43
Znajdowałam się we wszechogarniającej bieli, która raziła w oczy. Zamknęłam je, a po chwili blask ustał. Kiedy otworzyłam je na nowo, biel zastąpił pokój, w którym nie byłam od tak dawna. Pokój Sam.
Na jej łóżku siedziały dwie postacie, obie odwrócone do mnie tyłem. Odchrząknęłam, żeby uświadomić im, że nie są sami.
- Cześć Brook - powiedziała z uśmiechem... Samantha, a mnie zamurowało.
- Sami? - spytałam cienkim głosem, a ona uśmiechnęła się ciepło. Zaraz znalazłam się w jej uścisku, a po moich policzkach spływały łzy szczęścia - Co ty tu robisz? - siostra odsunęła się ode mnie i uśmiechnęła łagodnie.
- Myślę, że powinnaś z kimś porozmawiać - podniosłam brew, a ona wskazała drugą postać na łóżku. Ayden - Ja już pójdę - powiedziała i opuściła pokój, a ja usiadłam obok bruneta.
- Przepraszam Brook - zaczął - Nie zniszczyłbym tej mafii, na prawdę. Nie mógłbym wykonać tego planu, po pros... - nie dałam mu dokończyć, bo pocałowałam go. Odsunęłam się od niego i uśmiechnęłam się.
- Rozumiem - zapewniłam, a brunet uśmiechnął się szczerze.
- Widzę, że coś cię trapi.
- Oni nie chcieli zniszczyć mojego gangu, prawda? - spuścił wzrok - Im od początku chodziło o to, żeby nas zabić. Dlaczego?
- Chcieli połączyć gangi i pozbyć się nas. Według nich byliśmy za dobrzy - skinęłam głową na jego słowa, po czym przytuliłam się do niego.
- Teraz będzie dobrze, prawda? - spytałam.
- Tak kamana. Teraz będzie dobrze - powiedział cicho i mocniej mnie przytulił.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro