Rozdział drugi.
Już od paru dni można było zobaczyć dzieci bawiące się liśćmi (smutek, że w tym RP jest tylko jedno dziecko, ale co tam. XDD), kobiety, które ubrane mają płaszcze tylko dlatego, żeby pokazać jaki mają stajl.
- Ja nie wiem dlaczego mnie do tego zaliczasz. - Alex fuknęła. (Ja tam nie wiem czy jest takie słowo, ale jak nie to teraz już jest) - Ja zawsze jestem w jakichś krótkich sukienkach... Ogon mnie ogrzewa. - Zaśmiała się.
... Tak, tak. Cudownie. Nie przeszkadzaj mi... A tak dobrze zaczynało...
- Zawsze dobrze się zaczyna, a kończy jak zawsze... - Mruknął Mike krzyżując ręce na piersi.
- Albo szybko kończy. Normalnie jak jedzenie Patolci. - Ari parsknęła śmiechem.
Już mi stąd iść! Bo pójdę po... Po co ja pójdę... Po kabanosa!
- Jakoś nie bardzo się boję... - Odparł Nick, który miał się zamknąć, ale najwidoczniej to nie jest mi dane.
...
Ehh... Jesień i tyle.
Domeł nr. 1
Domeł nr. 2
Domeł nr. 3
Domeł nr. 4
Domeł nr. 5
Domeł nr. 6
Domeł nr. 7
Domeł nr. 8
Domeł nr. 9
Domeł nr. 10
Domeł nr. 11
Domeł nr. 12
Domeł nr. 13
Domeł nr. 14
Domeł nr. 15
Domeł nr. 16
Domeł nr. 17
Domeł nr. 18
Domeł nr. 19
Domeł nr. 20
Szpital
Akademia
Wielka scena
Firma Kabanos
Salon tatuażu delfin
Bank
Osiedle
Biedronka
Centrum handlowe
Kino
Księgarnia
Szkoła
Przedszkole
Park
Wzgórze poza miastem z zajebistym widokiem na gwiazdy
Siłownia
Rzeka
Plac Zabaw
Prace innych, ale jestem leniem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro