Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Długa przerwa

Stałam za szkołą, a dokładniej za starą szopą, która chroniła przed okiem kamer i czekałam na chłopaka i dziewczynę, a w ręce miałam mały woreczek.

- Nareszcie - syknęłam kiedy zobaczyłam Kirę i Joe'go.

- Dobra - zaczęła blondynka - Dawaj kasę, ona ma towar - podniosłam woreczek i pomachałam nim przed nosem chłopaka.

Joe podał ustaloną sumę Kirze, a ja oddałam mu woreczek. Kiedy chłopak się oddalił, podzieliłyśmy się kasą, a ja oddałam jej kluczyk, po czym każda z nas poszła w swoją stronę.

Kiedy byłam na lekcji dostałam wiadomość od znajomego, więc szybko napisałam do swojej "paczki"

Dzisiaj o 23. U mnie. Weźcie rzeczy.

Po czym ją wysłałam do paru osób i spojrzałam na Kirę siedzącą przede mną, która odwróciła się do mnie i uśmiechnęła szczerze.

Uwielbiała takie akcje.

- Gdzie znajduje się nasz cel? - zapytał Matt.

Był to wysoki blondyn o zielonych oczach, który podobał się Kirze, a ona jemu. To już trwa kilka lat, oni są chorzy, bo nigdy się nie przyznają.

- Jakieś 20 minut drogi autem od mojego domu. Małe prawdopodobieństwo tego, żeby nas złapali. Prawie zerowe, a nagroda boska - powiedziałam z uśmiechem, z resztą on też zaczął się szczerzyć, ale nie wiem czy przez wiadomość czy przez Kirę, która do nas doszła.

- Jak tam z Aydenem? - zapytałam, a Matt spojrzał na mnie nic nie rozumiejącym wzrokiem.

- Wiesz tydzień minął - uśmiechnęła się od niechcenia.

Taka właśnie jest Kira, wiecie. Imprezy, niezobowiązujące związki, a jej jedyną miłością jest makijaż... Niestety.

- Kolejny? - zapytał dziwnym głosem Matt, a ona pokiwała głową, przez co się zaśmiałam.

- Ale pamiętajcie - powiedziałam poważnie - Dzisiaj u mnie.

- Jasne, generale - powiedział z głupkowatym uśmieszkiem.

- Ej - warknęłam - Nie jestem generałem tylko szefem i przyjaciółką, jasne? - ostatnie słowa wysyczałam.

- Spokojnie subhagi dźiadugarni* - wydałam z siebie niekontrolowany pisk zażenowania na sowa Matta.

Chciałam coś powiedzieć, ale przeszkodził mi dzwonek na lekcję.

- Tylko nie zapomnijcie - syknęłam w ich stronę, a oni pokiwali głowami.

Kiedy wróciłam do domu, było przed 22, bo zostałam później na zmianie w kawiarni. Nie żebym potrzebowała tej pracy, ale w końcu pozory muszą być, no nie?

Szybko rzuciłam torbę z rzeczami na łóżko i przebrałam się w jakieś ciemne, wygodne rzeczy. W końcu nie ubiorę się jasno, żeby być widoczna, tak?

Później związałam niebieskie włosy w kucyka i gotowa czekałam aż przyjdzie reszta.

Oprócz Kiry i Matta powinny przyjść jeszcze trzy inne osoby; a mianowicie Beiley, Anka i Monica.

Jest to rodzeństwo. Są identyczni. Wszyscy mają brązowe, prawie czarne włosy i piwne, niemal złote oczy.

Po kilku minutach usłyszałam pukanie, więc szybko wyszłam na dwór i wsiadłam do BMW Moniki.

Zatrzymaliśmy się w nieopodal zaułka, do którego weszliśmy, bo po drugiej stronie znajdował się nasz cel.

Kiedy już znaleźliśmy się w ocienionym miejscy, Beiley wyciągnął telefon i pokazał nam mini mapkę.

- Nie zdążyliśmy wyłączyć wszystkich kamer w banku - powiedział poważnym tonem - Zostały trzy - popatrzyłam na niego gniewnie zaciskając pięści.

* subhagi dźiadugarni - czarująca czarownica


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro