Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

poświęcenie w imię królestwa: część pierwsza

• • •

Heste

*
*
*

Yinan





• • •







Vesos, 50 lat przed wojną między wojskiem Alessandra i Selene.









— Tam jest! Łapać ją! Musimy ją schwytać i postawić przed sądem Rady Najwyższych!

— Heste zdradziła Vesos! Wykradła zakazane zaklęcie!

— Zdrajczyni!

Siedemnastoletnia dziewczyna uciekała co sił w nogach przez wąskie korytarze wieży. Jej czarne, spięte licznymi spinkami włosy wyswobodziły się z okowów klasy, elegancji i honoru wobec rasy ludzkiej i czarodziejsko-ludzkiej. Heste użyła zaklęcia mirażu i przeniosła się kilkukrotnie z miejsca na miejsce. Potrafiła zamieniać ciało z oddzieloną duszą, dzięki czemu mogła pokonać niewyobrażalny dystans w przeciągu paru chwil.

Wydostała się z zamczyska, następnie przemknęła się przez mury i ruszyła na Północ, nie oglądając się za siebie. Utraciła wszystko. Zasługi, względy u młodego króla Lesse Darte III, szacunek czarodziejskiej gwardii królewskiej.

Będziesz ich zabijała, dopóki nie wytępisz całej rasy. Staniesz się bohaterką. Dam ci wszystko czego zapragniesz. Złoto, własny zamek, wydam cię za najlepszego księcia w Maristi — słowa władcy sprawiły, że podjęła największą decyzję w swoim całym życiu.

Lesse podbijał pomniejsze królestwa, zawłaszczył zamek na Północy, przyjął Sanan i chciał piąć się dalej. Heste od zawsze wykazywała się dużą inteligencją, a władanie magią przychodziło jej z łatwością, dlatego król powierzył jej zadanie. Lesse rozkazał, aby młoda czarodziejka użyła zakazanego zaklęcia przeciw wampirom. Chciał zająć Temedor, jak i Rineren. Zawłaszczyć ziemie krwiopijców i zatrzeć tę rasę z powierzchni ziemi. Nienawiść do wampirów nosił w sercu odkąd tylko pamiętał, zlecił eksperymentować na krwiopijcach, z którymi walczyli od pokoleń jego przodkowie. Pradziadek Lesse doszedł do porozumienia z Selene, aby zawiesić broń i żyć w spokoju, z dala od własnych ziem, lecz pokój ten nigdy nie był trwały.

Lesse chciał ich zniszczyć, a widząc na własne oczy postępy ludzi magicznych zauważył, że jego sen mógłby się ziścić.

Nie przewidział jednak, że Heste mogłaby zdradzić króla, naród i rasę.

Kobiecie udało się uciec z Vesos. Była wyczerpana i szła z owiniętą czarną szatą oszczędzając resztki magii, która jej pozostała. Wiedziała, że w każdej chwili mogła się natknąć na wrogów, wojska Lesse, dzikie bestie czy rasy.

Wędrówka zajęła jej dwa tygodnie aż wreszcie zatrzymała się przed lasem, za którym piętrzyły się strzeliste góry Arysu, terytorium elfów. Kobieta nie wiedziała czy mogła przekroczyć tamte ziemie. W końcu elfy górskie oraz ludzie mieli wreszcie dojść do porozumienia. Negocjacje, z królem Lesse a królem Ennenem trwały, ale nie przynosiły pożądanych efektów. Rasa kryjąca się w lasach i górach, których stolicą była Emerestia bała się zaufać.

Heste, pomimo zmęczenia i wycieńczenia nie żałowała swej decyzji nawet przez krótką chwilę. Nie chciała wykorzystywać magii do tego, aby mordować. Nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby przyczyniła się do zagłady jednej z pięciu najpotężniejszych ras świata.

Śniegu pod nogami Heste było coraz więcej. Choć przestał już padać to mróz i zimno przeszywało ją na wskroś. Kobieta użyła ostatecznie magii, aby wzmocnić ciało. Dzięki temu mogła pokonać dalsze kilometry, a chłód nie paraliżował jej tak jak zwyczajnych ludzi. Szła przed siebie, lecz nagle na białym puchu ujrzała czerwone krople. Heste spojrzała na przysypane śniegiem ślady, a także linię kropel krwi, które doprowadziły ją do rannego elfa. Był to mały chłopiec, nastolatek, choć nie mogła być tego pewna. Elfy dorastały zupełnie inaczej niż ludzie.

Gdy młodzieniec zobaczył Heste od razu napiął cięciwę łuku, który trzymał przy sobie i wycelował strzałę w kobietę. Czarodziejka stanęła w miejscu, ale nie uniosła rąk, aby go uspokoić. Swym spojrzeniem zdominowała jego umysł, ręce dziecka zaczęły się trząść, aż w końcu opadł z sił i zaczął ciężko oddychać.

— Nie bój się. Nie zrobię ci krzywdy.

Wtedy Heste do niego podeszła i opatrzyła ranę szarpaną na nodze. Elf krwawił intensywnie, ale dzięki udzielonej pomocy, czarodziejka zdołała zatrzymać krwotok i zszyć paskudny płat skóry, który został naruszony prawdopodobnie przez dzikie zwierzę.

Gdy Heste skończyła, wstała na nogi, a wtedy młody elf znów wycelował w nią strzałę. Dziecko było nieufne, w jego oczach czarodziejka ujrzała, że groziło jej niebezpieczeństwo, ale chłopiec nie był dla niej żadnym przeciwnikiem. Zamierzała go uśpić i zanieść w bezpieczne miejsce, ale wtedy, znikąd, pojawił się między nimi wysoki mężczyzna o długich białych włosach. Heste nie wiedziała dokładnie co się stało, ale po niespełna sekundzie ranny młodzieniec padł na ziemię i oddał pokłon starszemu.

— Se meren da vi — powiedział, nieznajomy.

Wysoki elf liczący ponad dwa metry był niezwykle szczupły, a jego piękno mogłoby przyćmić nawet najbardziej urodziwą niewiastę. Na dworze panował ziąb, a mimo tego elf był ubrany bardzo skąpo. Miał przepaskę zawiązaną na biodrach, a jego klatkę piersiową okrywała przylegająca złota bluzka bez rękawów eksponując ramiona rasowego szermierza. Brzuch, nogi i część pleców, długie ręce były widoczne gołym okiem, ale nieznajomy nie drżał, nie było żadnej oznaki tego, że byłoby mu zimno. Mężczyzna odwrócił się w końcu do Heste, nachylił się do jej twarzy i spojrzał w duże, okrągłe oczy. Kobieta ujrzała błękit, a w nim białe linie, jakby były wykonane za pociągnięciem cienkiego pędzelka. Elf był opruszony złotem, które przypominało nektar kwiatów uzbierany przez pszczoły.

Wpatrywali się w siebie. Heste czuła, że zaczyna się rumienić, a po nieznajomym nie mogła niczego ujrzeć. Jego spokojny wyraz twarzy nie zdradzał niczego.

— Ke, naste e ruk! — nagle Heste usłyszała krzyk i ujrzała gromadę elfów.

Jeden z nich wyróżniał się na tle uzbrojonych towarzyszy. Jego szata była zdobiona i wskazywało na to, że był wyżej postawiony w hierarchii. Chłopiec kłaniający się na ziemi oddał pokłon również kolejnemu przybyszowi.

— Illu ne pa — odezwał się białowłosy, który ochronił Heste przed strzałą młodego elfa.

Dialekt elfów górskich różnił się od tych jakiego używały elfy leśne. Heste mogła tylko tyle stwierdzić. Znała jedno słowo elfickie, a cała reszta dotyczyła różnic między dialektami. Górskie elfy wypowiadały się bardzo pewnie, słowa brzmiały ostro, a akcent padał na konkretne sylaby.

— Ke so ne de! Ke lechte enne! A’pade so eki rytha me!

— Ona uratowała jednego z nas, Sitnar — nagle odezwał się białowłosy i osłonił Heste po raz kolejny, tym razem z większym zaangażowaniem, jakby się czegoś obawiał.

— Czemu bronisz tej dziewki? To ludzkie! Niech wraca skąd przybyła. Teraz nie możemy jej zabić. To wywołałoby konflikt międzyrasowy.

— O tym zadecyduje król.

— Chcesz ją wziąć za swoją? — mężczyzna imieniem Sitnar wychylił się i spojrzał na Heste.

Kobieta stała wyprostowana i w głębi duszy była wdzięczna, że jej obrońca przemówił językiem urzędowym Maristi. Jednak nie potrzebowała ochrony. Czarnowłosa wyszła na bok, a Sitnar przyjrzał się jej od góry do dołu.

— Se to’e! Le bi! — krzyknął, a wtedy cały oddział się zaśmiał. — Jeśli będziesz bronić to ludzkie szczenię możesz sprawić przykrość ojcu.

— Czy nie o to ci właśnie chodzi?

— Rób co uważasz, bracie — powiedział. — Ale ja zaprowadzę ją do ojca.

Brat? Ojciec?

Heste spojrzała ukradkiem na Sitnara, a następnie na mężczyznę, który stał w gotowości na to, aby w razie niebezpieczeństwa osłonić ją. Ta dwójka była braćmi, którzy mieli zaprowadzić ją do króla... a także i ojca.

Heste uciekła z Vesos, udało jej się pozostawić trudne dzieciństwo i przeszłość za murami, ale trafiła do miejsca, które było równie niebezpieczne. Kobieta chciała uciec, szukała sposobu na to, aby się wymknąć, ale nie dałaby rady wojskom elfów górskich. Ich oddziały kryły się wszędzie, miała wrażenie, że obserwowano ją z każdej strony, zza każdego drzewa. Czarodziejka nie miała wyjścia jak trafić przed obliczę króla elfów, Ennena, i pomówić z nim o tym, że była zwyczajną podróżniczką, która przypadkiem trafiła na ranne elfie dziecko. Musiała jak najprędzej wyjaśnić tę sprawę, po części skłamać i wydostać się za granicę Maristi. Nie mogła powrócić do Vesos, a tym bardziej pozwolić na to, aby w czyjeś ręce trafiło zakazane zaklęcie. Jej pobyt w Emeresti również był zagrożeniem. Lesse Darte III nigdy nie daruje jej takiej zniewagi, której się dopuściła, jej rysopisy i listy gończe będą wisiały wszędzie do momentu, w którym ona sama nie trafi na stryczek.

Heste w towarzystwie strażników i dwójki książąt stawili się przed obliczem króla Ennena. Elficki władca zasiadał na tronie, który tworzyły pędy monumentalnego drzewa. Pień drzewa ukryty był w budowli składającej się z gliny. Królewska pieczara zrobiła na czarodziejce piorunujące wrażenie, ale szybko się opamiętała i skupiła na tym co było istotne.

Na odejściu z Emeresti.

— E’su — Sitnar dotknął czoła dwoma złączonymi palcami i uklęknął przed królem.

W jego ślady poszedł również białowłosy, którego imię nadal pozostawało dla Heste zagadką.

— Ojcze — powiedział i obaj powstali.

Ennen przyjrzał się dokładnie swym synom, którzy — sądząc po ich strojach podróżnych — wrócili z polowań. Następnie władca elfów przyjrzał się Heste. Z początku wydawał się być surowy, ale później jego wyraz twarzy stał się łagodny.

— To jest to dziewczę, o którym każdy szepcze — mężczyzna, wyglądający starzej niż pozostałe elfy uśmiechnął się. — Wystąp, me dziecko. Powiedz, kim jesteś i co sprowadza cię na tereny mego królestwa?

Etykieta nie była obca czarnowłosej, dlatego uklęknęła przed królem, a następnie z uniżeniem zaczęła mówić.

— Na imię mam Medaya i pochodzę z państwa Demes. Jestem wędrowną czarodziejką, człowiekiem magicznym. Podróżuje po świecie w celu praktykowania magii. Zatrzymuje się w różnych krainach i studiuję księgi udostępniane w bibliotekach. Moja magia przywiodła mnie w te strony, ale nie zamierzałam naruszać i nachodzić niczego, co należy do Waszej Wysokości.

Król przesunął się na tronie i spojrzał na kobietę z uwagą.

Ciszę przerwał Sitnar.

— Mówisz zbyt dobrze jak na kogoś spoza Maristi — zauważył i podszedł do Heste.

Czarnowłosej udało się zachować zimną krew, ale czuła jak serce uderzyło mocniej w jej piersi. Nie mogła pozwolić sobie na błąd. Klarowne, spójne kłamstwa musiały pozwolić jej na odejście z Emeresti i ucieczkę. Elfy byłyby w niebezpieczeństwie, gdyby Lesse znalazł ją w ich szeregach.

— Moja matka pochodziła z Vesos. Uczyła mnie od dziecka języka urzędowego — wyznała.

Sitnar jednak nie chciał w to wierzyć.

— Pochodzisz z mieszanego małżeństwa? Odrażające. Nie ufam ci. Każdy człowiek czy to magiczny, czy zwyczajne ludzkie szczenię jesteście kłamcami.

— Sitnar — król zwrócił się do syna. — Właśnie przez takie podejście nie jesteś gotów, aby władać — wypowiedział te słowa z żalem i rozczarowaniem, a twarz młodszego elfa zastygła. — Co o tym myślisz, moja mała Similisti?

Przez chwilę Heste nie wiedziała o kim była mowa, do kogo zwrócił się król, ale nagle, zza tronu wyszła mała dziewczynka. Ubrana była w diadem i szykowne ciuchy. Zwiewną sukienkę z bolerkiem spoczywającym na jej drobnych ramionach.

Dziewczynka zbliżyła się do ojca, a sama patrzyła na Heste dużymi oczami. Były one bardzo podobne do tych należących do mężczyzny, który stronił od słów i jak do tej pory nie zajął żadnego stanowiska, jakby czekał na moment, w którym mógłby kogoś ochronić.

— Mój starszy brat ma rację. Medaya mówi płynnie językiem urzędowym Maristi, nie wygląda też jakby była zza granicy, dlatego uważam, że powinna zostać tutaj na czas obserwacji. Nieczęsto zdarza się, że ktoś przypadkiem zbłądził w tych stronach — mała dziewczynka wyglądająca na czternastolatkę nie spuszczała z Heste wzroku. Czarodziejka zorientowała się natomiast, że mała nie była dzieckiem, ale jako elfka nie postanowiła jeszcze dorastać i przybierać dojrzałej formy — Ludzie nie zbliżają się do naszych lasów chyba, że mają ku temu powód.

— Dziękuję, córko.

— Proszę, ojcze. To tylko moja sugestia, a twe słowa są święte.

— Pozostaje już tylko opinia mojego najstarszego z synów — powiedział i przeniósł swe spojrzenie na elfa, który wyróżniał się najbardziej spośród całego tłumu.

Nie posiadał zdobionych szat, diademu, ani nie zachowywał się dostojnie jak jego cała rodzina. Stał na uboczu i obserwował wszystko od niechcenia, jakby cała ta sytuacja była mu zbędna i kompletnie niepotrzebna. Heste ośmieliła się spojrzeć na mężczyznę, który ją obronił i ujrzała w końcu jakąś emocje na jego twarzy. Białowłosy wydawał się dusić w sali tronowej, jakby chciał jak najszybciej oddalić się od tego miejsca i wrócić na polowanie do lasów.

Heste dostrzegła coś jeszcze. Nieznajomy nie miał przy sobie żadnej broni.

— Yinan?

— Ojcze — przemówił, głosem bardzo niskim. — Ludzka kobieta popełniał błąd przybywając do naszej krainy.

Ennen zmarszczył brwi i dalej słuchał syna.

— Ale bez niej, chłopiec imieniem Enenan, wykrwawiłby się na śmierć. Przywiodło ją tutaj przeznaczenie.

— Przeznaczenie? — zadrwił Sitnar i zbliżył się do brata. — O czym ty znów mówisz? Przesiadywanie w dziczy i odosobnieniu ci nie służy, bracie. W końcu się zatracisz i kompletnie zapomnisz o polityce międzynarodowej i międzyrasowej.

— Mów dalej, mój drogi Yinanie — władca przerwał Sitnarowi i skarcił go wzrokiem.

Po raz kolejny publicznie sprowadził młodszego z synów na miejsce.

— Ojcze, Sitnar może mieć rację. Nie nadaję się do tego, aby przejąć rządy nad Emerestią.

Te słowa coś zmieniły. Król przestał być spokojny i opanowany. W jego sercu zaczęły gromadzić się obawy, które zaburzyły cały jego świat. Yinan powiedział coś, co wprawiło w osłupienie nie tylko rodzinę królewską, nie tylko wojska, ale przede wszystkim samą Heste.

— To ja ją znalazłem, jest moja — powiedział. — Ta kobieta należy do mnie i to ją chcę pojąć za żonę.

W sali zapanował gwar, liczne szepty przerodziły się w hałas, który rozdrażnił skutecznie króla.

— Nie zgadzam się! Masz wstąpić na tron, a jeśli pojmiesz i posiądziesz to dziewczę stracisz wszystkie tytuły! To plama na moim honorze!

— Pozwoliłeś mi ojcze sam dokonać wyboru — Yinan przypomniał obietnicę króla, a on pożałował jej właśnie w tym momencie najbardziej w świcie. — Wybieram ją — białowłosy chwycił Heste za ramię i podniósł ją z klęczków.

Kobieta nie rozumiała dokładnie, co się wydarzyło, miała różne myśli, tysiące obaw, ale nigdy by nie przypuszczała, że zostanie wybrana przez księcia Emeresti. Miała zostać... jego żoną.

Heste z uchylonymi ustami przyglądała się każdej twarzy z kolei. Królowi, jego córce Similisti, strażnikom, jakby z nadzieją, że ktoś wyciągnie do niej pomocną dłoń i uratuje. Skarciła się za tak żałosne myśli i za to, że jej obrońca tak naprawdę okazał się jej największą zgubą.

Po chwili Heste natrafiła na spojrzenie młodszego brata Yinana. Sitnar wydawał się być zadowolony z takiego obrotu sprawy, ale kobieta nie miała pojęcia czemu tak było.

Król zakrył oczy dłonią i kazał wyjść z sali tronowej wszystkim, prócz Yinana i Heste.

Kiedy już tak się stało Ennen wstał z tronu i podszedł do ukochanego syna. Jego wzrok wyrażał smutek i silną nadzieję na to, że zdoła go odwieść od tak złej decyzji. Władca położył dłonie na ramionach Yinana i przez chwilę patrzył na pierworodnego tak jakby miał się za chwilę rozpłakać. Heste z łatwością dostrzegła, że Ennen nie kochał swych dzieci tak samo. Wyróżniał z całej trójki tego, który stał przed jego obliczem.

— Tylko ty możesz władać Emerestią. Jesteś moim skarbem, przyszłością królestwa.

— Dziękuję ci ojcze, ale to nie moja droga. Poślubię Medayę i oddalę się od rodziny, aby więcej nie przynosić ci wstydu.

— Yinan...

— Sitnar nadaje się na władcę. Musisz tylko chcieć to dostrzec, królu — nie zwrócił się już do ojca a króla, po czym oddalił się o krok, a dłonie strasznego z elfów zsunęły się po ramionach syna, który zaczął się od niego oddalać.

— Tylko ty jesteś godzien, Yinan. Ty kultywujesz tradycję, to ty żyjesz w zgodzie z naturą.

— Gdy pojmę za żonę człowieka wtedy utracę wszystko. Nawet twoja miłość tego nie zmieni. Takie są zasady. Stracę honor, publicznie zostaną ścięte me włosy, rodzina będzie musiała mnie wydziedziczyć i wygnać z królestwa na obrzeża.

Heste uniosła wyżej brwi, a jej serce kołatało coraz mocniej. Nie wiedziała wiele o elfach, ale tradycja ścięcia włosów była powszechna. Elf, któremu ścinano publicznie białe włosy był w taki sposób upokarzany, karany i wyklęty. Jego kosmyki nie mogły już nigdy więcej odrosnąć skazując go na wieki cierpienia i nieprzychylność innych elfów. Każdy, kto na niego spojrzy będzie wiedział, że Yinan popełnił jakąś zbrodnię, za którą otrzymał najbardziej surową karę. W tym przypadku miał być wydziedziczony i stracić przywileje do tronu i władzy.

Heste nie mogła pojąć, czemu książę mógłby świadomie podejmować taką decyzję.

— Przemyśl to Yinan. Czemu chcesz stracić wszystko dla tej nieznajomej dziewki?

— Bo jest inna niż wszystkie — powiedział, a stojąca przy nim Heste spojrzała na Yinana, a jego słowa wyryły na jej sercu ślad.

— Ona jest ludzka, śmiertelna... przyniesie na ciebie tylko zgubę. Aż tak bardzo ciąży ci władza i tytuł księcia?

— Podjąłem decyzję, królu. Jutro zetniecie mi włosy i stanę się wyklęty przez ród.

— Nie jutro... za tydzień. Daj mi czas — Ennen, chwiejnym krokiem wspiął się po schodach i ponownie zasiadł na tronie pogrążając się w rozpaczy. — Zostawcie mnie samego.














***

Heste przewijała się w rozmowach głównych bohaterów, dlatego niezbędna jest jej historia, która uzupełni fabułę.

Część pierwsza za nami, a druga... sprawi, że poznacie ogromną tajemnicę (być może pojawi się także trzecia część tego rozdziału, to się okaże).

Do następnego Duszyczki ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro