Rozdział 24
~Bellamy~
Zamarłem, Clarke zresztą też. Gapiliśmy się na siebie nawzajem, żadne z nas nie potrafiąc wydusić słowa.
Byłem przerażony. Powiedziałem to, wreszcie to powiedziałem. Miałem ochotę wykrzyczeć to światu. Ale nie tak to miało wyglądać. Nie chciałem, by tak to wyglądało. W moich marzeniach, Clarke odpowiadała, że ona również mnie kocha i rzucała mi się w ramiona. W żadnym z nich nie patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem.
-Cco? - wykrztusiła z siebie wreszcie blondynka. Zdecydownie nie tak jak to sobie wymarzyłem.
-Zapomnij o tym co powiedziałem. - wydusiłem i odwróciłem wzrok. Przełknąłem gulę w gardle, dłonie zacisnąłem w pięści. -Proszę Clarke, po prostu... Zapomnij. -Niemal błagałem.
-Potrzebuję świeżego powietrza. - usłyszałem po chwili. Parę sekund później nastąpiło trzaśnięcie drzwiami. Zacisnąłem powieki i próbowałem powstrzymać łzy cisnące mi się do oczu. Straciłem ją. - myślałem. Przez następne 10 minut stałem i modliłem się, by Clarke wróciła, ale nic takiego nie nastąpiło. Nie wiedziałem co powinienem ze sobą zrobić, byłem zdruzgotany. W końcu wyjąłem z kieszeni telefon i zadzwoniłem do jedynej osoby, która była mnie w stanie w tej chwili wesprzeć - do mojej siostry. Odebrała po trzecim sygnale.
-Hej braciszku, chcesz mi może pomóc w sprzątaniu tego syfu? - spytała na dzień dobry. Cała Octavia.
-Mogę do was wpaść? - spytałem słabym głosem. -I najlepiej przenocować?
-Boże Bell, co się stało? - spytała moja siostra, momentalnie poważniejąc.
-Powiedziałem jej. - przyznałem, mój głos był zachrypnięty, przez co ledwo byłem w stanie zrozumieć sam siebie.
-Co? Co powiedziałeś, komu? - Octavia była zdezorientowana. Zacisnąłem dłonie w pięści.
-Clarke.
Nastąpiła chwila ciszy.
-Halo?
-Jestem tu. Rany Bell, oczywiście, że możesz przyjechać.
-Będę za 10 minut. - rozłączyłem się, nie czekając na odpowiedź. Spakowałem do plecaka piżamę i ubrania na zmianę, wsiadłem w samochód i pojechałem do siostry. Całą drogę jakoś się trzymałem, ale kiedy zobaczyłem zmartwioną twarz Octavii, to o mało co nie poryczałem się jak małe dziecko.
O. przytuliła mnie bez słowa. Odwzajemniłem uścisk z wdzięcznością. Staliśmy tak przez chwilę, kiedy Octavia w końcu wyrwała się z mojego uścisku i spojrzała na mnie.
-Bell co się dokładnie stało? Jak ona zareagowała? - spytała. Westchnąłem.
-A jak myślisz? - spytałem złośliwie i skierowałem się w stronę salonu. Chwilę później wszedł do niego Lincoln z tacką, a na niej trzy kubki czegoś, co wyglądało jak herbata. Uśmiechnąłem się do niego słabo i usiadłem na sofie. Octavia cierpliwie czekała, aż zbiorę myśli, nie naciskała mnie, mimo że widziałem, że umiera z niewiedzy. W końcu zacząłem mówić.
-Byłem zazdrosny o Niyalah, ale to już wiesz. Clarke zauważyła, że coś mnie gnębi, ale z oczywistych przyczyn nic jej nie powiedziałem, a ona się na mnie wściekła. Dzisiaj rano znowu mnie o to spytała. Krzyczeliśmy na siebie. W końcu wykrzyczałem jej w twarz, że jestem o nią zazdrosny, bo jestem w niej zakochany. - powiedziałem to wszystko niemal na jednym wdechu. Octavia położyła mi dłoń na ramieniu, żeby mnie wesprzeć.
-Co ona na to? - spytała w końcu.
-Gapiła się na mnie z szeroko otwartymi ustami, po czym stwierdziła, że potrzebuje odetchnąć i wyszła. Tak po prostu. - głos mi się załamał. -Nie chciałem jej powiedzieć w ten sposób. Nie tak to miało wyglądać.
-Oh Bell...
-Straciłem ją. - wydusiłem. Serce pękało mi na pół. -Straciłem ją O. Jednego dnia, przez własną głupotę, straciłem najlepszą przyjaciółkę, współlokatorkę i bratnią duszę. - ostatnie słowa były już praktycznie szeptem. Octavia przyciągnęła mnie do siebie i znowu przytuliła. Położyłem głowę na jej ramieniu i starałem się uspokoić, ale nie płakałem. Nie miałem siły na łzy.
-Daj jej czas. Oswoi się z tym, zobaczysz. Jestem pewna, że ona też cię kocha. Może jeszcze o tym nie wie, ale cię kocha. - moja siostra usiłowała mnie pocieszyć. Zaśmiałem się gorzko.
-Skąd ta pewność?
-Po prostu mi zaufaj. Okej?
-Okej. - westchnąłem, ale nie byłem przekonany.
Resztę dnia i noc spędziłem w domu Octavii i Lincolna. Pomogłem im posprzątać po imprezie, poszliśmy na obiad. Z Clarke nie miałem żadnego kontaktu, nie odezwała się ani do mnie, ani do mojej siostry. Nie byłem tym w sumie zaskoczony. Ale nie mogłem powiedzieć, że nie byłem smutny. Już dawno nie czułem się tak źle. Wreszcie to z siebie wyrzuciłem, powiedziałem jej prawdę. Problem polegał na tym, że zrobiłem to w złości, nie kontrolując się. Chociaż obawiałem się, że niezależnie od okoliczności, reakcja byłaby taka sama.
~Clarke~
Tej nocy nie zmrużyłam oka ani na sekundę. Bo jak tu spać, kiedy parę godzin wcześniej twój najlepszy przyjaciel wyznał ci miłość? Niemożliwe. Wciąż zastanawiałam się czy sobie tego nie wymyśliłam, ale nie. To się wydarzyło naprawdę. Kiedy po godzinie bezsensownego łażenia w kółko po okolicy wróciłam do domu, Bella już tam nie było. Nie wrócił też na noc, co odrobinę mnie martwiło, ale nie miałam odwagi do niego zadzwonić lub napisać. Podejrzewałam, że pojechał do Octavii, no bo gdzie indziej mógłby pójść, prawda?
Ale to nie zmieniało faktu, że bałam się o niego. Zraniłam go do żywego. Tak po prostu wyszłam zamiast coś odpowiedzieć, cokolwiek! Problem polegał na tym, że nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie wiedziałam co czuję. Czy czułam to samo co on? Zależało mi na nim, niesamowicie. Uwielbiałam spędzać z nim czas, kochałam jego uśmiech, jego śmiech, zawsze potrafił mnie pocieszyć, troszczył się o mnie, był zawsze przy mnie.
Jęknęłam z frustracji. Dlaczego muszę być tak tępa? Jak można nie wiedzieć czy się kogoś kocha czy nie? Nie byłam w stanie odpowiedzieć na to pytanie.
Kiedy w czasie przerwy między wykładami piłam kawę, zastanawiając się czy nie zamienić jej może na rozpuszczalnik, nagle odezwała się moja komórka. Na ekranie widniało zdjęcie uśmiechniętej Octavii. Zmarszczyłam brwi, a sekundę później zaczęłam się bać. Pewnie chodzi o Bella... Nawrzeszczy na mnie, że złamałam serce jej bratu. Cóż, chyba zasłużyłam. Odebrałam telefon, ale zamiast wrzasków Octavii, usłyszałam jej szloch. Teraz byłam już przerażona.
-Octavia? Octavia co się dzieje, dlaczego płaczesz? - chyba próbowała mi odpowiedzieć, ale nic z tego nie zrozumiałam. -Octavia uspokój się, nie rozumiem co mówisz!
-Bellamy.. - wydukała w końcu, a mnie serce przestało bić. -On... W szpitalu... Clarke boję się...
Poczułam się jakby ktoś przywalił mi w twarz. Serce mi stanęło, przez chwilę nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa. W końcu mi się udało i spytałam Octavię o adres szpitala. Nie umiała mi odpowiedzieć, chwilę później usłyszałam szum i głos Lincolna. Podał mi adres, a ja natychmiast pobiegłam do samochodu. Nie miałam żadnej konkretnej informacji co do stanu Bellamy'ego, ale po roztrzęsieniu Octavii, mogłam wywnioskować, że było źle, może nawet bardzo źle.
Ręce trzęsły mi się tak, że bałam się, że spowoduję wypadek samochodowy, ledwo trzymałam kierownicę, byłam też pewna, że złamałam kilka przepisów dotyczących prędkości. W duchu przeklinałam swoją głupotę, że nie zamówiłam taksówki. Tak byłoby bezpieczniej, ale z drugiej strony - wolniej. A chciałam dostać się do szpitala jak najszybciej.
Znalezienie Octavii i Lincolna w poczekalni nie zajęło mi na szczęście dużo czasu. O. siedziała skulona z twarzą ukrytą w dłoniach, a Linc siedział obok niej i głaskał ją uspokajająco po plecach. Podeszłam do nich szybkim krokiem. Dziewczyna podniosła na mnie wzrok i przysięgam, że nigdy nie widziałam tyle bólu i strachu w czyichś oczach. Serce pękło mi na pół. Spodziewałam się najgorszego.
-Żyje. - odezwał się Lincoln, uprzedzając moje pytanie. Poczułam jakby ktoś zdjął mi z piersi ogromny ciężar. -Ale wciąż go operują i niczego nie możemy być pewni. - dodał chłopak po chwili i ciężar powrócił. Octavia nic nie powiedziała, tylko spowrotem schowała twarz w dłoniach. Przełknęłam głośno ślinę.
-Ale.. Ale co się właściwie stało? - spytałam, mój głos drżał, czułam łzy cisnące mi się do oczu. Lincoln pokręcił głową.
-Nie wiemy dokładnie. Słyszałem jak policjanci mówili coś o wojnie gangów, ale nie jestem pewien. W każdym razie Bell trafił w sam środek tego gówna i dostał kulkę, a właściwie to dwie : w brzuch i w ramię. Nic więcej nie wiemy. Dwóch innych funkcjonariuszy też jest rannych, ale mniej poważnie. - wyjaśnił mi chłopak. Pokiwałam tępo głową i usiadłam na krześle obok niego.
-Operują go już od godziny. Lekarz powiedział, że mamy się przygotować na najgorsze. - wyszeptał Lincoln. Kątem oka zobaczyłam, że Octavia wzdrygnęła się gwałtownie, szloch wstrząsnął całym jej ciałem. Chłopak robił co mógł, by ją uspokoić, ale niewiele mógł w tej sytuacji zrobić.
Następna godzina była torturą. Gapiłam się tępo w śnieżnobiałą ścianę naprzeciwko mnie i starałam się nie płakać, ale nie wychodziło mi to jakoś specjalnie. Nie szlochałam tak jak Octavia, łzy spływały powoli po mojej twarzy, ledwo je zauważałam. Wokół mnie dało się słyszeć przeróżne dźwięki. Płacz dzieci i dorosłych, kaszel, okrzyki bólu, rozmowy lekarzy i pielęgniarek. To miejsce było przepełnione bólem i smutkiem. Dlatego nie chciałam być lekarzem. Nie zniosłabym tego. Nie zniosłabym takiej ilości cudzego cierpienia na codzień. Byłam słaba.
Byłam słaba, że nie powiedziałam Bellowi co czułam, a teraz mogło być już za późno. Dlaczego dopiero teraz musiałam sobie to uświadomić? Dlaczego trzeba było sytuacji tak drastycznej, żebym w końcu przejrzała na oczy? Dlaczego tyle mi to zajęło? Refleks szachisty Clarke, nie ma co. - pomyślałam gorzko.
Nie mogę go stracić. Nie mogę... Kto będzie moją opoką? Kto będzie mnie pocieszał, kiedy obraz nie wyjdzie tak jak bym tego chciała? Kto będzie mówił, że jestem piękna, kiedy wstanę rano rozczochrana, bez makijażu i z podkrążonymi oczami? Z kim będę oglądać wieczorami seriale i komentować głupotę głównych bohaterów? Kto będzie całował mnie w czoło na dobranoc? Kto, jeśli nie on?
To była najgorsza godzina w moim życiu. Kiedy zobaczyłam lekarza, idącego w naszą stronę, o mało co nie zeszłam na zawał. Zresztą nie tylko ja, Octavia zerwała się z krzesła jak oparzona, przez co zakręciło jej się w głowie i Lincoln musiał ją przytrzymać, żeby się nie przewróciła.
-Octavia Blake? - lekarz zwrócił się do brunetki, na co ta pokiwała entuzjastycznie głową i otarła łzy z twarzy. Widziałam jak trzęsły jej się dłonie i dopiero wtedy zorientowałam się, że moje zachowują się podobnie. -Operacja powiodła się, pani brat żyje, ale jest w tej chwili nieprzytomny. Jego stan jest stabilny, więc powinien się niedługo obudzić. - powiedział mężczyzna, z lekkim uśmiechem na ustach, a ja chyba nigdy w życiu nie poczułam takiej ulgi jak w tamtym momencie.
Octavia najwyraźniej straciła kontrolę nad sobą, bo ze łzami w oczach przytuliła doktora, jakby był conajmniej jej dobrym znajomym, a nie obcym człowiekiem. Mężczyzna chyba był przyzwyczajony do takich sytuacji, bo po prostu uśmiechnął się i poklepał Octavię po plecach. Dziewczyna powtórzyła słowo "Dziękuję" chyba miliard razy, zanim w końcu dała dojść mężczyźnie do głosu. Poinstruował nas, w którym pokoju leży Bellamy i powiedział żebyśmy nie próbowali budzić go na siłę, tylko dali mu trochę czasu.
Octavia pokiwała tylko głową i niemalże pobiegła do wskazanego pokoju. Wymieniliśmy z Lincolnem uśmiechy i poszliśmy za nią. Kiedy tam dotarliśmy, Octavia siedziała już na krześle przy łóżku swojego brata, głaskała go po włosach i szeptała, że wszystko będzie dobrze i jak bardzo się cieszy, że jest taki uparty, by nie dać się tak po prostu zabić.
Lincoln usiadł obok swojej dziewczyny, ja natomiast stanęłam pod ścianą przy drzwiach. Nie chciałam im przeszkadzać. Domyślałam się, że Octavię raczej średnio interesowało moje towarzystwo, skoro złamałam serce jej bratu.
Przez następne trzy godziny O. nie odezwała się do mnie ani słowem, Lincoln zresztą też nie. Po prostu czekaliśmy w milczeniu, aż Bell otworzy oczy. I wreszcie się doczekaliśmy.
Nie zobaczył mnie od razu, byłam zbyt daleko. Octavia przytuliła go lekko i szeptała do niego coś, czego nie byłam w stanie usłyszeć. Lincoln powiedział, że dobrze go widzieć, na co Bell uśmiechnął się szerzej. Ośmieliłam się podejść bliżej. W końcu Bellamy zauważył moją obecność. Spojrzał mi prosto w oczy, uśmiech natychmiast zaczął schodzić z jego twarzy, a świat wokół mnie zwolił.
______________________________________
Możecie sobie tylko wyobrazić jak ciężko pisało mi się ten rozdział 😥 wolę pisać raczej śmieszne i luźne rozdziały, a ten wręcz ociekał smutkiem, no ale Bellarke = Dramat, soo.. Nie mogło być zbyt łatwo. Pewnie jesteście wściekłe, że tak to zakończyłam, ale nowa ksywa "Polsat" zobowiązuje xD
Ale wpadłam na pomysła... Mianowicie. Jeśli bardzo teraz umieracie z ciekawości i bardzo chcecie wiedzieć co dalej, to mogę następny rozdział dodać, uwaga, jutro! ALE... jest haczyk. Jeszcze kolejny rozdział pojawił by się wtedy dopiero w piątek, bo nie mam czasu na pisanie xd zastanówcie się i dajcie znać w komentarzach, zadecyduje większość głosów xd także tego...
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro