32
Niedługo późnij siedziałam w swojej łazience, na chłodnych kafelkach i opierałam się plecami o ścianę, a w mojej prawej ręce błyszczało delikatne ostrze.
Nie myślałam o innych sposobach na pozbycie się uczuć, bo ich nie było. A przynajmniej były poza zasięgiem mojego wzroku. Były dla mnie niedostępne, nieosiągalne. Nierealne.
Przycisnęłam żyletkę do mojego nadgarstka i zrobiłam nacięcie, które zaczęło wypełniać się krwią.
Poczułam, że ból w pewnym stopniu przyjemny, przyćmiewa emocje, których nie chciałam mieć.
Powoli, ale jednak działa.
Za każdą krwistą szramą, która pojawiała się na mojej skórze, czułam, że jedyne co czuję, to ból, a uczucia wyparowują ze mnie. Jakbym ich nigdy nie miała.
Roześmiałam się cicho, a po moich policzkach spłynęły łzy.
Musiałam wyglądać jak niezrównoważona psychicznie osoba, bo w końcu siedzę z zakrwawionym nadgarstkiem i śmieję się.
Teraz, w tej chwili, czułam się wolna. To znaczy, w pewnym sensie. Stałam się tą samą osobą co kiedyś. Bez uczuć. Zupełnie jak skała.
Parsknęłam jeszcze głośniejszym śmiechem, a łzy coraz rzewniej się ze mnie wylewały, aż wydarzyło się coś, co mnie sparaliżowało, a uśmiech zastygł na moich ustach.
- Brook?! - usłyszałam krzyk kogoś, kogo się zupełnie nie spodziewałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro