Rozdział 7
~Bellamy~
Zapukałem do drzwi łazienki po raz trzeci i naprawdę zaczynałem już tracić cierpliwość.
-O. do jasnej cholery, ileż można siedzieć w łazience?! Doprawdy, to nasi przyjaciele, a nie prezydent, nie musisz wyglądać perfekcyjnie! - wrzasnąłem, opierając się o drzwi. Czy naprawdę wszystkie kobiety muszą spędzić conajmniej godzinę w łazience zanim wyjdą do ludzi? To jakiś absurd. Najczęściej ten makijaż i cała reszta są zupełnie zbędne, naprawdę.
Drzwi otworzyły się nagle, a ponieważ wciąż się o nie opierałem, to mało co nie wylądowałem twarzą na podłodze. Na szczęście w porę zdążyłem przytrzymać się futryny.
-Co ty wyprawiasz? - spytała zdezorientowana Octavia.
-Usypiam. - powiedziałem zgodnie z prawdą. -Skończyłaś?
-Owszem. - powiedziała, po czym przecisnęła się obok mnie i skierowała się do swojego pokoju. Nie miałem bladego pojęcia, co u diabła robiła tam tyle czasu, bo wyglądała praktycznie tak samo jak wcześniej. Pokręciłem głową i wszedłem do łazienki, by wziąć prysznic.
Nie miałem zbyt wiele czasu zanim wszyscy przyjdą (dzięki siostro), dlatego umyłem się dość szybko. Zresztą i tak Octavia zużyła prawie całą ciepłą wodę, (ponownie - dzięki siostro, zawsze mogę na ciebie liczyć) więc prysznic nie należał do najprzyjemniejszych rzeczy pod słońcem.
Mimo, że nie jestem imprezowym typem i tak dalej, to cieszyłem się na wizytę przyjaciół. Dzień Dziękczynienia był jednym z moich ulubionych świąt, mogliśmy się spotkać całą paczką, pogadać, powygłupiać się. Tylko, że tym razem do paczki dołączą dwie osoby : Wells i Clarke. No i jak cieszyłem się z obecności Wellsa, to jeśli chodziło o blondynkę byłem nieco mniej uradowany.
Może już nie było tak, że jej nienawidziłem, szczerze nie była taka zła, ale potrafiła mnie doprowadzić do szaleństwa. Praktycznie nie byliśmy w stanie zamienić ze sobą jednego normalnego zdania. W tym co do siebie mówiliśmy zawsze był sarkazm, złośliwość albo groźba. Raven stwierdziła ostatnio, że może się założyć o dychę, że nasze wzajemne przegadywanie się do jakiś chory rodzaj gry wstępnej i tak naprawdę potajemnie ze sobą sypiamy. Cóż Raven straciłaby dychę. Ja i Clarke to była mieszanka wybuchowa, nie mogliśmy nawet stać zbyt blisko siebie, nie mówiąc już o sypianiu ze sobą.
Wpatrywałem się w zawartość mojej szafy, zastanawiając się co ubrać, żeby wyglądać inaczej niż zwykle, ale też się specjalnie nie stroić. W końcu postawiłem na ciemne dżinsy i czarną koszulę. Podwinąłem jej rękawy tak, że sięgały mi do łokci i zostawiłem odpięte trzy ostatnie guziki. Włosy zostawiłem tak jak były, nawet ich nie czesałem, bo zazwyczaj mijało się to z celem i po pół godzinie były na nowo rozczochrane.
W czasie gdy się ubierałem usłyszałem dzwonek do drzwi, na szczęście jakimś cudem O. była już gotowa i poszła otworzyć.
Kiedy wyszedłem z pokoju wszyscy zdążyli się już rozgościć. Murphy leżał rozwalony na kanapie, najwyraźniej czując się jak u siebie, Jasper rozlewał alkohol, a Raven siedziała na blacie krzycząc na Jordana, że ma nie nalewać Octavii, bo skrócę go o głowę.
-No co ty, jest Dzień Dziękczynienia! Przecież nie każę jej się upijać, ale chyba może się napić? Bellamy nawet nie zauważy, będzie zbyt zajęty gapieniem się na Clarke, a poza tym..
Jordan przerwał w pół zdania. Musiał zobaczyć przerażoną minę Raven. Chłopak westchnął.
-Stoi za mną prawda? - spytał z rezygnacją, na co Raven pokiwała głową. W istocie, stałem za nim z założonymi rękami, słuchając tego co ma do powiedzenia. Jordan odwrócił się w moją stronę. Próbowałem przywołać na twarz groźną minę, ale gdybym miał być szczery, to chciało mi się śmiać. Jasper naprawdę wyglądał na przerażonego.
-Co tam mówiłeś o upijaniu mojej siostry? - spytałem, próbując zachować powagę.
-Ktoś mnie upija? - zanim Jasper zdążył coś powiedzieć, Octavia pojawiła się obok. Mógłbym przysiąc, że moja siostra zawsze była w co najmniej dwóch miejscach jednocześnie. Popatrzyła najpierw na mnie, potem na Jaspera i spowrotem.
-Jordan cię upija. - wskazałem na niego brodą. Chłopak robił wszystko, by nie patrzeć mi w oczy - komiczne. Spojrzałem kątem oka na Raven, która wyglądała jakby miała się zaraz udusić ze śmiechu.
-Super. - powiedziała Octavia, szczerząc się. Przeniosłem wzrok na nią. -Znaczy.. okropnie. Przecież ja nie piję. - stwierdziła po chwili. Nie mogłem dłużej wytrzymać i zacząłem się śmiać.
-Oczywiście, że nie. Uspokój się Jasper, bo się spocisz. - poklepałem go po ramieniu, ale nadal wyglądał jakby miał zemdleć. Naprawdę byłem aż tak przerażający? -Dopóki Octavia pije pod moim okiem i nie przesadza z tym, to w porządku. Sam nie byłem święty w jej wieku.
-Mnie nie musisz tego mówić. - mruknęła Octavia pod nosem. Nagle przypomniały mi się wszystkie krępujące sytuacje, w których widziała mnie moja siostra i miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Już miałem odpowiedzieć, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Rozejrzałem się po pokoju, sądziłem, że wszyscy już przyszli, ale dopiero teraz zorientowałem się, że brakuje Wellsa i Clarke.
Westchnąłem i poszedłem otworzyć. Miałem tylko nadzieję, że Księżniczka nie zepsuje mi mojego dobrego humoru. Kiedy otworzyłem drzwi na chwilę mnie zatkało. Pierwszy raz widziałem Clarke w sukience i żałowałem, że dopiero teraz. Oczywiście nie powiedziałem tego na głos, ale wyglądała pięknie.
Na szczęście po chwili zorientowałem się, że się gapię i odrząknąłem, po czym bez słowa wpuściłem ich do środka.
-Dobrze się czujesz Bellamy? - spytał Wells i w jego głosie słyszałem autentyczną troskę. Uroczo.
-Tak.. tak pewnie, wszystko okej. Dlaczego pytasz? - spytałem, starając się nie gapić na Clarke, która zdążyła już podejść do Octavii i Raven.
-Zrobiłeś się cały czerwony. - powiedział Wells, starając się ukryć uśmiech. Mnie nie było do śmiechu.
-Bzdura. - stwierdziłem.
-Jak tam chcesz. - powiedział Wells, wzruszając ramionami, po czym skierował się w stronę Millera i Monty'ego. Przez chwilę stałem jak kołek na środku pokoju, zastanawiając się co mam ze sobą zrobić.
Nie podobało mi się to jak reagowałem na Clarke. Mimo, że nie pałałem do niej sympatią, to niemal zawsze zapierało mi dech, gdy ją widziałem. Dlaczego ktoś tak irytujący, musi być jednocześnie tak śliczny i seksowny? To powinno być karalne. - pomyślałem z frustracją.
Moje rozmyślania przerwała Octavia, która podeszła do mnie z pytaniem, czy skoro wszyscy już przyszli to możemy usiąść do stołu, bo cytując "ona umiera z głodu, a jak tak dalej pójdzie, to Jasper nie będzie w stanie utrzymać widelca, bo będzie zbyt pijany". Ten ostatni argument mnie przekonał i usiedliśmy do stołu.
Pech chciał, że moja siostra intrygantka postanowiła zepsuć mi wieczór i zrobiła wszystko, bym musiał usiąść zaraz obok Clarke. Zgrzytnąłem zębami, ale nie odezwałem się ani słowem. Z Octavią nie dało się kłócić.
-Jakieś postępy w uzyskaniu pracy? - zapytała Clarke, po około 5 minutach. Byłem w lekkim szoku, że nie wyczułem w tym pytaniu ani krzty złośliwości. Albo robiliśmy postępy, albo Clarke dobrze udawała uprzejmość.
-Od poniedziałku zaczynam. - powiedziałem dumny z siebie i nawet zdobyłem się na uśmiech w jej kierunku. Wydawała się mile zaskoczona.
-Naprawdę? To świetnie, gratuluję. - powiedziała, uśmiechając się, a ja w dalszym ciągu nie słyszałem sarkazmu i zaczęło wydawać mi się to podejrzane. Zmrużyłem oczy.
-Piłaś coś? - spytałem, na co Clarke przewróciła oczami.
-Nie mogę być po prostu miła dla ciebie?
-To do ciebie niepodobne.
-I kto to mówi.
Roześmiałem się. Miała rację, zazwyczaj to ja zaczynałem nasze kłótnie.
-Okej. Zakładając, że mówisz szczerze - dziękuję. Cieszę się, że będę miał porządniejszą pracę. Może nawet uda mi się zarobić na jakieś większe mieszkanie. - powiedziałem, a Clarke pokiwała głową. Milczeliśmy przez chwilę. Widziałem jak Octavia uśmiechała się jak wariatka, z drugiego końca stołu, ale zignorowałem ją.
-Dlaczego nie spędzasz tego dnia z rodziną? - spytałem Clarke. Popatrzyła na mnie marszcząc brwi. -Nie to, że przeszkadza mi twoja obecność czy coś. - powiedziałem i naprawdę tak myślałem. Chyba po raz pierwszy, nie miałem jej za złe, że spędzam czas w jej towarzystwie. Clarke zawahała się przez chwilę, chyba nie do końca wierząc w moją szczerość, ale nie dziwiłem jej się. W końcu odezwała się.
-Moja mama postanowiła wziąć sobie urlop i wyjechać. - wzruszyła ramionami. -Nawet mi to nie przeszkadza. Miło spędzić trochę czasu z przyjaciółmi. - powiedziała. - I z tobą. - dodała po chwili, na co parsknąłem śmiechem.
-A już myślałem, że może cię polubię. - powiedziałem, nadal się śmiejąc.
-Hej, przecież powiedziałam, że miło spędzić z tobą czas! - broniła się, również nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
Zanim zdążyłem odpowiedzieć usłyszałem dzwonek do drzwi. Wszyscy nagle ucichli. Spojrzałem na Octavię, marszcząc brwi.
-Spodziewasz się kogoś jeszcze? - spytałem ją, na co pokręciła głową. Wstałem z krzesła i niepewnie udałem się do drzwi, zastanawiając się kto to u diabła może być.
Drugi raz tego wieczoru wmurowało mnie w ziemię, ale tym razem z innego powodu. Przede mną stał nie kto inny jak jedyny członek mojej rodziny, poza oczywiście Octavią, którego nie spodziewałem się i nie chciałem widzieć.
-Bellamy! Kopę lat! - powiedział uradowany Roan, a ja nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa. Roan był młodszym bratem mojej matki, co czyniło go moim i Octavii wujkiem, ale nigdy go tak nie nazywaliśmy, bo był zaledwie 10 lat starszy ode mnie. Nie widziałem go od dobrych 3 lat i szczerze mówiąc nie chciałem widzieć. Roan miał cóż.. delikatny problem z alkoholem. Nieco bardziej delikatny niż Jasper.
O dziwo tym razem nie czułem od niego nic niepokojącego i wyglądał na w miarę trzeźwego, ale i tak miałem opory przed wpuszczeniem go do mieszkania.
-Co ty tu robisz do cholery? Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam? - zdołałem w końcu z siebie wydusić. Roan zrobił minę.
-To tak się wita własnego wujka? - spytał urażony.
-Wujka alkoholika, który miał mnie i moją siostrę gdzieś przez ostatnie lata? I tak jestem miły. - powiedziałem. Sekundę później u mojego boku pojawiła się Octavia.
-Octavia słońce, jak ty wyrosłaś! - powiedział Roan i próbował podejść bliżej, ale go powstrzymałem.
-Chyba nie oczekujesz, że cię wpuszczę? - powiedziałem i skrzyżowałem ręce na piersi.
-Bellamy, daj spokój, to nasz wujek.. - Octavia próbowała mnie przekonać, ale jej przerwałem.
-I co z tego? Nie interesował się nami, swoją jedyną rodziną, wolał w tym czasie chlać. - powiedziałem ze złością.
-Zmieniłem się Bellamy. - odezwał się Roan. Spojrzałem na niego. Dałem mu mówić. -Chodzę na terapię, wychodzę na prostą. Zrozumiałem, że nie powinienem był tak was olewać, dlatego tu jestem.
Westchnąłem. Wyglądał jakby mówił szczerze, mogłem przysiąc, że był trzeźwy. Ale znałem go i wiedziałem, że w każdej chwili mógł odwalić coś głupiego, a nie chciałem żeby zepsuł mi wieczór z przyjaciółmi.
-W porządku. Dostaniesz swoją szansę, ale nie dzisiaj. Nie kiedy możesz mi wystraszyć przyjaciół. - powiedziałem. Octavia próbowała się wtrącić, ale nie zdążyła.
-Hej, wszystko w porządku? - usłyszałem za sobą głos Clarke. Czy z wszystkich obecnych to ona musiała tu przychodzić?
-Wszystko okej, wracaj do środka. - powiedziałem.
-Ale..
-Clarke, proszę. - powiedziałem, odwracając się do niej i patrząc jej w oczy, by wiedziała, że mówię poważnie. Spojrzała na mnie zaskoczona, po czym skinęła głową i poszła. Musiała być w szoku, że znam takie słowo jak "proszę". Wróciłem wzrokiem do Roana.
-Twoja dziewczyna? - zwrócił się do mnie. Poczułem, że robię się czerwony.
-Nigdy w życiu. - powiedziałem zażenowany a O. zaczęła niekontrolowanie chichotać. Roan kiwnął powoli głową, po czym odwrócił się w stronę wyjścia.
-Rozumiem. Będziemy w kontakcie? - spytał z nadzieją w głosie. Zobaczyłem, że naprawdę mu zależy, dlatego zgodziłem się. Uśmiechnął się ciepło do mnie i do Octavii, a następnie skierował w stronę schodów. Było mi go z jednej strony trochę szkoda w tamtym momencie, ale wiedziałem że był nieprzewidywalny, dlatego nie mogłem go wpuścić, nie kiedy w środku byli wszyscy moi przyjaciele, na których opinii mi zależało.
Kiedy weszliśmy z Octavią spowrotem do mieszkania, wszyscy skierowali na nas wzrok, ale zbyłem ich machnięciem ręki, mówiąc, że to nic takiego. Ponieważ dobrze mnie znali, wiedzieli, że nic ze mnie nie wyciągną, dlatego nie dopytywali, a ja kazałem Octavii siedzieć cicho.
Oczywiście osobą, która nie znała mnie na tyle dobrze, była Clarke i po prostu musiała do mnie w końcu podejść i spytać kim był tajemniczy gość. Impreza rozkręciła się już wtedy na dobre i nikt nawet nie zauważył, że zniknąłem w swoim pokoju. No nikt oprócz Clarke.
Nie byłem nałogowym palaczem, ani nic w tym stylu. Paliłem tylko kiedy byłem naprawdę wkurzony i po prostu czułem, że to był ten moment. Wymknąłem się do swojego pokoju jak gówniarz, bo nie chciałem żeby Octavia widziała mnie z papierosem, miałem jej w końcu dawać dobry przykład.
Dlatego mało nie dostałem palpitacji serca, gdy usłyszałem pukanie do drzwi. Nigdy nie sądziłem, że tak się ucieszę, że widzę Clarke. To znaczy nie cieszyłem się, że widzę konkretnie ją, ale wolałem ją niż Octavię. Księżniczka nawet nie czekała aż zaproszę ją do środka, tylko po prostu weszła jak do siebie i zamknęła za sobą drzwi.
-Miło, że zaprosiłaś się do środka. A gdybym na przykład się przebierał i był na golasa? - spytałem, pół żartem pół serio.
-Nie widzę w czym problem. - odpowiedziała, siadając obok mnie. Nie mogłem się na to nie roześmiać. -Nie wiedziałam, że palisz. - powiedziała, poważniejąc.
-Nie palę. - powiedziałem. Clarke spojrzała na mnie dziwnie. -Tylko kiedy się wkurzę. - dokończyłem.
-Nie powiesz mi kto przyszedł prawda?
-Nie ma szans.
Clarke westchnęła, ale nie dopytywała. Patrzyła na mnie przez chwilę, kiedy spokojnie kończyłem papierosa.
-Nie powinieneś palić. - stwierdziła.
-Nie pamiętam żebym przyjmował od ciebie rozkazy. - odpowiedziałem.
-To nie rozkaz, tylko stwierdzenie. - powiedziała. Nie odpowiedziałem. -Gdyby Octavia zobaczyła, że palisz zrobiła by ci o to burę. - dodała po chwili.
-Dlatego palę po kryjomu jak nastolatek i najwyraźniej potrzebuję zamka w drzwiach.
Clarke roześmiała się. Uśmiechnąłem się do niej i pierwszy raz odkąd ją poznałem zobaczyłem w niej Clarke, a nie rozpieszczoną Księżniczkę. I podobał mi się ten widok.
-Czy my naprawdę jesteśmy dla siebie mili? - odezwała się po dłuższej chwili blondynka. Zgasiłem papierosa.
-Dziwny dzień co? - spytałem.
-Dziwniejszego nie mogłabym sobie wyobrazić.
Może to wina alkoholu, a może czegoś innego, nie miałem pojęcia, ale miałem ochotę ją w tamtej chwili pocałować. Nie to, że się w niej nagle zakochałem, absolutnie nic z tych rzeczy. Ale pierwszy raz pomyślałem, że może jesteśmy w stanie się zaprzyjaźnić, albo chociażby znosić nawzajem swoje towarzystwo.
A poza tym wyglądała tak ślicznie w tej sukience i rozpuszczonych blond włosach i uśmiechała się szczerze, naprawdę szczerze. Ale oczywiście nie zrobiłem nic, nie pocałowałem jej ani nic z tych rzeczy, nie byłem szalony. Gapiliśmy się tylko na siebie nawzajem przez jakąś minutę, kiedy Clarke w końcu przerwała ciszę.
-Chyba powinniśmy stąd wyjść zanim pomyślą, że robimy coś nieprzyzwoitego. - powiedziała.
-I tak już tak myślą. - odparłem, ale wstałem z krzesła i ruszyłem do drzwi.
-Wiesz, że śmierdzisz Blake? - odezwała się Clarke. -Octavia na bank cię wyczuje.
-Nawet jak wyczuje, to rano nie będzie tego pamiętać. - powiedziałem, a Clarke przyznała mi rację.
Puściłem ją przodem i wyszedłem zaraz za nią. Wyłapałem spojrzenie Raven z drugiego końca pokoju, ale zignorowałem ją. Niech myślą co chcą. - pomyślałem i dołączyłem do moich świetnie bawiących się przyjaciół.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro