Rozdział 3
~Bellamy~
-Co ja sobie myślałem? - spytałem sam siebie, gapiąc się w swoje odbicie w lustrze. Co mnie podkusiło, żeby zaprosić ją na kawę?
Planowałem tylko wejść tam, szybko przeprosić i wyjść. Gryzły mnie nieco wyrzuty sumienia, Octavia uświadomiła mi, że naprawdę zachowałem się nie fair w stosunku do Clarke. Nadal mnie irytowała i w ogóle, ale to nie zmieniało faktu, że zachowałem się jak totalny dupek.
Nie miałem pojęcia, dlaczego wyskoczyłem z tą kawą. Miałem wtedy wrażenie, że na moim ramieniu siedzi miniaturowa Octavia i szepcze mi do ucha "No dalej Bell, zaproś ją, co ci szkodzi?". No i właśnie to zrobiłem. A teraz nie było już odwrotu. Wszystko było już umówione, mieliśmy się spotkać za pół godziny w niewielkiej kawiarni w centrum miasta. Oczywiście nie była to ta sama, w której ja pracowałem, nie byłem idiotą.
-Co się tak stroisz? Podobno to nie randka. - aż podskoczyłem, na dźwięk głosu Octavii. Stała w drzwiach, zadowolona z siebie, szczerząc się jak wariatka. Przewróciłem oczami.
-Nie stroję się. - zaprzeczyłem. Miałem na sobie zwykłą bawełnianą, czarną koszulkę i dżinsy, czyli dokładnie to samo w czym chodzę na codzień.
-Może i nie stroisz, ale gapisz się w lustro od pięciu minut, jakbyś się zastanawiał, czy napewno wyglądasz wystarczająco perfekcyjnie. Jeśli to nie randka, to co ci zależy?
Zgrzytnąłem zębami. Octavia zaczęła mnie irytować. Od poniedziałku łaziła za mną upierając się, że idę na randkę z Clarke. Miałem ochotę ją zakneblować. Podszedłem do niej.
-Słuchaj uważnie. Nigdy. Przenigdy. Nie umówię się. Z Clarke Griffin. Zrozumiano? - powiedziałem groźnie i nie czekając na odpowiedź, przecisnąłem się obok niej, by wyjść z pokoju.
-Niech ci będzie. - powiedziała Octavia, nadal wesoło tuptając krok w krok za mną. -Ale uważam, że do siebie pasujecie.
Stanąłem gwałtownie w miejscu, a Octavia wpadła na moje plecy. Odwróciłem się na pięcie.
-Teraz już całkiem oszalałaś. - stwierdziłem, po czym przyłożyłem jej dłoń do czoła. -Masz gorączkę?
Octavia strząsnęła moją dłoń. -Spadaj. - powiedziała. -Lepiej już idź, bo się spóźnisz.
-A Księżniczki nie mogą czekać, prawda? - spytałem sarkastycznie, nie oczekując odpowiedzi, po czym wyszedłem z mieszkania.
Kiedy wszedłem do kawiarni, Clarke już na mnie czekała przy jednym ze stolików przy oknie.
Spojrzałem jeszcze szybko na zegarek, by upewnić się, że nie jestem spóźniony. Nie miałem ochoty na opieprz za spóźnialstwo, na dzień dobry. Byłem dwie minuty przed czasem. Usiadłem na przeciwko niej i od razu spotkałem się ze spojrzeniem zimnym jak lód.
-Coś nie tak? - spytałem niepewnie. Już zdążyłem ją wkurzyć?
-Zawsze każesz na siebie czekać? - spytała. Oniemiałem.
-Jestem dwie minuty przed czasem! - zaprotestowałem.
-Oh co za punktualność.
-Hej. To, że ty najwyraźniej jesteś wszędzie conajmniej 10 minut wcześniej, jeszcze nie oznacza, że ja też muszę, Księżniczko. - Clarke zmrużyła oczy.
-Nie nazywaj mnie tak.
-Będę cię nazywał, jak mi się będzie żywnie podobać. - nie odpowiedziała. -Co ci zamówić? - spytałem.
-Kawę.
-Dzięki za specyfikację.
Clarke uśmiechnęła się półgębkiem. Najwyraźniej ją to bawiło, mnie natomiast niekoniecznie.
-Zaskocz mnie. - powiedziała. Skrzywiłem się lekko, ale nic nie powiedziałem, tylko podszedłem do lady. Mógłbym ją "zaskoczyć" i przynieść jej herbatę zamiast kawy, ale postanowiłem, że będę w miarę miły. Octavia powiesi mnie za jaja, jeśli spieprzę sprawę.
Z braku lepszych pomysłów, zamówiłem nam obu cappucino, z którym po chwili wróciłem do stolika. Podziękowała tylko, nie komentując w żaden sposób mojego wyboru, więc założyłem, że raczej trafiłem w jej gust.
Przez chwilę panowała niezręczna cisza, ale nie spieszyło mi się jej przerywać. Clarke natomiast nie wytrzymała.
-Więc. Co takiego rozsądnego robisz ze swoim życiem? Opowiedz mi. - spytała. Złośliwość w tym zdaniu była wręcz namacalna.
-Aktualnie kończę Akademię Policyjną. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Na tamten moment, zostały mi dwa tygodnie szkolenia.
-Ambitnie. - skomentowała Clarke, i o dziwo nie było w tym sarkazmu. Albo ja go nie wyczułem. -I co potem?
-Zaskoczę cię, będę aplikował do Policji. - Clarke nie zwróciła uwagi na uszczypliwość.
-Dlaczego akurat policja? - spytała, ze szczerym zainteresowaniem. Zastanowiłem się przez chwilę.
-Stała, pewna praca. Dobre zarobki. Pomoc innym. - powiedziałem prosto, wzruszając ramionami. -Chciałbym jakoś przysłużyć się społeczeństwu.
Clarke pokiwała powoli głową. Wyglądała jakby zastanawiała się, do czego by się tu przyczepić. Ponieważ nic nie znalazła, kontynuowała zadawanie mi pytań. Czułem się jak na jakimś przesłuchaniu.
-Wspomniałeś, że próbowałeś studiować coś co cię interesuje, ale zrezygnowałeś. Co to było? - spytała.
-Historia. - odpowiedziałem bez wahania. Nie wstydziłem się swojego zainteresowania, mimo że było dziwne. Niewielu ludzi w moim wieku interesują takie rzeczy.
Moja mama zaszczepiła we mnie pasję do historii, szczególnie do mitologii. Często mi czytała, nie tylko na dobranoc, ale i w ciągu dnia. Kiedy inni chłopcy kopali piłkę z ojcami, albo bawili się samochodzikami z plastiku, ja siedziałem z mamą na kanapie, lub na kocyku w parku, a ona mi czytała. "Iliadę" znałem na pamięć, większość greckich mitów miałem w małym paluszku.
Clarke patrzyła na mnie dziwnie. -Historia, muzyka klasyczna, ile ty masz lat, 80? - spytała złośliwie. Zacisnąłem ręce w pięści.
Oczywiście kiedy łaziła po moim salonie, musiała dostrzec te płyty. Nie były moje, tylko mojej mamy. Nawet tego nie słuchałem, nie lubiłem tej muzyki, ale zostało mi po mamie niewiele pamiątek, a te płyty z muzyką klasyczną, były jedną z nich. Na myśl o mamie miałem ochotę się rozpłakać, ale nie mogłem. Starałem się za wszelką cenę nie patrzeć Clarke w oczy.
-Płyty nie są moje, to pamiątka po mojej mamie. - wyjaśniłem cicho. Zerknąłem na Clarke i mina jej zrzedła.
-Przepraszam Bellamy, nie wiedziałam...
-Jasne, że nie wiedziałaś, skąd miałaś wiedzieć, prawda? - powiedziałem tylko, z lekka zirytowany już, całą tą rozmową. Zapadła niezręczna cisza.
-Może teraz ty opowiesz coś o sobie, bo czuję się jak na przesłuchaniu. - wyraziłem głośno moje myśli. Co prawda miałem już po dziurki w nosie jej gadania o sobie po sobotniej imprezie, ale nie miałem już ochoty odpowiadać na jej pytania.
Clarke patrzyła na mnie przez chwilę, ze smutkiem w oczach. Po chwili odezwała się wreszcie.
-Ja też kogoś straciłam. - powiedziała cicho. Z jednej strony miałem ochotę przewrócić oczami, bo miałem wrażenie, że chce mi na siłę udowodnić, że jakimś cudem ona ma gorzej ode mnie. Ale z drugiej strony jednak współczułem jej trochę.
-Kogo? - spytałem, kiedy Clarke nie kontynuowała mówienia.
-Mojego tatę. Wypadek samochodowy, jakiś kretyn jechał po pijaku i wjechał w jego auto. - wyjaśniła. Paskudna śmierć. - pomyślałem. Nikt nie zasłużył, by umrzeć w ten sposób. -To było 6 lat temu, ale nadal strasznie za nim tęsknię. Rozumiem jak się czujesz.
Kiwnąłem tylko głową. Może jednak Clarke nie była aż taka zła. To znaczy, nadal była dla mnie Księżniczką, uważającą się za lepszą od innych i w dalszym ciągu wkurzało mnie niemal każde słowo, które padało z jej ust, ale jednak współczułem jej. Niewykluczone, że to śmierć ojca sprawiła, że Clarke była taka jaka była.
-A twoja mama? - spytała Clarke po chwili. Czyli jednak nie miała na tyle taktu, jak mi się zdawało. Naprawdę potrzebowała szczegółów?
-Rak. - odparłem krótko. -12 lat temu. -dodałem po chwili, po czym zamilkłem. Nie miałem ochoty o tym mówić.
Nie chciałem opowiadać Clarke, jak w wieku 10 lat, musiałem pochować własną matkę i przejąć rolę ojca, którego nigdy tak naprawdę w moim życiu nie było. Nie chciałem mówić o tym, jak oboje z Octavią musieliśmy mieszkać w domu dziecka, o tym, że nikt nas nie chciał, ani że nie mieliśmy już żadnej rodziny, poza jednym wujkiem alkoholikiem, który nie kwapił się, by nas przygarnąć.
Nie chciałem mówić o tym, jak kiedy ukończyłem 18 lat, walczyłem w sądzie o przyznanie mi opieki nad Octavią, bym mógł zabrać ją z tego okropnego domu dziecka. Jak musiałem pracować na dwa etaty w kawiarni, by móc wynająć choćby małe mieszkanko, dla mnie i dla mojej siostry, by miała w miarę normalne życie.
Te wszystkie wspomnienia sprawiały mi ból i nie miałem ochoty o nich rozmawiać nawet z przyjaciółmi, a co dopiero z Clarke, która miała mnie za człowieka gorszego sortu. Nie musiałem jej dawać kolejnych powodów, by mogła ze mnie szydzić.
-Chyba już pójdę. - usłyszałem głos Clarke. Nie zdążyłem nawet nic powiedzieć, a już wstawała od stolika. Ale nie miałem zamiaru jej zatrzymywać.
-Ta, ja też miałem już się zbierać. - odpowiedziałem i również wstałem. Nie chciałem siedzieć tam ani minuty dłużej. Zapłaciłem rachunek i wyszliśmy z kawiarni. Clarke przystanęła i spojrzała na mnie.
-Nie musimy być wrogami, wiesz? - powiedziała. Nie byłem w stanie stwierdzić po jej głosie czy mówi poważnie, czy się nabija, ale szczerze mówiąc, to miałem to gdzieś.
-Może i nie musimy, ale czy jesteśmy w stanie? - spytałem. Zastanowiła się chwilę. Na jej ustach widziałem cień uśmiechu. A może tylko mi się zdawało.
-Polubiłam twoją siostrę, więc chyba będziemy się widzieć częściej. - nie była to odpowiedź na moje pytanie, ale nie protestowałem.
-Nie mogę się doczekać. - powiedziałem głosem ociekającym sarkazmem, po czym odwróciłem się na pięcie i poszedłem w swoją stronę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro