Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Tej nocy koszmary zatruwały mój umysł do granic możliwości. Od kiedy pamiętam sen zaczynał się inaczej, ale koniec był zasze taki sam. Ból i powolna śmierć. Tym razem było inaczej, ponieważ śmierć zaczynała całe przedstawienie na swój własny sposób.  Miliony ludzkich rąk kawałek po kawałku powoli i dokładnie, rozrywały moje ciało na strzępy. Ich dotyk sprawił, że z trudem powstrzymałem odruchy wymiotne, dłonie były gorące niczym ogień, który jeszcze dotkliwiej ramił nie tylko dotknięte miejsca. Nie oszczędziły oczu, jezyka, ust,  palców i umiejscowionych na nich paznokci. Ból towarzyszący całej tej scenie był nie do opisania, krzyczałem, błagałem ale to tylko potęgowało siłę rąk. Skrószone kości przypominały pył ścieranej na tablicy kredy. Nie miałem siły walczyć, jednak oprawcy nieustannie kontynuowali swoje zadanie pragnąc wypełnić jak najlepiej wolę swojej pani. Wybudzenie się z tego koszmaru było niemożliwe, pozostało mi tylko cierpliwe czekanie na koniec pierwszej sceny.


***
Ze snu przebudził mnie stłumiony krzyk. Obudziłam się, a serce
natychmiast przyspieszyło, choć właściwie wydawało mi się, że już w
momencie przebudzenia adrenalina krążyła w moich żyłach. Natychmiast
poderwałam się z łóżka natychmiast niemal odzyskując ostrość umysłu.
Krzyk dochodził z domu, z tego piętra, ale nie pokoju i choć słów
rozpoznać nie mogłam, właściciela rozpoznałam szybko, a wraz z nim
najpewniejszą przyczynę.
Loki musiał znów mieć koszmar.
Nie zastanawiając się nad tym dłużej wybiegłam z sypialni i przeleciałam wręcz do pomieszczenia, z którego ów krzyk dobiegł. Otworzywszy drzwi przystanęłam, na chwilę w progu wzdychając z ulgą, że przypuszczenia się potwierdziły i czarnowłosy ma po prostu koszmar. Jednakże nie trwało to tylko krótką chwilkę, bo zaraz też
przypomniałam sobie o świeżych opatrunków i zasklepionych już ranach, które w tej chwili mogły się otworzyć. Podeszłam więc do łóżka i przysiadając na skraju chwyciłam Lokiego za ramiona potrząsnęłam nim lekko.
- Loki, obudź się. Słyszysz mnie? To tylko sen, koszmar. Spokojnie,
jestem tutaj. Słyszysz? - Mówiłam spokojnie, dojść cicho, starając się
uspokoić i siebie i jego.
Nie musiałam teraz widzieć jego szmaragdowych oczu, by czuć wręcz jego strach i ból, które przyprawiały zaś mnie o niepokój, może nawet
swoisty lęk, lecz i jakiś rodzaj troski. Jedno wiem nie chciałam go takim widzieć, ani w tedy, ani nigdy więcej.

***

Śniłem dalej, a sen nie dobiegał końca. Kiedy ostatnia cząsteczka zapisana w kodzie DNA opadła bezwładnie na czarną posadzkę moje ciało odbudowało się na nowo aby przejść kolejną powalającą falę łez. Moje oczy były ślepe, usta nieme a uszy głuche na zewnętrzne bodźce. Kawałki kości, które nie zdążyły wejść na swoje miejsce przed pojawieniem się skóry przebijały się przez nią niczym ostrza. Krew wpływała do mojego zdrętwiałego ciała przez usta, które wpuszczały ją dusząc swojego właściciela. Mięśnie wciskały się pod paznokcie, które nie ruszały się ze swojego miejsca. Serce zaczęło bić, płuca chłonąć i oczyszczać powietrze, mózg zaś przetwarzać nabyte informacje. Nagle moje uszy otworzyły się a przez powietrze przedarł się przeraźliwy krzyk kobiety. Opadłem na kolana zatykając uszy, mimo to pisk tylko potęgował na sile. Podbiegło do mnie dziecko i z siłą dorosłego mężczyzny zaczęła trząść moimi ramionami. Uchyliłem poweki, podbosząc się do siadu. Nerwowo rozejrzałem się pomieszczeniu, ale moje zmysły dalej były sparaliżowane strachm. Kim było to dziecko?
Co się stało?
- Błagam zostaw mnie... Zostaw, błagam...zostaw. - Mówiłem, a raczej błagałem kurczowo zaciskając powieki.

Mój oddech nagle zamarł, tego się nie spodziewałam, a tymczasem...
Loki choć się przebudził nadal wyglądał na przerażonego. Przypominał mi wręcz w tamtej chwili zaszczute zwierzę schwytane przez myśliwych. Nie wiedząc co mam zrobić zadziałałam intuicyjnie. Puściłam jego ramiona i powtarzając powoli, cicho i spokojnie, niczym mantrę, że wszystko jest w porządku, a mu nic nie grozi przesunęłam się na łóżku, także usiadłam w końcu na przeciwko czarnowłosego.
Ostrożnie położyłam swoją dłoń na jego policzku i jak umiałam najłagodniej powiedziałam.
- Loki otwórz oczy, obiecuję że cię nie skrzywdzę. Otwórz oczy i powiedz mi gdzie jesteś. Loki, spokojnie.
Zaufaj mi, tylko na chwilkę.
Dobrze? Loki, proszę. Zrób to.
W gruncie rzeczy bałam się tego, że mój "gość" nagle przestanie mnie
rozpoznawać, lecz byłam też niemal pewna, że jego obecny stan jest
chwilowy i wynika z tak nagłego przebudzenia z koszmaru, oraz że
szybko minie. Miałam taką nadzieję.

Wachałem się przed otworzeniem oczu, ale mimo wszystko uchyliłem drżące powieki. Ponownie nerwowo przetrząsłem wzrokiem pomieszczenie i tym razem byłem niemal pewny, że jest to niebieski pokój. Wanda siedziała zaledwie metr przed moją twarzą, mimo to nieufnie otworzyłem usta jednak żadne słowo nie było w stanie wypłynąć z mojego gardła. Ze świstem wypuściłem powietrze zgromadzone w płucach, aby po chwili zachłysnąć się dużą dawką tlenu.

- Jestem na ziemi, w domu twojego ojca Wando.

Westchnęłam z ulgą na jego słowa, gdyż choć starałam się być opanowana i spokojna, to jednak to co działo się z Lokim jeszcze chwilę temu
naprawdę mnie wystraszyło. Przemknęłam oczy, a z moich ust ponownie wydobyło się głębokie westchnienie. Przemknęłam oczy czując jak z mojej piersi spada nagle niewidzialny ciężar.
- Napędziłeś mi niezłego stracha. - Powiedziałam po chwili uśmiechając
się blado.

- Wybacz. - Mruknąłem niemrawo, moje ciało ponownie zgrało się z trzeźwym już umysłem. Musiałem jeszcze raz dobrze przeanalizować sen, który jeszcze kilka minut temu był niemalże jawą, ale jeszcze nie teraz.

- Mógłbym dostać trochę wody? - Zapytałem nie chcąc spojrzeć w zmęczone oczy dziewczyny. Wiedziałem, że przez moje problemy ona sama staje się ich częścią i nie ma czasu na własne.
- Wybacz, że Cię obudziłem i dzieki za pomoc, sam bym się nie obudził... tak szybko.

- Nic się nie stało. - Odparłam od razu, niemal automatycznie, gdy
tylko usłyszałam pierwsze przeprosiny. Na pytanie o wodę, odparłam tylko krótkim "jasne" i choć wciąż wahała się zostawić go samego na dłużej, dopóki nie miałam pewności, czy już całkiem doszedł do siebie skierowałam się w stronę drzwi. Kiedy do mych uszu dotarły słowa ponownych przeprosin odwróciłam się na chwilę, by powiedzieć z nieco już cieplejszym, choć wciąż niepewnym uśmiechem na twarzy, że NAPRAWDĘ nic nie szkodzi, po czym wyszłam.
Zeszłam pospiesznie po schodach i z lodówki stojącej przy wejściu do
kuchni, wyciągnęłam butelkę wody mineralnej, a po chwili wahania
również karton mleka, którego część przelałam do szklanki wyciągniętej
z jednej z szafek kuchennych. Potem trzymając w jednej ręce szklankę,
a w drugiej butelkę weszłam ponownie na górę.
Miałam wielką nadzieję że zarówno Lokiemu, jak i mi uda się jeszcze na chwilę dziś zasnąć.

***

Nie rozumiałem co wywoływało te wszystkie koszmary, które były coraz bardziej realistyczne.
Tyle pytań i żadnej odpowiedzi.
Kim było to dziecko?
Mimo strachu z całego snu zapamiętałem bardzo dokładnie jej charakterystyczne błękitne buciki, miały nie wielki obcas, czerwoną wstążeczkę tuż przy kostce. Delikatna rysa była ich jedyną skazą, na każdym trzewiku od wewnętrznej strony przecinała bucik w poprzeg.

Pogrążony w myślach nie zauwarzyłem powrotu Wandy, która spełniwszy moją prośbę nalała do szklanki klarowną ciecz. Wypiłem jej całą zawartość duszkiem. Gardło, które jeszcze kilka chwil temu było podobne do wyschniętej przez słońce doliny rzecznej dawało o sobie znać. Przy pierwszym łyku woda przeorała mój przełyk niczym żyletki, ale później sprawiła ogromną ulgę.

***
Postawiłam butelkę na szafce i... czekałam, choć sama nie wiem na co.
Nie wiedziałam, czy wyjść, czy zostać? Spytać co się dzieje, czy też nie?
Nie miałam pojęcia co robić, więc tylko stałam, gotowa w każdej chwili zadziałać, w... jakiś sposób.

- Idź spać, poradzę sobie. - Powiedziałem z uśmiechem, lecz skłamię jeśli powiem, że nie był on wymuszony. Dziewczyna widocznie nie wiedziała co ze sobą zrobić, chciałem aby chociaż na chwilę pogrążył się w głębokim śnie. - Jesteś zmęczona widzę to, lepiej będzie jeśli posłuchasz. - Mruknąłem odkładając pustą szklankę na szafkę.

- Tak, tylko... - Zawahałam się. Przekora, zakorzeniona gdzieś głęboko we mnie znowu znać dała o sobie i.. rzecz jasna jej uległam.
Jak zwykle. Miałam nadzieję tylko, że Loki z czasem to zrozumie, a nie
będzie się złościł za każdym razem coraz bardziej. Tymczasem jednakże zamiast za radą bożka wyjść z pokoju przysiadłam ostrożnie na skraju łóżka i spytałam cichutko, z wahaniem, patrząc jednak w jego szmaragdowe - zmęczone teraz - oczy.
- Loki, co się dzieje? To już drugi raz, a jesteś tu raptem od trzech
dni i... - Urwałam spoglądając na czarnowłosego wyczekująco. Nie
wydawało mi się, bym musiała dodawać, że tym razem było znacznie
gorzej niż wcześniej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro