42
- Nie! - krzyknęłam kiedy upadłam na Marka, który zdążył oddać strzał.
Szybko podniosłam się i podbiegła do Aydena, który leżał na podłodze. Kule miał utkwioną w okolicach serca. Umierał.
Spojrzałam w jego twarz. Z ust chłopaka spływała cienka strużka szkarłatnej cieczy. Zaczęłam cicho płakać i złapałam go za rękę, którą on położył na swoim sercu.
- Żegnaj, kamana* - szepnął.
- Przepraszam - wyłkałam i poczułam jak jego serce przestaje bić. W sali rozległ się dźwięk oklasków, więc spojrzałam gniewnym wzrokiem na resztę.
- Cóż za wzruszające przedstawienie - powiedział uśmiechnięty Beiley.
- Zamknij się. O co wam chodzi? - warknęłam ignorując łzy, które błyszczały na moich policzkach.
- Chcemy tylko jednego.
- A mianowicie? - powiedziałam wstając i podchodząc do Anki, która przed chwilą się odezwała i wycelowała we mnie broń.
- Zanim z tobą skończę - zaczęła - Wiedz, że to zaszczyt zabić kogoś tak utalentowanego jak ty. Ale zanim to zrobię - uśmiechnęła się okrutnie - Chciałabym, żebyś wiedziała, kto zabił twoją siostrę - spięłam się - Chcesz wiedzieć? Popatrz na ciało, które siedzi na tym krześle - lufą wskazała Aydena. Teraz wiedziałam, skąd go kojarzę. Tyle, że to nie do końca on ją zabił. Przyjechał później, akurat to pamiętam, pomyślałam - A teraz, przejdźmy do rzeczy - zmierzyłam ją nienawistnym spojrzeniem i splunęłam jej w twarz, przez co warknęła ostrzegawczo, a ja uśmiechnęłam się pobłażliwie.
- Nie doczekanie twoje - powiedziałam wyrywając broń z ręki oszołomionej Anki, po czym zrobiłam coś, czego nikt się nie spodziewał. Przyłożyłam lufę do skroni, zacisnęłam oczy i oddałam strzał.
* kamana - ktoś najdroższy memu sercu
Chciałam powiedzieć, że jeszcze jeden rozdział i koniec! Dziękuję za wszystkie głosy jak i komentarze!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro