to ostatni rozkaz
• • •
— To tutaj — Rilan przyprowadził Cadisa na wzgórze, z którego można ujrzeć było wybrzeże i rozpościerające się po sam horyzont Morze Bassa.
Czarodziej stanął o własnych siłach i przyjrzał się zachodzącemu słońcu, którego promienie muskały twarz. Wiatr targał jego skromnym okryciem pod postacią peleryny i wpatrywał się w świat, który pod jego nieobecność się zmienił. Nie potrafił w to uwierzyć, a zwłaszcza, gdy zwrócił się w stronę Rilana, który podszedł do drzwi niewielkiej murowanej chatki. Wampir zauważył, że Cadis na niego patrzył i zawstydził się delikatnie.
— Wiedziałem, że kiedyś zamieszkasz w takim miejscu. Blisko wody — Cadis posłał mu słaby uśmiech, a Rilan patrzył na pół elfa nadal z niedowierzaniem.
Bał się, że zasnął. Bał się, że to tylko sen, a Cadisa tak naprawdę tutaj nie było. Obawiał się chwili, w której jego postać stojąca pomiędzy Morzem Bassa a Górami Asso rozpłynęłaby się w powietrzu. Jednak to nie była jawa. Czarodziej w końcu znalazł się w miejscu, które miało stać się również jego domem. Rilan bardzo tego pragnął.
Nie było to jednak łatwe.
Dni mijały, a pół elf, pół człowiek magiczny nie potrafił odnaleźć się w nowym świecie. Przytłaczało go wszystko na raz, jakby kumulacja każdej troski dotykała go za jednym zamachem. Przeszłość, krew na rękach, mord, utracenie Senne i Enenana, zdrada króla Alessandra, niewypełniona powinność względem władcy Sitnara i ludu Emeresti.
W dodatku utracona magia sprawiła, że cierpienie się pogłębiło. Rany na plecach wciąż doskwierały, a koszmary nachodziły nocą. Gdy zamykał oczy widział te same obrazy i mnóstwo krwi, ciemność, odczuwając tłamszącą go rozpacz.
Rilan trwał przy ukochanym każdego dnia i choć tygodnie mijały zaczynał tracić pomysły na to, jak mógłby mu pomóc. Wampir jednej nocy ruszył do Ezry po poradę, ale pół demon nie był w stanie niczego wymyślić. Problem tkwił gdzieś głębiej, w otchłani serca i zniszczonego umysłu czarodzieja. Cadis w końcu przez lata żył w samotni, cierpiąc w pojedynkę. Azazel twierdził, że były czarodziej Vesos zasłużył na to. Nie chciał więcej słyszeć o Cadisie, ale nie miał wyboru ze względu na Ezrę, a także łączącą go przyjaźń z Rilanem.
Wampir powrócił w środku nocy do chatki nad wybrzeżem, a widok, który tam zastał przeraził go na wskroś. Rilan podbiegł do nieprzytomnego Cadisa, który zsuwał się z fotela pośród kadzideł i wstrzykniętego w żyłę narkotyku.
Ból potrafił budzić go we śnie, a jedyną obroną przed nim były narkotyki, bądź dotyk Rilana.
Czarnowłosy od tamtej nocy bezustannie pilnował Cadisa. Doprowadzało to do licznych kłótni, które kończyły się wzajemnymi ranami. Białowłosy znów się odsuwał od Rilana, a wampir to wiedział i nie zamierzał na to pozwolić. W końcu Cadis nie potrafił samodzielnie chodzić, czasem utrzymanie kubka z herbatą stanowiło dla niego wyzwanie. Nieumiejętność przywołania zaklęć sprawiała, że rozrzucał rzeczy po pokoju i krzyczał, a Rilan w takich momentach siadał na dachu i zatykał uszy, nim wziął się w garść powracając do domu i powstrzymując czarodzieja.
Nie potrafił go opuścić, zostawić na pastwę losu i wciąż pokładał w sobie siły, dzięki którym trwał przy rozpadającej się na kawałki duszy Cadisa.
— ZOSTAW MNIE! — białowłosy odepchnął od siebie Rilana, ale wampir przytulił go do piersi i sprawił, że ból zaczął odchodzić. — Zostaw... — zapłakał.
Rilan go nie opuścił.
Poranek był ciepły i słoneczny. Cadis usiadł przed domem na prowizorycznym wózku. Rilan położył na jego nogach kocyk, a następnie przyniósł zaparzaną herbatę. Nie musiał się już obawiać, że pół elf się nie obleje. Z czasem jego niedowład zanikał i na nowo Cadis potrafił radzić sobie z codziennymi czynnościami.
— Dziękuję — powiedział, otulając dłońmi gliniane naczynie.
Rilan spojrzał na Cadisa dalej nie mogąc się przyzwyczaić do jego elfickich rys twarzy. Ostrych kości policzkowych, spiczastych uszu, które u Ezry były czymś naturalnym, lecz dla Cadisa jakby były zbędne. Nie rozumiał swego toku myślenia, ponieważ zarówno Ezra, jak i Cadis byli tacy sami. Oboje byli hybrydami, lecz gdy poznał on czarodzieja nie wiedział o nim niczego. Był świadomy tylko tego, że go polubił, a z czasem pokochał tak mocno, że nie widział bez niego przyszłości.
Wampir zerknął na dłonie białowłosego i dostrzegł jak czarodziej użył magii.
— Cadis...
Białowłosy uśmiechnął się delikatnie i uniósł rękę, a między jego palcami zaczęły przemykać pasma niebieskiego światła.
— Ona wraca. Moja moc wraca. Czuję to — powiedział, a wtedy szczęście zagościło w jego sercu.
— Tak bardzo się cieszę — Rilan usiadł przy czarodzieju i zagarnął długie, białe kosmyki za jego ucho.
— To dzięki tobie — wyznał, lecz Rilan nie usłyszał w tych słowach ulgi. — To dzięki twojej mocy zdołałem wybudzić się po latach. Twój dotyk potrafi leczyć. Od dawna o tym wiedziałem. Tak się domyśliłem, że musisz być linii Selene — Cadis spojrzał w czerwone oczy wampira.
— Nie byłem tego świadomy przez długi czas — odparł, odczuwając wstyd. — Każdy wokół to zauważył, że odziedziczyłem indywidualną zdolność. Potrafię zdjąć ból z drugiej istoty. Robiłem to nieświadomie... nawet wtedy, na polu bitwy. Chwyciłem Selene za dłoń, ale mnie odepchnął od siebie. Cierpiał do samego końca, świadomie. Pozwoliłem mu na to, ale tobie nie zamierzam, Cadis. Zdejmę z ciebie każdy ból, choćby siłą — Rilan ujął dłoń czarodzieja, a ten uciekł od niego wzrokiem.
Odstawił naczynie na stojącą obok ławkę i wstał z wózka sprawiając, że morska bryza zahaczała o jego białą koszulę i czarne zwiewne spodnie.
— Gdy znalazłem cię przy murach — Cadis zaczął mówić patrząc w dal, a Rilan słuchał go z przejęciem, jakby rzucono na niego czar. — Wtedy jeszcze nie wiedziałem kim jesteś. Nie zauważyłem twego daru, nie miałem pojęcia, że mógłbyś być wampirem — tłumaczył. — Zabrałem cię ze sobą, ponieważ... od razu, od pierwszego wejrzenia zauroczyłem się tobą — wyznał, czując na sobie wstyd, ponieważ nie był dobry w wyrażaniu uczuć. — Zakochałem się, ale od początku byłem świadom, że na ciebie nie zasługuje... dlatego gdy odzyskam siły opuszczę tę dolinę. Odejdę i stawię się przed sądem w Emeresti.
Mówiąc te słowa myślał o zadaniu, którego nie wypełnił. Nie stał się hybrydą, która byłaby w stanie ochronić kraj górskich elfów.
Rilan widząc jak Cadis zaczyna się trząść szybko podszedł do ukochanego i choć jego serce radowało się tym wyznaniem, nie mógł pozwolić mu na myśli, które prowadziły go do autodestrukcji.
— Cadis! — wykrzyknął jego imię objął jego smukłą twarz, sprawiając tym samym, że czarodziej uniósł czarne rzęsy ukazując mu elfickie oczy. — Spójrz w moje oczy! Spójrz w nie i słuchaj! — Rilan czuł jakby serce na nowo potrafiło bić w jego piersi. — Kocham cię! Kocham i będę kochał! Poznałem całą twą przeszłość i chcę razem z tobą się z nią zmagać! Uwierz mi... nie słuchaj głosów przeszłości, nie obwiniaj się już nigdy więcej za to co było. Tylko uwierz, że moje uczucie do ciebie jest wolne od wszystkiego. Ono przetrwa całą wieczność.
Cadis uchylił usta, a przez jego ciało przeszedł dziwny dreszcz, który sprawił, że kolejno zaczął odczuwać spokój. Nastało to tak szybko. Chłonął nowe doznanie niczym listek papieru, na którego rozlano przypadkowo całe naczynie z wodą. Rilan uderzył w czuły punkt czarodzieja. Były to myśli wiążące go bezustannie z przeszłością, lecz dopiero teraz, gdy spojrzał w czerwień tych oczu, gdy słowa rozbrzmiały w jego głowie zastępując kolejno wszystkie złe myśli... Do Cadisa dotarło, że już nie był samotny.
— Rilan... dziękuję... dziękuję, że mnie nie zostawiłeś.
Cadis dotknął policzka wampira, a ten się zarumienił, co wskazywało na to, że Rilan nie zmienił się całkowicie. Czarnowłosy pogłaskał pół elfa po głowie i uśmiechał się niekontrolowanie patrząc na istotę, która przejęła nad nim całą kontrolę.
— Głupek. Nigdy cię nie zostawię — wyznał i ułożył głowę w zagłębieniu jego szyi, a Cadis objął go z czułością nadal odczuwając jak słowa Rilana leczyły jego złamaną duszę kawałek po kawałku.
***
Po trzech miesiącach walki o powrót do zdrowia, Cadis samotnie, pod osłoną nocy wyruszył do Vesos. Przemknął się przez strażników, a także z łatwością pokonał bariery, które nie stanowiły dla niego problemu. Mężczyzna na czas misji związał swe włosy, a czarna peleryna ciągnęła się za nim, gdy znalazł się na wielkim balkonie. Białowłosy wdarł się do najbardziej strzeżonej komnaty w całym zamczysku i zbliżył się do łoża, na którym leżał Alessander Darte XVI.
Cadis popatrzył na twarz, której młodość przeminęła już dawno, przy czym on sam nie zestarzał się nawet o jeden dzień. Pół elf popatrzył na byłego króla, w którego łaski wkradł się podstępem i z określoną rolą. Niebieskie oczy Cadisa niegdyś miały Alessandra za zranionego chłopca, który w bardzo młodym wieku stracił ojca, lecz po latach dowiedział się, że prawda była zupełnie inna.
Alessander sam zlecił zabójstwo Lesse Darte III, aby zasiąść na tronie i zawrzeć pakt z Arisem — przywódcą wampirów z Zachodu. Aris, pod postacią ducha w kapturze, wskazał mu drogę do tego, aby wykorzystać złą sławę Selene i zbudować nową, lepszą przyszłość dla Vesos oraz zjednać rasy. Konflikty rasowe były czymś co Alessander chciał wyeliminować w społeczeństwie, dlatego przystał na umowę z Arisem. Oboje byli bystrzy i ostrożni, ale dzięki współpracy zdołali ziścić sen o wolnej Maristi. Pokój został zawarty. Elfy, ludzie, ludzie magiczni, wampiry i demony żyły w zgodzie od niespełna piętnastu lat, lecz ten czas, ta przyszłość została stworzona na kłamstwach, intrydze i skazaniu Selene na śmierć.
Wszystko to w imię królestwa i wolności Maristi.
Prawdę o fundamentach sojuszu wiedzieli tylko nieliczni, w tym Rilan i Cadis. Prawa ręka Arisa — Azriel nie miał o niczym pojęcia, w przeciwieństwie do Messele — żony nowego króla wampirów. Królowej Temedoru.
Choć znali przykrą prawdę nie mogli mówić o niej na głos, aby nie zaburzyć porządku, który był pragnieniem wielu istnień przez stulecia. Pomimo tego bólu, niesprawiedliwości jaka dosięgnęła Selene Rilan musiał się z tym pogodzić, ale nie mógł żyć pośród swoich. Dlatego odszedł od klanu wampirów i zamieszkał daleko od Temedoru oraz Vesos. Aris niejednokrotnie próbował go namówić by przyjął stanowisko nadwornego lekarza, królewskiego sługi, ale Rilan odmawiał za każdym razem. Nie mógłby wykonywać rozkazów wampira, który przyczynił się do śmierci jego prawdziwego króla.
Cadis myślał o wszystkich latach wojen, cierpienia i kłamstwach. Sądził, że rozumiał tamte wydarzenia, ale tak naprawdę to on był pionkiem w grze, zabawką w rękach Alessandra.
— Michael?
Pół elf wyrwał się z myśli, nie zauważając, że stary król zbudził się w środku nocy.
Mężczyzna zmrużył oczy, na początku nie poznając intruza, lecz gdy dłużej się przypatrzył jego postaci, ujrzał w nim tego, za którym tęsknił latami.
— Teraz wszystko nabrało sensu — powiedział słabym tonem głosu i uśmiechnął się.
Alessander zakasłał, a Cadis patrzył na niego z wyrzutami sumienia. Pomimo różnic, kłamstw, którymi karmił Alessandra, aby wkupić się w jego łaski, wiele aspektów było najszczerszą prawdą.
Cadis milczał nie wiedząc co powiedzieć, lecz cisza nie trwała długo.
— Pomimo tego, że zbudowałem imperium, zwaśnione rasy uczyniłem przyjaciółmi, to jednak nie potrafiłem zrozumieć pewnych rzeczy — król, który szykował się do abdykacji, chcąc przekazać tron swej córce Inen Lanyin Darte I, spojrzał na czarodzieja czując jak dławiąca go niejasność wreszcie dała upust. — Miały one luki, które zapełniły się właśnie teraz. Nie kłamałeś mówiąc, że zrobisz wszystko dla królestwa, ale twym królestwem nie było Vesos. Należysz do Emeresti, zatem nigdy nie byłem twym królem.
Białowłosy dalej milczał, chciał coś powiedzieć, lecz nie potrafił.
— Gdybym wiedział, Michaelu... nigdy nie wydałbym ci tamtego rozkazu. Nigdy nie kazałbym ci zaatakować Emeresti.
— Wiem o tym, panie.
— Cieszę się, że żyjesz.
Nieznane mu uczucie musnęło serce Cadisa.
— Myślałem, że poległeś w tamtej wojnie. W intrydze, do której wykorzystałem Selene. Wybacz mi, mój czarodzieju.
— Wasza Wysokość — Cadis chciał wyznać mu więcej, przeprosić, sprawić, aby słowa płynęły, lecz Alessander mu na to nie pozwolił.
— Miałem dobre życie. U boku kochająca żona, czwórka wspaniałych dzieci, gromada wnuków, spełnione marzenie, ale pustki po tobie nikt nie potrafił wypełnić.
— Panie...
— Teraz mogę umrzeć w spokoju. Mój czas jest bliski, zatem musimy się pożegnać. Nie chcę byś patrzył na mój koniec.
— Alessandrze...
— Odejdź i żyj wreszcie jako wolna istota. To ostatni rozkaz.
Cadis początkowo stał w miejscu, niczym posąg, stając się ozdobą monumentalnej komnaty, jednak po chwili zrozumiał, że Alessander nie chciał słyszeć niczego więcej. Wystarczało mu, że odkrył prawdę, dlatego Cadis ukłonił się przed władcą i poczuł jak kolejna troska go opuściła.
— Tak, Wasza Wysokość.
***
Cadis powrócił do odizolowanej od społeczeństwa, z dala od osad i wsi klifu. Rilan przywitał go z uśmiechem po kilkudniowej rozłące, po czym wskazał palcem w stronę urwiska. Czarodziej spojrzał w tamtym kierunku i ujrzał on pół elfa, pół demona.
— Masz gościa. Zostawię was samych — powiedział, wracając do chatki, a Cadis ruszył w stronę czarnowłosego.
— E’su — Ezra zwrócił się dialektem elfów górskich do Cadisa, zgodnie z tradycją dotykając również czoła.
— E’su — białowłosy uczynił dokładnie to samo, po czym nastała niezręczna cisza.
Ezra podrapał się po głowie, bujnych czarnych włosach i nie wiedział jak się zachować w obecności człowieka, którego od lat miał za tyrana.
— Nie znoszę gadania na poważne tematy, ale w tym wypadku raczej nie mam wyjścia — powiedział, uśmiechając się niedbale.
Cadis zerknął najpierw na Ezrę, lecz po chwili zauważył Azazela, który w oddali czekał na pół elfa.
— Azazel, on... dalej chowa do ciebie urazę. Musisz zrozumieć — wyznał.
— Rozumiem. W końcu wyrządziłem wam wiele krzywdy.
— Nie mówmy o tym. Odkąd dowiedziałem się, że przeżyłeś masakrę w Emeresti... i ile poświęciłeś dla naszego ludu...
— Nic nie udało mi się zrobić — powiedział, i odczuł wstyd przed istotą, przed którą nigdy by się nie spodziewał.
— Nie obwiniaj się o to, Cadis. Tamte czasy już nas nie dotyczą.
— Mylisz się. W końcu będę musiał powrócić do Emeresti i zdać raport królowi. Będę błagał Sitnara o wybaczenie.
Cadis wiedział, że było to nieuniknione. Nie mógłby żyć dłużej w ukryciu i udawać, że zginął podczas próby przejęcia magii zakazanego zaklęcia.
— Jeżeli wyruszysz do Emeresti, będę ci towarzyszył — Cadis spojrzał na pół elfa, a ten wyszczerzył się do niego. — W końcu muszę przestać uciekać. Prawda jest taka, że zostawiłem kraj z własnego kaprysu.
— Byłeś hybrydą. W twoich czasach takich jak my gnębiono i odrzucano.
— To prawda, ale nie każdy taki był — Ezra przyjrzał się Cadisowi z bliska i odkąd Źródło Czystki zmyło z niego magię zakazanego zaklęcia ukazując pierwotną twarz oraz charakterystyczne cechy wyglądu elfickiego bez trudu dostrzegł do niego podobieństwo. — Znałem twego ojca — wyznał, wspominając odległe czasy, lecz dla Ezry były one wciąż wyraźne. — Tylko on okazywał mi dobroć, ale nim Yinan stworzył własną osadę na obrzeżach Emeresti, ja już dawno odszedłem. Porzuciłem dom, opuściłem Similisti, twą ciotkę — na wspomnienie o księżniczce, Ezra uśmiechnął się, ponieważ w czasach dzieciństwa razem bawili się i łamali wszelkie zakazy. — Podobno pozwolono jej dorosnąć przed zaręczynami Alessandra. Ciekawe jak teraz wygląda.
— Nie miałem ciotki. Ojca wydziedziczono.
— Całe szczęście — Ezra przeciągnął się, a Cadis uniósł wysoko brwi. — No co się tak gapisz? Gdyby Yinan został królem, do ciebie musiałbym się zwracać jak do księcia. Przez gardło by mi to nie przeszło.
Cadis prychnął, a Ezra spojrzał na rozpościerające się, spokojne morze.
— Dobrze, że wróciłeś — nagle jego ton głosu się zmienił, a wzrok przypominał szczery, długo wyczekiwany spokój. — Rilan na ciebie czekał przez te wszystkie lata. Nie zrób więcej podobnego głupstwa i przejrzyj na oczy. Nikt cię tak nie pokocha. Drugiego takiego głupca nie znajdziesz.
— Wiem. Rilan jest wyjątkowo głupi, ale za to go kocham.
— Zaraz zwymiotuje. To chyba przez błogosławiony stan — Ezra złapał się za brzuch, a czarodziej uznał to za żart, dopóki znów nie spojrzał na twarz pół demona.
— Ezra...
— Spokojnie, nie jestem w ciąży — powiedział, ale jego wyraz twarzy nie wyrażał zadowolenia. Wkradła się nutka smutku. — Ale myślimy o powiększeniu rodziny z Azazelem. W końcu pokój w Maristi trwa od lat, a ten parszywy demon marzy o małych potworkach. Chcę mu je dać — powiedział, uśmiechając się do wyimaginowanych marzeń.
— Trochę się zmieniłeś.
— Każdy się zmienia, Cadis — pół demon położył rękę na ramieniu białowłosego i spojrzał na niego z bliska. — Ty też możesz. Pozwól sobie w końcu na szczęście.
Ezra po tych słowach wrócił do Azazela, z którym zaczęli się oddalać. Z początku maszerowali po równinie, ale koniec końców białowłosy demon rozpostarł skrzydła i wznieśli się razem ponad ziemię wracając do swego domu.
Cadis pożegnawszy się z Ezrą, z byłym mieszkańcem tych samych ziem, mężczyzna spojrzał w stronę chatki, z której wyszedł Rilan. Wampir wydawał się być zestresowany i pełen obaw, które odeszły w niepamięć, gdy Cadis posłał mu uśmiech.
Białowłosa hybryda zaczęła iść przed siebie, a czarna peleryna napotykała źdźbła trawy, po których stąpał. Wampir patrzył na mężczyznę z oczarowaniem, lecz szczęście zastąpił szok, gdy Cadis za pomocą magii ściął swe długie pasma włosów, które nie mogły już odrosnąć. Sunęły one po materiale odzienia i spadały lecąc w stronę morza wraz z nasionami dmuchawców, po czym znalazł się przed Rilanem.
— Cadis... nie. Czemu to... — czarnowłosy nie dokończył zdania, ponieważ Cadis znów go zaskoczył, gdy wyciągnął z kieszeni naszyjnik, na którego końcu znajdowała się muszelka.
Rilan od razu ją rozpoznał.
— Jak to...? Przecież Azriel ją zniszczył.
— Tamta była tylko kopią — powiedział, a następnie ozdobił on szyję wampira.
Rilan spojrzał na nią, otulił zimną dłonią i uśmiechnął się niekontrolowanie, po czym spojrzał w oczy Cadisa.
Cadis pod wpływem chwili pocałował Rilana w policzek wprawiając go tym samym w zaskoczenie.
Tak wiele się wydarzyło w ciągu tych kilku minut, że Rilan nie potrafił okiełznać swego szczęścia. W Cadisie coś się zmieniło, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Jakby w końcu puścił dłonie należące do przeszłości, która kurczowo go trzymała powodując tym głębokie rany.
— Rilan.
— Tak? — zapytał, czując jak pół elf złączył ze sobą ich dłonie.
— Czy mógłbym cię prosić o coś jeszcze?
— O co tylko zechcesz — powiedział, bez zastanowienia, co sprawiło, że Cadis uśmiechnął się szerzej widząc wyraźnie naiwność i podobną do niego gotowość.
— Chcę, żebyś to zrobił. Chcę, abyś teraz ty mnie naznaczył — mówiąc te słowa, jego koniuszki uszów zaczerwieniły się.
Rilan potrzebował chwili, aby zrozumieć o co chodziło czarodziejowi. Gdy wreszcie do tego doszedł odskoczył od Cadisa jak poparzony, a jego szkarłat w oczach błysnął.
— Ale... co? Ja? Y, nie wiem czy to dobry pomysł. Czy... dam radę — zaczął się jąkać, a jego twarz oblał rumieniec.
Cadis chwycił za jego dłonie i uniósł je wyżej, a sam oparł czoło na jego czole.
— Ufam ci — szepnął. — Chcę tego — wyznał, a Rilan pomimo obaw skinął głową, ponieważ to był pierwszy raz odkąd Cadis szczerze powiedział, czego pragnie.
— Kocham cię.
— Ké a nak.
— Co to znaczy?
Cadis uśmiechnął się pod nosem, a następnie, trzymając Rilana za rękę weszli do chatki, którą mogli nazwać swym domem.
Koniec
***
Bardzo nie lubię chwil, w których muszę postawić ostatnią kropkę i zakończyć opowieść będącą dla mnie czymś więcej niż wattpadową książką. Ta praca odznaczyła się na moim serduchu i mam nadzieję, że Wy także zapamiętacie ją na długo.
Dziękuję ślicznie każdemu kto dotrwał do końca przygód Cadisa i Rilana. Mam nadzieję, że czytając tę pracę zdołaliście oderwać się, choć na chwilę od codzienności. Będę wdzięczna za Wasze komentarze, w których podzielicie się odczuciami na temat książki ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro