsza strona.
Malfoy, Parkinson oraz Brown stali trochę dalej od tamtej trójki. Oparci o ścianę sklepu ze starociami, czekali aż Nott ochłonie, choć nic na to nie wskazywało.
— Teo, mam dość! — krzyknęła Pansy. — Jeszcze minuta dłużej i zostawimy cię tu!
— Nie zostawimy.
— Logan, pomagaj do cholery.
— Raczej poczekamy tu na nich — dodał Draco. — Kiedy Mary zginęła, był tak wściekły, że nie wyszedł z jej pokoju przez trzy dni. Tu mamy podobną sytuację.
Czarnowłosa spojrzała ostro na przyjaciela. Nie rozumiała jego obojętnego tonu wspominając o dawnej przyjaciółce. Wiedziała, że druga córka Nottów oraz Draco świetnie się dogadywali. Wiele osób zazdrościło im takiej relacji, bo nigdy się nie kłócili.
— Nie poruszanym tego tematu — syknęła w jego stronę. — Ty naprawdę czasami prosisz się o łomot.
— Nott wyprowadzony z równowagi to nieprzewidywalny Nott — skomentował Logan. — Zgadzam się z Malfoy'em, a niby to on jest przerażający.
Tleniony chłopak prychnął i na tym temat się zakończył.
— Nott, bo cię spetryfikuję — warknęła Daphne.
— Idę tam.
— Nie, kurwa.
— Tak.
— Nie!
— Stary, on ją tylko przytulił — nawet Zabini miał już dosyć ten scenki. — Ona zaraz do ciebie przyjdzie. Co w ciebie wstąpiło?
Te słowa uspokoiły Teodora. Nie lubił tych chwil, kiedy się zapominał. Sam siebie wolał opanowanego, a nigdy mu się to nie zdarzyło odkąd jest z Pamelą. Tylko Mary potrafiła tak wyprowadzić go z równowagi.
— Teo?
W końcu stanęła przed nim z uśmiechem, który tak bardzo uwielbiał. Ufał jej w stu procentach, ale nie mógł nic poradzić na zazdrość. To też ze względu na opiekuńczość.
— Wyglądasz okropnie — rzekła Jenkins w jego stronę.
Słychać było z tyłu śmiech Logana.
— Idziemy do pubu? — spytał Swan, patrząc na Daphne.
Nie rozmawiali od miesiąca, a nawet dłużej. On miał nadal nadzieje, że wszystko się ułoży i ona wróci do niego. Daphne wiedziała, iż takiego czegoś jak „happy end" nie znajdzie się w epilogu jej historii.
Cała grupa skierowała się do Trzech Mioteł, gdzie na miejscu zajęli największy stolik. Michael i Blaise, jak dżentelmeni, postanowili pójść zamówić kremowe piwa.
— Tak się cieszę, że te lekcje wyglądają jak każda Historia Magii — zaczęła rozmowę Helena.
— Czyli? — Sierra zmarszczyła brwi.
— Mogę spać, aż do treningów.
Chłopaki wrócili z napojami i razem z pozostałymi słuchali opowiadań o quiddichu, w których nawet Malfoy się udzielał. Miał się czym chwalić, gdyż wygrali ostatni mecz z Gryffindorem. Pamela miałam wrażenie, że jednak kapitan drużyny domu Węża nie jest szczęśliwy z tego osiągnięcia aż tak bardzo. W pewnym momencie Blaise zaczął zaczepiać Pansy, którs zdecydowanie to rozdrażniło.
— Zachowujesz się, jak niedorozwinięty bachor!
— Przecież on nim jest — parsknął Brown, na co Pamela i Helena prawie wypluły z ust piwo.
— Pilnuj się lepiej swojej panny, pantoflu.
Kiedy to przestało być żartami? Ah, no tak. Zaraz koniec roku, każdy Ślizgon był poddenerwowany, zwłaszcza Draco. Dziwne, bo tego dnia wydawał się najbardziej opanowany.
— Skończcie te głupie obrażanie — powiedział Malfoy jakby od niechcenia. — Bez sensu ta kłótnia.
— Odezwał się ten, który najczęściej zaczyna zaczepki i to w stronę Pottera — raczej nie uspokoił tym Zabiniego.
— Czekaj, bo rozkazuje nam, jak na boisku — Logan też nie odpuszczał.
— Chłopaki, jesteśmy tu, aby spędzić miło czas — odezwała się Pamela. — Takie teksty zostawcie dla siebie samych, bo nic nie wnoszą.
Brown otworzył usta.
— Sprobuj cokolwiek odpowiedzieć niegrzecznie do Pam, a przyrzekam, że będziesz wracał czołgające się po ziemi — oznajmiła Helena.
To poskutkowało. Nawet Blaise ucichł. Nie ma co się dziwić, Pansy idealnie naśladuje wzrok bazyliszka.
Ten dzień miał należeć do tych milszych, a zakończył się porażką. W drodze powrotnej nikt nie odzywał się do siebie. Wildhood zauważyła, iż Nott jest nadzwyczajnie cichy, a przecież zawsze mało mówi. Dziewczyna złapała go za rękę, dlatego spojrzał na nią. Oczy błyszczały jej niesamowicie, a on nie potrafił się im oprzeć. Posłał jej cudowny uśmiech, co bardzo poprawiło humor Puchonce.
Już w zamku Pamela została wezwana do dyrektora, co było dla niej normalną sprawą, lecz gdy informował ją o tym Filch, zaniepokoiło to Malfoya. Obawiał się skutków ich spotkania. On i tak już wewnętrznie cały się trząsł...
— Dobrze, że jesteś — Dumbledore wyglądał nienajlepszej. Jego wesołe oczy przestały takie być. Zastąpiło je zmęczenie. — Mam coś specjalnego dla ciebie.
Mężczyzna wyciągnął z szuflady biurka mały granatowy kamyk.
— Co to, proszę pana?
— Classem portu caeruleo — zakrył kamyk dłonią, a kiedy o odsłonił, stał się on medalionem na łańcuszku. — Granatowa przystań. Ma niesamowitą moc. Pomoże ci kontrolować moce i raczej powstrzyma twoje uroki.
— Raczej?
— Jesteś silniejsza od jakiegokolwiek przedmiotu, bo żyjesz. Zapamiętaj to. Wisiorek umożliwi ci tworzenie wspomnień, jeśli zdarzyłoby się, że On będzie chciał wejść ci do głowy.
— Skoro tak to działa, dlaczego nigdzie o tym nie słyszałam?
Staruszek usiadł na krześle. Zmęczenie zwyciężyło.
— To jedyny taki kamyk — odparł. — Zacząłem tworzyć go na twoim drugim roku. Od początku przeznaczony był dla ciebie.
Blondynka była zdumiona wyznaniem dyrektora. Poświecił tyle czasu na zrobienie czegoś dla niej. Czuła się niezwykle wyróżniona. Wzięła naszyjnik od niego, założyła i poczuła się inaczej. Jak? Czuła siłę, spokój, a zarazem energię do działania.
— Dziękuję bardzo.
— To wszystko już, Pamelo. Jestem dumny, że potrafisz odnaleźć siebie wśród różnych przeszkód. Co by nie było, masz we mnie wsparcie.
Posłała mu delikatny uśmiech i opuściła pomieszczenie.
Wieczór tak naprawdę dopiero się zaczynał, a pogoda nadal była piękna. Spodziewała się, iż jej przyjaciele znajdują się na dziedzińcu. Szybkim krokiem przemierzyła odległość, która dzieliła ją od wyjścia, aby dołączyć do Puchonów.
— Myślałam, że pozostali będą z wami.
— Miałam nadzieje, że dołączą do nas — rzekła Helena. — Mówili, że zjedzą coś i wrócą.
Nie podobało się to Pameli. Miała złe przeczucia.
— Będzie padać — Michael patrzył wprost na niebo, które coraz bardziej było pokryte chmurami.
— Nie mogę znaleźć Harry'ego — przyznała Sierra. — Nie pokoi mnie to.
Wildhood tym bardziej zaczęła się przejmować.
— Coś jest nie tak...
Nagle usłyszeli krzyk. Nie, wrzaski i krzyki. Odwrócili się w stronę głosów. To, co ujrzeli, sprawiło, że na chwile przestali oddychać. Wszyscy podbiegali, a Pamela stała w miejscu i tępo patrzyła na całe zdarzenie. Nie mogła się ruszyć, jakby jej kończyny przyrosły do ziemi. Łzy zaczęły spływać po policzkach.
— Pamela! — Jenkins złapała ją za ramie. — Ej!
— Ja...
Co by nie było, masz we mnie wsparcie.
On wiedział. Wiedział, że zginie. Albus Dubledore wiedział, że jego historia właśnie się skończy. To było pożegnanie...
Wildhood dalej patrzyła na ciało dyrektora, który wspierał ją od początku. Nie potrafiła nic z siebie wydusić. Michael pociągnął ją bliżej pozostałych uczniów. Zaczęło padać. Pochylona McGonagall rozkazała wyjąć różdżki, które następnie każdy uniósł ku górze, składając hołd największemu czarodziejowi stulecia.
Słowa, którymi się dzielił razem z nią, nabrały większej wartości. Stały się skarbem, który zatrzyma na zawsze.
W końcu się obudziła z transu, zobaczywszy Teodora i pozostałych, oprócz Malfoya. Wśród tłumu ruszyli do zamku. Pamela zaczęła biec.
— Gdzie ona pędzi? — spytała zapłakana Sierra.
Helena i Michael tylko wzruszyli ramionami. Nie byli wstanie rozmawiać.
Tymczasem Pamela dogoniła Ślizgonów.
— Pamela...
— Wiedzieliście!
Przerażona Pansy spojrzała na Blaise'a, a Daphne była bladsza niż zwykle.
— Pam... — spróbował ponownie coś powiedzieć Nott.
— Ty! — powiedziała ostro Puchonka, co wprawiło ich w szok. — Wiedziałeś i nic nie powiedziałeś! Pozwoliłeś mi w pełni zaufać wam wszystkim! Jak mogłeś?!
— Nie chcieliśmy cię tym obarczać — wyszeptał.
— A tym, że macie jego znak? To byliście wstanie powiedzieć oraz do tego pokazać — to powiedziała cicho, ale nadal z nienawiścią w głosie. Łzy same zaczęły spływać jej po policzkach.
Teodor spróbował podejść do niej, lecz zaczęła uderzać w jego klatkę piersiową, aby się odsunął.
— Jak mogłeś? Dlaczego?!
— To nie był nasz wybór... — odważył się Logan.
— Gdzie jest Draco?! — cisza. — No gdzie?!
Cisza.
— Daleko szukać nie musisz, Wildhood.
Pytała i dostała. Obróciła się do Ślizgona. Wściekła podeszła do niego i wymierzyła mu solidnego liścia. Daphne i Pansy zasłoniły usta z zaskoczenia. Sam Teodor był zdezorientowany. Logan i Blaise pomyśleli, że nie chcieliby tak oberwać.
Malfoy był nie wzruszony. Nieobojętny, a przygnębiony i przerażony, lecz jego wyraz twarzy się nie zmienił. Przypominał dalej arogancką fretkę.
— Jesteście egoistami!
Pochodnie na korytarzu niespodziewanie zapaliły się mocniejszym płomieniem, które przeraziło ich, oprócz Pameli i Dracona. Można pomyśleć, dlaczego kamyk nie działa, ale prawda jest taka, że normalnie Pamela podpaliłaby posadzkę zamiast pochodni.
— Musisz się uspokoić...
— Zamknij się! Nie będę słuchać gadania kłamców! — z każdym słowem mówiła coraz ciężej, a ogień wcale nie słabł. — Nie wierzę, że to ukrywaliście...
I odeszła. Zawiedziona i przepełniona żalem, musiała posiedzieć sama.
Nott patrzył chwile w miejsce, gdzie przed chwilą stała jego dziewczyna.
— Miało się to stać za pare dni! Dlaczego dzisiaj?! — Parkinson nie rozumiała nagłego wykonania zadania.
— Zrobiłeś to? — dodał Zabini.
Malfoy pokręcił przecząco głową.
— Tuż po tym, jak Pamela poszła do niego, zostałem wezwany. Zamiast mnie Snape rzucił zaklęcie.
— Snape? Jak to? — Greengrass nie dowierzała.
— Pojawił się tam razem z Bellatrix i...
— Koniec — odezwał się Brown. — Jutro pewnie odeślą nas do domów. Musimy się spakować. Nie czekają już na nas przyjemne wakacje i o tym musimy pamiętać.
Logan miał rację, w taki sposób zakończył się ich szósty rok w Hogwarcie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro