Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

38

Przez resztę wieczoru nikt już nie wspominał o jego chorobie. Nieszczęścia rozpoczęły się dopiero następnego dnia.

Obudził mnie dźwięk telefonu.

- Tak, słucham? - powiedziałam, ponieważ nie miałam zapisanego tego numeru.

- Brooklyn? - usłyszałam głos pana Gennaro i od razu usiadłam.

- Tak, o co chodzi?

- Stan Aydena drastycznie się pogorszył. Jesteśmy z nim w szpitalu. Mogłabyś...

- Oczywiście. Zaraz będę - powiedziałam wpadają mu w słowo i rozłączyłam się.

Szybko wykonałam poranną toaletę, ubrałam się i zjadłam gruszkę, po czym wsiadłam na yamahę i pojechałam do szpitala.

- Przepraszam, gdzie jest Ayden Gennaro? - zapytałam na recepcji.

- Rodzina? - spytała znudzona pielęgniarka.

- Brooklyn, na reszcie jesteś - powiedział pan Gennaro, w chwili, w której miałam odpowiedzieć - Chodź już - spojrzałam na ojca bruneta i zobaczyłam, że jego oczy mają czerwone obwódki. Przez myśl mi przeszło, czy moim rodzicom w ogóle byłoby mnie szkoda gdybym to ja była na miejscu Ayden, ale natychmiast odgoniłam od siebie te myśli. Wiedziałam, że by tak nie było.

- Co z nim? - spytałam kiedy stanęliśmy pod salą, obok pani Angie.

- Jakieś dwie godziny temu przyjechaliśmy do szpitala - odpowiedziała.

- Idą państwo z nim porozmawiać? Zobaczyć się z nim?

- Zadzwoniliśmy do ciebie zaraz po tym jak od niego wyszliśmy - pokiwałam głową - Wejdziesz? - zastygłam na słowa kobiety, ale w końcu skinęłam głową i weszłam do sali.

W sali było pięć łóżek, z czego trzy zajęte. Brunet był na samym końcu sali, więc poszłam tam i usiadłam na krześle obok.

Do Aydena były podpięte jakieś rurki, a on sam leżał i miał zamknięte oczy. Nie wiedziałam czy śpi, więc wolałam wyjść, żeby gonie obudzić, gdyby tak było.

- Brooks? - usłyszałam cichy, znajomy głos, więc usiadłam z powrotem i uśmiechnęłam się delikatnie.

- Jak się czujesz? - zapytałam bruneta, a on wzruszył ramionami.

- Normalnie - skinęłam głową. Brunet popatrzył na zegarek i zmarszczył brwi - Co ty tu robisz o tak wczesnej godzinie? - chciałam odpowiedzieć, ale on nie dał mi dojść do słowa - Tylko nie mów, że rodzice cię tu ściągnęli - nie odpowiedziałam - Przecież jeszcze nie umieram - próbował obrócić to w żart, ale nie zaśmiałam się, tylko złapałam go za rękę.

- Ayden, proszę cię. Nawet tak nie żartuj - westchnął.

- Nie przesadzaj.

- To nie jest zabawne - powiedziałam, a on popatrzył na mnie przez dłuższą chwilę.

- Brooklyn... Zależy ci na mnie? - popatrzyłam na niego zdziwiona.

- Dlaczego pytasz?

- Po prostu powiedz.

- Tak - powiedziałam nadal nie rozumiejąc o co chodzi.

- Przepraszam - powiedział i zamknął oczy, a ja zmarszczyłam brwi.

- Za co?

- Nie powinienem był pozwolić, żeby tak się stało.

- Nadal nie rozumiem - chłopak westchnął i spojrzał na mnie.

- Przeze mnie stracisz kolejną osobę, na której ci zależy.

- Ayden, przecież specjalnie nie zachorowałeś, prawda? I nie przejmuj się tym, co nadejdzie. Najwidoczniej tak musi być - próbowałam go pocieszyć, chociaż wiedziałam, że jego słowa są prawdziwe. Nie chciałam dopuszczać do siebie tej myśli.

- Mogę cię o coś prosić?

- O co chodzi?

- Jak już umrę...

- Jeżeli, Ayden. Nie mów, że na pewno - wpadłam mu w słowo.

- Dobrze wiesz, że tak się stanie - nie odpowiedziałam, bo nie wiedziałam co mogłabym powiedzieć - Wracając. Jak już umrę, nie chcę, żebyś znowu stała się tą osobą, którą byłaś kiedyś, dobrze?

- Nie rozumiem o czym mówisz - skłamałam.

- Nie pozbywaj się na nowo uczuć i bądź szczęśliwa. Obiecaj.

- Nie mogę ci tego obiecać - powiedziałam cicho i spuściłam głowę.

- Brooks, proszę cię.

- Ayden, nie będę ci obiecać czegoś, czego jestem pewna, że się nie spełni - wytłumaczyłam spokojnie.

- Nie chcę się kłócić.

- Ja też nie - westchnęłam.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro