11
Chłopak wyglądał jakby się zamyślił, ale potrząsnął głową i znowu uśmiechnął się, ale tym razem do rodziców.
- Ayden, miło mi państwa poznać - powiedział ściskając ich dłonie.
- Brooklyn - powiedziała matka, więc odwróciłam się w jej stronę - Będziemy w gabinecie. Musimy porozmawiać o interesach - pokiwałam głową i znowu oparłam się o stolik.
Czemu nienawidzę bankietów? To proste.
W tle leci jakaś badziewna muzyka, a dookoła wszyscy w jakiś garniturach albo drogich sukienkach gadających cały czas o pracy i o tym jak to im się przelewa.
Sory, ale to nie jest fajne.
- Nie sądziłem, że szefowa mafii bawi się w takie bankieciki - usłyszałam drwiący głos Aydena, więc odwróciłam się do niego i spiorunowałam go wzrokiem - Ciekawe czy twoi znajomi o tym wiedzą.
- Ani mi się waż im o tym powiedzieć - warknęłam - Bo inaczej, mogę zamienić twoje życie w piekło - dopowiedziałam z okrutnym uśmiechem, a on prychnął na moje słowa.
- Nie powiedziałbym, że to twoje klimaty.
- Bo nimi nie są - podczas tej konwersacji nawet na siebie nie spojrzeliśmy.
- To co tu robisz?
- A ty? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.Zwykle to mnie irytuje, chyba że ja tak odpowiadam. Wtedy mi to wisi.
- Pierwszy spytałem - prychnęłam.
- To było dla nich ważne. Powiedzieli żebym przyszła - nic nie powiedział, przez co staliśmy chwilę w ciszy. Pomijając cichą, irytującą, muzykę i szmer rozmów.
- Nie wygląda na to, żebyście za sobą przepadali - powiedział jakby od niechcenia.
- Gratuluję. Jesteś chyba pierwszą osobą, która to zauważyła - fuknęłam, a on spojrzał na mnie pytająco.
- Czemu tak jest? - również na niego spojrzałam.
- Nie muszę ci mówić. My się nawet nie przyjaźnimy - Ayden chyba chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie dołączyli do nas nasi rodzice.
- O, widzę że już się poznaliście - powiedziała pani Angie, ale nic nie odpowiedziałam, więc odchrząknęła - Cieszę się, że wreszcie rozmawiasz z kimś kto również jest z tych klimatów - zwróciła się do swojego syna, przez co chciałam parsknąć śmiechem. Gdyby wiedziała jak bardzo się myliła.
- To samo ja mogłabym powiedzieć o tobie, Brook - posłałam matce mordercze spojrzenie, a kątem oka dostrzegłam jak Ayden uśmiecha się lekko.
Dajcie mi coś, bo zaraz nie wytrzymam. Miałam ochotę zdrapać mu ten uśmieszek z jego twarzy.
- Może zostaniecie na kolacji? - zaproponowała matka, a ja modliłam się, żeby się nie zgodzili.
- Z miłą chęcią - nadzieja matką głupich.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro