24. Wszystko da się uporządkować
— Draco?
Ślizgon odwrócił się, myśląc, że zobaczy Pansy lub Daphne. Oh, jakże się pomylił. Zatroskana Wildhood z kubkiem w ręce patrzyła na niego.
Byli sami.
— Chcesz się przejść ze mną do kuchni? — założyła kosmyk włosów za ucho. — Przyda mi się pomoc.
On tylko skinął głową.
Przemierzali korytarze w ciszy. Chciał coś powiedzieć, ale wydało mu się to zbędne.
— Teodor jest przeziębiony i przyda mu się gorąca herbata — już w kuchni Pamela podała skrzatom kubek po ostatnim napoju. — Teraz śpi, mam nadzieje, że mu przejdzie. Dobrze, że wszyscy zostajemy w Hogwarcie i...
— Na Merlina, Wildhood. Gęba ci się nie zamyka jak tej całej Granger.
Speszona Puchonka zajęła się układaniem na tace ciastek z nadzieniem malinowym oraz poziomkowym. Nie poczuła się urażona, lecz lekko zaskoczona. Dawno Malfoy nie był do niej taki obojętny.
— Gdzie podziali się wszyscy? — sama fretka nie wytrzymała tej ciszy.
— Przygotowują wszystko na jutro — Draco uniósł jedną brew do góry, czekając na dalsze wyjaśnienia. — Blaise chce tą wielką popijawę urządzić.
— To będzie jak każda inna impreza, my zawsze kończymy źle.
Podszedł do niej bliżej.
— Teodor nie lubi ciastek z jagodami — zwrócił uwagę.
— Wiem. One są dla mnie i Ce...
Tu urwała. Jego imię nie potrafiło opuścić jej ust. Ona wolała te z poziomkami, ale Cedrik zawsze brał jagodowe, przez co była skazana na ich smak. Jeden ze skrzatów przyniosł trzy kubki herbaty.
— Jedna jest dla ciebie — szybko odwróciła uwagę od siebie. — Zielona z cytryną, odpowiada?
— Tak, dzięki.
Myślał, że od razu wyjdą z kuchni i pójdą do Notta, lecz Pamela usiadła na blacie oraz zaczęła powoli pić swoją herbatę. Malfoy uczynił to samo, bo jakie inne wyjście miał? Mógł ją tu zostawić, ale przecież nie chciał.
— Od kiedy wiesz, że mam te, em, moce?
Ciekawiło ją to, bo sam Teodor nie wiedział do końca, co ona potrafi. O uroku na czarodziejach jej ślizgońscy znajomi wiedzieli przez Zabiniego. Teraz w szkole zastosowała swoje zdolności lecznicze, które chyba były jedynym przydatnym punktem w „przodkowie upijali wybranków amortencją".
— Moja rodzina wie o twojej bardzo sporo — odparł tleniony chłopak. — Ojciec zawsze chwalił twoją matkę, a do tego z dużym szacunkiem wypowiadał się na temat twojej babci, a rzadko to mu się zdarza.
Lucjusz oraz Dorothy byli razem w Slytherinie. Oboje ukończyli Hogwart pare lat wcześniej niż ojciec Pameli. Byli razem na piątym i szóstym roku. Potem jej ręka została oddana Wildhoodowi, a Malfoy musiał poślubić Narcyzę Black. Przeważająca decyzja należała do matki Dorothy, Clarissy Finley. Wdowa musiała w jakiś sposób utrzymać majątek męża. Dlaczego nie pozwoliła na ślub Dorothy i Lucjusza? To proste. Babka Pameli nienawidziła ojca Lucjusza, gdyż to on odrzucił ją. To był jedyny przypadek, kiedy Clarissa liczyła, iż jej dar zadziała na chłopaka. Bardzo się pomyliła. Jak da się zauważyć, „czary mary" nie działa na Malfoy'ów. Wiemy, że Draco ma coś do Pameli, ale z ręką na sercu, chłopak nie padł ofiarą ich „przypadłości".
— Myślisz, że... że...
Pamela nie mogła tego wydusić z siebie.
— Że On wykorzysta twoje zdolności? Nie wiem, Wildhood. Jest wiele czarodziejów z niesamowitymi zdolnościami, ale nie pomaga fakt, że twoi rodzice to Śmierciożercy.
Nie chciał jej martwić, ale też nie chciał kłamać.
Dziewczyna westchnęła i uznała, że czas wracać do Teodora, bo herbatę będzie pił letnią. Draco wziął tacę z ciastkami, następnie razem opuścili kuchnie, żegnając skrzaty.
Można by się zastanowić, czemu Pamela nie wyleczyła Teodora? Otóż to, że nie może. Ma ona możliwości wyleczenia chorób, ran, które spowodowały zaklęcia. Zwykły wirus jest odporny na jej działania (śmieszne zrządzenie losu).
— Czemu nie leży w Skrzydle Szpitalnym? — znał na to pytanie odpowiedź, lecz chciał jeszcze chwile z nią porozmawiać. Rzadko mieli okazje być sam na sam. Nie licząc tych dodatkowych lekcji udzielanych Malfoy'owi.
— Pani Pomfrey uznała, że nie ma sensu go przenosić, skoro wszyscy jutro wyjeżdżają, a zostaje was w lochach jakaś grupka — wyjaśniła blondynka. — Do jutra powinno mu się poprawić, bo pije wywary przygotowane przez Slughorna.
— Jutro ma być ta wielka impreza?
Skinęła głową.
— Będziesz grał w piwnego ping ponga?
— Nie zamierzałem.
— Mhm — przeszli ostatni korytarz, aby znaleźć się przed wejściem do Pokoju Wspólnego Slytherinu. — Blaise wymyślił jakąś grę i powiedział, że nikomu nie odpuści wzięcia udziału.
Draco już wiedział, co to za zabawa Zabiniego, lecz wolał o tym nie rozmawiać. Ciemnoskóry chłopak w końcu spełniał swoje marzenia. Dziwne marzenia.
Do pokoju, gdzie leżał Nott, weszli bez pukania. Chłopak zawsze był blady, ale teraz przechodził samego siebie. Otworzył dopiero oczy, jak podeszli. Cały ten czas spał.
— Lepiej po drzemce? — Pamela powstawała kubek, aby dodać pare kropli eliksiru od Slughorna. — Napij się herbaty. Twoja ulubiona.
Aha, więc herbata zielona z cytryną to nottowa herbata. Malfoy'a to zabolało, choć to wydawało mu się głupie. Głupie, bo czuje coś do dziewczyny, do której nie powinien.
— Zdecydowanie — Teo kichnął. — Nie czuje nosa oraz gardła, ale nie jest źle. Macie ciastka?
Draco podał mu tacę.
— Jagodowe? — zaśmiał się ciemnowłosy Ślizgon. — Zawsze je bierzesz, co one mają w sobie?
— Amortencję.
Malfoy i Nott otworzyli szeroko oczy, zaskoczeni odpowiedzią Puchonki. Dziewczyna wybuchnęła śmiechem.
— Żartowałam. Kiedyś wam powiem.
— Zabawna to się nie robisz, Wildhood.
— Nawzajem, Malfoy.
— Zachowujecie się jak rodzeństwo — zaśmiał się Teodor.
Chłopak wypił na szczęście jeszcze ciepły napój i znów chciał się położyć. Nott cierpiał bardzo od gorączki i bólu mięśni. Zdziwił się, że z jego dziewczyną przyszedł jego przyjaciel, ale zrozumiał, gdy zobaczył tace z ciastkami. Sama prędzej by się wywróciła niż doniosła to wszystko. Pamela pogłaskała chłopaka po głowie.
— Przyjdę jutro rano sprawdzić, czy mi tu nie przyrosłeś do łóżka. Dobrych snów.
— Tobie również, skarbie. Tobie, Draco, też życzyć?
— Jasne, słońce — Malfoy uśmiechnął się do chorego.
— To miłych snów, smoczku.
Zostawili go samego, wychodząc, zgasili światło. Zeszli do salonu, gdzie siedzieli tylko Pansy i Blaise. Kłócili się.
— Czy ty serio myślisz, że mam jakikolwiek wybór?! Jestem równie postawiony przed faktem dokonanym!
— Faktem dokonanym?! Ja jeszcze nie jestem niczyją żoną!
— Przecież nic z tym już nie zrobię! To decyzja naszych rodzin, nie moja! Dlaczego masz problem do mnie?!
— Wiem, że ci to aż tak nie przeszkadza!
— Uspokójcie się — warknął Malfoy. — Może jest nas mniej tutaj, ale łaskawie nie mam ochoty słuchać tej paranoicznej kłótni. Jeśli dostanę migreny, to Zabini śpi tutaj.
Zabini zamilkł.
Parkinson była wściekła, ale Draco miał racje. Krzyki na Blaise'a niczym nie skutkowały. Miała ochotę płakać. Dziewczyna nigdy nie miała chłopaka, a zostało rzucona na głęboką wodę. Z drugiej strony cieszyła się, że to akurat jej przyjaciel.
— Dobra — tym razem zaczęła spokojnie. — Do zaręczyn oboje mamy wolną rękę. Robisz co chcesz i z kim chcesz. Potem wiesz, jak to działa.
— Jak to działa? — szepnęła zdezorientowana Pamela. Była zaskoczona i lekko przestraszona wrzaskami znajomych.
— Zaręczyny działają jak wieczysta przysięga. W sumie nią jest — wytłumaczył Malfoy.
— Zgoda — odparł Blaise Pansy. — Ty również dobrze spędź ten czas, Pan.
Tak wojna, która trwała dobry tydzień, się skończyła. To wszystko dzięki Malfoyowi. Ton jego głosu przypomniał Wildhood ich pierwsze spotkanie, gdy nieświadomy nazwał ją szlamą. Od tego czasu minęło sporo czasu. Oboje się zmienili, to tez było przyczyną tego, iż się polubili. Nott był szczęściarzem, o czym młody arystokrata był przekonany. Bolało go, że to właśnie on wie, iż wieczne to nie będzie.
— Odprowadzić cię? — zaproponował blondwłosej.
Parkinson zmarszczyła brwi. Myślenie jej się włączyło.
— Nie, dziękuje — rzekła Pamela.
Puchonka pożegnała się z całą trójką i opuściła lochy.
Parkinson, niczym detektyw Mops, próbowała cokolwiek zrozumieć, a akurat szło jej to nawet nieźle.
Myślę, iż podoba mi się przyjaźń Draco i Pameli. Podkreślam: przyjaźń. Niczego nie insynuujcie.
Jeny, każda postać tak się zmieniła od tych pierwszych rozdziałów. Dobra, prócz Helena. Ją trudno byłoby przeistoczyć w coś hmmm... innego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro