Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Wyjazd

Czas przerwy świątecznej. Większość uczniów szykowała się do wyjazdu do swoich domów. Wszędzie panował chaos, a za dwie godziny odjechać miał pociąg. Po Pokojach Wspólnych walały się walizki gotowych już uczniów. Niektórzy dalej się pakowali, w tym Helena, która nie umiała wybrać, które pary butów zabierze na dwa tygodnie. Sierra zdążyła już wystawić swoje bagaże i udać się pożegnać z Potterem.

Pamela oglądała przez okno spadające płatki śniegu, w dłoni trzymała mocno szkicownik. Od imprezy u Ślizgonów cała ich trójka oraz Micheal chodzili z uśmiechem. Dziewczyna jedynie nie kojarzyło, co działo się przez jedną godzinę. Teodorowi udało się ją upić, co raczej się nie zdarzało. Nie piła zazwyczaj alkoholów o większej pojemności niż ma zwykłe piwo mugolskie, lecz w końcu chciała się zabawić, dawno tak dobrze jej się nie tańczyło.

— Dobra, Pam, niebieskie pantofle czy złociste baleriny? — Helena zmarszczyła nos, związując swoje brązowe loki.

Blondyna odeszła od parapetu i stanęła przy przyjaciółce.

— Baleriny, bo wiem że ubierzesz coś złotego na Wigilię w domu — odparła, a mulatka posłusznie włożyła buty do skrzyni. — Hel, pogodziłaś się z Loganem?

— Co to za pytanie? — Jenkins była zdziwiona nagłą ciekawością współlokatorki. — Hmm... można powiedzieć, że nie będzie chciał mnie zabić przy najbliższej okazji. Jest bardzo nerwowy, ale da się z nim pożartować, co nie zmienia faktu, że go nie lubię.

Wildhood uśmiechnęła się pod nosem, Helena polubiła tego Ślizgona. Nagle w jej myślach pojawił się pewien ciemnowłosy chłopak, z którym bardzo chciałaby się pożegnać. Wiedziała, iż zobaczą się za pare dni u Zabinich, lecz każdy powód jest dobry do rozmowy.

Ktoś zapukał do drzwi. Po chwili oczom obu Puchonkę pokazał się Michael.

— Moje drogie, czas ruszać na dziedziniec — poinformował, po czym zbliżył się do mulatki. — Pomogę wam znieść te kufry.

— Jakiś ty uczynny z rana, Swan — rzekła Pamela. — Normalnie szukać takiego ze świecą.

Przyjaciel wystawił w jej kierunku język i znów zniknął na korytarzu.

Większość Ślizgonów już czekało na pozostałych mieszkańców domu Węża. Pansy siedziała na swoich rzeczach i bawiła się włosami. Blaise i Logan rzucali do siebie zgniecionym pergaminem, chyba zaległą pracą domową na Zaklęcia. Daphne chodziła w kółko niespokojnie. Draco i Teodor powinni już dawno być tu razem z nimi. Podczas imprezy żaden z nich nie zwracał na nią uwagi. Przyjaźnią się od pieluchy, a czasami traktują ją jak ducha. Chciałby też, żeby Nott dostrzegł czasami w niej coś więcej. W końcu dwie zguby się pojawiły.

— Książęta wreszcie raczyli się zjawić — prychnęła Greengrass. — Jakbyście się spóźnili nie miałabym zamiaru zająć wam miejsca.

— Jak zwykle miło, Daph — skomentował Malfoy.

— Gdzie byliście? — do rozmowy włączył się Zabini.

— Snape chciał chwile z nami pogadać — oznajmił Teo.

Daphne zmarszczyla brwi. Rozumiała, że Severus miał sprawę do Draco, ale do Teodora? Nie podobało jej się to.

Nott nie wyglądał na przejętego rozmową z profesorem. Są pewne sprawy, do których on musi się przyzwyczaić. Chłopak zaczął rozglądać się dookoła. On pamiętał, co się wydarzyło w noc imprezy w lochach. Czuł się, jakby nadal jej delikatne usta dotykały jego, jakby dalej trzymał ją w pasie. Zdecydowanie Teodor Nott się zauroczył. Nie słuchał wywodu Parkinson o nie spakowanych wszystkich niesamowitych sukienkach.

Nareszcie blondwłosa dziewczyna się pojawiła. Oczywiście w dłoni trzymała szkicownik, zapewne będzie rysowała podczas drogi. Chciałby z nią usiąść w przedziale, lecz to niemożliwe. Draco by się od niego nie odczepił, a Daphne w ogóle nie odezwałaby się do niego przez całe święta.
Pamela również spojrzała w jego stronę, od razu posyłając mu nieśmiały uśmiech. Teodor czuł, iż dziewczyna nie pamięta ich pocałunku.

— Jesteś niesamowicie subtelny, Nott — zaśmiał się Malfoy.

Cała ich grupa spojrzała na czarnowłosego przyjaciela. Greengrass zmarszczyła brwi.

— O czym ty gadasz? — Logan któryś raz z kolei złapał kawałek pergaminu.

Tleniony arystokrata jedynie w odpowiedzi ugryzł jabłko, które trzymał w kieszeni. To chyba jego jedyna słabość.

— Oh, mówi o Wildhood i tym jak to Teo patrzy w jej stronę — wyjaśniła Pansy, podchodząc do swojego „ukochanego". — Dracusiowi nie umykają takie rzeczy.

— Dziwie się, że tobie też nie — syknął Teodor.

W jego głosie można było usłyszeć odrobine złości, którą rzadko przejawiał. Parkinson aż otworzyła szerzej oczy, wyczuwając obrazę. Na chwile nastała cisza, nikt nie wiedział, co powiedzieć.

— Ty to potrafisz wprawić nas w osłupienie.

Eh, inaczej: nikt prócz Zabiniego.

Daphne nic nie mówiąc wzięła swoje rzeczy i odeszła do Milicenty.

— Tej co znowu? — dalej ciągnął Blaise.

— Ah, wy chłopcy — zachichotał Mops. — Kiedyś zrozumiecie...

— Cześć...

Cała piątka odwróciła głowę w stronę osoby, która się z nimi przywitała.

Pameli trzęsły się nogi, ale do odważnych świat należy. W takich momentach doskonale rozumiała, czemu nie jest w Gryffindorze.

— Hej — Nott szybko oprzytomniał i nie zważając na spojrzenie Blaise'a, odciągnął Puchonkę od przyjaciół. — Coś się stało?

Dziewczyna spojrzała na swoją dłoń. Teo trzymał ją w delikatnym uścisku. Chłopak zorientował się po chwili i zabrał rękę jak oparzony.

— Chciałam jeszcze raz podziękować za imprezę — oznajmiła Wildhood. — Teraz my wam wisimy przynajmniej piwo.

— Nie ma problemu — posłał jej uśmiech tak szczery, jak nigdy do nikogo.

Spojrzał na jej usta i zapragnął znowu ją pocałować, jednak jako nieśmiała osoba nie odważy się na to, a zwłaszcza przy praktycznie całej szkole.

— Widzimy się w środę, tak?

— Jasne — przeczesał dłonią kruczoczarne włosy, co zdaniem Pamelo wyglądało uroczo. — Matka Blaise'a zapewne udostępni swój zimowy ogród na te uroczystość. Zawsze wymykamy się koło jedenastej, już po kolacji i tańcach.

— Będą tańce? — dziewczyna jeszcze bardziej się ożywiła.

— Tak...

— Pamela, rusz tu swoje cztery litery, bo czas wpakować się do pociągu!

Krzyk Heleny na pewno usłyszało większość uczniów, więc Wildhood nie miała wyboru, aby zakończyć rozmowę ze Ślizgonem. Na pożegnanie uśmiechnęła się do niego, po czym skierowała do swoich przyjaciół.


Podróż pociągiem była długa i niezbyt przyjemna ze względu na panującą pogodę o tej porze roku. Wszystkie szyby pozamarzały, a każdy musiał okryć się czymś dodatkowym. Jenkins i Swan zasnęli w połowie drogi, a Sierra oraz Pamela postanowiły pogrążyć się w lekturze.

Na peronie 9 i 3/4 panował chaos, pełno rodziców, którzy odbierało dzieciaki z najmłodszych roczników. Pamela odnalazła swoje rodzeństwo i cała czwórka postanowiła usiąść na ławce, aby poczekać aż ktoś po nich przybędzie. Powoli ludzi ubywało. Sydney i Summer nudziły się, zaczęły się szturchnąć. Elliot nie odezwał się do starszej siostry ani jednym słowem, co ją niepokoiło.

W końcu pojawił się ktoś, kogo by się niespodziewali.

— Wujek Graham! — zawołały bliźniaczki, od razu zrywając się z miejsca.

Natychmiast przytuliły mężczyznę. Elliot oraz Pamela spokojniej znaleźli się przy bracie ich matki.

— Mieli odebrać nas rodzice — burknął chłopak.

— Wybacz, Elli — wujek poklepał go po ramieniu. — Ostatnie godziny roboty, a ja mam wolne, więc przybyłem po moich ulubieńców.

Pamela uśmiechnęła się szeroko. Było jej przykro, że rodzice znowu pracowali, ale zawsze zobaczenie wujka Grahama poprawiało jej humor. Bardzo różnił się od mamy. Ona Ślizgonka, a on z Gryffindoru. Widziała tak wiele z niego w swoim bracie.

— Ruszamy? Jesteście pewnie głodni tak samo jak ja.

Nikt nie miał zamiaru zaprzeczać, więc bez słowa podążyli za mężczyzną. Pamela wiedziała, iż te Boże Narodzenie będzie się różniło od tych poprzednich.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro