Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

zakazane zaklęcie

• • •








Cadis dzierżąc w ręce księgę, a w głowie mając wskazówki ukryte w jej treści zdołał dotrzeć do miejsca, które było mu przeznaczone. Czarodziej czuł wilgoć, a krople wody tryskały na jego twarz przechodząc za ukrytą za wodospadem jaskinię. Mężczyzna o białych włosach szedł tam niczym skazaniec, kroki stawiał coraz cięższe, jakby zakuty był w kajdany, ale nie było powrotu, nie było żadnej ucieczki.

— Panie? — zwrócił się do niego Feniss.

Wciąż pogrążony w żałobie po stracie towarzyszki obawiał się tego miejsca, miał złe przeczucia i nie chciał patrzeć na śmierć człowieka, który dał mu życie. Choć wolą Senne było służenie Cadisowi do samego końca, wiara w wypełnienie misji tak jednak Feniss nie potrafił tego nadal zrozumieć. Nie miał żadnych wspomnień, nie ujrzał tego co Senne.

— Wybacz mi mą śmiałość, mój panie, ale... uważam, że powinieneś zawrócić. Porzucić magiczne przedmioty i wrócić do niego.

Czarodziej idąc za świecącymi w jaskini niebieskimi drobinkami nie zatrzymał się, nawet nie drgnął, gdy usłyszał o tej absurdalnej propozycji.

— Yamiss wiedziała za co i dla kogo oddaje życie. Jesteś mym sługą.

— Tak, mój panie.

Feniss myślał, że na tym rozmowa się skończy, jednak się pomylił. Płomyk spojrzał na twarz swego pana i ujrzał jak jasne oczy czarodzieja były pełne łez. Cadis walczył wewnątrz siebie, skrywał cały swój ból, lecz wreszcie dotarł do granic. Jego maska zaczęła pękać, a pragnienia były widoczne jak na dłoni.

— Panie...

— Nie utrudniaj mi tego, Enenan — wypowiedział prawdziwe imię Fenissa, co spowodowało, że płomyk uchylił usta. — Ja nie mam wyboru... nie mam prawa decydować o swoim życiu — powiedział, przygrywając dolną wargę sprawiając, że skóra stawała się w tamtym miejscu biała. — Nie mogę złamać rozkazu króla — szepnął i przyspieszył swój krok starając się pociągnąć za sobą największy żal, który tłamsił jego serce.

Pragnął zawrócić, odnaleźć Rilana, uciec z nim i zapomnieć o wszystkim.

Jednak nie miał już dokąd...

Wiedział, że to tylko kwestia czasu nim Rilan dowie się prawdy o mordercy Selene. Wampir nie mógłby mu tego wybaczyć, wszystko inne, ale nie to, a Cadis musiał odebrać życie protoplaście. Wszystko z rozkazu króla, aby wypełnić swą powinność, sprostać przeznaczeniu, które od lat wyniszczało jego ciało i duszę.

Feniss trzymał się tuż za Cadisem i nagle ujrzał przed nim blask, który rozpościerał się na wszystkie strony. Płomyk zatrzymał się w miejscu i przyjrzał scenerii rodem z najpiękniejszego snu. Brylanty zdobiące kamienne ściany, błyszczące stalaktyty, bijący zewsząd blask błękitu i burgundowych prześwitów. To wszystko było otoczką, tłem zdobiącym w samym centrum Źródła Czystki.

Cadis wstrzymał na moment oddech i napinając wszystkie mięśnie podszedł do kamiennej posadzki, która otaczała źródło. Było ono okazałe, a na jego dnie można było ujrzeć kamienie o intensywnej barwie indygo. Czarodziej odłożył na ziemię księgę, która nie kryła przed nim już żadnych sekretów, a następnie ułożył na tafli spokojnej wody papirus drugiej części zakazanego zaklęcia. Przedmiot, który pragnęło posiąść wielu, mnóstwo śmiałków zginęło, aby je pochwycić, ale to Cadis okazał się być tym, który miał zyskać dzięki niemu potężną moc.

Feniss stał na uboczu i będąc cały w nerwach przyglądał się panu, któremu z całych sił chciał pomóc, lecz niemoc jaka go ogarniała nie pozwoliła mu się ruszyć. Nie potrafił przeciwstawić się panu i postanowił czekać. Zaufać Senne.

Cadis ściągnął z siebie szatę, a następnie kolejne części odzienia. Był nagi, napięty jak struna, ale skupiony na zadaniu, które musiał wypełnić. Poczuł ból na zabliźnionych plecach, przypominających mu o przeszłości, o osobie, która zadała mu rany i wydała rozkaz.

Gdy wypełnisz misję, wtedy będziesz mógł wrócić do domu.

Czarodziej powtarzał te słowa jak mantrę, wypowiadał je w myślach jak przekleństwo, jednocześnie wstrzykując w żyły kolejne dawki krwi. Demoniczna, wampirza, ludzka... Przemieszał ze sobą ciecze najsilniejszych z istot w Maristi, a nawet na całym świecie i wtedy zanurzył się w lodowatej wodzie do samych barków, czując jak magia zaczęła go stopniowo okalać.

Papirus jeszcze kilka chwil temu dryfował na tafli wody, lecz nagle zaczął się zwijać pochłaniany przez moc Źródła Czystki. Zachowywał się tak, jakby został rzucony w palenisko. Zniknął w mgnieniu oka nie pozostawiając po sobie popiołu, ani żadnego śladu aż do momentu, w którym woda zabarwiła się na kolor czystego srebra. Cadis poczuł metaliczny smak w ustach, a gwałtowny odruch wymiotny sprawił, że splunął cieczą.

Wystarczyła tylko kropla, aby woda zabarwiła się na szkarłat. Cadis błądził wzrokiem po tafli i wiedział, że zaklęcie, próba wykorzystania mocy zakazanego zaklęcia okazała się być zbyt potężna. Czarodziej wydał z siebie nieartykułowany dźwięk, a wtedy magia zaczęła go atakować. Duszę, umysł, ciało. Zmieszana krew różnych ras odbijała piętno na jego postaci.

Cadis wydał z siebie krzyk.

Walczył o każdy oddech czując jakby był palony żywcem, a kolejno zanurzany w najbardziej lodowatej wodzie. Proces ten się powtarzał bez końca. Czarodziej starał się wytrzymać to piekło, ale do tych katuszy doszły również fale niosące na koniuszkach pioruny. Prądy raziły go i przemieniały w hybrydę, wywoływały nieodwracalne zmiany, które przeraziły Fenissa na śmierć.

Czerwony płomyk uciekł z jaskini skrywającej potężne, legendarne Źródło Czystki i zmierzał w kierunku pola bitwy. To właśnie tam był Rilan. Feniss o tym wiedział, ponieważ usłyszał końcowe słowa króla wampirów. Zamierzał go odnaleźć, błagać o przebaczenie, a także pomoc.

Feniss leciał przed siebie, ale nagle jego ciało przestało być mu posłuszne. Płomyk chwycił się za okolice klatki piersiowej i zatrzymał się w locie zauważając, że jego blask zaczął gasnąć.

— Feniss? — usłyszał jak przez mgłę. — Feniss?! To ty?!

Płomyk spojrzał ledwo przed siebie i ku swemu szczęściu ujrzał tego, po którego wyruszył.

— Ri... lan...

— Co ci jest? Co się dzieje? Odpowiedz!

— Cadis... ratuj go... Ratuj. Jesteś jego ostatnią... nadzieją.

— Gdzie on jest? Feniss?!

— On cię potrzebuję, Rila...n... Ri... Błagam, musisz...

Feniss zniknął nim zdołał wypowiedzieć swą wolę. Rilan z szoku i kompletnej bezsilności starał się pochwycić małe iskierki, które porwała nieuchronna magia. Płomyk nie przetrwał, a żył tylko dzięki woli i mocy najpotężniejszego z czarodziejów.

Rilan przytulił dłonie do serca, jakby zamierzał pożegnać w ten sposób Fenissa, ale po nich nie było już śladu. Płomyk zgasł, a z nim drobne ciało i świadomość.

Wampir zapłakał krótko, ale nie mógł teraz pozwolić sobie na rozpacz, która piętrzyła się jak ciemność stojąca przed jego obliczem. Najpierw stracił Selene, teraz Feniss wydał ostatnie tchnienie by pokierować Rilana w kierunku źródła... domyślał się, że również Yamiss odeszła...

Rilan spojrzał przed siebie i wyczuł wyraźnie zapach, którym podążał przez większą część drogi. Wpadł ponownie na trop, jego zmysły się wyostrzyły i biegł co sił w nogach, aby uratować jego. Ocalić człowieka, który nie mógł teraz umrzeć. Nie mógł na to pozwolić.



***



Rilan dotarł do jaskini, z której wydobywała się nie tylko ciężka woń krwi, ale także magia przytłaczająca swą mocą. Wampir z trudem zdołał przyzwyczaić się do tej potęgi i zapachu, który chciał stłamsić jego zmysły, lecz oparł się każdej przeszkodzie i trafił w miejsce, w którym znajdowało się źródło.

Wampir przeszedł dwa kroki naprzód i nagle się zatrzymał dostrzegając w przezroczystej, krystalicznej wodzie mężczyznę, który nie wyglądał jak ten, na którego po raz pierwszy spojrzał w świecie za białymi drzwiami.

Cadis z trudem łapał oddech. Robił to miarowo, z głową lekko opuszczoną na bok. Wyglądał tak, jakby zaraz miał się osunąć i rozpuścić niczym piana morska. Każdy dech sprawiał, że chudł, niknął w oczach, a policzki zapadały się jak u trupa. Niegdyś białe włosy zmieniły kolor na czerń. Mroczną ciemność, którą charakteryzowały się demony. Długie kosmyki zahaczały o taflę wody, wysysała ona powolnie energię ze śmiałka, który chciał zapanować nad mocą zaklęcia. Skóra stała się blada, niemalże śnieżna, łuszczyła się. Brzuch wklęsł ukazując żebra wyglądające jak gałązki krzewu pozbawione liści późną jesienią. Skóra zanikała, stawała się coraz cieńsza i przypominała poświatę okrywającą kości. Elfie, spiczaste uszy sprawiały wrażenie, jakby pociągały za sobą skórę i napinały ją na twarzy wyszczuplając ją jeszcze bardziej.

Cadis czuł, że umierał.

Lecz spojrzał ostatkiem sił na Rilana swoimi złotymi oczyma.

Wampir pospieszył się i zamierzał wejść do wody, zanurzyć się w źródle i go stamtąd wyciągnąć niekoniecznie rozumiejąc co się wydarzyło, ale zatrzymał go szept, słowa, które ledwo płynęły z ust Cadisa.

— Źródło cię zabije... To skumulowana, potężna magia, która miała mnie uczynić najsilniejszą hybrydą na świecie — wyznał, a wtedy z nosa popłynęła strużka krwi.


— Do tego potrzebna była ci krew...

— Tak.

— Wziąłeś ją ode mnie, więc... dlaczego musiałeś także ruszyć do Selene? Czemu... go zabiłeś? — Rilan stanął tuż przed źródłem i spojrzał na czarodzieja pragnąc wyjaśnień, wytłumaczenia tej decyzji, skruchy.

Cadis przyglądał się wampirowi i choć był szczerze zadziwiony to jednak nie był w stanie ukazać żadnej ekspresji. Oddychał z trudem i nie rozumiał czemu Rilan tu przybył skoro już wiedział.

— Rozkaz króla — wyznał. — To był jeden z warunków, który musiałem spełnić, aby móc wrócić do ojczyzny. Ale już nie mam na to szans... — Cadis poczuł wstyd i hańbę, że przez tyle lat nie potrafił przygotować swego ciała na przyjęcie zaklęcia. — Umrę tu w zapomnieniu. Przeklęty przez lud i znienawidzony przez ciebie.

Rilan chciał prędko zaprzeczyć jego słowom, ale Cadis mu na to nie pozwolił. Wampir ujrzał łzy w jego złotych oczach, których teraźniejszy kolor nijak miał się do jasnych, niebieskich tęczówek.

— Kiedy znalazłem cię przy murach obronnych Vesos... ujrzałem w tobie kogoś, kto miał odwagę, aby spojrzeć w twarz przeznaczeniu i odejść nieznaną mu ścieżką. Gdy się przebudziłeś w mym prywatnym świecie i zacząłeś mówić o celu, słuchałem cię jak zaklęty. Ujrzałem w tobie cząstkę, która nigdy nie mogła się we mnie narodzić; z początku jej zazdrościłem, ale nie mogłem pałać tym uczuciem do ciebie zbyt długo, ponieważ zastąpiło je coś zupełnie innego, równie niebezpiecznego i trwałego — Rilan patrzył na Cadisa z przejęciem i choć starał się coś zrobić, znaleźć sposób, aby wyciągnąć go z okowów śmierci słuchał go dalej. — Postanowiłem się zbliżyć, zachowując odpowiedni dystans, który zniknął pomimo mej najdbalszej kontroli. Zapragnąłem dotknąć cząstki ciebie. Tej odwagi, pragnienia i przeciwności. Dzięki tobie poczułem, choć przez krótką chwilę, że stałem się wolny i choć jestem świadomy, że ten moment już nigdy się nie powtórzy, zapamiętam go do końca.

— Zasługujesz na wolność... Cadis! Musisz być wolny! Musisz w końcu zrobić to czego TY pragniesz!

— Już to zrobiłem... Złamałem zasady, zdradziłem króla Alessandra, wyraźny rozkaz mego pana Sitnara, aby dożyć tej chwili i powiedzieć mej największej miłości... że kocham — jego usta drgnęły i ledwo się uniosły w skromnym uśmiechu. — To uczucie wolne jest od każdych łańcuchów. Nikt nie może go zmienić, splamić krwią czy zbiczować. Ono we mnie trwa.

— Cadis...

— Rilan... proszę... zostaw mnie i ten przeklęty kraj... Poza granicami Maristi czeka cię nowa przyszłość.

— Co to za przyszłość, w której nie będzie ciebie?! — krzyknął, nie rozumiejąc, dlatego Cadis go wciąż od siebie oddalał, jakby był największym złem. — Nie pozwalam ci, Cadis... Nie możesz mnie opuścić. Nie możesz, nie... Błagam cię!

— Jesteś wampirem, Rilan. Powinieneś wiedzieć, że ludzie będą się pojawiać w twoim życiu i je opuszczać. Tak jak ja. To mój koniec.

Cisza sprawiła, że atmosfera stała się gęstsza niż dotychczas. Wampir spuścił na moment głowę, a następnie znów przyjrzał się czarodziejowi, którego każde wypowiedziane słowo kosztowało męki.

— Nie zasługuje na ciebie, Rilan... nie zasługuje — wydukał, czując jak jego serce pękło i zaczęło krwawić.

— Nie mów tak — Rilan zacinął dłonie i nie chciał godzić się na żaden los, przeklęte przeznaczenie. — Proszę, nigdy więcej, nie próbuj złamać mojego serca — powiedział, a następnie postawił krok naprzód zanurzając się w źródle.

Woda objęła jego ramiona i próbowała powstrzymać. Poraziła go bladym światłem i starała się ochronić, ale gdy ostrzeżenia nie pomagały przeszła do ofensywy. Raniła wampira, krzywdziła i zdzierała z niego skórę, a magia zaczęła wpływać na jego wygląd. Zęby się wysunęły, szpony uwidoczniły bardziej niż zwykle, czarne linie na szyi odznaczały się wyraźnie na tle jasnej karnacji młodzieńca, który chwycił w swe ramiona Cadisa.

Rilan z olbrzymim trudem, ale i niewyobrażalną determinacją oparł się magii zaklęcia, która zaczęła słabnąć, gdy tylko starała się go zaatakować. Wampir wyszedł wraz z Cadisem na powierzchnię i ułożył go delikatnie na ziemi.

Cadis stracił wszelkie możliwe siły, ale zdołał spojrzeć ze zdumieniem na Rilana. Mężczyzna był na skraju wytrzymałości, ale udało mu się jednak zrobić jedno; unieść rękę przypominającą kwiat dmuchawca, by musnąć twarz Rilana, która niespodziewanie zaczęła przybierać inne rysy. Wampir poczuł na sobie dłoń, która straciła kolor, a także miękkość, do której zdążył przyzwyczaić go czarodziej. Rilan z obawą zlustrował jego ciało, czarne mokre kosmyki opadające na twarz Cadisa przykleiły się do jego czoła. Ciało przypominało szkielet, który po chwili miał się rozpaść i zetrzeć w proch... Rilan z obawą spoglądał na czarodzieja, a gdy napotkał jego oczy po raz kolejny odczuł szok, ponieważ Cadis spoglądał na niego ze spokojem, jakby poddał się bez walki i był gotów na to, aby następnie to Śmierć wzięła go w ramiona.

Młodzieniec jednak nie zamierzał zrezygnować. Gdy tylko wyszli ze źródła pokonując potęgę skumulowanej mocy w jaskini pojawił się portal. Rilan wziął Cadisa na ręce i przeniósł go do miejsca, o którym czarodziej kiedyś mu powiedział.

Była to kolejna jaskinia, w której znajdował się Głaz Ennera. Mityczny głaz, który ratował śmiałków mających czelność eksperymentować z zakazaną magią. Głaz Ennera był ostatnią deską ratunku dla ambitnych, choć ryzykujących życia czarodziejów.

Rilan z niebywałą delikatnością, podtrzymując kark Cadisa, ułożył jego wiotkie, lekkie ciało na powierzchni głazu. Czarodziej bezwiednie opadł na mitycznym artefakcie i poczuł jak zakazana magia zaczęła z niego uchodzić, choć istniały marne szanse, aby mógł przeżyć.

Po policzkach Cadisa spłynęły łzy i nie zamierzał ich ukrywać. Z wdzięcznością, niezrozumieniem i ogromnym smutkiem spojrzał na młodzieńca, który sam zaczął zmagać się z konsekwencjami wejścia do Źródła Czystki.

— Dałeś mi szczęście. Myślałem, że jest ono dla mnie nieuchwytne — powiedział. — Sądziłem, że ono odeszło wraz z moją matką i ojcem...

Rilan ujął wychudzoną dłoń mężczyzny, którego klatka piersiowa prawie przestała się unosić i popatrzył na niego sam powstrzymując łzy.

— Rilan — wypowiedział imię wampira, po czym zamknął oczy i stracił przytomność.

— Cadis? — wampir wzdrygnął się i przez dłuższą chwilę spoglądał na czarodzieja, którego oddech stał się płytki aż nagle całkowicie zaniknął. Rilan starał się go wybudzić, lekko dotknął jego twarzy, ale Cadis nie zareagował. — Cadis? Słyszysz mnie? — zapytał, dławiącym się głosem. — Cadis... nie zostawiaj mnie. Nie ty...

Rilan uklęknął przy czarodzieju nie puszczając jego dłoni nawet na krótką chwilę.




***






Kilka dni później.





Este od samego ranka zajmowała się uprzątaniem podwórka, zbieraniem kamieni i wyplewianiu zimowego chwastu. Po tych obowiązkach zjadła obiad, a następnie usiadła na leżance przy oknie i chciała zacząć czytać książkę jednak coś wyczuła.

To uczucie towarzyszyło jej nie pierwszy raz.

Kobieta szybko okryła się chustą i wybiegła z domu pokonując kilka metrów. Zatrzymała się w miejscu i rozejrzała wokół czując czyjąś obecność. Nie potrafiła tego wyjaśnić. Sama tego nie rozumiała, ale po prostu potrafiła poczuć, że ktoś do niej przybył, że ktoś był blisko...

Este nabrała do płuc mroźnego powietrza, a aby się uspokoić przymknęła powieki i czekała. Głos początkowo ugrzązł w jej gardle, czuła dreszcz, przypominając sobie momenty z przeszłości.

— To ty? — zapytała nieśmiało, a w głosie rozbrzmiała nadzieja, która niemalże doprowadziła ją do płaczu.

Zaciskając dłoń na chuście odwróciła się za siebie i ujrzała Rilana.

Wampir podszedł do niej ze spuszczonym wzrokiem i nie wiedział jak miał to zrobić. Jak wyznać prawdę, która była trudna dla nich obojga. Rilan podniósł wreszcie wzrok i chciał zrobić to szybko, lecz sparaliżował go widok jasnowłosej, po której twarzy spłynęły ciepłe łzy.

— Selene? — jej usta drżały, lecz nie z zimna, które przybyło do Maristi.

— Król odszedł — powiedział, mając przed oczami jego ostatnie chwile życia nim ruszył na ratunek Cadisowi. — Ale w jego miejsce ja będę cię strzegł. Przed każdym złem — wyznał, a w te słowa pragnął włożyć swój zapał i lojalność.

Kobieta popatrzyła na Rilana i ujrzała w nim taką samą słabość. Ledwo potrafił ustać na nogach, bał się przyszłości, chociaż wcześniej, przed wojną był na nią gotów.

Este odwróciła się w stronę gór Asso i zaczęła płakać.

— Głupiec... ja nie chciałam, żeby mnie chronił i nade mną czuwał. Chciałam, żeby przy mnie był. Tak beztrosko, jak dawniej — wyznała z bólem, który rozdzierał jej duszę na strzępy.

Młoda kobieta znów popatrzyła na Rilana, który nie wytrzymał napięcia i również zalał się łzami.

— Selene nie chciałby, abyś była sama całe życie — dodał, dławiąc się własną śliną.

— To moja decyzja — powiedziała. — On jedną podjął, nie bacząc na moje uczucia. Wybrał za mnie, a teraz ja zrobię dokładnie to samo i zadecyduję za niego — Este posłała Rilanowi uśmiech, który wyglądał jak obraz najprawdziwszej rozpaczy, w której komponowały się także słone łzy. — Spieralibyśmy się, ale ja zdążyłabym mu już wybaczyć — dodała.

Wampir nie wiedział co powiedzieć. Nie miał na to sił i dalej przeżywał żałobę po stracie nie tylko króla, ale także mężczyzny, dzięki któremu mógł żyć.

— Czy straciłeś kiedyś ukochaną osobę? — zapytała.

— Tak — Rilan spuścił głowę, ponieważ wiedział jaki rodzaj uczucia miała na myśli. — Ale... wiem, że kiedyś nasze drogi znów się spotkają, dlatego nie potrafię zrozumieć twojego bólu.

Este otarła łzy z policzków, a następnie splotła swoje dłonie przed sobą.

— Selene... On w końcu może odpocząć, prawda? Wreszcie nic na nim nie ciąży.

— To prawda — Rilan zapłakał głośno i pospiesznie ocierał łzy z policzków, a Este przyglądała się jego rozpaczy czując jak na jej sercu pojawiła się rana, której nikt nie był w stanie już uleczyć.

— Chciałabym wrócić do tamtych czasów i powiedzieć ,,kocham’’ raz jeszcze.

Este spojrzała na Rilana, który poczuł się gorzej niż zwykle. Młodzieniec upadł na mroźną ziemię i w jednym momencie poczuł się senny.

— Rilan? — jasnowłosa podbiegła do przyjaciela starając się go wybudzić.

— Coś jest nie tak... — złapał się za głowę. — Ja...

— Rilan!

Wampir usłyszał swe imię, ale to nic nie dało. Rilan zapadł w sen, w którym ujrzał wizję.

— Musimy ruszyć na Neres, panie! — przed oczami zobaczył rozgorączkowanego Azriela, który nawoływał Selene do pożywienia się na ludziach z wioski.

To nie moje ciało? Co się dzieje? Kim ja...? Azriel by tego nie powiedział. On jest honorowy.

Kolejny przebłysk i następna niewiadoma. Rilan poczuł jak strach go sparaliżowała, gdy ujrzał pod kapturem ducha twarz króla wampirów.

Selene? Ale to nie ma żadnego sensu? Kim jesteś? Kim jesteś, duchu w kapturze?

Rilan nie potrafił pojąć znaczenia tych wizji i czemu zobaczył tam Selene skoro tak naprawdę przejął kontrolę nad jego ciałem i umysłem. Wampir domyślił się tylko jednego. To Selene go tu sprowadził, to jego dotyk tuż przed śmiercią przesłał do niego tę wiadomość. Zlepek złożonych, pozornie przypadkowych myśli z przeszłości, które musiały się ze sobą w jakikolwiek sposób połączyć.

Młodzieniec spojrzał przed siebie z innej perspektywy. Nadal był w ciele Selene i ujrzał w oddali smukłą postać. Jej długie czerwone włosy wyróżniały się na tle zielonej polany, na której się spotkali we dwoje.

Messele złożyła na ustach króla czuły, pożegnalny pocałunek.

Mieli się pobrać, ale Selene ostatecznie ją odrzucił. Kobieta była skrzywdzona, ale mimo wszystko zaakceptowała jego wolę i w imię lojalności dla wampirów ze Wschodu ukazała mu swą moc. Władała światłem. Potrafiła utkać z niego wszystko.

Rilan nerwowo podniósł się do siadu i wybudził ze snu, który trwał z pewnością kilka godzin. Wampir wyjrzał przez okno, za którym nie zobaczył nic poza późną nocą. Następnie rozejrzał się po pomieszczeniu i znał je dokładnie. Była to chatka Este. Kobieta zabrała go do domu i ułożyła na podłodze okrywając kocem. Sama nie dałaby rady go położyć na łóżku.

Jasnowłosa leżała na kanapie i była pogrążona we śnie, a na jej policzkach Rilan dostrzegł świeże, jeszcze ciepłe łzy. Kobieta płakała przez sen po stracie ukochanego.

Rilan podniósł się z podłogi i połączył wszystkie elementy układanki. Wiedział już kto zdradził, miał tę świadomość, ale zanim ruszył, aby go odnaleźć przykucnął przy kobiecie i otarł jej pojedyncze łzy.

Według zapisków i ksiąg wampiry w chwili śmierci potrafiły spotkać się z drugą połową swej duszy. Osobą mu przeznaczoną i z nią porozmawiać po raz ostatni.


— Jestem pewien, że się spotkaliście — szepnął. — Selene... Este.

Po tych słowach Rilan opuścił Neres i ruszył w kierunku gór Asso, w których nadal trwały przygotowania do wymarszu.

Wojska Vesos stacjonowały nadal przy wampirach, aby poprowadzić ich w stronę stolicy Maristi. Ludzie, jak i ludzie magiczni trzymali rękę na pulsie i nadal obawiali się buntu ze strony krwiopijców. Choć Selene zginął nie potrafili nie żyć w strachu. W końcu zakończenie wojny i wygrana ludzi nie gwarantowała natychmiastowego pokoju. Aby wyleczyć te rany, zniewagę i konflikty potrzeba było jeszcze wielu lat.

Rilan przybył do swego ludu, który nie był już tak liczny. Wielu zginęło na wojnie, oddało życia z powodu osoby, która przyłapała wampira w środku nocy.

Młodzieniec znalazł się przy jednej z jaskiń, a za swoimi plecami usłyszał głos zdrajcy:

— Wejdź, Rilan. Możemy w końcu porozmawiać jak brat z bratem. Jesteś już gotów — wyznał, a Rilan domyślił, że obecnie najstarszy wampir na świecie znał moc Selene.

Nie tylko władanie śniegiem i lodem, ale także umiejętność przesyłania wiadomości poprzez umysł.

Czarnowłosy wszedł do wnętrza jaskini i stanął na środku pomieszczenia, w którym znajdował się kamienny stół. Była to dawna sala obrad.

— Jak mogłeś... — młodzieniec zacisnął pięści i nie pojmował jego motywów. —Selene tak bardzo ci ufał... Jak mogłeś mu to zrobić? — Rilan spojrzał mu prosto w oczy. — Jak mogłeś... Aris?

Aris — najbardziej opanowany, zwinny, o umyśle otwartym i niezwykle dbałym w szczegóły.

To on przyniósł klęskę.

— To była polityka — powiedział, sam czując gdzieś w swoim wnętrzu, że może istniała inna droga, lecz takowej nie było. Gdyby istniała, ujrzałby ją już dawno temu. — Selene musiał zginąć, aby dać szansę na lepszą przyszłości dla Maristi, Vesos i wszystkich ras. Wszystko zaczęło się od incydentu w Emeresti. Postanowiłem wykorzystać wygnaną z Vesos Heste, a także zakazane zaklęcie.

— Nie rozumiem, Aris. Niczego nie rozumiem.

— To nie tak, że mój plan był nieskazitelny, wolny od niepowodzeń. Zaryzykowałem wiele, ale dzięki temu Maristi stanie się lepsze.

— Czy Selene wiedział, że to ty?

Aris wziął puchar wina do ręki i spojrzał w nim na swe odbicie.

— Dopiero na polu bitwy u podnóży gór Asso. Kiedy spojrzał na swą własną twarz zrozumiał, że nie znał mocy tylko jednego ze swych podwładnych.

Rilan uchylił usta, po czym je mocno zacisnął.

Emerestia.

— Czyli... to ty stoisz za rzezią na górskich elfach. Przybrałeś postać Selene i splamiłeś jego honor. W imię czego?

— Już ci powiedziałem. W imię przyszłości. Selene miał zbyt wiele grzechów, jego przeszłość zapisano w tysiącach ksiąg. Nie mógł być symbolem pokoju i wolności. Zmienił się w istotę, która nie była w stanie rządzić królestwem, dlatego musiałem wziąć sprawy w swoje ręce.

— Czemu Emerestia?

— W czasach panowania Lesse Darte III ludzie mieli się pojednać z elfami z gór Arysu. Wspaniałomyślna idea, lecz bez żadnej przyszłości dla wampirów. Lesse miłował elfy, ale nas nazywał krwiopijcami, potworami, które należało wytępić. Musiałem zaburzyć jego passę i poczekać na potomka. Po kilkudziesięciu latach narodził się Alessander, z którym odnalazłem wspólny język, wspólne cele. Nikt nie miał o nich pojęcia, a nasze wizję przyszłości się zgadzały. Oboje chcieliśmy dążyć do pokoju międzyrasowego. Przeszkodą był Lesse i Selene.

— Zabiliście ich...

— Dla dobra wszystkich mieszkańców Maristi. Pamiętaj o tym, Rilan. Nie możesz nikomu wyjawić prawdy, ponieważ doprowadzisz do kolejnej wojny. Powiedziałem ci o tym, ponieważ choćbyś chciał niczego nie możesz dokonać.

Rilan spojrzał na Arisa, a wrogość w nim kipiała, jednak nie mógł wykonać żadnego kroku, nie mógł wypowiedzieć żadnych słów, ponieważ wtedy śmierci jego króla poszłaby na marne.

Aris przewidział wszystko... każdą możliwość.

— Zastanawiałem się przez dłuuuugi czas, czemu we wszystko wplątany był Michael Cadis Darco — powiedział, a gdy Rilan usłyszał imię ukochanego, który wciąż walczył o życie spojrzał na Arisa ponownie, powstrzymując się od ataku. — Aż w końcu sobie przypomniałem. Spotkałem go już kiedyś. Spotkałem go na polu bitwy.


















***

Zdrajcą okazał się Aris. Dzięki jego indywidualnej mocy mógł kryć się wszędzie i manipulować wojskiem jak tylko chciał. Przybrał postać nie tylko Selene, ale również Azriela.

To jeszcze nie koniec wyjaśnień. Kolejne elementy układanki zostaną odkryte i uzupełnią tę historię.

Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał. Już niebawem koniec tej książki 😭

Do następnego, Duszyczki ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro