Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

~Clarke~

Święta Bożego Narodzenia nigdy nie były dla mnie jakoś szczególnie wyjątkowe. Ale tym razem było nieco inaczej. To były moje pierwsze święta spędzane z Bellamy'm, nie tylko jako przyjaciel, ale i jako chłopak. No więc wymyśliliśmy wraz z Blake'iem, by zaprosić na święta moją mamę i Kane'a, by mogli wreszcie poznać Bella. Miałam lekkie obawy co do tego spotkania. Jak się potem okazało zupełnie niepotrzebne. Oboje pokochali chłopaka niemal od pierwszego wejrzenia. Ale widziałam jak Bellamy się denerwował. Niemalże nie puszczałam jego ręki, tylko to było w stanie go uspokoić.

Drugi dzień świąt spędzaliśmy w nieco większym gronie. Prócz mnie, Bella, mojej mamy i Kane'a, zawitali do nas jeszcze Octavia i Lincoln. I jeszcze jeden nowy członek rodziny, który może nie był jeszcze z nami, ale była to kwestia czasu. O. była w 7 miesiącu ciąży i nigdy wcześniej nie wyglądała tak promiennie. Lincoln chodził dumny jak paw, a z ust Octavii prawie nie schodził uśmiech, mimo że wiedziałam, że czasem słabo się czuje, ból pleców jej doskwiera i inne tego typu dolegliwości, odpowiednie dla jej stanu. Ale była szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa. Bellamy też. Myślałam, że będzie wściekły, że stwierdzi, że Octavia jest za młoda i nieodpowiedzialna. Ale nic takiego się nie wydarzyło.

Gdy Octavia i Lincoln oznajmili nam wesołą nowinę, Bellamy uściskał ich oboje i przez resztę dnia powtarzał, że będzie wujkiem. Był taki dumny. Miał jedynie małe obiekcje co do tego, że para nie ma jeszcze ślubu, nie byli nawet zaręczeni. Ale Octavia stwierdziła, że nie chce go brać w tym stanie, bo a) nie mogła by się nawet napić i b) wyglądałaby grubo w sukni ślubnej. Bellamy nie miał wyjścia i musiał się z tym pogodzić.

Stałam właśnie oparta o kuchenny blat i przysłuchiwałam się rozmowie Octavii z moją mamą (które dogadywały się zaskakująco dobrze), kiedy niespodziewanie podszedł do mnie Bellamy. Objął mnie ramieniem i pocałował w czoło. Byliśmy razem już prawie rok, a on niezmiennie był taki słodki i uroczy. Bałam się, że wypalimy się po 3,4 miesiącach, ale na szczęście tak się nie stało. Cały czas czułam się tak jak na początku. Zakochana na zabój. Szczęśliwa. Kochana.

- Myślałaś kiedyś.. No wiesz.. Kiedy my.. Wiem, że mamy jeszcze czas, ale tak chciałem tylko wiedzieć.. - Bellamy zaczął coś bełkotać, ale niewiele z tego zrozumiałam. Roześmiałam się.

-Mógłbyś trochę jaśniej? Nie mam bladego pojęcia o co ci chodzi. - Bellamy zaczął robić się nagle czerwony.

-Chodzi o to.. Lincoln i O. spodziewają się dziecka. I zacząłem się zastanawiać... Czy ty kiedyś.. No wiesz.. Czy myślałaś o tym? - Bellamy nadal się jąkał i mówił nieskładnie, ale teraz byłam już w stanie zrozumieć o co mu chodzi. Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią.

-Nie bardzo. To znaczy.. Chcę mieć kiedyś dzieci, ale nie myślałam o tym jakoś szczególnie. Nie śpieszy mi się. - odparłam. Bellamy pokiwał głową ze zrozumieniem.

-Pewnie. Mnie też nie. Chciałem tylko wiedzieć, czy bierzesz to w ogóle pod uwagę.

-Oczywiście, że biorę. - uśmiechnęłam się ciepło do mojego chłopaka, co natychmiast odwzajemnił i pocałował mnie lekko w usta. Kiedy się odsunął, wziął głęboki wdech i spojrzał mi w oczy.

-Mam dla ciebie niespodziankę. - wydusił. Zaskoczył mnie.

-Przecież już daliśmy sobie prezenty.

-To coś innego. Chodź, ubierz się. - chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi. Spojrzałam w stronę naszych gości, ale Bellamy uprzedził mnie z wyjaśnieniami.

-Wychodzimy, nie czekajcie na nas. - powiedział tylko, tak jakby to nie było nic nadzwyczajnego. Wystarczyło mi jedno spojrzenie na Octavię i już wiedziałam, że ona doskonale wie o co chodzi z tą niespodzianką. Nie miałam pojęcia co Bell planował, ale sądząc po szerokim uśmiechu jego siostry, nie było to nic czego mogłabym się obawiać.

Kiedy tylko przekroczyliśmy drzwi mieszkania, zaczęłam kierować się w dół schodów, ale Bellamy pociągnął mnie za rękę w drugą stronę i zaczął kierować się na dach. Zmarszczyłam brwi zdezorientowana.

-Dlaczego idziemy na dach? - spytałam.

-Cierpliwości skarbie. - to była jedyna odpowiedź jaką otrzymałam. Bell przez cały czas nie puszczał mojej ręki. Czułam jak chłopak się trzęsie. Poważnie się czymś denerwował, tylko czym? A może to z zimna? Właściciel budynku nie był dla nas łaskawy i uznał, że ogrzewanie korytarza jest zbędne, co sprawiało, że czułam zimno nawet mimo czapki i szalika.

Dotarliśmy na samą górę. Zanim Bellmy otworzył drzwi prowadzące na dach, wziął jeszcze jeden głęboki wdech i spojrzał na mnie niepewnie. Uśmiechnęłam się żeby dodać mu otuchy. Chyba podziałało, bo chwilę później chłopak pociągnął za klamkę i zimne powietrze uderzyło mnie z całą mocą.

Nigdy tutaj nie byłam. Jakoś nie czułam takiej potrzeby, po co miałabym to robić? Ale w tamtej chwili pożałowałam. Kamienica w której mieszkał Bellamy miała aż 8 pięter i była jedną z wyższych w okolicy, co sprawiało, że wokół nas roztaczał się piękny widok.

W dzień pewnie nie wyglądałoby to tak imponująco, ale wieczorem, gdy było już ciemno, a mrok rozświetlały światełka z przystrojonych na święta domów, otaczających nas ze wszystkich stron, widok zapierał dech w piersi. Na mojej twarzy natychmiast pojawił się szeroki uśmiech.

Podeszłam nieco bliżej krawędzi dachu, żeby lepiej widzieć, ale jednak nie za blisko, bo Bellamy był panikarą i pewnie zacząłby na mnie krzyczeć, że mogę się poślizgnąć i spaść.

-Jak tu pięknie. - to było jedyne co byłam w stanie wykrztusić. Przez chwilę nie odzywaliśmy się ani słowem. Staliśmy tylko, trzymając się za ręce i podziwialiśmy przedmieścia z góry. W końcu Bellamy zabrał głos.

-Clarke. - powiedział. Skierowałam wzrok na jego brązowe oczy. Teraz zobaczyłam w nich coś, co wydawało mi się być strachem i niepewnością. A może jestem przewrażliwiona? -Bardzo cię kocham, wiesz o tym? - roześmiałam się na to niedorzeczne pytanie. Ścisnęłam mocniej jego dłoń.

-Jasne, że wiem głuptasie. - odparłam. Bellamy kiwnął głową, tak jakby dopiero teraz to do niego dotarło.

-Początkowo za tobą nie przepadałem, to żadna tajemnica. - kontynuował Bellamy.

-Z wzajemnością.

-Nie przerywaj Księżniczko, mam coś do powiedzenia. - natychmiast zamilkłam na te słowa. -Może i na początku cię nie lubiłem.. Ale na całe szczęście przejrzałem na oczy i dostrzegłem jaką cudowną osobą jesteś. Może to nie do pomyślenia, ale dzisiaj nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. - Bellamy za wszelką cenę unikał mojego wzroku. Wpatrywał się w nasze splecione dłonie i uśmiechał pod nosem.

Obraz zaczął mi się rozmazywać. Bellamy nie często był tak wylewny, ale kiedy już mu się zdarzało to zawsze musiałam się wzruszyć. Zamrugałam gwałtownie, starając się odgonić łzy. Nie bądź beksą Clarke!

-A ponieważ nie wyobrażam i nie chcę sobie wyobrażać życia bez ciebie u mojego boku to chciałem cię o coś zapytać. - powiedział Bell, a moje serce zaczęło bić szybciej. Zapytać? On chyba nie zamierza...? A może? Nie, niemożliwe.

Zanim zdążyłam zareagować, Bellamy, nie puszczając ani na moment mojej dłoni, uklęknął na jedno kolano, a wolną ręką sięgnął do kieszeni kurtki po, jak się okazało, pudełeczko z pierścionkiem. Teraz już nie byłam w stanie powstrzymać łez, poczułam też jak zaczynam się szeroko uśmiechać.

-Clarke, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - Bellamy zadał kluczowe pytanie, na które nie byłam w stanie odpowiedzieć słowami, dlatego kiwnęłam tylko głową, starając się nie rozpłakać na dobre.

Bell uradowany wsunął mi na palec pierścionek, po czym wstał i mocno mnie objął. Wtuliłam się w niego z taką siłą, że byłam niemal pewna, że sprawiam mu tym fizyczny ból, ale nie protestował, a ja nie miałam najmniejszego zamiaru go puszczać.

W końcu niestety musiałam to zrobić, bo na dworze było naprawdę zimno. Ledwo przekroczyliśmy próg mieszkania, a Octavia wydała z siebie pisk radości i rzuciła się by nas uściskać. Po uśmiechach zgromadzonych mogłam wywnioskować, że doskonale wiedzieli o planach Bellamy'ego. Nawet Ares wydawał się cieszyć naszym szczęściem, bo skakał dookoła nas i merdał radośnie ogonem.

-Będziemy siostrami Clarke, czyż to nie wspaniale?! - Octavia ściskała mnie na tyle na ile pozwalał jej brzuch.

-Nawet nie wiesz jak się cieszę. - odparłam szczerze. Kiedy O. w końcu mnie puściła, Bellamy przyciągnął mnie bliżej do siebie i szepnął do ucha.

-Jak się czujesz jako przyszła pani Blake? - spytał, niskim głosem.

-Clarke Blake nie brzmi zbyt dobrze. - stwierdziłam pół żartem, pół serio. Bellamy przewrócił oczami.

-Tylko ty potrafisz tak zabić romantyczny nastrój.

-I tak mnie kochasz. - powiedziałam i cmoknęłam go w policzek.

-Nad życie. - odparł i pocałował mnie w usta, nie zważając na obecność mojej mamy i jego siostry. Ale ja też się tym nie przejmowałam. Liczył się tylko Bellamy.

Tylko on i ja. Razem.

______________________________________

Wygląda na to, że nadszedł koniec tej opowieści. Jest mi trochę smutno z tego powodu, podobnie było gdy skończyłam pisać "Memory loss". Uwielbiałam pisać to opowiadanie, ale w pewnym momencie zaczęło mi brakować na nie pomysłów a także czasu, dlatego postanowiłam, że skończę je z godnością i nie zrobię z tego przypadkiem syfu xd

Chcę podziękować wszystkim czytelnikom! Wam wszystkim, każdemu z osobna, którzy wytrwali od początku do końca. Wasze komentarze zawsze motywowały mnie do działania i wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Nie sądziłam, że to ff spodoba się wam aż tak. Jestem naprawdę mile zaskoczona, że przyjęliście je tak pozytywnie.

Jeżeli smucicie się, że to już koniec to nie martwcie się! Mam pomysły na dwa kolejne ff. Nie mam pojęcia kiedy je napiszę, ponieważ z końcem września wracam na studia i nie wiem jak to będzie z czasem. Ale nie kończę mojej "kariery" na wattpadzie, tego możecie być raczej pewni xd.

Także tego... Kocham was wszystkie mocno i pozdrawiam cieplutko.

May we meet again!

😘😊😍😇❤💕

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro