23. Wybaczenie
*wspomnienie*
Pamela wracała do Pokoju Wspólnego, kiedy została zatrzymana przez Cedrika. Zaczęła się śmiać, gdyż chłopak przerzucił ją sobie przez ramie.
— Ced! Postaw mnie!
— Masz za krótkie nóżki, aby mnie dogonić! — idąc z nią cały czas się śmiał oraz podrzucał ją lekko, żeby podnieść jej adrenalinę. — Jest dzień przyjaźni, a ja ciebie kocham, siostro z innych rodziców.
— Okrutny jesteś — prychnęła i odpuściła walkę.
— Może jednak jesteśmy spokrewnieni? — zażartował sobie. — Wredna i uparta, a zarazem taka kochana przyjaciółka.
— Chwalisz mnie czy żartujesz? Co wymyśliłeś?
Nic więcej nie powiedział. Zaciągnął ją aż na Wieżę Astronomiczną. Tam na kocu leżały typowe gry mugolskie, w które uwielbiali razem grać, oraz gofry, czyli coś co oboje kochali. Zdecydowanie Pamela była najżywsza przy nim. Czy się w nim podkochiwała? Nie. To on napawał ją szczęściem, którego nie dostawała od rodziców. Zastępował jej rodzinę, choć ona była tak blisko.
— Zadowolona? — zaśmiał się, widząc jej minę.
— Jasne! Bardzo głodna jestem — i pociągnęła go koc. — Nie chciałeś spędzić tego wieczoru z...
— Anielą? To dzień przyjaźni, a ona jest kimś innym dla mnie. Dla niej są walentynki, a dla ciebie właśnie takie dni.
— Dobrze, że w Hogwarcie spędzimy razem jeszcze dwa lata — ugryzła gofra i zaśmiała się.
— Potem, promyku, mamy całe życie.
Niestety, nie sądzili, że te dwa lata w zamku, to ich ostatnie wspólne lata...
***
— To ty i Cedrik?
Helena usiadła na łóżku Pameli, patrząc wprost na zdjęcie w ramce. Jej przyjaciele doskonale wiedzieli, jak temat chłopaka jest nieprzyjemny, jednak tym razem Pamela uśmiechnęła się do ciemnowłosej oraz przytaknęła twierdząco.
— Cho je znalazła.
— Miło z jej strony — przyznała Jenkins. Choć dziewczyna jest porywcza, głośna i czasami niezrównoważona, to potrafi się zajmować najbliższymi. — Sierra też do ciebie się nie odzywa?
— Ode mnie się zaczęło — odruchowo obie spojrzały na drzwi łazienki, za którymi była dziewczyna. — Sprowokowała mnie, przez co otworzyłam wszystkie okna na korytarzu.
Helena parsknęła śmiechem.
— Dziwne te twoje ataki. Raz zbijesz szklankę, zgasisz wszystkie świeczki w Wielkiej Sali, a tym razem otworzyłaś okna.
— Zawsze to Ced mnie prowokował — blondynka uśmiechnęła się delikatnie. — Lubił badać moje granice cierpliwości.
— Przy nim ich nie miałaś.
Obie wybuchły śmiechem, lecz szybko przerwały, gdyż łazienkę opuściła Dawnson. Spojrzały na siebie, po czym Sierra chwyciła szybko swoją torbę i wyszła. Pamela widziała, iż musi porozmawiać z Michaelem oraz Heleną o ich „Ślizgońskich problemach". Nie chce, aby i oni obrazili się za to, jakie decyzje podejmuje, zwłaszcza że oni sami polubili Daphne i Logana.
— Jest coś, co muszę ci powiedzieć...
— Spokojnie, Pam. O Loganie wiem — poklepała Wildhood po plecach.
— Co? Jak?
— Głupia nie jestem, a do tego powiedział mi o akcji z Malfoyem.
— Nie jesteś zła, że byłam cicho? — Pamela nie chciała stracić kolejnej przyjaciółki.
— Żartujesz? Rozumiem cię, bo to ciężki temat ten cały „mhmhmhm Pan".
Mulatka poprawiła jej humor. Helena zawsze umiała znaleźć pozytyw sytuacji. Tak, temat Sami Wiecie Kogo był ciężki, a Jenkins nie chciała martwić nikogo tym, do tego że jest półkrwi. Obie bały się najbardziej o Michaela, który pochodził z rodziny niemagicznej.
— Nie ma co się narazie tym zadręczać, ponieważ nie mamy na to wpływu — Helena wstała i zaczęła zbierać strój do gry w quiddicha.
— Masz rację, a dzisiaj masz wygrać mecz — Wildhood przytuliła przyjaciółkę. — Kocham cię i powodzenia, Hel.
— Również cię kocham, Pam.
Mecz Hufflepuffu oraz Ravenclaw był idealnym wydarzeniem dla leniwych uczniów, gdyż odwołano całe lekcje. Dumbledore uwielbiał quiddicha, dlatego nie było innej opcji. Dyrektor z uśmiechem obserwował wkraczających na boisko graczy.
Pamela siedziała razem z Teodorem na trybunach Ślizgonów, trzymając cały czas chłopaka za rękę. Brown co chwile wstawał i wiwatował swojej, jeszcze nie, dziewczynie.
Pod nimi siedziała Daphne oparta o Michaela, któremu zdecydowanie podobała się jego pozycja. Znudzona dziewczyna przytulająca się do niego? Idealnie. Nie było to oficjalnie, bo nie mogło takie być. Czysta krew oraz czarodziej mugolskiego pochodzenia: nieakceptowalne przez rodzinę Greengrass. Na szczęście nie było osoby, która chciałaby wydać romanse młodej dziewczyny jej rodzicom. Czasami Malfoy krzywił się na ich widok, ale w jakimś stopniu nie przeszkadzało mu to. Sam blondyn musiał siedzieć ściśnięty pomiędzy Pansy a Blaisem, inaczej któreś ucierpiałoby, a wszyscy obstawiali Zabiniego.
Nott zerkał co raz na swoją dziewczynę. Widział jej zmartwienie nim, Czarnym Panem oraz rodziną. Jednak od tygodnia potrafiła pogrążyć się w swoich myślach i zapomnieć o obecności innych. Była spokojniejsza, a on nie wiedział dlaczego. Nadal uśmiechała się, ale były to uśmiechy szybkie i zazwyczaj unosiła tylko jeden kącik ust. Wszystko zmienia się, gdy w myślach pojawia się Riddle.
Pamela obserwowała grę Puchonów i Krukonów. Bardzo kibicowała swoim. Jej uwagę przyciągnął szukający Hufflepuffu, który dostrzegł znicz. Kiedyś zawzięcie motywowała Cedrika do złapania złotej piłki, a teraz siedziała i ściskała rękę Teodora. Wspomnienia uderzyły w nią niesłychanie szybko. Wyraz twarzy Diggory'ego, gdy leżał na ziemi. Martwy. Przeszły ją dreszcze.
— Wszystko w porządku? — Nott od razu zauważył zmiane w jej zachowaniu.
— Tak, znaczy... jestem zmęczona.
— Ostatnie minuty zostały — objął ją ramieniem. — Wychodzi na to, że wasz szukający złapie znicz.
Tak też się stało, co przeważyło o wygranej uczniów z domu Helgi. Oklaskom oraz wiwatom nie było końca. Brown piszczał najgłośniej, a Zabini nie odstawał od niego ani trochę. Tym zachowaniem przyciągnęli uwagę wszystkich, dosłownie. Albus Dumbledore uśmiechnął się na nietypowy widok uradowanych Ślizgonów na wygraną Puchonów. Starszemu czarodziejowi nie umknęło zachowanie Pameli Wildhood. Wiedział o niej sporo, o jej rodzinie i jej darze. Dzięki takiej mocy mogła uratować świat magii lub go kompletnie pogrążyć.
— BABO MOJA JESTEŚ CUDOWNA — Brown złapał Helenę i okręcił wokół właśnie osi. — Z nami raczej nie wygracie, ale i tak...
Dostał łokciem w brzuch.
— Dzięki, skarbie — Jenkins posłała mu chytry uśmieszek. — Teraz, wybaczcie, jestem padnięta, dlatego ide pod prysznic i w drzemkę.
— Ale wszystko ze mną?
— Pohamuj się, Brown — zaśmiała się Parkinson. — Takie zachowania i naprawdę zostaniesz na zawsze prawiczkiem.
— Przecież nie jestem!
— Mhm, to tak samo, jak Blaise mówi, że spał z tyyylooomaaa dziewczynami — prychnęła Greengrass.
— Ej! Mnie w to nie wciągajcie!
— Za późno, Diable — Nott parsknął śmiechem na minę przyjaciela. — Wystarczy gadania, każdemu przyda się odpoczynek.
Wildhood zgodnie skinęła głową. Potrzebowała pobyć sama ze swoimi myślami i wspomnieniami. Nie chciała, aby brak Cedrika znowu odbił się na jej życiu. Puchonki pożegnały się szybko ze swoimi towarzyszami, aby spokojnie wrócić do dormitorium.
Mulatka poszła się odświeżyć, gdy w tym czasie Pamela przykryła się kocem. Szybko odpłynęła w krainę snów.
Dziewczyny przespały całe popołudnie. Pierwsza obudziła się Helena, akurat pół godziny przez kolacją, dlatego postanowiła zbudzić również Pamelę. Jenkins także martwiła się o całą sytuacje z Tym, Którego Imienia Nie Można Wymawiać. Bała się i przyszłość, a dopiero zaczęło jej się układać z Brownem. Czekała już tylko, aż chłopak spyta ją o chodzenie. Jeszcze Cedrik. Cała ich grupka go znała oraz uwielbiała, ale rana Wildhood po stracie nadal się nie zagoiła.
Pamela wstała zaspana i ruszyła do łazienki. Była bardzo głodna, a miały być dzisiaj bułki z jabłkiem i cynamonem.
— Gdzie mój krawat?! — usłyszała mulatkę zza drzwi, kiedy przemywała twarz.
— Krzesło!
Słyszała jeszcze przekleństwa ciemnowłosej, jakieś stuki, zasuwanie szuflad, a na sam koniec skrzyp drzwi od dormitorium. Domyśliła się, iż Sierra wróciła skądś.
— Czemu tu jest taki bałagan? — spytała smętnie rudowłosa.
Pamela opuściła łazienkę. Rzeczywiście, w pięć minut Jenkins zrobiła niezły chaos.
— Buty zgubiłam.
— Skoro mamy chwilę — zaczęła Pamela — to może pogadamy?
Obie jej przyjaciółki spojrzały na nią zdziwione, następnie na siebie nawzajem, ale w końcu przytaknęły.
— Streszcze się, bo jestem głodna. Sierro, może i masz racje, jeśli chodzi o zły wybór. Może Nott nieświadomie ciągnie mnie w stronę Ślizgonów, ale każdy z nich ma wartościowe wnętrze. Przepraszam, że przestraszyłam cię ostatnio atakiem, ale nie panuje nad tym jakoś specjalnie...
— Nic się nie stało — Dawnson posłała jej szczery uśmiech. — Myślę, że się mylę, przecież sami nie decydują o sobie. Ich rodziny są obsesyjne, a im się to wszystko wpaja. Przepraszam, że naskoczyłam na was obie. Byłam egoistką.
— Ja przepraszam, że... — Helena zmarszczyła brwi. — Czy ja mam za co przepraszać, bo się pogubiłam.
Cała trójka wybuchła śmiechem i każda z nich wiedziała, że będzie już tylko lepiej z ich przyjaźnią. Każda sprzeczka, kłótnia, umacniają je. Są nierozłączne.
Do pewnego czasu...
Ale szaleje z rozdziałami.
Jak wam się podoba?
Co myślicie o relacji Teodora i Pameli?
Wątek z Cedrikiem przypadł wam do gustu? Ma to swoje głębsze znaczenie, co okaże się trochę później.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro