Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

strumień i chatka

• • •




Strażnicy oddalili się na rozkaz króla. Alessander kazał odejść także żonie, która przebrała się w suknię i stała pod dachem, patrząc jak jej wybranek moknął na deszczu. Kobieta stała wyprostowana, dumna w towarzystwie swych służek, ze splecionymi dłońmi przed sobą obserwując męża.

Deszcze rozpadał się paskudnie, a ciemność oświetlały tylko pochodnie. Uderzenia kropel o dachówki były głośne i komponowały się z myślami władcy, który czuł jak w jego głowie, jak i sercu pękało każde wspomnienie związane z Cadisem. Jego zdrada nadal była czymś niepojętym, jego pragnienia i chęć wyjaśnienia postępowania maga zagłuszał także rozsądek nakazujący mu dopaść czarodzieja i go publicznie ściąć.

Król wreszcie padł na kolana i wydał z siebie przeraźliwy krzyk zwiastujący jego upadek. Służki królowej przestraszyły się i cofnęły w tył. Spuściły głowy i było im żal króla w przeciwieństwie do Deste. Królowa patrzyła na męża tym razem nie lustrując go i wyczekując reakcji, a obdarzyła go wzrokiem pełnym odrazy. Deste uniosła suknie jak przystało na damę i wyszła spod dachu idąc w stronę króla. Służące chciały pobiec za nią, zatrzymać panią i użyczyć jej parasola, lecz ona kategorycznie kazała się im cofnąć. Krzyknęła na poddane i podeszła do męża pełna złości. Stanęła przy Alessandrze, który uderzał zaciśniętą dłonią o zabłoconą ziemię, na której nadal można było dostrzec rozrzedzającą się krew należącą do czarodzieja.

Deste nie mogła znieść tej zniewagi i uklęknęła przy mężu, po czym mocnym ruchem szarpnęła go w tył zbliżając się do jego ucha.

— Nic nie może cię teraz zniszczyć! — ton jej głosu był wyraźny na tle rozgrywającego się chaosu. — Masz obowiązki, które musisz wypełnić. Jesteś królem Vesos! — krzyknęła i obróciła głowę Alessandra w taki sposób, aby król na nią spojrzał. — Udowodnij, że stać cię na koronę! Udowodnij, że jesteś zdolny by władać!

Alessander dosadnie przyjmował każde słowo kobiety, która nie pozwoliła mu popaść w rozpacz, dać się zniszczyć przez zwykłego nałożnika. Król spojrzał w oczy Deste i wtulił się w jej ciało, które było mokre od obfitego deszczu.

— Dziękuję, Deste. To cud, że mogłem poślubić tak mądrą kobietę — wyznał i choć ból wciąż ciążył w jego sercu musiał go pokonać, a było mu łatwiej mając u boku swą żonę.



***


Przejście przez portal trwało kilka sekund.

Rilan i Cadis upadli na bujną zieleń, którą powolnie zaczęły witać krople deszczu. Nie minęło dużo czasu aż pogoda zmieniał się w prawdziwą ulewę.

Wampir spojrzał bezzwłocznie na czarodzieja, który wylądował na plecach i z zaciśniętymi do granic możliwości zębami trzymał się za głęboką ranę w brzuchu. Oddychał z trudem, pospiesznie. Krew wypływała między jego palcami, a krwotok z ust znów zaczął się nasilać. Rilan czując zapach cieczy, słysząc podwyższony puls Cadisa walczył również ze swoją wampirzą stroną. Udało mu się ją ukryć, ale nadal musiał być skupiony na ludzkiej postaci. Nie było to łatwe w obliczu tego co rozgrywało się przed jego oczami. Wylądowali na kompletnym pustkowiu, nie wiedzieli gdzie i jak daleko znaleźli się od Vesos. Nie było mowy o powrocie, poszukiwaniu pomocy czy próby leczenia ran magią. Cadis wyczerpał całą swą moc wkładając magię w ostatni portal. Musiał teraz się zregenerować, lecz rany jakie odniósł w królewskim ogrodzie mu to uniemożliwiały.

Rilan uklęknął przy czarodzieju i ułożył jego głowę na kolanie, by mężczyzna nie zakrztusił się własną krwią. Cadis odczuł ulgę, ale ona w tym momencie również zawadzała. Miał wrażenie, że zaśnie i wpadnie w śpiączkę. Ta myśl go przerażała. Wiedział, że nie mógł sobie na to pozwolić, musiał żyć, choć przed paroma chwilami śmierć chciał przywitać z otwartymi ramionami. Był głupcem.

Rilan denerwował się z każdą mijającą sekundą, patrząc jak jego ukochany był na granicy życia. Walczył z całych sił, lecz chęci w pewnym momencie nie będą niczego znaczyły. Wampir rozejrzał się wokół, ponieważ podmuch wiatru przywiódł do jego nozdzy zapach. Był to zapach człowieka. Oczy młodzieńca zmieniły odcień na czerwień, co wyostrzyło jego zmysły. W panującej ciemności Rilan dostrzegł chatkę oddaloną od nich o około pół kilometra.

To właśnie w niej zobaczył nadzieję.

Nie wiedział czy otrzyma od właściciela pomoc, ale nie miał zamiaru rezygnować z prawdopodobnie ostatniej nadziei. Przemiany Cadisa w wampira nie brał w ogóle pod uwagę, nie mógłby tego zrobić mając świadomość jak to jest, gdy ktoś podejmuje za ciebie tak poważną decyzję. Decyzję, na którą się nie godzisz.

Rilan podniósł czarodzieja z zimnej trawy i czarodziej ostatkiem sił szedł u boku wampira. Obejmował go, osuwał się naprzód i miał wrażenie, że zaraz ponownie upadkie na grunt. Czarnowłosy jednak by mu na to nie pozwolił.

— Cadis wytrzymaj jeszcze trochę — Rilan mówił do czarodzieja, aby nie stracił z nim kontaktu. — Zaraz będziemy na miejscu. Widzę, że w tamtej chatce pali się światło. Cadis? Słyszysz mnie?

Czarodziej mruknął ledwo słyszalnie.

— Nie zasypiaj — powiedział z przejęciem, choć miał świadomość tego, że Cadis nie był wampirem. Nie mógł zasnąć na miesiące czy długie lata. — Jestem tutaj z tobą i cię nie opuszczę.

Rilan mając przy sobie rannego towarzysza podszedł do drzwi maleńkiej chatki położonej przy strumyku i mocno zapukał do drzwi. Czarnowłosy zerkał co chwilę na czarodzieja, który tracił powoli zmysły. Był ciężko ranny, krew przesiąknęła jego ubrania, a mimo tego czuł się błogo, jakby ramiona Rilana odbierały od niego cały ból.

Drzwi otworzyły się niepewnie, a ku zdziwieniu Rilana za nimi ujrzał młodą kobietę o jasnych włosach. Jej niebieskie oczy przyglądały się z przerażeniem na dwójkę przemoczonych, krwawiących wędrowców, którzy przybyli znikąd. Wampir spodziewał się, że kobieta wyda z siebie krzyk i zawoła męża bądź ojca, ale tego nie zrobiła, a na dodatek Rilan nie wyczuł obecności kogoś więcej.

— Szybko! Wejdźcie do środka!

Rilan kiwnął głową do młodej kobiety i bez zbędnych wyjaśnień wszedł do środka chatki, a nieznajoma pokierowała go na niewielką leżankę umiejscowioną przy kominku. Szybko ściągnęła z niej nici i tkaninę, a wampir ułożył na niej czarodzieja.

— Przyniosę leki i bandaże — jasnowłosa zabrała się za przygotowywanie apteczki, aby przystąpić do pomocy rannemu.

Rilan natomiast stanął na środku pomieszczenia i patrzył na czarodzieja, który znów zaczął cierpieć. Zadana rana przez króla była głęboka, a ostrze przeszyło go na wylot. Dodatkową trudność sprawiała strzała, która wbita nadal była w bok jego torsu. Wampir widząc krew, pot przemieszany z kroplami deszczu. Czując intensywną woń cieczy znów się zatracił, a na jego twarzy pojawiły się czarne linie, kły wysunęły zza ust.

Cadis widząc wampiryczną postać Rilana ściągnął brwi i starał się przywołać do siebie moc. Nie chciał narażać Rilana na niebezpieczeństwo, musiał go chronić, kobieta mogła nie być sama i przechowywać jakąś broń w ukryciu.

Nieznajoma przyniosła z sąsiedniego pokoju leki, a wtedy Rilan odwrócił się do niej tyłem nadal starająca się powstrzymać przemianę, lecz gdy spojrzał przed siebie dostrzegł lustro, a w jego odbiciu ujrzał twarz jasnowłosej.

— Rilan — Cadis chciał podnieść się z leżanki, lecz piorunujący ból, który skumulował się w jego brzuchu mu na to nie pozwolił. — Ucie...kaj.

— Stój! — nieznajoma nadal przyglądała się twarzy młodzieńca, która odbijała się w lustrze.

Oboje spojrzeli sobie w oczy i wzajemnie badali twarze, jakby kiedyś już się spotkali, jakby o sobie wiedzieli.

— Nie boję się wampirów — wyznała, a następnie posłała łagodny uśmiech. — Jeśli jesteś w stanie chciałabym, abyś mi pomógł, panie. Twój towarzysz jest ciężko ranny — powiedziała, wprawiając Rilana, jak i Cadisa w oszołomienie.

Ze wszystkich możliwych reakcji kobiety takiej się nie spodziewali.

Jasnowłosa skinęła głową i uklęknęła przy leżance widząc ranę, która po bliższym zapoznaniu okazała się nie być śmiertelna.

— Muszę zdjęć wierzchnią odzież, panie — powiedziała. — Ranę trzeba odkazić i zszyć.

— Pomogę, moja pani — wampir pomimo niekompletnej przemiany podszedł do leżanki i zaczął pomagać kobiecie, która znała się doskonale na pierwszej pomocy.

Jasnowłosa uspokoiła Rilana i opatrując czarodzieja powiedziała, że rana jest głęboka, stracił dużo krwi, lecz z pewnością wróci do pełni sił, gdy porządnie wypocznie. Cadis słuchając rad nieznajomej nie był zadowolony z myśli o leżeniu w łóżku i ciągłym odpoczynku. Nie miał na to czasu, chciał zniknąć, uciec i dalej wykonywać swe zadanie. Odciąć się od Rilana i nigdy więcej go nie spotkać, ale plany się zmieniły i nie miał obecnie na nic wpływu.

— Przetnij strzałę w tym miejscu — kobieta wyraźnie nakreśliła linię, w której Rilan zrobił nacięcie, a następnie podtrzymując drewnianą część, pozbył się jej dłuższego elementu.

Następnie właścicielka chatki odkaziła ranę, a po chwili przystąpiła do usuwania grotu wraz z mniejszą drewnianą częścią strzały, gdy zakończyła zszywać i bandażować głęboką ranę po mieczu. Rilan był pod wrażeniem jej umiejętności, wiedzy, a także pełnego opanowania w niecodziennej sytuacji. Opatrywała Cadisa, zszywała jego ciało, gdy on jedynie trzymał mężczyznę za rękę. Czarodziej był mokry od potu i deszczu. Kilka razy miał wrażenie, że straci przytomność, ale bliskość wampira dodawała mu otuchy i koiła ból, który z początku wydawał się być nie do zniesienia.

— Gotowe — wyznała, gdy oczyściła i zszyła kolejną ranę. — Przyniosę misę z wodą. Będziesz musiał czuwać przy czarodzieju całą noc, aby zbić gorączkę.

— Cadis? Dobrze się czujesz? — Rilan przyłożył dłoń do jego czoła, ale mężczyzna tylko mruknął.

— Jestem zmęczony — powiedział, a wampir był mu za te słowa wdzięczny.

Cadis jeszcze nigdy nie ukazał przed nim słabości.

Nieznajoma uśmiechnęła się widząc jak twarz wampira znów przemieniała się w tę ludzką. Dostrzegła, że młodzieniec uspokoił się nieco, lecz mimo wszystko nie był w stanie oderwać wzroku od swego towarzysza. Jasnowłosa wiedziała, że łączyło ich coś więcej niż zwykła przyjaźń.

Gdy kobieta sprzątnęła bandaże i zakrwawione chusty ruszyła do kuchenki. Wzięła misę, a następnie podeszła do drzwi wyjściowych, jednak nim wyszła z domu zatrzymał ją głos Rilana.

— Gdzie jesteśmy, pani? — zapytał. — Zgubiliśmy drogę i trafiliśmy do tej chatki.

— W Neres — odparła.

Odpowiedź ta nie pozostawiła Rilanowi żadnych złudzeń. Poznawał zapach tej kobiety, który był wyryty w jego zmysłach niczym przekleństwo. Kobieta wyszła z domu, aby przynieść wody, którą zamierzała zagotować, a Rilan tymczasem zaczął ściągać z czarodzieja przemoczone rzeczy. Otarł jego ciało z ziemi i unikał jego wzroku. Bał się spojrzeć w jasne oczy Cadisa. Bał się, ponieważ mógłby w nich dostrzec prawdę, której nie chciał znać.

Oczy Rilana zeszkliły się momentalnie, co Cadis bez trudu zauważył. Wampir dalej zajmował się jego ranami, dbając aby w żaden sposób nie sprawić mu bólu. Choć sam cierpiał, widząc jak jego ukochany prawie zginął w królestwie.

— Czemu mnie osłoniłeś? — zapytał, nie mogąc zrozumieć jego zachowania. — Ja bym wyleczył się od razu. Przyjąłbym ten cios... więc czemu? — pokiwał głową na boki czując, że zawiódł. — Co bym bez ciebie zrobił? — Rilan nie chciał wypowiedzieć końcowych słów, ale nie mógł ich również zatrzymać dla siebie.

Cadis nie odpowiedział na żadne z pytań, jedynie przyglądał się wampirowi z uwagą. Spoglądanie na jego cierpienie było dla czarodzieja czymś czego doświadczał po raz pierwszy, bowiem Rilan był osobą, którą chciał uratować od każdego cierpienia. Wiedział, że było to możliwe, jeśli usunie się w cień, zniknie z jego życia, a młodzieniec ruszy w świat.

— Powiedziałem coś czego żałuję. Będąc w lochach wyznałem, że dam ci odejść, ale... Nie chcę cię opuszczać... — Rilan splótł ich palce z obawą, że Cadis go odtrąci.

Czarodziej jednak tego nie uczynił.

Cadis odnalazł bezpieczeństwo trzymając tę zimną dłoń, będąc blisko Rilana, którego nadal musiał okłamywać; którego nadal musiał wykorzystywać, aby dostać się do Selene.

Rilan przysiadł się bliżej Cadisa, a wtedy coś poruszyło zza jego peleryny. Wampir od razu przeniósł wzrok na przedmiot, który wyglądał jak księga. Czarodziej chciał ją ukryć, ale mu się to nie udało ze względu na to jak bardzo był osłabiony.

— Czy to...

— Starożytna księga łącząca zakazane zaklęcie.

— Masz księgę Cadis... — Rilan potrzebował chwili, aby przyswoić tę wiadomość. — Odnalazłeś ją? — powiedział radośnie wiedząc, że czarodziejowi na tym bardzo zależało. — Gdzie była? — Rilan uśmiechnął się szeroko i chwycił drugą ręką za dłoń czarodzieja.

— W komnacie króla.

Cadis znów przemienił się w chłodnego, cynicznego i bezdusznego mężczyznę. Zamierzał tym samym odtrącić od siebie Rilana, był rozdarty. Jednocześnie pragnął go mieć, chciał odrzucić swe obowiązki i uciec razem z nim z dala od Vesos, lecz wiedział, że to było niemożliwe. Dlatego starał się go chronić oddalając ich serca od siebie. Musiał je złamać, aby z czasem Rilanowi udało się je uleczyć.

W komnacie króla. Gdy odpowiedź ta do niego dotarła Rilan zastygł niczym posąg. Uśmiech zniknął z jego twarzy, a jej wyraz zmieniał się z każdą minioną sekundą. Młodzieniec zwolnił swój uścisk, stał się dużo słabszy, a jego chłód dłoni był niczym w porównaniu do chłodu bijącego od Cadisa.

Czarodziej odwrócił głowę na bok i chciał to zakończyć. Przerwać ten nonsens, przestać dawać sobie nadziei na coś co nie miało prawa istnieć. Był więźniem, wykonywał rozkazy, a o wolności nawet nie mógł marzyć. Rilan wszystko skomplikował, dlatego musiał uświadomić wampirowi, że był okrutnym człowiekiem. Kimś, komu nie warto było poświęcać nawet minuty.

— Czy... cierpiałeś? — pytanie to ledwo opuściło usta Rilana, po którego twarzy popłynęły łzy.

Wiadomość o tym, że Cadis spędził noc z władcą Vesos była dla niego ciosem prosto w serce. Połączył fakty, teraz był świadomy tego, dlaczego czarodziej tak bardzo się zmienił, gdy powrócił z królestwa. Musiał dokonać wyboru, który odebrał mu cząstkę samego siebie.

Cadis uchylił usta i znów spojrzał na młodzieńca, a na jego twarzy wymalowały się w końcu uczucia. Uczucia, które pchały go w stronę Rilana.

— Nie chcę, abyś cierpiał... nie mogę tego znieść — uronił kolejne łzy. — Tak wiele przeszedłeś. Te blizny na plecach, zniewaga, oddanie się Alessandrowi... Cadis... — Rilan spojrzał wprost w niebieskie oczy czarodzieja. — Proszę, chcę abyś oddał mi część swego brzemienia. Powiedz mi w końcu co się dzieje? Czemu musisz to wszystko znosić w samotności?

— Jak możesz... — Cadis powstrzymywał się od płaczu i nie mógł kompletnie zrozumieć zachowania Rilana. Ta sprzeczność, skrajność, nie dawały mu spokoju. — Jak możesz nie być na mnie zły? Rozłożyłem nogi przed Alessandrem. Zrobiłem to, aby dostać księgę w swoje ręce. Czemu nie wyszedłeś i nie zostawiłeś mnie na pastwę losu? Dlaczego przy mnie nadal jesteś? — zapytał, będąc na granicy wytrzymałości.

Cadis rozpadał się kawałek po kawałku. Czuł, że dłużej już nie mógł udawać, gdy Rilan był przy nim i okazywał mu taką dobroć, bezinteresowność oraz ciepło.

— Czy naprawdę tego nie wiesz? — spytał, posyłając czarodziejowi delikatny uśmiech.

— Rilan... — wyrwało się z jego ust i spojrzał na wampira czule.

Pragnął go przyciągnąć do piersi i trzymać w swych ramionach bez końca.

— Powiedz mi, Cadis. Czego tak naprawdę pragniesz?

— Chcę, abyś mnie uratował — powiedział, a łzy spłynęły po jego policzkach niczym dwa strumyki.

— Uratuję cię. Zawsze będę cię chronił — powiedział i ucałował dłoń Cadisa, który kilka minut później zasnął z myślą, że miał przy sobie kogoś, kto zdołał go pokochać.
















***

Kocham Cadisa 🥲❤️ a już niebawem poznacie wszystkie jego sekrety.

Po raz kolejny zadam to pytanko. Kto jest Waszą ulubioną postacią w tej książce?

Do następnego Duszyczki ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro