Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

~Clarke~

Zawsze myślałam, że Octavia miała sto pomysłów na minutę. Ale kiedy zaczęło się robić ciepło na dworze, Octavia miała ich jakieś tysiąc. Gdy tylko przyszedł czerwiec, a z nim koniec szkoły, młodsza Blake była jeszcze większym wulkanem energii niż zazwyczaj. Kiedy w zimie, siedzenie w domu przed telewizorem, można było jeszcze jakoś usprawiedliwić, to w lato, kiedy było ciepło i świeciło słońce - nic z tego.

Octavia bez przerwy wyciągała wszystkich z domu. A to do ZOO, a to do wesołego miasteczka, a to na piknik albo na basen. Ale w to ostatnie miejsce już raczej nie  planowałam zawitać, a przynajmniej nie w towarzystwie Bellamy'ego. Nie po tym jak włączył mu się "tryb śmieszka".

-No co ty Clarke! Przyszłaś na basen i nie zamierzasz nawet pływać? - Bellamy wyrzucił ręce w górę w geście irytacji.

-Przecież pływam! - zaprotestowałam. Bellamy spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

-Zanurzenie się w wodzie na wysokość dupy i stanie w miejscu, to nie pływanie! - powiedział. Zaczął mnie poważnie wkurzać. Skrzyżowałam ręce na piersi.

-A co cię to niby obchodzi? - spytałam, bo naprawdę byłam ciekawa jaki Bellamy może mieć interes w tym, żebym poszła pływać. Może nie miałam akurat ochoty? Bellamy przybrał tą samą pozę co ja.

-Kiedyś, pewna irytująca do granic możliwości blondynka, powiedziała mi, żebym wyciągnął kij z dupy i zaczął się bawić. To właśnie robię, bawię się z przyjaciółmi na basenie, podczas gdy ty - w tym miejscu Bellamy postanowił dźgnąć mnie palcem w mostek, by zaakcentować swoje słowa - stoisz tylko z boku i się przyglądasz. Clarke przysięgam, jeżeli zaraz nie wejdziesz do tego basenu, jak normalny człowiek, to cię do niego osobiście wrzucę.

Bellamy brzmiał całkiem poważnie, gdy to mówił. Trochę się go wystraszyłam i musiałam się odsunąć od niego na krok do tyłu. Uniósł jedną brew do góry i zobaczyłam, że kącik jego ust także nieznacznie się unosi w złośliwym uśmieszku. Pomyślałam, że nie mogę dać mu tej satysfakcji, nie mógł myśleć, że się go boję. Dlatego zrobiłam dwa kroki w przód i zadarłam głowę do góry, żeby móc patrzeć mu w oczy.

-Nie zrobisz tego. - powiedziałam, jednoczenie przybliżając się jeszcze trochę, bo doskonale wiedziałam, że moja bliskość sprawia, że Blake traci rezon i zaczyna się jąkać, więc zamierzałam to wykorzystać. Nie miałam tylko pojęcia dlaczego tak się działo, a kiedy spytałam o to Octavię, ta nie była w stanie mi odpowiedzieć.

Stało się tak jak podejrzewałam, oczy Bellamy'ego rozszerzyły się gwałtownie, zaczął ciężej oddychać. Widziałam, że chciał się odsunąć, ale powstrzymał się w ostatniej chwili.

-Czy to wyzwanie? - spytał, tym swoim irytująco niskim głosem. Przeszły mnie ciarki, ale nie dałam tego po sobie poznać.

-Owszem. - odparłam, nie spuszczając z niego wzroku. Bellamy nie odezwał się, ani nie ruszył z miejsca. Zlustrował mnie z góry na dół i najwyraźniej zastanawiał się co powinien ze mną zrobić. Kiedy minęła jakaś minuta, a ja doszłam do wniosku, że Bellamy stchórzył, odsunęłam się na krok.

-Ale z ciebie cipa, Bellamy. - powiedziałam zaczepnie, odwracając się od niego. Nie zdążyłam odejść daleko. Sekundę później jedna z jego rąk wylądowała w miejscu pod moimi kolanami, a druga na moich plecach i zanim się obejrzałam, Bellamy niósł mnie w stronę basenu.

Próbowałam się wyrwać, ale nic z tego, ten skurczybyk był silniejszy niż mi się wydawało.

-Puszczaj mnie Blake! - wydarłam się na niego i walnęłam go w pierś, ale nic to nie dało.

-Nie wiesz co mówisz. - zdążyłam jeszcze usłyszeć, zanim Bellamy wskoczył do basenu, ze mną na rękach.

Oczywiście zachłysnęłam się wodą i zaczęłam kaszleć. Bellamy natychmiast spoważniał i zaczął mnie pytać, czy wszystko okej. W odpowiedzi walnęłam go w ramię z pięści. Miało go to zaboleć, ale wywołałam tylko jego śmiech.

-Czyli wszystko z tobą w porządku. - stwierdził, a na jego twarzy wykwitł szeroki uśmiech.

Chciałam być na niego zła, ale nie mogłam. Nie kiedy uśmiechał się do mnie w ten sposób.

Wtedy nie byłam na niego specjalnie wściekła, ale z perspektywy czasu, stwierdzam, że nie mam ochoty na kolejny szok termiczny, dlatego myślę, że odpuszczę sobie następną wycieczkę na basen. Ale tym razem Octavia miała nieco inny pomysł.

Octavia: Mam
świetny pomysł!

Ja: Kolejny?

Octavia: Tak!
Co powiesz na
wypad nad jezioro,
pod namioty?

Ja: No nie wiem...

Octavia: Oh, daj
spokój, będzie super!

Octavia: Prooooooooszę.

Ponieważ zaczęłam ją ignorować, to nie minęło piętnaście minut, jak pojawiła się w drzwiach mojego mieszkania.

-Clarke prooooooooooszę. - Octavia spojrzała na mnie tymi swoimi oczami szczeniaczka. Westchnęłam i przesunęłam się, żeby mogła wejść do środka.

-A po co ja ci jestem potrzebna? Przecież możecie jechać beze mnie. - spytałam, opadając ciężko na kanapę, Octavia obok mnie.

-Bez ciebie to nie będzie to samo. - stwierdziła O. Nadal patrzyła na mnie w ten sam sposób. Doprawdy, wyglądała jak pięcioletnia dziewczynka, która prosi mamę, by ta kupiła jej lizaka. Chyba nie powinnam mieć nigdy dzieci, bo zawsze szybko się poddawałam temu spojrzeniu. Westchnęłam teatralnie.

-Kto jeszcze pojedzie? - spytałam zrezygnowana. Octavia pisnęła i rzuciła mi się na szyję. Nie zdążyłam nawet odwzajemnić uścisku, bo odsunęła się po sekundzie i zaczęła wyrzucać z siebie słowa jak z armaty.

-Napewno Raven, Jasper i Monty. Oni zawsze są chętni na takie rzeczy. Lincoln oczywiście też, nawet jeśli nie będzie chciał to go przekonam. - Octavia puściła do mnie porozumiewawczo oczko i chyba się domyślałam jak mogła by go przekonać, ale naprawdę nie chciałam o tym myśleć. -Spróbuję też namówić Bella, ale on jest równie uparty co ty, więc mogę potrzebować twojej interwencji w tej sprawie.

-Mojej? - spytałam zaskoczona. -Jak niby miałabym przekonać twojego brata, żeby z nami pojechał? -Octavia zastanowiła się przez chwilę.

-Myślę, że wystarczyłoby ściągnięcie bluzki.

-Octavia!

-No co?!

Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Minęło już tyle czasu, a ona nadal sugerowała, że między mną a Bellem coś jest. Zaczęłam się zastanawiać, czy kiedykolwiek się jej to znudzi.

-Zapomnij. Będziesz musiała poradzić sobie z Bellem sama. - powiedziałam. Octavia wzruszyła ramionami.

-Jak tam chcesz. Możesz też zaprosić Wellsa. Świetna okazja, żebyśmy poznali jego dziewczynę. - powiedziała, na co przytaknęłam.

Wells spotykał się z tą dziewczyną już dobre kilka miesięcy i wciąż nam jej nie przedstawił. Byłam jego najlepszą przyjaciółką i współlokatorką, a jedyne co o niej wiedziałam, to to, że ma na imię Zoe. Nie sądzę, żeby była aż tak brzydka, że nie chciał nam jej przedstawić. Zawsze gdy go o to pytałam, twierdził że, "moglibyśmy ją wystraszyć." I jak tak sobie o tym teraz pomyślałam.. To w sumie miał trochę racji. Czasami jakby spojrzeć na naszą grupkę z boku, można by pomyśleć, że jesteśmy grupą walniętych gimnazjalistów, a nie dorosłymi ludźmi. Ale kochałam moich przyjaciół i za nic w świecie bym ich nie wymieniła na innych.

Wieczorem, kiedy Wells wrócił do domu, opowiedziałam mu o pomyśle Octavii. Wspomniałam też, że może wziąć ze sobą Zoe. Był nieco sceptyczny, ale po dwóch godzinach mojego nieustannego "no chodź, będzie fajnie", zgodził się. Uczyłam się przekonywania ludzi od najlepszych.

Napisałam do Octavii, jak idzie przekonywanie jej brata, ale odpisała mi tylko, że zapyta go jutro. Poinformowała mnie też, że Lincoln, Raven, Jasper i Monty również się wybierają, a na dodatek Monty będzie ze swoją dziewczyną Harper. Ją akurat już poznaliśmy i była bardzo miłą i ciepłą osobą, dlatego nie miałam z tym żadnego problemu. Ale po chwili coś sobie uświadomiłam.

Jeśli Bellamy nie pojedzie, będę tam jedyną osobą bez pary i będę się czuła samotnie. A jeżeli się zdecyduje, to będziemy samotni we dwoje, co będzie oznaczać, że prawdopodobnie będziemy ze sobą więcej rozmawiać, bo reszta będzie zajęta sobą.

A to oznaczało, że muszę przekonać Bellamy'ego, żeby pojechał. Z dwojga złego, wolałam siedzieć z Bellem niż sama.

~Octavia~

Na 4 dni przed planowanym wyjazdem, przystąpiłam do akcji : zmusić Bellamy'ego do pojechania z nami. Miałam to zrobić wieczór wcześniej, ale był jakiś nie w sosie, więc wolałam go nie zaczepiać. Do wkurzonego Bella lepiej było nie podchodzić jeśli chciało się dożyć następnego wschodu słońca.

Ale następnego dnia wyglądał już w porządku, dlatego przystąpiłam do działania. Usiadłam obok niego na kanapie, czekając aż odwróci uwagę od telewizora. Zrobił to po jakiejś minucie.

-Masz do mnie jakąś sprawę siostrzyczko? - spytał, przenosząc na mnie wzrok. Kiwnęłam twierdząco głową. -O co chodzi?

-Jedziemy w ten weekend nad jezioro, pod namioty. Jedziesz z nami. - bardziej oznajmiłam, niż spytałam. Bellamy uniósł jedną brew ku górze.

-To zabrzmiało jak rozkaz. - powiedział.

-Bo to był rozkaz.

Westchnął i zmienił pozycję tak, by siedzieć przodem do mnie.

-Okej. Kto jeszcze jedzie? - spytał po chwili. Zamrugałam gwałtownie.

-To już? Zgadzasz się?

-Jeszcze nie powiedziałem, że się zgadzam.

-Ja, Linc, Jasper, Monty z dziewczyną, Raven, Wells z dziewczyną i Clarke. - wymieniłam wszystkich po kolei. Bellamy przełknął gwałtownie ślinę.

-Clarke też? - spytał. Zmarszczyłam brwi. Co niby było w tym takiego zaskakującego?

-Tak, Clarke też, bo co? Myślałam, że zakończyliście już etap bezsensownej nienawiści i się lubicie.

-Bo tak jest.

-Więc co ci przeszkadza Clarke?

-Nie powiedziałem, że mi przeszkadza. - powiedział Bell i spuścił głowę w dół. Dziwnie się zachowywał.

-Więc dlaczego o nią pytasz? - spytałam, studiując uważnie jego twarz, co nie było takie łatwe, bo uparcie wpatrywał się w swoje stopy, a jego przydługie już włosy niczego nie ułatwiały. -Bell, spójrz na mnie. - zażądałam, kiedy nie otrzymałam odpowiedzi. Wykonał polecenie, ale wciąż unikał mojego wzroku. -Bell co się dzieje? Mów natychmiast.

-Nic się nie dzieje. -Bellamy zbył mnie machnięciem ręki. -Zapomnij, to nic. Chętnie pojadę z wami. - powiedział, po czym wstał z kanapy i udał się w stronę swojego pokoju. O nie, Octavia Blake nie daje się tak łatwo spławić.

-Bellamy Bradbury Blake, natychmiast gadaj co się dzieje. - zażądałam, stając mu na drodze i krzyżując ręce na piersi. -Patrz mi w oczy, jak do ciebie mówię! - podniosłam głos. Mój brat wreszcie spojrzał mi w oczy, ale nie potrafiłam nic wyczytać z jego spojrzenia. -Jestem twoją siostrą, mnie możesz powiedzieć. - odezwałam się, tym razem już łagodniejszym tonem.

Bellamy przejechał ręką po zmierzwionych lokach. Zawsze robił tak, gdy się denerwował. Przełknął gwałtownie ślinę i uparcie zaczął znowu unikać mojego wzroku.

-Ja... Nie wiem jak to wytłumaczyć.. Czuję się.. Dziwnie w obecności Clarke ostatnimi czasy. - wydukał w końcu. Zmarszczyłm brwi.

-Dziwnie? Co masz na myśli?

-No.. Denerwuję się przy niej. Jestem.. Zestresowany. Serce mi wali i jeszcze to dziwne uczucie w żołądku.. Jednocześnie lubię z nią spędzać czas i boję się to robić. Nie wiem co się ze mną dzieje, nie potrafię tego wyjaśnić.

Zatkało mnie. To co mówił Bellamy, jak się czuł i to co sama mogłam zaobserwować.. Dla mnie to było jednoznaczne. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam się szeroko uśmiechać.

-Jezu Bell.. Ty się zakochałeś! - prawie pisnęłam. Bellamy spojrzał na mnie jakbym była niespełna rozumu. Po chwili zaczął się gwałtownie rozglądać po pokoju, chodzić po nim, zaglądał pod szafki, pod kanapę, nawet do lodówki. Stałam w tym samym miejscu i patrzyłam na niego jak na kretyna. -Co ty u diabła wyprawiasz? - spytałam w końcu.

-Szukam twojego mózgu, musiał ci gdzieś wypaść. - stwierdził Bellamy poważnym tonem. Podeszłam do niego i walnęłam go z pięści w ramię. -Ała!

-Ja mówię poważnie Bellamy!

-Ja też! - walnęłam go drugi raz, tym razem mocniej.

-Przestań mnie lać!

-To wyjmij oczy z dupy i na nie przejrzyj!

-Co??

-Jajco. Słuchaj mnie uważnie. - chwyciłam go za ramiona i potrząsnęłam nim lekko. -To wszysko o czym mówisz.. To brzmi  zupełnie jakbyś się zakochał. - mówiłam do niego jak do dziecka.

-To niedorzeczne. - Bellamy kręcił głową.

-Zamknij się i słuchaj! - podniosłam głos, na co mój brat w końcu się przymknął. -Wszystko na to wskazuje, nie rozumiesz? Poza tym, widzę jak na nią patrzysz, wszyscy widzimy. Lubisz ją tak? - spytałam. Bell kiwnął głową w odpowiedzi. -Lubisz spędzać z nią czas, czujesz się dobrze przy niej? - ponowne kiwnięcie. -Martwisz się o nią, dbasz o jej opinię, ufasz jej i tak dalej? - jeszcze raz to samo. -Jesteś zakochany ty ślepy ułomie!

-Musisz mnie obrażać?

-Nie ma lepszego określenia na twoją głupotę. -patrzyliśmy na siebie kilka sekund, aż Bellamy w końcu westchnął ciężko.

-I co ja mam z tym zrobić? - spytał, w jego głosie słyszałam smutek. Czym on się smucił?!

-Jak to co? Powiedz jej to! - Bellamy spojrzał na mnie jakbym właśnie zaproponowała mu wycieczkę w kosmos, albo coś równie abstrakcyjnego.

-Nie ma takiej opcji.

-Ale ona zasługuje, żeby wiedzieć!

-Nie O. Nie ma mowy. Clarke nie może wiedzieć, a ty nie piśniesz jej o tym słówka. Jasne?

-Ale...

-Octavia! - załamałam ręce. Nie byłam w stanie go przekonać, mój brat był zbyt uparty.

-Dobra, zgoda. Nic jej nie powiem. Obiecuję. - poddałam się.

-Dziękuję. A teraz wybacz, pójdę do siebie, popadać w depresję w samotności. - powiedział Bellamy i zanim zdążyłam zareagować, zamknął się w swoim pokoju.

Westchnęłam teatralnie. Mój brat cierpiał, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Najprościej byłoby powiedzieć Clarke, byłam prawie pewna, że jej też podoba się Bellamy. Ale obiecałam Bellowi, że nie powiem, musiałam dotrzymać tej obietnicy. Ale postanowiłam sobie, że ta dwójka się zejdzie ze sobą. Prędzej czy później. Potraktowałam to poważnie, jako moją osobistą misję.

_____________________________________
Hej robaczki 😘 wiem, że ten rozdział jest nudny jak nie wiem co, wybaczcie. Miałam w nim zawrzeć też wyjazd, ale samo to zajęło mi ponad 2000 słów, dlatego rozdzieliłam to na dwie części. Ale z następnego rozdziału jestem dumna, także ten 😂😂 dodam go pewnie w środę lub w czwartek.

Pozdrawiam cieplutko ❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro