5
- Ej, dobra ja spadam, bo zaraz Państwo Idealni się obudzą, a mnie nie ma w pokoju - powiedziałam wstając, po czym pożegnaliśmy się a ja poszłam do siebie.
Położyłam się na łóżku i zasnęłam o 5 nad ranem.
Obudziłam się cztery godziny później, bo usłyszałam krzątaninę na dole.
Wstałam, umyłam zęby, ubrałam się i zeszłam do kuchni, po drodze narzucając bluzę.
- Co to jest? - zapytała ostro mama, wskazując moją rękę.
- Opatrunek - odpowiedziałam naciągając rękaw na całą rękę.
- Pokaż to - nie mówiła tego z troską. Po prostu ze złością.
Próbowałam wyrwać rękę, ale ona złapała moją bluzę, a pech chciał żebym miała pod nią koszulkę na ramiączkach. Mama patrzyła na mnie ze złością, niedowierzaniem i jeszcze paroma innymi emocjami; natomiast ja uśmiechnęłam się na widok tatuażu. Od zawsze chciałam mieć rękaw, a teraz on widniał na mojej lewej ręce.
- Coś ty zrobiła?! - krzyknęli równocześnie.
- Tatuaż, nie widać?
- Jak ty się ludziom pokażesz! - zaczęła lamentować.
- Nie przesadzaj. To normalna rzecz. W końcu tyle osób ma tatuaże. Wyluzuj - powiedziałam próbując się opanować.
- Dziecko masz mnie posłuchać! - krzyknęła moją rodzicielka - Dopóki mieszkasz pod tym dachem masz z nami wszystko konsultować, jasne?!
- A kto powiedział, że ja chcę tu być?! Może czekam całymi dniami, żeby opuścić to chore miejsce! Pomyślałaś o tym?! Nie? No właśnie! - teraz to ja wybuchłam. Myślałam, że coś mi powie, ale nastąpiło coś, czego się nie spodziewałam. Uderzyła mnie prosto w twarz. Popatrzyłam na nią wystraszona. Kłóciłyśmy się od zawsze, ale nigdy nie podniosła na mnie ręki.
- Brooklyn - chciała coś powiedzieć, ale ja pobiegłam do swojego pokoju i zamknęłam go na klucz.
Usiadłam pod ścianą i zaczęłam cicho płakać. Ona nigdy nie podniosła na mnie ręki. Okej, kłótnie to nic takiego, ale żeby mnie uderzyć? Co ja jej takiego zrobiłam?
Nie mogę już tak żyć, pomyślałam. Wstałam z podłogi, wzięłam walizkę i spakowałam swoje rzeczy.
Otworzyłam drzwi i zeszłam na dół.
Rodzice siedzieli na kanapie, a gdy mnie zobaczyli, natychmiast się podnieśli.
- Gdzie ty idziesz? - zapytał ostro ojciec.
- A co ja was obchodzę? - zapytałam idąc w stronę drzwi.
- Masz rację. Jesteś dorosła. Nie możemy cię zatrzymać, ale powiedz dokąd idziesz? - zapytała, ku mojemu zaskoczeniu łagodnie, matka.
Stanęłam pod drzwiami i chwilę się zastanawiałam czy im powiedzieć.
- Do ciotki Madison - nie odpowiedzieli, więc wyszłam na dwór.
Przede mną jakaś godzina drogi, pomyślałam, tylko co zrobić z motocyklem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro