Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

~Bellamy~

Nie znosiłem walentynek. To było chyba najgorsze święto jakie mogłem sobie wyobrazić. Wszędzie zakochane pary i cholerne serduszka, zwariować można. Ale miały one swój jeden, bardzo ważny plus. Oprócz zakochanych par, można było spotkać także samotne niewiasty szukające pocieszenia. A ja byłem gotów je pocieszyć.

Niektórzy mogli by powiedzieć, że wykorzystuję kobiety i ich podły humor, ale to nie było tak. No może trochę było, ale nigdy nie zostawiałem żadnej z nich nieszczęśliwej, więc mogłem śmiało stwierdzić, że przysługuję się społeczeństwu.

Byłem w trakcie pozbawiania ubrań pewnej ładnej blondynki, poznanej w barze, kiedy zadzwonił mój telefon. Przekląłem w duchu swoją głupotę, że go nie wyciszyłem. Odsunąłem się od dziewczyny i spojrzałem na ekran komórki. Clarke.

Zmarczyłem brwi. Clarke raczej do mnie nie dzwoniła, a już na pewno nie z jakąś głupotą, dlatego przeprosiłem moją towarzyszkę i odebrałem.

-Clarke? Jestem trochę zajęty, mam nadzieję, że to nic ważnego?

-Właściwie to dość ważne. - powiedziała, a ja westchnąłem. Dlaczego akurat teraz? Nie mogła zadzwonić godzinę później?

-Co się stało?

-Jakby to powiedzieć.. Poślizgnęłam się w wannie i chyba uszkodziłam sobie kostkę i rękę. Nie mogę nawet wstać, nie mówiąc o pojechaniu do szpitala. Błagam cię Bellamy, przyjedziesz?

Walnąłem się w czoło. Tylko Clarke była zdolna do czegoś takiego.

-Już jadę. - powiedziałem i rozłączyłem się. Czym prędzej ubrałem się, przeprosiłem dziewczynę i wyszedłem z jej mieszkania. Na szczęście nie zdążyłem wiele wypić, więc mogłem jechać samochodem.

Dotarcie do Clarke zajęło mi 10 minut. Drzwi nie były zamknięte na klucz, więc po prostu wszedłem do środka.

-Jestem w łazience! - usłyszałem krzyk Clarke, musiała usłyszeć otwierane drzwi. Pokręciłem głową na jej głupotę. A gdybym był seryjnym mordercą? Doprawdy Clarke, myślenie nie boli.

Otworzyłem drzwi do łazienki. Dziewczyna siedziała na brzegu wanny i usiłowała zakryć się ręcznikiem. Zlustrowałem ją z góry na dół.

-Brawo Clarke.

-Mógłbyś się nie nabijać i mi pomóc?

-Dlaczego właśnie ja?

-Wells ma randkę, Octavia jest z Lincolnem, Raven, Monty i Jasper są na imprezie, a Murphy'ego i Millera ledwo znam. Wierz mi, że gdybym miała inną opcję, to bym ją wybrała.

-Jestem wzruszony.

-Pomożesz mi czy nie?

Przewróciłem oczami i podszedłem bliżej.

-Jak dokładnie mam ci pomóc? - spytałem. Clarke owinęła się szczelniej ręcznikiem.

-Na początek pomóż mi przejść do pokoju, żebym mogła się ubrać. - powiedziała, wbijając wzrok w podłogę.

Uklęknąłem przed nią, żeby sprawdzić stan jej kostki. Była wyraźnie spuchnięta, najwyraźniej skręcona. Prawą rękę miała natomiast wygiętą pod nieco nienaturalnym kątem.

-Tylko ty jesteś w stanie tak się urządzić. W dodatku nie zamykasz drzwi na klucz.

-Całe szczęście, inaczej byś tu nie wszedł. - stwierdziła Clarke.

-Oh tak, całe szczęście, że jesteś nieodpowiedzialna. - mruknąłem. Clarke zgrzytnęła zębami, ale zanim zdążyła coś powiedzieć, jedną rękę umieściłem pod jej kolanami, a drugą na plecach i podniosłem ją do góry.

Pisnęła cicho, zaskoczona i natychmiast opotła rękami moją szyję. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.

Zaniosłem ją do jej pokoju i posadziłem na łóżku.

-Co teraz? - spytałem. Clarke zastanowiła się chwilę.

-Muszę się ubrać, ale nie wiem czy dam radę sama. - powiedziała i zrobiła się czerwona jak burak. Zacząłem się śmiać. -Co w tym śmiesznego? - spytała, wyraźnie zirytowana.

-Twoje zawstydzenie mnie bawi. Wyluzuj, wiem jak wygląda kobieta nago, kiedy zadzwoniłaś byłem w trakcie rozbierania jednej. Jestem w stanie pomóc ci się ubrać i nie zemdleć przy tym. - powiedziałem. Zawstydziłem ją chyba jeszcze bardziej. Wyglądała uroczo kiedy tak się rumieniła.

-Wybacz, że przeszkodziłam ci w randce. - powiedziała. Machnąłem ręką.

-To nic. Więc, gdzie masz bieliznę? - spytałem, nie mogąc powstrzymać szerokiego uśmiechu. Clarke przewróciła oczami.

-Pierwsza szuflada od góry. - powiedziała, wskazując głową na komodę. Otworzyłem ją, chwytając pierwszą z brzegu parę majtek i stanik, starając się za wszelką cenę nie gapić na zawartość szuflady.

Twarz Clarke była mniej więcej tego samego koloru, co stanik, który wybrałem. Intensywnie czerwony.

Blondynka uparła się, by spróbować ubrać się sama. Z dołem jej się jakoś udało, co prawda trochę jej to zajęło, ale udało jej się założyć na siebie majtki i dżinsy. Wszystko to zrobiła jedną ręką, ale z resztą ciuchów mogła już mieć problem. Popatrzyła na mnie niepewnie.

-Pomożesz mi z tym? - spytała.

-Od tego tu jestem.

-Tylko się nie gap!

-Z zamkniętymi oczami tego nie zrobię Księżniczko.

Clarke westchnęła i zrzuciła z siebie ręcznik. Przysięgam, że starałem się nie gapić, ale nie było to łatwe. Ujmę to tak : Clarke ma czym oddychać.

Pomogłem jej ubrać wszystko włącznie z bluzą, kurtką i jednym butem. Uparła się by dojść do drzwi o własnych siłach, podpierając się tylko na mnie, ale ze schodów ją zniosłem. Gdyby miała z nich schodzić sama, to do szpitala dotarlibyśmy za tydzień.

Protestowała oczywiście, ale kiedy zaproponowałem jej, że do szpitala może sobie pojechać sama, taksówką jeśli bardzo chce, to się zamknęła. Potrzebowała mnie, a ja czułem dziwną satysfakcję z tego powodu. Dlatego całą jazdę do szpitala szczerzyłem się sam do siebie.

Resztę wieczoru spędziłem na izbie przyjęć. Najpierw musieliśmy czekać, aż ktoś łaskawie przyjmie Clarke. Potem aż zrobi jej rentgen kostki i ręki. Następnie trzeba było wsadzić rękę w gips, bo okazała się złamana, kostka na szczęście była 'tylko' skręcona.

Kiedy zaniosłem Clarke do auta, było już po północy. Ponownie protestowała, że przecież ma kulę, na której może się oprzeć, ale mnie naprawdę nie przeszkadzało zaniesienie jej ten kawałek. Wręcz przeciwnie, czułem się potrzebny. No i Clarke nie ważyła zbyt wiele, więc nawet się nie zmęczyłem.

-Jesz coś czasami, Księżniczko? - spytałem, kiedy posadziłem ją do samochodu i sam usiadłem za kierownicą.

-Co? - patrzyła na mnie, nie rozumiejąc.

-Pytam, czy coś czasami jesz, ważysz tyle co nic. - wyjaśniłem. Clarke zmarszczyła brwi.

-Jem normalnie, nie wiem o co ci chodzi.

-Oh, może to ja po prostu jestem tak nieziemsko silny. - powiedziałem żartobliwie, na co Clarke prychnęła. -No co? Widziałaś moje mięśnie? Po coś chodzę na tą siłownię. - powiedziałem, próbując powstrzymać śmiech. Blondynka pokręciła głową.

-Jakiś ty skromny.

-Wiem.

Przez chwilę jechaliśmy w ciszy. Clarke nie odzywała się do mnie. Zrobiłem coś nie tak?

-Zrobiłem coś nie tak? - spytałem na głos. Dziewczyna spojrzała na mnie.

-Nie, dlaczego?

-Nie odzywasz się do mnie.

-Po prostu nie mam nic do powiedzenia.

I ponownie cisza. Niezręczna. Nie znosiłem tego.

-Więc.. Jakie miałaś plany na dzisiejszy wieczór? Jakaś randka? - spytałem, starając się nie brzmieć wścibsko. Clarke wzruszyła ramionami.

-Chciałam się po prostu wykąpać, usiąść przed telewizorem z butelką wina i upić w samotności.

-Wow. - skomentowałem krótko. Po chwili odezwałem się znowu. -Mogłaś do mnie zadzwonić trochę wcześniej, że nie masz planów, ja też ich za bardzo nie miałem, mogliśmy upić się przed telewizorem razem. - powiedziałem, nie myśląc szczególnie nad tym co mówię. Kątem oka widziałem, że Clarke gapi się na mnie zaskoczona.

-Chciałbyś spędzić ze mną walentynki Blake?

-Nie w ten sposób, nie myśl sobie za dużo.

Po około dwóch minutach ciszy, odezwała się Clarke.

-Czym właściwie jesteśmy? Przyjaciółmi? - spytała.

-Przyjaźnią to ja bym tego jeszcze nie nazwał. - powiedziałem. -Ale.. Lubię cię. Więc chyba jesteśmy na dobrej drodze do tego.

Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się lekko. Odwzajemniła uśmiech. Żałowałem, że musiałem patrzeć na drogę, a nie mogłem jeszcze chwilę popatrzeć na nią.

-Poza tym widziałem cię już bez bluzki. - nie byłbym sobą, gdybym z niej nie zażartował. Walnęła mnie w ramię zdrową ręką, na co się roześmiałem.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, wniosłem ją po schodach na górę, tym razem nie protestowała. Weszliśmy do środka, zamknąłem drzwi kopnięciem i zatrzymałem się.

-To gdzie cię zanieść? Kanapa, łóżko, wanna? - to ostatnie było żartem, ale oczywiście otrzymałem kolejne uderzenie w ramię.

-Kanapa. - odpowiedziała, widziałem, że próbowała ukryć uśmiech. Kiedy posadziłem ją we wskazanym miejscu, uświadomiłem sobie, że nie wiem co teraz. Powinienem z nią zostać? Iść sobie?

-Jeśli nie jesteś zmęczony.. - Clarke odezwała się jako pierwsza. - to możemy otworzyć to wino i obejrzeć jakiś film. - zaproponowała nieśmiało. Nawet nie wiedziałem kiedy zacząłem potakiwać.

-Z chęcią. - odpowiedziałem.

Clarke z wielkim zaskoczeniem i oburzeniem odkryła, że nigdy nie widziałem żadnej części "Gwiezdych Wojen" i postanowiła, że potrzebuję uzupełnić braki. Dlatego właśnie puściliśmy pierwszą część, która w rzeczywistości nie była pierwszą. Strasznie to było pogmatwane, ale zamiast słuchać tego co mówiła do mnie Clarke, usiłując mi wytłumaczyć, wpatrywałem się w jej śliczną twarz i zastanawiałem się, jakby to było ją pocałować. Nie wiedziałem skąd te myśli, ale nie miałem siły ich powstrzymywać.

-Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Bellamy? - to akurat udało mi się usłyszeć.

-Hm?

-Słuchasz mnie?

-Jasne, że tak.

-To co przed chwilą powiedziałam?

-Spytałaś, czy cię słucham.

Otrzymałem kolejne pacnięcie w ramię. Zaśmiałem się.

-Słodka jesteś jak się złościsz.

-Spadaj.

-Czy ty się rumienisz?

-Nie.

Kolejny wybuch śmiechu z mojej strony. Doprawdy jej niby fochy były przezabawne.

-Tak w ogóle, to chyba wisisz mi przysługę Księżniczko. - powiedziałem po chwili.

-Co mogę dla ciebie zrobić?

-Oh, mam parę pomysłów, ale to dopiero jak ci wyciągną rękę z gipsu. - powiedziałem i puściłem jej figlarnie oczko. Tym razem mnie nie uderzyła, a mruknęła tylko coś w stylu "Zamknij się Blake." i położyła mi głowę na ramieniu. Nie protestowałem.

Nie mam pojęcia kiedy zasnąłem, wiem tylko, że jej głowa była wtedy dokładnie w tym samym miejscu, a moja ręka w jakiś sposób objęła ją dookoła i przyciągnęła mocniej do mnie.

___________________________________
Hej hej! 😄 tak, akcja ze złamaną w wannie ręką była totalnie zerżnięta z odcinka "Teorii wielkiego podrywu" , przyznaję się😅😅 następny rozdział za 3 lub 4 dni 😘😘

Pozdrawiam 😊

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro