wojna czy poświęcenie
• • •
Rilan próbował się uwolnić spod kontroli trucizny od kilku godzin. Z początku podszedł do tego nerwowo i pragnął pospiesznie wyrwać się z niewidzialnych łańcuchów, aby móc ruszyć za czarodziejem. Wampir był w desperacji, ale jego gotowość i chęć uratowania Cadisa wygrała ze słabościami, które chciały go zepchnąć w otchłań.
Rilana uratowały myśli. Myśli o tym jak piękne, ale jakże trudne chwile spędzili razem. Czarnowłosy dotarł do wspomnień, gdy po raz pierwszy pomyślał o Cadisie w sposób, o który nigdy by się nie posądził. Zaczynał od niewielkiego uczucia, zalążka, który przerodził się w namiętność, bezpieczeństwo, troskę, strach o tę jedyną osobę. Każda emocja prowadziła go w stronę ukochanego, któremu za wszelką cenę nie chciał pozwolić popełnić nieodwracalnego błędu. Ocalić go z rąk przeznaczenia. Dodać mu siły oraz wiary tak samo jak uczynił to Cadis.
Rilan leżąc na posłaniu patrzył w sufit wirujących gwiazd, a na swym podniebieniu poczuł smak krwi Cadisa. Szkarłatną ciecz na języku, dokładną siłę nacisku kłów, które przebiły skórę, a następnie wtopiły się w mięśnie. Zaczął reagować na te bodźce kolejno, aż wreszcie udało mu się uwolnić od trucizny.
Młodzieniec poderwał się do siadu oddychając niespokojnie. Dostał lekkich zawrotów głowy, ale ustąpiły one tak szybko jak się pojawiły.
Rilan nie był w pełni sił. Do tego stanu brakowało mu kilku porządnych dni odpoczynku, ale mimo wszystko potrafił zapanować nad ciałem, które nie było stabilne. Rilan ubrał się i nie tracąc cennego czasu wydostał się z prywatnego świata i ruszył za zapachem Cadisa.
Zapach ten poprowadził go do doliny Świętego Drzewa.
Rilan starał się biec, ale jego ciało wciąż nie było mu posłuszne. Walczył z tym, lecz aby pokonać niepewne ruchy, niedowład w lewej dłoni i uporczywe zawroty głowy dopadające go znienacka musiał pożywić się krwią. Z każdą sekundą jego serce coraz mocniej się zaciskało. Szybko doszedł do wniosku, że Cadis ruszył do kryjówki Ezry i spodziewał się, że mógł zrobić mu krzywdę. W końcu pół elf zostawił ich w Vesos, porzucił na pastwę losu i sam uciekł z ciężko rannym Azazelem. W dodatku Rilan miał świadomość nienawiści jaką Cadis pałał wobec Ezry. Nigdy tego nie potrafił zrozumieć, a nawet gdyby go o to zapytał nie otrzymałby odpowiedzi.
Rilan chciał być cierpliwy względem czarodzieja, dać mu czas, który widocznie był mu potrzebny, ale biegnąc przez las, czując niemoc i potęgujący w nim smutek zrozumiał, że musiał wiedzieć o nim wszystko. Pragnął tego, chciał być ostoją, dzięki której Cadis wreszcie przyzna się do słabości i opowie mu o przeszłości. Nie chciał go stracić, choć czarodziej nie raz dał mu powód, aby go porzucić. Manipulował, kłamał, zabijał wampiry ze Wschodu. Teraz szedł prosto do Selene, aby zakończyć żywot najstarszego z wampirów. Rilan widział siłę swego króla, jak i potęgę czarodzieja. Za wszelką cenę nie chciał dopuścić do ich spotkania na polu bitwy.
Kolejną z okrutnych decyzji jaką podjął Cadis było pójście do komnaty Alessandra. Rilan poczuł się skrzywdzony bardziej nie ktokolwiek inny. Pragnął zrozumieć jego prawdziwe działania... motywację, która nakazała mu położyć się na mężczyźnie w zamian za zakazaną księgę wbrew swej woli. Cadis się zmienił od tamtej pory, gdy oddał się królowi, gdy nałożył maskę. Jednak Rilan zauważył w nim małego chłopca, który został skrzywdzony.
Uratuj mnie — powiedział to z desperacją.
Rilanowi krajało się serce, gdy usłyszał to błaganie okryte wstydem. Cadis szukał pomocy, ale stracił jakąkolwiek nadzieję na to, że ktoś w końcu mógł stanąć na jego drodze i mu pomóc. Przeszłość odbiła na nim jednak tak wielkie piętno, że nie potrafił w tej kwestii nikomu zaufać i żyć dalej z brzemieniem, które pchało go w ramiona śmierci.
— Cadis — Rilan wymówił imię czarodzieja i wtedy znalazł się w kryjówce Ezry.
Wampir wszedł przez lekko uchylone drzwi, przez które poczuł zapach krwi. Niepokój uderzył mu do głowy, a najgorszy koszmar się ziścił, gdy ujrzał Azazela trzymającego w ramionach Ezrę.
— Rilan... — oczy Azazela były spuchnięte od łez. — Ezra... on...
Rilan podszedł do pół elfa i ujął jego demoniczną dłoń. Spojrzał na jego czarne pazury, a następnie przyjrzał się twarzy, która była blada i pokryta krwią.
— Nie bój się, Azazelu. Wyczuwam puls. Ezra żyje.
Demon spojrzał na wampira z ulgą, która spłynęła po jego twarzy. Azazel otworzył usta i wydał z siebie nieartykułowany dźwięk. Białowłosy przyłożył dłoń do twarzy i powstrzymał się z trudem od łez.
— Całe szczęście — szepnął i przygryzł dolną wargę.
— Tęskniłbyś za mną?
Rilan i Azazel spojrzeli na pół elfa, którego oczy były zwrócone tylko ku demonowi. Ezra uśmiechnął się słabo i lekko się poruszył czując jak jego mięśnie bolały od uderzenia.
— Ezra! — Azazel przytulił pół elfa i wtulił się w jego ciało delikatnie. — Nie powinienem był cię zostawiać tutaj samego... To moja wina.
Pół elf zarumienił się lekko, a następnie poklepał demona po plecach.
— Możesz mnie puścić? Psujesz moją reputację oziębłego handlarza — Ezra usłyszał wyraźnie krótki chichot demona, który odsunął się od niego i z promiennym uśmiechem przyjrzał mu się z ulgą.
Ezra uciekł od niego wzrokiem czując ucisk w sercu, a następnie spojrzał na Rilana wiedząc, że znajdował się on w o wiele trudniejszej sytuacji.
— Cadis wykradł stąd fiolki krwi. Demoniczną i elfią... Jestem pewien, że zmierza teraz na pole bitwy.
— Muszę go powstrzymać. On chce zrobić coś więcej... jest w posiadaniu zakazanego zaklęcia.
Zapadła krótka cisza.
— On cię wykorzystał do własnych celów — powiedział Azazel. — Chce zabić twojego króla. Dlaczego chcesz go uratować?
Rilan spuścił głowę i zdawał sobie sprawę jak wyglądała ta sytuacja. Nie była ona łatwa, nikt nie potrafił go zrozumieć.
— Wyrządził wiele zła... Ale mimo tego... nie potrafię przestać go kochać.
Azazel spojrzał na Rilana z żalem, ponieważ wiedział, że uczuć nie można było powstrzymać. Nie można było ich przekreślić ot tak.
— Wampir, który kocha — szepnął Ezra, który pamięcią sięgnął do wydarzeń w Emeresti, lecz odkąd poznał Rilana jego myślenie o krwiopijcach stało się inne.
— To coś niespotykanego? — zapytał.
Ezra leżał przy Azazelu. Po chwili zastanowienia spojrzał na Rilana, a jego myśli kłóciły się między sobą. Chciałby odwieść go od uczuć, schronić go przed czarodziejem, lecz... zrozumiał coś ważnego.
— Takie uczucie, które was połączyło jest niespotykane. Może trwać całą wieczność, Rilan. Michael mógł mnie zabić z łatwością, ale... tego nie zrobił. Obserwowałem was. Na przyjęciu zaręczynowym, w lochach, w tej dolinie... on się zmienił, pragnie zmiany, ale coś go blokuje — pół elf złapał się za brzuch czując przypływ bólu. — Ten przeklęty czarodziej... jest takim głupcem.
— Nie będzie trwać wiecznie — Rilan wypowiedział te słowa najciszej jak tylko zdołał. — Cadis jest w końcu człowiekiem magicznym...
— Będzie — Rilan spojrzał zaskoczony w czarne oczy pół elfa. — Nieważne, że któreś z was odejdzie jako pierwsze. Kochasz go, prawda? — wampir skinął głową, a Ezra uśmiechnął się. — Idź, Rilan. Tylko ty możesz go uratować.
***
Najstarsze wampiry znalazły się u podnóża gór Asso, aby omówić wspólnie propozycję jaką złożył król ludzi, Alessander.
Azriel nie mógł ustać w jednym miejscu, krzątał się i starał opanować wzburzone emocje.
— Zabiję tego bachora — syknął. — Możemy to zrobić. Jeśli razem ruszymy na Alessandra możemy przedrzeć się przez bariery czarodziejów i wtedy...
— Pozwalam odejść tym, którzy tego chcą — Selene wtrącił się w słowa Azriela mając świadomość, że wszystkie wampiry na polanie usłyszały jego słowa.
— Panie! — długowłosy znalazł się przed obliczem króla, który dumnie stał w miejscu i podejmował najtrudniejsze decyzje w całym swym życiu.
— Postanowiłem.
— Wasza Wysokość — Aris uklęknął przed królem okazując mu należyty szacunek. — Proponuję dalsze negocjacje. Skoro Alessander jest w stanie wybaczyć wampirom te ataki na Vesos, szpiegowanie podczas przyjęcia, próbę zamachu... Może uda nam się go przekonać, abyś przeżył. By obyło się od ofiary.
— O czym ty bredzisz?! — Azriel zamachnął się ręką i zadrapał Arisa. — Czemu to zabrzmiało tak, jakbyś sam wierzył w winę wampirów ze Wschodu?! To nie byliśmy my! To nie my zabiliśmy Lesse Darte III! Wiesz o tym!
— Ale tak myślą wszyscy i nic tego nie zmieni — powiedział, jak zwykle w spokoju i pełnym opanowaniu. Aris wstał z ziemi i przyjrzał się Azrielowi. — Taka jest rzeczywistość.
Messele podeszła do kochanka i uderzyła go w twarz. Aris nie był tym faktem zaskoczony. Kobieta ceniła Selene, jego honor i oddanie, dlatego musiała go bronić przed tak irracjonalnymi słowami.
— Alessander nie pójdzie na żaden inny układ — powiedziała, zaciskając zęby. — Nie jesteś głupcem, Aris. Wiesz o tym.
— Nie mamy szans z armią Alessandra, a na dodatek kilka wampirów już zmieniło stronę — Aris powiedział to czując jak ich szeregi zaczynały się kurczyć.
— Może tak będzie lepiej — Selene przerwał cieszę. — Alessandrowi chodzi o moją głowę. Pragnie mnie, ponieważ jestem królem.
— Panie, nie możesz się poddać. Jesteś naszą ostoją! Naszym królem! — Messele spojrzała mu wprost w oczy, a władca posłał jej słaby uśmiech.
— Będę walczył, Messele. O to nie musisz się bać.
Selene chwycił za zapięcie peleryny, która wkrótce wylądowała na ośnieżonej trawie. Wampir skierował się do swego ludu i popatrzył na nich będąc ubrany w dopasowany strój.
— Azrielu — zwrócił się do prawej ręki. — Ruszysz na skraj lasu wraz ze swoim oddziałem. Wyczuwam tam wrogą armię, która chce przeprowadzić atak znienacka. Zajmiesz się nimi i będziesz trzymać południowo-wschodnią część w ryzach.
— Tak, Wasza Wysokość.
— Messele. Twój oddział będzie krył tyły, a gdy moje siły w centrum bitwy zaczną słabnąć wtedy przybędziesz do mnie.
— Tak, mój królu.
— Aris.
— Mój panie.
— Tobie powierzam zachodnią stronę. Jest na niej zdecydowanie mniej ludzi Alessandra, dlatego łatwiej będzie ci obserwować pole bitwy. Jesteś inteligentny i z pewnością, w chwili największego zagrożenia będziesz potrafił zmienić nasze ustawienie. To wielka odpowiedzialność. Liczę na ciebie.
— Zrobię wszystko co w mojej mocy, Wasza Wysokość.
— Panie... — Messele podeszła do Selene z niepokojem, który tkwił w jej oczach. — Chcesz ruszyć jako pierwszy?
— Będę walczył do ostatniego tchnienia — wyznał. — Powinienem tak walczyć dwadzieścia lat temu, wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. A my być może nadal zamieszkiwalibyśmy Rineren.
— Nie poddasz się? Obiecaj mi to, panie... — Messele była silna, ale znała Selene od ponad wieku. Jej król był skłonny do poświęcenia.
— Nie poddam się — powiedział pewnie, ponieważ po bitwie chciał złamać swą przysięgę i pomimo wszystkich barier, pragnął powrócić do Neres i spotkać się z Este. — Nie mogę przegrać.
Messele uspokoiły jego słowa i wycofała się na tyły biorąc ze sobą swój oddział. Wampiry wskoczyły na góry, zaczęły się po nich wspinać, a Alessander przyglądał się im z oddali, po czym ujrzał jak Selene znów podchodził bliżej mając za sobą swój lud.
Król wampirów znalazł się bardzo blisko wrogiej armii, aby dać odpowiedź Alessandrowi. Nikt nie przerwał jednak trwającej ciszy, trzymając ten moment w niepewności. Budujące napięcie trwało, ponieważ Selene spoglądał na twarze swych ludzi, którzy zmienili stronę. Niektóre wampiry odcięły się od Wschodu i przeszły na stronę wroga.
— Nie możesz mieć nam tego za złe! — krzyknął jeden z wampirów, który jeszcze kilka minut temu był w szeregach wojsk krwiopijców.
— Nie jesteś królem tylko marzycielem, który nie potrafi władać! — do uszu Selene dochodziły kolejne głosy.
— Właśnie! Skazałeś nas na lata spędzone w jaskiniach! Z dala od domu! Z dala od wolności!
— Z twojej winy straciliśmy Rineren! Teraz mamy szansę go odzyskać!
— Chcę, abyś wreszcie zginął!
— Nie jesteś królem!
— Przepadnij!
— Nie zdołałeś uratować mojego męża! Zginął ratując twe marne życie!!!
— Nie zapomnieliście kto zabijał waszych braci!? — Azriel krzyknął przeraźliwie, tak gwałtownie, że rysy na jego szyi i twarzy były widoczne z oddali. — Jak możecie stawać u boku czarodziejów?!
— Selene nie ma prawa nazywać się królem! Alessander nas zjednoczy!
— Czas na zmiany — powiedział Alessander wyjmując z pochwy swój miecz.
Broń króla była pokryta śmiertelną dla krwiopijców trucizną. Doskonale wiedział jak można zabić wampiry. Spuścić z nich krew, odrąbać głowę i spalić ciało albo przebić ich truchło mieczem nasączonym trucizną. Wszystkiego dowiedział się od ducha w kapturze, przywódcy wampirów z Zachodu.
— Alessander! ALESSANDER! ALESSANDER! — skandowali jego imię. — ALESSANDER! ALESSANDER! ALESSANDER!
Ludzki król się uśmiechnął.
— Zatem, wojna.
Selene przebudził swą wampirzą naturę. Pazury, jak i kły były dłuższe i zdecydowanie bardziej widoczne niż u pozostałych krwiopijców. Jego oczy błyszczały emanując diamentowym światłem. Szaro-białe włosy stały się bardziej sztywne, a czarne linie na twarzy oraz szyi przypominały odstające żyły. Pociemniała otoczka przy oczach pogłębiała ich unikatowy kolor wywołując przerażenie, ale z drugiej strony podziw. Selene odchylił ręce na boki, napiął mięśnie i syknął, po czym lodowy strumień wysunął się z spod jego stóp i w zawrotnym tempie pędził w kierunku wroga.
Czujność czarodziejów jednak powstrzymała ten atak, który zapoczątkował nieuniknione starcie.
Alessander wycofał się z frontu, a przed niego wyszli ludzie magiczni. Stanęli w zaplanowanym szyku i przygotowywali się do obrony przed Selene, który atakował w pojedynkę, natomiast jego ludzie — Azriel, Aris i Messele, zajęli swoje pozycje w dolinie.
Armia Selene była zdecydowanie mniejsza, liczyła około tysiąca pięciuset wampirów, natomiast wojska Alessandra miały w swych szeregach wampiry z Zachodu, ludzi magicznych, ludzi pozbawionych mocy licząc niespełna osiem tysięcy dwustu żołnierzy. Selene jednak nie wiedział, że kilka kilometrów dalej czekała na nich kolejna armia z państwa Demes, która liczyła ponad piętnaście tysięcy zbrojnych. Alessander nie lekceważył króla wampirów. Wyszedł do walki z protoplastą mając w zanadrzu okazałą armię, jak i asy w rękawie.
Pole bitwy obserwował również duch w kapturze zauważając, że do doliny przybył ktoś potężny, ktoś dzierżący olbrzymią magię. Duch skrył się w cieniu i obserwował jak czarodziej o białych włosach, były poddany Alessandra przystąpił do walki. Pozbył się na wstępie kilku krwiopijców z łatwością. Jednym ruchem ręki oddzielił ich głowy od reszty i przeszedł pomiędzy ich ciałami, które upadały na ziemię jedno po drugim.
— SELENE! — wykrzyknął imię protoplasty.
Cadis szukał go wzrokiem, lecz wampir był zbyt daleko, aby go usłyszeć.
Selene odpierał ataki ludzi magicznych. W mgnieniu oka wbijał pazury w ich torsy, rozszarpywał szyje wyrywając je z mięśniami i kośćmi. Rzucał ich ciała na ziemię jak nic nieznaczące pionki, starając się dotrzeć do Alessandra. Wojna miała trwać do momentu upadku jednego z królów, dlatego chciał pozbyć się ze swej drogi człowieka, który zagrażał jego rasie. Lecz nawet po jego śmierci nie mógł zaprzestać mordu i ruszyć prosto do Vesos, aby stracić jego żonę i nienarodzone dziecko.
Selene wybijał wrogów, a przeszłość mieszała się z teraźniejszością. Przypomniał sobie o bitwie, w której wymordował całą armię w pojedynkę. Zabijał, odbierał mężów, ojców i matki. Brutalny mord, rzeź, tragedia, którą opisano w księgach. Określili go największym potworem w historii Maristi. Wampir chciał odciąć się od tego miana, zapomnieć o przeszłości, ale to nie było łatwe, gdy po raz kolejny musiał przystąpić do tego koszmaru. Czuć przerażenie wrogów, smak ich ciepłej, tętniącej krwi. Słyszeć krzyki, walkę o życie, błagania, modły.
Mężczyzna o diamentowych oczach zabijał, torował sobie drogę aż w pewnej chwili zatrzymał się czując na rękach, buzi i ubraniach ciężki zapach krwi.
Stanął na środku pola walki słysząc jak wokół niego panował chaos i mord. Obie strony walczyły o swą przyszłość, a on nie potrafił się ruszyć czując jakby na jego barkach ciążyło przeklęte fatum.
Selene znalazł się w odseparowanej części pośród lodu, który z niego ulatywał. Szklana poświata i chłód biły od niego, choć w głębi siebie miał uczucia, ciepło i miłość.
— Wybacz mi, Este — szepnął.
Żałował, że nie został z ukochaną kobietą w Neres. Postąpił jak prawdziwy król, podjął się obowiązków władcy i wyzbył osobistych pragnień, lecz teraz za tym zatęsknił. Za ciepłem jej ciała, pięknym uśmiechem i dobrem, którym potrafiła zarazić innych.
Chwila nieuwagi poskutkowała nieuniknionym atakiem. Jeden z czarodziejów gwardii królewskiej posłał w jego plecy strumień skumulowanej magii, która posłała Selene na kolana. Król uderzył nogami o lodową ziemię, a ona popękała tworząc koliste wzory. Kły wampira niekontrolowanie wsunęły się w szczękę, a w jego oczy wdarła się barwa szkarłatu wyglądająca jak kropla atramentu wlana do naczynia z wodą.
— Twój czas się zbliża, Selene — wampir podniósł wzrok i przyjął jeszcze jeden atak.
Tym razem utrzymał swą postawę i spojrzał w stronę władcy, który podszedł do niego dzierżąc miecz w dłoni. Sunął jego ostrzem po lodzie, będąc pod wrażeniem zdolności wampira.
— Nie lepiej byłoby, gdybyś teraz poddał się egzekucji? Chyba się domyśliłeś, że zależy mi tylko na twojej śmierci.
— Domyśliłem.
— Tak więc? Łatwiej zakończyć to w tej chwili. Zbyt długo już cierpisz. Widzę to w twoich oczach.
Selene wstał na nogi i czując dyskomfort w lewym boku zlizał krew z ręki, dająca tym samym znak Alessanderowi, że wojna ta nie będzie łatwym zwycięstwem.
Władcę ludzi ucieszyła ta waleczność.
— Znakomicie. Wreszcie pokazujesz, że zależy ci na twych wampirach — Alessander mocniej złapał za rękojeść miecza i skierował ją na Selene, który pozbył się bólu po spożyciu świeżej krwi ludzkiej. — Szkoda, że tak późno. Część twych braci cię zdradziła i walczy u mego boku.
— Dałem im wybór.
— I ty śmiesz nazywać się królem?
Alessander nie czekając na odpowiedź wziął mocny zamach, który Selene sparował swoimi szponami.
Rozpoczęła się walka dwójki władców.
***
Selene wybrał wojnę z armią Alessandra. Czy postąpił słusznie? Czy uda mu się wygrać z potęgą Vesos?
Alessander nie jest jedynym przeciwnikiem Selene, poszukuje go także Cadis.
Do następnego Duszyczki ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro