Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

two

To jest to samo co w "mini oneshoty", nawet nie poprawiałom jeśli były błędy. Jak ktoś czytał można skipnąć, ale to będzie jedyna taka powtórka (po prostu żeby było wszystko z tego AU w jednym miejscu).

~~~~

Złote oczy uważnie obserwowały oliwkowe ciało znajdujące się pod nim. Leżał na ciele swojego kochanka, delikatnie muskając dłonią klatkę piersiową czy ramię. Jego wzrok jednak nie opuszczał szyi szatyna, na której, pomiędzy zatrważającą ilością malinek, widniały wyraźnie ślady zębów. Z oznaczenia sączyła się krew, która już zdążyła w większości zaschnąć. Erwin dzielnie opierał się narastającej ochocie ponownego zatopienia kłów w kuszącą go skórę. Gregory spał, a Knuckles chciał uszanować jego odpoczynek.

Jednak jego siła woli powoli się wyczerpywała. Szkarłatna ciecz mieniła się w świetle księżyca, a nieznane dotąd siwowłosemu pragnienie opanowywało jego trzeźwe myślenie. Podczas namiętnego stosunku, Knuckles uległ wrodzonemu instynktowi i wgryzł się stanowczo w szyję brązowookiego. Smak był oszałamiająco niezwykły i słodki. Erwin nigdy jeszcze nie smakował tak pysznej krwi. Trudno było mu się opanować tuż po ugryzieniu, tak jak i teraz, gdy szatyn zdążył już zasnąć. Czerwone ślady wręcz błagały o ich zlizanie.

Złotooki przygryzł lekko wargę, lecz pragnienie było silniejsze. Nachylił się nad szyją kochanka i nienaturalnie ostrożnie zassał się na skórze. Resztki krwi trafiły na jego usta i Erwin naprawdę musiał stłumić w sobie jęknięcie rozkoszy. Jak można tak wspaniale smakować... Zachowując delikatność, wsunął ostre kły w dziury pozostawione po jego zębach. Ponownie się zassał, czując obezwładniającą błogość. Tym razem nie potrafił się prędko zatrzymać.

~~~~

— Kurwa — westchnął Montanha, wchodząc do mieszkania. Knuckles spojrzał na niego znad ekranu laptopa.

— Coś się stało w pracy? — zapytał złotooki niepewnie, podchodząc do mężczyzny. Złożył krótki, lecz słodki pocałunek na jego policzku. Gregory lekko się uśmiechnął.

— Nie, po prostu ktoś mnie nieźle wczoraj urządził — mruknął cicho szatyn. — Przez to ciężko było cokolwiek ukryć i policjanci mieli ze mnie bekę. No i szyja mnie cały dzień bolała — marudził starszy. — Ostre masz te ząbki, wampirku.

— Cóż za trafne spostrzeżenie — wymamrotał Erwin, czując delikatne ukłucie w duszy, sygnalizujące poczucie winy.

Nie dlatego, że policja wyśmiewała jego chłopaka, to wręcz napawało go satysfakcją, lecz raczej nie chciał sprawiać swojemu przeznaczonemu bólu. Na domiar złego, jego wczorajszy głód był niczym do porównania z tym, który odczuwał teraz. Teraz nie była to zwykła, nieodparta ochota, lecz wręcz fizyczna potrzeba.

Erwin nie pamiętał dokładnie jak działa połączenie między wampirem a człowiekiem, lecz najwyraźniej pierwsze ukąszenie powodowało zwiększającą się chęć ponownej uczty. Nie potrafił cały dzień wypić nawet kropli cudzej krwi; miała dziwny zapach i nieapetyczny wygląd. Carbonara patrzył na niego dziwnie, widząc jak ten odmawia jakiegokolwiek posiłku, jednak Erwin mógł jedynie myśleć o perfekcyjności krwi Montanhy. Tak, to na pewno miało jakieś powiązanie z ich połączeniem.

Knuckles przez cały wieczór siedział jak na szpilkach. Wiedział, że musi coś wymyślić, a nie chciał się zwyczajnie przyznać, że jest coś nie tak. To jego problem, powinien rozwiązać go sam. Zresztą, Gregory, jako człowiek, i tak mu nic nie pomoże. Musi znaleźć rozwiązanie sam.

Dlatego w nocy, zrobił dokładnie to samo co dzień wcześniej. Ostrożnie, by nie obudzić kochanka, ani nie sprawić mu bólu, lecz wystarczająco stanowczo, by zaspokoić pragnienie. Po głodowaniu cały dzień, duża porcja pysznej krwi była jak zbawienie. Siwowłosy wtulił się w ciepłe ciało i prędko zasnął, czując ulgę wymieszaną z lekkim poczuciem winy.

~~~~

Tak wyglądało ich życie przez kilka następnych dni. Erwin nie pił ani kropli odpychającej go cudzej krwi, by w nocy puszczać wodze żądzy. Zaczął baczniej obserwować przyjaciół, którzy również byli w związku z połączeniem. San był kolejnym wampirem połączonym z człowiekiem, więc to na nim Knuckles skupiał się najbardziej. Thorinio pił trochę krwi co kilka godzin, funkcjonując tak jak każdy inny wampir, a Sky nie zdawała się mieć żadnych efektów ubocznych. Uspokoiło to trochę Erwina, który martwił się, że w ten sposób krzywdzi kochanka.

W rzeczywistości jednak, Montanha czuł się z każdym dniem coraz gorzej. Nie wiedział co jest tego przyczyną, a duma zakazywała mu rozmowy na ten temat z narzeczonym. Stosując się do swojej zwykłej filozofii, znanej również jako "jakoś to będzie", Gregory nie udał się do lekarza. Czuł, jak traci siły, szybciej się męczy i nie daje z siebie wszystkiego na pościgach, lecz mimo to, jego tendencje do przemęczania się nie zmalały. Dopiero po dwóch tygodniach jego ciało odmówiło dalszej współpracy.

— Grzesiu. — Głos złotookiego ledwo docierał do zaspanego umysłu szatyna. — Zaraz się spóźnisz do pracy, a sam najlepiej wiesz, jakie jest szefostwo...

— Mhhh — Gregory wymamrotał niezrozumiale. Nie miał siły nawet otworzyć oczu, a co dopiero wstać z łóżka i zacząć szykować się do pracy.

— Źle się czujesz? — zapytał z troską.

Lekka nuta zmartwienia zawitała w tonie siwowłosego. Gdyby brązowooki miał namiastkę jakiejkolwiek siły, wywróciłby oczami, bądź odpowiedział by jakoś sarkastycznie. Jednak w obecnym stanie, był jedynie w stanie cicho jęknąć.

— Zadzwonię do Alexa, że źle się czujesz — odparł młodszy. — Odpocznij, a ja zamówię rosołek czy co tam się daje chorym.

— Zostaniesz? — zapytał szatyn, wyduszając to z siebie resztkami sił. Nie dość, że zwyczajnie pragnął bliskości kochanka, to jako przeznaczeni, ich fizyczny dotyk pozwalał ulżyć różnym dolegliwościom.

— Oczywiście, tylko najpierw zaparzę ci herbatki. — Erwin powiedział słodkim głosem. Cmoknął starszego w czoło, po czym zniknął w pokoju obok.

Knuckles wparował do kuchni, jedną ręką wstawiając czajnik, a drugą wybierając numer do Andrewsa. Szef policji odebrał niemal od razu. Przyjął informację spokojnie, wyrażając troskę i zmartwienie, końcowo życząc Gregory'emu dużo zdrówka.

Sam złotooki chwilowo zastanawiał się, czy złe samopoczucie szatyna było spowodowane jego konsumpcją krwi, lecz prędko odłożył tę myśl na bok. W końcu taka Sky nie czuje się gorzej od tej samej czynności, więc czym miałoby się to różnić w przypadku Montanhy?

Erwin zauważył, że w międzyczasie herbata zdążyła się zaparzyć, więc wziął napój i wrócił z nim do sypialni.

— Jestem — rzekł wesoło. — Chodź, napijesz się trochę — dodał, siadając obok nieruchomo leżącego policjanta, chcąc pomóc mu usiąść.

Gregory nie zareagował. Lekko zaniepokojony siwowłosy odłożył kubek i skupił się na mężczyźnie.

— Grzegorz? — mruknął, potrząsając delikatnie ramieniem.

Brązowooki nadal nie odpowiedział. Nawet nie otworzył oczu. Szatyn był dość blady i widocznie przemęczony. Po dłuższej chwili, Erwin zauważył, że starszy zwyczajnie zemdlał.

— Kurwa, Grzesiek — warknął, bardziej do samego siebie.

Wziął wątłe ciało kochanka i prędko zjechał windą do podziemnego parkingu. Na szczęście tego dnia niebo było pokryte grubą warstwą chmur, przez co Knuckles nie musiał się martwić słońcem. Łamiąc ponad przeciętną ilość zasad ruchu drogowego i zdrowego rozsądku, złotooki zajechał pod szpital.

~~~~

— Ja pierdolę. — Bolesne jęknięcie przerwało ciszę. — Ała.

— Grzesiu? Jak się czujesz? — Złotooki zapytał niecierpliwie, jednocześnie delikatnie gładząc jego dłoń.

— Chujowo — wymamrotał szatyn.

Przeniósł spojrzenie na twarz siwowłosego. Erwin zdawał się być bledszy niż zwykle. Gregory'emu wydawało się, że on specjalnie unika kontaktu wzrokowego.

— Nie jest to dziwne, zważając na to, ile stracił pan krwi — wtrącił się medyk, zmieniając kroplówkę.

— Krwi...? — Brązowooki zapytał pusto.

— Mhm! Następnym razem proszę na siebie uważać, panie Montanha. Braki zostały uzupełnione, gdy był pan nieprzytomny, a nie zauważyłem żadnej grożącej życiu ranie. Może pan wyjść, jak skończy się kroplówka — dodał, dobrze znając niechęć Gregory'ego do zbyt długiego siedzenia w szpitalu.

— O-okej — wydusił z siebie po chwili, ale lekarz wyszedł zanim go usłyszał. — Co do kurwy? — zapytał siedzącego obok Knucklesa.

— Porozmawiajmy w domu. Mamy problem — wymamrotał.

Gregory nie odpowiedział; jedynie kiwnął głową w zgodzie i zniecierpliwiony patrzył aż kroplówka powoli zmniejsza objętość.

Po parudziesięciu minutach byli ponownie w domu. Montanha rozsiadł się na łóżku w ich sypialni, które było najwygodniejszym meblem w ich domu. Erwin natomiast zasiadł na krześle obok, nie wiedząc jak zacząć rozmowę. W końcu jednak się przemógł.

— Więc — chrząknął. — Pamiętasz kiedy cię ugryzłem przypadkiem podczas seksu jakiś czas temu?

— Było coś takiego — przyznał szatyn, drapiąc się po karku. — To ma z tym jakiś związek?

— Możliwe, że to spowodowało jakieś zmiany w moim ciele, bo nie jestem w stanie pić nic innego niż twoją krew od tego zdarzenia — rzekł zawstydzony złotooki.

— Chwila chwila. Piłeś moją krew bez mojej wiedzy? — zdumiał się Gregory. — Jak kurwa?

— Gdy spałeś. Byłem ostrożny.

— Erwin, ty zdajesz sobie sprawę, że ludzie potrzebują krwi żeby, na przykład, żyć? — zirytował się starszy.

— Oczywiście, że tak — prychnął Knuckles. — Obserwowałem Sky, przeznaczoną Sana, która też jest człowiekiem. San też tylko pije jej krew, ale jakoś Sky się trzyma, jak gdyby nigdy nic! Myślałem, że inaczej to działa w parach przeznaczonych. Dlaczego u Thorini-— THORINIO! No już, nie poprawiaj mnie, pamiętam, widzisz? Dlaczego u Thorino działa to bez problemu, a u nas nie? — zapytał zmarkotniały siwowłosy.

— Na pewno to tak działa? — upewnił się Gregory. — Może się przewidziałeś, czy coś?

— Nie, jestem pewny — westchnął Erwin. — Nie uważałem nigdy na biologii w szkole...

— Widać — mruknął. — A jest ktoś od ciebie kto się zna?

— Heidi — zawahał się złotooki. — Moja ex.

— Och. — Montanha spojrzał na niego niepewnie. — A jaka jest?

— Niezła — palnął Knuckles.

— Erwin...

— W sensie jest niezłą osobą! Boże, o czym ty człowieku myślisz. — Przewrócił oczami.

— Jasne.

— Dobra, skończyłes bóldupić? Napiszę do niej. Nie będzie ci przeszkadzać, że będzie znać nasze miejsce zamieszkania?

— Jeśli nie jest psycholem, to raczej nie mam nic przeciwko. — Szatyn wzruszył ramionami.

— Nie jest — odrzekł niższy. — Zaraz przyjdzie — dodał.

Czekali w milczeniu przez kilka minut. Gregory nie miał pewności jak dogada się z Heidi. Z inną byłą Knucklesa — Evą — nie miał zbyt dobrych wspomnień; wampirzyca próbowała go zagryźć na śmierć. Podobno ta miała być milsza, lecz Montanha nadal czuł niepewność. Co jeśli kobieta powie jakieś kłamstwa by tym samym doprowadzić do jego śmierci, by Erwin do niej wrócił? Wampiry, a przynajmniej z tymi, z którymi miał przyjemność mieć styczność, potrafiły być cholernie zazdrosne i pamiętliwe.

Erwin również się do nich zaliczał, a jego typowa mściwość jedynie dolewała oliwy do ognia. Od mniej więcej pół roku udawało im się dogadywać całkiem dobrze, bez zbędnych kłótni, co wydawało się nierealne. Mimo to, Gregory wolał kochaną wersję Erwina od tej ciągle marudzącej i podłej. Zwłaszcza, że Knuckles nadal był niesforny i psotny — po prostu teraz złośliwość była zarezerwowana głównie dla wrogów.

Dzwonek do drzwi ocucił obu mężczyzn z zadumy. Knuckles zaoferował przyprowadzenie dziewczyny, co Montanha, który nadal nie doszedł do siebie po utracie przytomności, przyjął z zadowoleniem. Po chwili do ich pokoju zawitała dość ładna blondykna.

— Dzień dobry, Heidi Bunny-Chak — przywitała się.

— Gregory Montanha — odrzekł brązowooki. Chciał wstać, lecz dłoń niebieskookiej go powstrzymała.

— Siedź. Zaraz cię zbadam, ci na Pillbox'ie nic nie wiedzą o istotach nadnaturalnych — westchnęła Bunny. — A jak już ktoś coś wiedział, to został wywalony.

— Na przykład? — zaciekawił się.

— Na przykład ja — burknęła kobieta, przygotowując potrzebne jej materiały. Po chwili zaczęła badać szatyna, obserwując jego instynkty, reakcje ciała, jak i zadając kilka pytań. W końcu dostrzegła ranę na szyi. — Chyba znam przyczynę twojego złego samopoczucia — mruknęła. — Erwin!

— Taaaaak? — Knuckles wymamrotał cichutko, nieznacznie cofając się w kierunku drzwi.

— Powiedz mi, co ty odkurwiasz? — warknęła Heidi. — Używasz ty mózgu czasami?

— Ale San i Sky jakoś mogą! — pisnął defensywnie siwowłosy. — A ja i Grzegorz też jesteśmy przeznaczeni i...

— Ty zdałeś szkołę?

— Tak! Z 3.8 GPA*.

— Jak kurwa?

— Pani od biologii mnie lubiła... Jak i większość nauczycieli... No i może, ale tylko może, Kui zagroził nauczycielom, że mają mi dać A?

— I potem masz takie kurwa efekty. — Zdenerwowana kobieta z impetem chowała narzędzia. — W taki sposób tworzymy nieudaczników życiowych... My, jako społeczeństwo. Kui, co ty myślałeś... — mamrotała.

— Hej! Nie tylko mnie pomógł! Carbo i Silny też tu i ówdzie mieli pomoc!

— To wcale nie świadczy o was lepiej. — Blondynka rzuciła mu niebezpieczne spojrzenie. — Co jakbyś go przypadkiem zabił? To twój przeznaczony!

— Nie wiedziałem...

— Erwinie Debilu Knuckles, takie rzeczy mają dzieci w trzeciej klasie! Podstawówki! — wykrzyczała kobieta.

— No może gdzieniegdzie nie uważałem? Nie sądziłem, że będzie mi to potrzebne... nigdy mi się żaden człowiek nie podobał! Nawet nie wiedziałem, że tak można! Wampir z człowiekiem...

— San i Sky chodzą ze sobą od końcówki liceum — jęknęła załamana Bunny-Chak. — Jakim cudem ty funkcjonujesz, człowieku... Dobrze, Gregory, może chociaż ty masz więcej komórek mózgowych...

— Nie ma — wypalił Knuckles zanim się powstrzymał. — Ostatnio wjechał na pełnej piździe w ścianę...

— Drogi były śliskie! Śnieg padał! — oburzył się Montanha. — Jestem bardzo inteligentny.

— Dobrze, Erwinku, Grzesiu... — Heidi przerwała wymianę zdań, która niemalże przemieniła się w długą kłótnie. — Słuchajcie mnie uważnie. Żeby taki mechanizm między człowiekiem, a wampirem działał, to Erwin musi cię ugryźć w noc czerwonego księżyca. Czyli, z polskiego na nasze, w zaćmienie księżyca. Ostatnio jak sprawdzałam, ma się takie wydarzyć za paręnaście dni.

— A co mam robić do tego czasu? Głodować i umrzeć? — zapytał sarkastycznie młodszy.

— Nie, mamy leki dla takich przypadków jak ty. Wtedy wszystkie twoje moce zostaną zniwelowane, więc przez ten okres zobaczysz jak to jest być człowiekiem — uśmiechnęła się niebieskooka. — Ale nie umrzesz z pragnienia.

— Dobra, a jak ma taki rytuał wyglądać? — dopytał Montanha.

— W sumie nijak. Musi padać na was światło księżyca i Erwin musi ci trochę wyssać krwi. I tyle. W ten sposób wasze połączenie będzie spełnione, więc wszystkie benefity tego wejdą w życie. Dla ciebie Gregory to oznacza, że Erwin będzie mógł pić tyle twojej krwi ile zechce i nie będziesz odczuwał z tego żadnych skutków ubocznych. Również jeśli się wykrwawiasz, ale Erwin ma jeszcze trochę twojej krwi w swoim organizmie, to nie umrzesz. Same plusy — westchnęła Heidi. — Nadal nie wierzę, że przypadkiem się nie zabiliście. Zwłaszcza ty Erwin, mogłeś wykazać się jakimkolwiek zdrowym myśleniem. Zabijamy ludzi poprzez picie ich krwi, są popularne dramaty romantyczne, które w ten oto sposób wampiry przypadkiem zabijają swoich przeznaczonych, mieliśmy to kurwa w szkole od najmłodszych lat, a ty nadal nic nie wiesz. Jak ty żyjesz i funkcjonujesz?

— Kwestia umiejętności — odparł dumnie Knuckles. — Dziękuję Heidi. Przepiszesz mi te leki?

— Tak — westchnęła nadal załamana blondynka. — Uważajcie na siebie. Jeśli macie jakiekolwiek wątpliwości, piszcie do mnie, czy kogoś bardziej ogarniętego od Erwina, proszę, bo zrobicie sobie krzywdę.

— A ty, Grzegorz, jak coś cię boli, to mów i idź do lekarza, a nie udawaj, że jest okej — rzekł złotooki.

— Mhm. A ty, Erwin, powiedz, zanim zrobisz coś lekkomyślnego.

— Nie licz na to — prychnęła Heidi. — Do widzenia, debile.

*GPA = średnia na skali od 0 do 4 (4=A, 3=B, 2=C, 1=D, 0=F).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro