21. Kłębek myśli
Następnego dnia myśli Pameli nie dawały jej spokoju. Jej chłopak to Śmierciożerca, nie ukrywajmy, ale spodziewała się tego. Większość zamożnych rodzin, zwłaszcza tych ze Slytherinu, miało zamiar stanąć po stronie Voldemorta. Tak samo było z jej rodzicami. Państwo Wildhood nigdy nie obwieściło tego swoim pociechom, lecz one doskonale to wiedziały. Elliot był przerażony, przecież należał do Gryffindoru, domu zdrajców krwi. Pamela wiedziała, że nic mu nie grozi, także ani Summer i Sydney. Byli za młodzi, żeby wciągać ich w plany Czarnego Pana. Gorzej było z nią samą. Matka zawsze mówiła, iż czekają na nią ważne zadania. Kiedy zaczęła zbierać wszystkie informacje do kupy, zrozumiała, o co dokładnie chodzi. Jedynym pocieszeniem było, że na ferie zostaje w Hogwarcie.
— Pamela!
Dziewczyna odwróciła się w stronę osoby, która wypowiedziała jej imię, a była to Pansy Parkinson. Szła razem z Daphne Greengrass.
— Cześć, dziewczyny, co tam u was?
— Wiemy, że wiesz — Daph przeszła od razu do rzeczy. — Nie zareagowałaś jakoś...
— Typowo?
— Dokładnie! — wtrąciła Pansy. — Mamy nadzieję, iż pomiędzy nami... pomiędzy tobą a Teo...
— Nie martwcie się, nic nie ulega zmianie — odparła szczerze. — Zależy mi na Teodorze i niewłaściwe byłoby z nim zerwać.
— Bardzo dobrze — rzekła Greengrass. Nie miała ochoty leczyć zranionego serca Notta, a do tego polubiła Puchonkę. — Co dzisiaj wieczorem planujesz? Może wpadłabyś do nas na wieczór z ognistą? Oczywiście Blaise to wymyślił.
Cała trójka parsknęła śmiechem.
— Niestety obiecałam wizytę u Gryfonów.
— Pff, proszę cię, ci nudziarze robią imprezę? Wolałabym zawitać w Zakazanym lesie — chrząknęła Pan.
— W ferie urządzimy sobie mocną imprezę — Daphne zdecydowanie miała dzisiaj dobry humor. Hmm, ciekawe dlaczego...
— Wszyscy zostajecie? — spytała Wildhood.
Dziewczyny skinęła głową w odpowiedzi.
— Świetnie, u nas tak samo.
— Więc jesteśmy umówieni — Mopsica prawie piszczała z podekscytowania.
— Na co?
Dziewczyny spojrzały na czwórkę Ślizgonów oraz Helenę, którą obejmował Logan.
— Huczna impreza w ferie — odpowiedziała Nottowi Pansy.
— Ognista, bimber i inne wysokoprocentowe alkohole! — tym razem to Zabiniemu głos się podniósł.
— Rozniosę was w piwnym ping pongu — Jenkins oznajmiła, jakby już wygrała.
— Co to? — Teodor piątek dłonią kark.
Pamela złapała go za rękę.
— Gra, polegająca na trafieniu piłeczką do kubka. Grają dwie drużyny. Jak trafisz w kubek przeciwnej drużynie, to ona pije.
— Kozak! Już nie mogę się doczekać — chyba nikogo nie obchodziło to, iż to mugolska gra, zwłaszcza Blaise'a.
— Chyba będę musiał być z moją lubą, bo boje się porażki — na komentarz Browna cała grupa się roześmiała.
Wyjątkiem był Malfoy. Niezbyt orientował się w rozmowie przyjaciół. Jego braku jakiegokolwiek zainteresowania zmartwił Wildhood. Przecież uwielbiał kąśliwe uwagi, którymi obdarowywał każdego. Od wczoraj nie czuł się swojo. Nie chciał, aby Pamela widziała go w takim stanie. Głupi Potter. Wiedział, że to właśnie Ślizgon dał Bell opętany naszyjnik. Za łatwo szło do tej pory. Teraz będzie tylko trudniej, a do tego Bliznowaty zaczął gdzieś znikać. Nawet jego ukochana dziewczyna nie wiedziała gdzie. Pf, „ukochana", ten związek nie przetrwa długo, jego zdaniem.
Wyczuł wzrok Pameli na sobie, tym bardziej odwrócił się. Nie mógł się pogodzić z myślą, że naraził ją. Gdyby pojawiła się chwile wcześniej... Tak, Malfoy zdecydowanie się o nią bał. Nie znał tego uczucia. Ojciec od dawna uczył go bycia obojętnym, nieczułym wobec innych, ale nagle pojawia się taka dziewczyna i...
— Draco — chłopak otrząsnął się, gdy Teodor dotknął jego ramienia. — Idziesz z nami na błonie?
— Ja... nie, muszę się położyć...
— Źle się czujesz? — Pansy zmartwiła się, miała powody.
Tleniony chłopak tylko przytaknął. Pożegnał się krótkim cześć i opuścił całą grupę.
Dziewczyny rozłożyły koc, Logan znalazł kamyk idealnie pasujący w dłoni, dlatego postanowili nim porzucać, aby nie leżeć bezczynnie. Daphne i Helena bacznie obserwowały, który jako pierwszy opuści kamyk. Cudowne zajęcie.
Pierwszy, o dziwo, nie złapał Nott.
— Uuu! Nott do dupy jesteś! — Jenkins wierna komentatorka.
— Kochanie! Możesz mnie obronić? — ciemnowłosy zwrócił się do blondwłosej Puchonki.
— Hel, obczajaj swego wężyka!
Odpowiedź rozbawiła całą grupę, zwłaszcza Pansy, która parsknęła tak głośno, że sam jej śmiech wywołał kolejną salwę śmiechu u pozostałych.
— BOŻE LOGAN ŁAP TO LEPIEJ.
Helena Jenkins w całej okazałości.
— TO CHODŹ I SAMA POKAŻ, KOBIETO.
Logan Brown w całej okazałości.
Mulatka wstała, a za nią Greengrass, aby towarzyszyć przy udrękach z głupkami. Zamiana nastąpiła, gdyż Teodor położył się obok swej dziewczyny.
Sami zauważyli, że razem stali się pewniejsi wśród ludzi. Żarciki czy uśmieszki stały się częstsze. Puchonka i Ślizgon byli rozpoznawalną oraz ciekawą parą w Hogwarcie. Po prostu było im ze sobą dobrze, co widać z daleka.
— Jak ci mija popołudnie — jeden z jej jasnych kosmyków założył za ucho.
— Bardzo dobrze, zbieram energii na wieczór.
— Tylko grzecznie mi tam.
Złożyła mu krótki pocałunek na ustach.
— Chętnie bym cię zabrała — przyznała, a ich dłonie się splotły.
— Kochana jesteś.
Znowu złączył ich usta, lecz pocałunek był bardziej uczuciowy, głębszy oraz dłuższy.
— Przestańcie się obściskiwać obok mnie — Parkinson trzepnęła przyjaciela.
— Weź idź poszukać sobie jakiegoś chłopa — odparł Nott.
— Aj, żeby to było takie proste...
*
— Sierra strasznie się od nas odsuwa — stwierdził Swan.
Pamela przez chwile się zastanowiła nad jego słowami. Detektyw Swan miał racje. Prace domowe odrabia z nimi, ale pozostały czas wolny spędza z Harrym. Do tego ta impreza. Właśnie stali przy przygotowanym barku przez Rona oraz Seamusa. Helena grała w piwnego ping ponga, a ich dwójka piła ognistą. Dawnson od kiedy pogodziła się z Potterem poświęca mu ogromną ilość czasu. Michael i Pamela są szczęśliwi, że w końcu jej się układa.
— Myślę, że to przez spędzanie masy czasu ze Ślizgonami — ciągnął dalej swoją tezę. — Ty, Helena. Jesteśmy porozrzucani pomiędzy dwoma stronami, wodą a ogniem, czarnym a białym.
— Ty odnajdujesz się po obu stronach.
— Ja z żadną nie chodzę. Jeszcze.
— Jeszcze? Kogo masz na myśli? — widziała po jego minie, że nie chce mówić, więc sama zaczęła się zastanawiać kto to. — Na pewno nie Puchonka, bo to byłoby za proste... Krukonek ci za dużo... Wiem! Ślizgonka i to nie taka zwyczajna... Zawsze lubiłeś wredotki o blond włosach.
— Skąd wiedziałaś, że to Daphne?
— Nie wiedziałam, strzelałam w jakiś typ, a ty się wygadałeś.
To koniec kariery detektywistycznej. Przeklnął pod nosem, ale nie był zły, chciał im powiedzieć, jednak w bardziej odpowiednim momencie.
— Greengrass będzie musiała się spowiadać...
— Pijecie?! — Dean Thomas przekrzykiwał muzykę, pokazując mieszkańcom Hufflepuffu nalewkę.
Oni tylko wzruszyli ramionami i wyciągnęli swoje kieliszki ku chłopakowi.
Noc mijała im całkiem przyjemnie. Dużo tańczyli, rozmawiali. Dano radę nawet odciągnąć Sierrę od Wybrańca. Jenkins i Weasley skończyli nalewkę. Ginny dała radę wyciągnąć Swana do tańca, na co Hermiona i Pamela zareagowały z rozbawieniem. Jednak przyszła pora powrotu, co nie było najłatwiejsze, gdyż każdy z nich był nieźle poroniony. Sierra postanowiła trochę później przyjść do dormitorium, więc trójka ruszyła sama. W połowie drogi Michael nagle skręcił do łazienki, gdzie wylądował nad kiblem. Mieszanka nie była dobrym pomysłem, definitywnie. Helena postanowiła z nim zostać, a Pameli kazała wracać. Choć sprzeciwiała się takiej decyzji, w końcu uległa, odchodząc w kierunku skrzydła zamku, w którym znajdowały się pokoje Puchonów. Wildhood co raz potykała się o własne nogi, aż w końcu postanowiła zdjąć obcasy, które założyła. Poczuła pod stopami zimną posadzkę, co trochę ją otrzeźwiło. Miała nadzieje, iż nie trafi na Filcha. Wychodząc z jednego zakrętu wpadła na kogoś.
Mówiłam, że passa Notta i Wildhood się skończyła?
Tak i nic się nie zmieniło.
Było to Draco Malfoy. Pamela myślała, że ma zwidy, dlatego dotknęła jego nosa.
— Co ty robisz, Wildhood?
— Czyli jesteś prawdziwy? Ojejku...
— Pijana jesteś?
— Nein!
— Nie krzycz, nie chce dostać szlabanu przez ciebie.
— Przepraszam, czemu nie jesteś w lochu-u — dostała czkawki.
Malfoy już wiedział, że ta noc nie będzie taka spokojna, jak była na początku.
— Odprowadzę cię do pokoju — oznajmił i złapał ją za rękę.
Oboje poczuli się dziwnie. Dla niej jego ręka była zbyt lodowata, a dla niego jej była niesamowicie delikatna. Pamela posłusznie szła za nim.
— Czemu jesteś taki smutny?
— Nie jestem...
— Przecież widzę od jakiegoś czasu.
Zatrzymali się. Odwrócił się w jej stronę.
— Chyba wolę cię cichą... i trzeźwą.
— Jestem trzeźw-a.
— Mhm, zdecydowanie — i dalej ruszyli przed siebię.
— Odpowiedz mi na pytanie — oczywiście pijana Wildhood musiała dążyć do swego. — Czy to przez ostatnie zdarzenia? Może coś z ocenami? Zawsze mogę ci pomoc z Transmutacją. McGonagall zasugerowała to ostatnio widząc, że lepiej ci idzie OPCM. Czy jednak chodzi o dziewczynę? Nie martw się, znajdziesz jeszcze tę jedyną.
Zdecydowanie zdenerwowała go. Do tego stopnia, że chwycił ją w pasie i pocałował. Dlaczego to zrobił? Sam nie wiedział, lecz czuł, iż pragnął tego od ostatniego bankietu świątecznego. Jego uczucia buzowały, a teraz znalazł ich upust.
— Jesteśmy na miejscu. Do jutra, Wildhood.
Teraz tylko pragnął, żeby ona tego nie pamietała i nie zrobiła afery. Nie chciał stracić przyjaciela. Co mu do głowy strzeliło, że pocałował dziewczynę swego przyjaciela? Emocje, to było jedyne wytłumaczenie jakie posiadał. Beznadziejne, ale zawsze jakieś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro