37
Wieczorem przyjechałam, bo rodzice zaprosili rodzinę Gennaro na kolację i powiedzieli żebym przyjechała. Pomyślałam, że będę mogła przeprosić Aydena za moje zachowanie sprzed kilku dni.
Właśnie wchodziłam do salonu, kiedy usłyszałam końcówkę wypowiedzi pani Angie.
- ...choroba nadal nie ustępuje. Co więcej, ona się nasila - w jej głosie usłyszałam ból.
- Jaka choroba? - ich miny, kiedy zorientowali się, że tu jestem, mówiły mi, że nie powinnam była tego usłyszeć, przez co poczułam zdenerwowanie - O co chodzi?
- Może... Pójdziemy do kuchni - powiedziała pani Gennaro, po czym dorośli wyszli z salonu, a ja zostałam tam z brunetem.
- Możesz powiedzieć mi co to ma znaczyć? - zapytałam siadając na kanapie obok chłopaka. Ayden wziął mnie za rękę i splótł nasze palce. Chciał zacząć mówić, ale przeszkodziłam mu - Poczekaj. Najpierw chciałam cię przeprosić za tamto - powiedziałam cicho.
- Nic się nie stało - zapewnił z uśmiechem i ścisnął moją dłoń, przez co uśmiechnęłam się delikatnie.
- Więc, o co chodzi z tą chorobą?
- Ile słyszałaś? - zmarszczyłam brwi.
- Wiem tylko tyle, że jakaś choroba nie ustępuje i się nasila. Nie wiem jaka, ani u kogo jeżeli o to chodzi.
- Tak, pamiętasz jak kiedyś spóźniłem się na bankiet rodziców? - skinęłam głową - Nie do końca jechałem na jakieś spotkanie ojca. Byłem na badaniach.
- Czekaj, czy ty próbujesz mi powiedzieć, że... - pokiwał głową, a słowa uwięzły mi w gardle - Jak bardzo poważna jest ta choroba? - mój głos zadrżał.
- Cóż, ona jest... śmiertelna - dokończył cicho, a ja poczułam w oczach łzy i przytuliłam się do chłopaka. Ayden objął mnie ramieniem, a po moich policzkach spływały łzy - Lekarze przewidują, że zostało mi jeszcze kilka tygodni życia - spojrzałam na niego i zauważyłam, że uważnie mi się przygląda.
- Powiedz, że to żart - poprosiłam cicho.
- Nie mogę - odpowiedział, a jego głos delikatnie zadrżał. Zaczęłam szlochać i przytuliłam się do niego.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro