Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27. Wspomnienia kują w serce

*wspomnienia*

— Teodooor! — dziewczyna wleciała jak burza do pokoju brata. — Wstawaj!

Mary usiadła na łóżku chłopaka i zaczęła podskakiwać. Teodor długo nie wytrzymał.

— Już, już. Przestań!

Dziewczyna podeszła do okna i odsunęła zasłony. Słońce od razu wkradło się do pomieszczenia.

— Po śniadaniu wyruszamy do Malfoy Manor — obwieściła. — Matka powiedziała, że czekają na nas poważne sprawy. Coś, co zmieni życie.

— Jesteś niemożliwa — prychnął jej brat. — Myślałem, że cieszysz się tak na możliwość zobaczenia Draco.

Mary spiorunowała go wzrokiem.

— To, że się dogadujemy, nic nie znaczy — syknęła, po czym rzuciła w niego książką od Transmutacji. — Jest taka dziewczyna...

Teo przerwał zakładanie bluzki i próbował spojrzeć na siostrę.

— Mówisz o tej Puchonce, którą zagadujesz na przerwach w bibliotece? — Mary przytaknęła. — Wiedziałem, że to znaczy coś więcej.

— Kiedy indziej o tym pogadamy, a teraz zbieraj się szybciej!

***

— Jest niezwykłym czarodziejem!

Mary nie mogła przestać mówić o Czarnym Panu. Był dla niej imponującą osobą. Przecież posiadł ogromną magię, to jest zdumiewające, zwłaszcza dla młodej Nott.

— Jako przywódca sprawdza się bezbłędnie!

— Opanuj się, Mary — rzekła Aniela, rozkładając karty do gry. — Byliśmy dopiero na dwóch spotkaniach.

Teodor wolał siedzieć cicho. Nie był tak zachwycony jak jego siostra. Wziął swoje karty.

***

— Aniela nie wychodzi z pokoju... — mruknął Teodor. — Pogrąża się w żałobie...

— Trzeba być twardym — Mary zaplotła sobie warkocza. — Wyglądam poważnie?

— Po co chcesz tak wyglądać? — nie podobała mu się ekscytacja ciemnowłosej.

— Musi mnie zauważyć, skoro Aniela nie schodzi na kolacje.

***
— Mary, nie rób tego!

— Dlaczego? To jest moim marzeniem. Będę blisko niego — wyjaśniła.

Emanowało od niej ogromne szczęście. Natomiast Teodor był przerażony.

— Użyje twojej magii, ale nie wiesz czym będzie to dla ciebie skutkowało!

— Bachor z ciebie i tyle.

— To żaden argument, Mar.

— Będzie idealnie — posłała mu swój ostatni uśmiech, tak szczery, że na chwile zwątpienie odeszło.

***

— Teodor!!!

Krzyk był tak potężny, że chłopak usłyszał go aż z trzeciego piętra. Nie głosiło to nic dobrego, a złe myśli od razu się ożywiły. Szybko wstał z łóżka, nie zwracając uwagi, gdzie poleciała książka. Serce waliło mu okropnie. Z każdym przekroczeniem korytarza przerażenie rosło. W końcu usłyszał płacz, któremu towarzyszyły jeszcze głośniejsze wrzaski.

— Teodor!!! Aniela!!!

Wreszcie znalazł się w sali bankietowej. Pomieszczenie wydawało się normalne. Tak samo białe i nieskazitelne, gdyby nie rozgrywająca się na podłodze sceneria. Jego matka trzymała na kolanach Mary. Dziewczyna była sina i nie reagowała na prośby matki, aby się obudziła. Rodzicielka podniosła wzrok na syna.

— Zawołaj ojca! Kogokolwiek!

Posłusznie ruszył do gabinetu, gdzie przebywał pan Nott, lecz przed tym ujrzał, jak Voldemort odchodzi. Biegł ile miał sił w nogach, a po policzkach spływały mu łzy.

*

— Gdzie Blaise?

Nott otrząsnął się, gdy do dormitorium wpadł Malfoy. Zauważył, iż blondyn jest jakiś nieswój. Robił samotnie trening. Niedługo to oni mieli mecz z Gryffindorem, dlatego przygotowania szły pełną parą, a Draco dawał z siebie jeszcze więcej jako kapitan.

— Pewnie poszedł do Pansy — mruknął Teodor. — Ostatnio dużo czasu spędzają razem.

Nie dało się tego ukryć. Od imprezy w ferie złapali lepszy kontakt.
Blondyn tylko przytaknął i zaczął zdejmować przepocony strój. Brown zajmował łazienkę. Trudził się chwile z koszulką, po czym rzucił ją z wściekłością na podłogę. Nott uniósł jedną brew do góry. Niekontrolujący emocje Draco był fenomenem.

— Coś nie tak?

— Nie.

Teodor postanowił się wycofać, aby nie wybudzić prawdziwego smoka. Czasami Malfoy potrafił być zbyt przerażający.
W końcu Logan opuścił łazienkę, a kapitan Ślizgonów prawie potrącił go wymijając.

— Temu co dolega? — spytał Brown.

— Może ma te swoje migreny.

Nott podniósł się do pozycji siedzącej, a następnie wstał. Musiał się ogarnąć na patrol. Cały dzień minął spokojnie. Lekcje, posiłki i czas wolny, choć tego ostatniego nie było wiele. Nadmiar prac przyszpila każdego do spędzania czasu nad książkami. Chłopak narzucił na siebie szatę, poprawił krawat oraz przeczesał włosy dłonią. Krotko mówiąc po kilku minutach był gotów to rozpoczęcia przechadzki po zamku. To idealna okazja do rozmyślania, a miał nad czym. Mary. Zawsze wydawała się zbyt pochopna i oddająca się chwili. Nie mógł o niej zapomnieć po rozmowie z Sierrą. Kojarzył Puchonkę właśnie przez swoją siostrę. Nigdy nie zaczynał z nią lub Pamelą tematy. To byłoby bez sensu, bo ta druga nic nie wiedziała. Mu również było trudno. Po nocach potrafiło mu się śnić ciało siostry trzymane przez matkę. Aniela zamknęła się w sobie na prawie dwa lata. Od niedawna była znowu uśmiechnięta i ciekawska świata. Cedrik i Mary. Straciła dwie osoby, które kochała.

— Teodor? — chłopak spojrzał za siebie i dostrzegł swoją przyjaciółkę. — Mogę iść z tobą?

— Jasne, Daph.

Szli chwile w ciszy, dopóki chłopak nie zerknął na nią. Była smutna.

— Coś się stało?

— Jeszcze nic, ale jak mam powiedzieć Michaelowi, że to się nie uda? — głos jej się załamał. — Przecież nikt się nie zgodzi na nasz związek. On go zabije...

Dreszcze przeszły ich oboje. Teodor objął ramieniem Greengrass. Nie wiedział, co ma powiedzieć. Sam nie chciałby stracić Pameli.

Właśnie o wilku mowa. Młoda Wildhood aktualnie wierciła się na krześle w gabinecie dyrektora. Ostatni raz zawitała tu na czwartym roku, kiedy to straciła panowanie nad sobą tuż po tragicznym wydarzeniu.

— Nic się u pana nie zmieniło, panie dyrektorze — uśmiechnęła się delikatnie. — Dlaczego zostałam wezwana?

Staruszek podsunął dziewczynie miskę z cukierkami.

— Dawno nie rozmawialiśmy, Panno Wildhood — zaczął swoją wypowiedź. — Od kiedy podpaliłaś labirynt.

Ah, dokładnie. Pamela była jedną z nielicznych, którym udało się zejść z trybun i podejść bliżej... Diggory'ego. Krzyki, płacz oraz łzy sprawiły, iż dziewczyna nie dała rady się dalej kontrolować. Skrywane moce dały upust, a ucierpiał tylko przeklęty labirynt.

— Jestem dumny, że do tej pory nic nie podpaliłaś — mężczyzna uniósł kąciki ust do góry. — Obserwuję cię od jakiegoś czasu, mam nadzieje, że mi to wybaczysz. Nie powinienem wtrącać się w sprawy uczniów, lecz gdy są tak poważne, wypadałoby.

— Niezbyt rozumiem.

— Oh, chciałbym cię o coś prosić — zalał im herbaty o smaku cytrynowym. — Przydałoby się pilnować pana Malfoya. Chodzi o to, iż jest mu ciężko z powodu wyboru, hmm, jego ojca.

— Pan wie, prawda? — napiła się gorącego napoju. — O tym kim się stali Draco, Blaise, Teodor i Logan.

Mężczyzna skinął głową.

— Będziesz miała zadanie, które wymaga ogromnej odwagi. Wiem, że jesteś dobrą dziewczyną o niezwykłych zdolnościach, dlatego postanowiłem do ciebie zwrócić się. Trzeba strzec nad nimi pieczęć.

— Chce Pan, abym pilnowała, żeby nic się im nie stało? Wie Pan coś, ale to zostanie tajemnicą, tak?

— Bystra jesteś.

Dumbledore wstał i pogłaskał feniksa.

— Nie pozwól, aby całkiem przeszli na Jego stronę.

— Widzę, że dba pan o nich, co tym bardziej pragnę pomóc — na jej słowa ponownie dyrektor się uśmiechnął. — Wierzę, iż wszystko zostanie ocalone.

— Dziękuję, Pamelo. To wszystko, życzę miłej nocy.

— Dowidzenia.

Opuściła gabinet z nową nadzieją, że po wszystkim, po zniknięciu Czarnego Pana, będzie budziła się uśmiechnięta i pełna życia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro