poświęcenie w imię królestwa: część druga
• • •
Heste z początku była zbyt zszokowana, aby jakkolwiek zareagować na zaistniałą sytuację.
Jest moja? Żona?
Choć słyszała te słowa, nie potrafiła ich przyswoić w żaden możliwy sposób. Wyszła razem z Yinanem z sali tronowej, która wyglądała zupełnie inaczej niż ta w Vesos. Tylko tron był nieodzowną częścią każdego króla.
Kobieta starała się dotrzymać kroku elfowi, który szedł przed siebie, nie zwracając uwagi na nic więcej. Unosił wiszące pędy z gałęzi, pochylał się nad nimi i przemierzał dalej przez dzicz, która była obca Heste. Czarodziejka od urodzenia mieszkała w pałacu, jej rodzina z pokolenia na pokolenie służyła w Vesos i była wielce szanowana. Heste zaburzyła ten porządek i nie zastanawiając się nad konsekwencjami wybrała sprawiedliwość, a nie tyranię Lesse Darte III.
— Zaczekaj na mnie — Heste zaczęła w końcu mówić do elfa, który dalej, stawiając długie kroki nie zwracał na nią większej uwagi. Ignorował jej słowa. — Proszę, stój. Chcę z tobą porozmawiać, książę. Mam do ciebie tak wiele pytań! — krzyknęła, widząc, że jego sylwetka oddalała się coraz bardziej.
To nie mógł być żart. Który syn zwróciłby się do króla... ojca w taki sposób jak on? Przy świadkach? Deklarując tak poważną decyzję. Przecież elfy z rodzin królewskich wchodziły w związki małżeńskie i ślubowały sobie wierność. Nie było mowy o kochankach, ani nałożnikach. Elfy były wierne, a związki trwałe. Czemu książę miałby wybrać obcą dziewczynę odmiennej rasy wystawiając się na hańbę i tracąc wszystko?
Heste zaczęła biec, pośród puchu i zdobionych szronem gałązkach, gdy zgubiła Yinana. Mężczyzna rozpłynął się w powietrzu, a jego ślady w niewytłumaczalny sposób zanikały na śniegu po paru chwilach, choć śnieżynki nie spadały z nieba. Kobieta jednak nie miała czasu się nad tym zastanawiać i parła przed siebie co sił w nogach aż w końcu dobiegła do części lasu, której... mroźna zima nawet nie tknęła.
Czarodziejka zaciskając materiał peleryny przystanęła na granicy dwóch pór roku i nie potrafiła opisać słowem piękna rozpościerającego się przed jej oczami. Otworzyła je szeroko i patrzyła na połacie zielonej polany, falującej między wzniesieniami, a łąkami. Na samym końcu tej scenerii znajdował się wodospad, przy którym ujrzała elfa.
Mężczyzna wskoczył na jeden z głazów i mając opuszczone powieki uchylił usta chłonąc dary, które ofiarowała mu ziemia. Heste nie uwierzyłaby w to, gdyby nie ujrzała tego na własne oczy. Do Yinana zaczęły podlatywać ptaki, motyle, owady, a gryzonie podbiegły pędem, zachowując się tak, jakby... oddawały mu pokłon. Zwierzęta nie czuły strachu przed elfem, wobec tego zaczęły obsypywać go błyszczącym pyłem, a gdy wypełniały swoją powinność wracały na łono nieprzeniknionej natury.
Yinan otworzył po chwili oczy i swój wzrok od razu skierował na Heste, która nie potrafiła uspokoić swego serca. Biło ono mocno, jeszcze mocniej, gdy elf zdjął z siebie koszulkę, pozostając w zwyczajnej, krótkiej przepasce. Heste oblała się rumieńcem, ale nie potrafiła przestać patrzeć na księcia. Jego piękno i nieco androgeniczna sylwetka, wąska, znikoma talia przyciągały jej uwagę bez zahamowania. Elf nagle stanął na równe nogi, a będąc wciąż na głazie wydawał się być nieuchwytny dla zwykłego śmiertelnika, stojąc na tle wodospadu i krążących wokół motyli.
— Ludzie zawsze podziwiają elfickie piękno. Nie rozumiem dlaczego? — powiedział, a wtedy Heste poczerwieniała jeszcze mocniej. — Nie macie pięknych mężczyzn, ani kobiet?
— Mm-amy, oczywiście, że tak. Przecież ja też nie jestem brzydka — burknęła z niezadowolenia, ale jej głos drżał, ponieważ Yinan w końcu się do niej odezwał.
— Jesteś przeciętna — powiedział, najbardziej neutralnym tonem jaki mógł istnieć.
Mężczyzna odwrócił się do niej plecami, kompletnie ją ignorując, ale Heste nie mogła dać mu odejść słysząc tak podłą zniewagę.
— Słucham?! Co to za maniery? Jestem damą! Księciu, ani żadnemu mężczyźnie nie wypada tak mówić — uniosła się, ale Yinan ponownie ją zbył.
Elf chciał odejść z daleka od kobiety, ale czarodziejka za pomocą zaklęcia pojawiła się przed jego obliczem. Nie spodziewała się, że widok tych jasnoniebieskich oczu tak bardzo ją zniewoli.
— Odpowiedz — czarnowłosa, spuściła wzrok, aby nie tracić nad sobą kontroli, z powodu bezdusznego i bezczelnego mężczyzny. — Czemu chcesz wziąć mnie za żonę? Jeśli to kara za wkroczenie na teren elfów to jej nie rozumiem. Jeżeli uraziłam cię to przyjmę każdą karę, ale małżeństwo? To zbyt wiele.
— Jesteś moja.
— To nie jest odpowiedź!
— Niebawem nie będę już księciem, a ty będziesz musiała się zwracać do mnie mój khéle albo mężu.
— Po moim trupie — warknęła, nie powołując się już na żadną etykietę. — W życiu nie wyjdę za takiego tyrana, co siłą bierze kobietę za żonę.
— Ludzie robią jeszcze gorsze rzeczy. Zanim się rodzą już są komuś przypisani. To wy jesteście dzikusami. Marnujecie życia, a przecież są tak ulotne.
— Odszczekaj to!
— Mylę się?
— Mylisz!
Heste spojrzała prosto w oczy Yinana, a mężczyzna bez chwili zawahania nachylił się do niej. Czarnowłosa westchnęła krótko, ponieważ ich twarze znajdowały się kilka centymetrów od siebie. Niebezpiecznie blisko.
— Twoje reakcje mówią same za siebie. Podobam ci się, więc nie widzę problemu, żebyś nie chciała być ze mną.
— Wypraszam sobie! — kobieta, chciała popchnąć Yianana w tył, ale jego długie ramię dosięgnęło ją jako pierwsze.
Elf jednym ruchem ręki zepchnął Heste z głazu i kobieta wpadła do wody.
Wynurzyła się po paru chwilach, a jej zszokowany wyraz twarzy był pełen emocji i złości.
— Jak mogłeś?!
Czarodziejka wygramoliła się z wody, będąc cała przemoczona i znów weszła elfowi w drogę. Yinan chciał od niej odejść, ale to nie było łatwym zadaniem.
— Ty bezczelny...!
— Masz się mnie słuchać.
— Nigdy!
— Wypełnisz wolę żony i matki.
— Matki...? Co ty chcesz mi zrobić?! Nie oddam ci się nigdy! Zapomnij o tym! Najpierw prawisz, że jestem brzydka, a teraz ci się zachciało takich rzeczy?!
— Zakłócasz ciszę.
— To trzeba mnie było nie denerwować! Mówisz jakieś głupoty, potem wrzucasz do lodowatego źródła?! Czego ty ode mnie chcesz?!
— Chcę cię za żonę, to wszystko.
— Ale czemu...? Nie widzisz jak ranisz tą decyzją ojca? Stracisz wszystko jeśli mnie pojmiesz za żonę.
Yinan nagle odwrócił wzrok i po raz pierwszy poczuł się niepewnie w jej towarzystwie.
— Wypuść mnie stąd, powiedz, że uciekłam i już nigdy mnie nie zobaczysz.
— Obojgu nam przysłuży się to małżeństwo.
Heste zacisnęła dłonie w pięści, ponieważ nikt przedtem tak bardzo nie wyprowadził ją z równowagi, tak jak zrobił to Yinan.
— Czy ty siebie słyszysz? — zapytała, przez zaciśnięte zęby. — Nic o mnie nie wiesz. Znalazłeś mnie na polanie przy Emeresti, ochroniłeś przed strzałą. Tylko tyle nas łączy.
— Uciekasz przed czymś — powiedział, a wtedy Heste zamilkła. — Tak samo jak ja. Uciekam przed tronem, który nie jest mi przeznaczony. Moje miejsce jest tutaj, pośród natury i magii lasu. Jeśli pojmę cię za żonę wtedy stracę tytuł księcia, ojciec mnie wygna i będę żył tak jak tego pragnę. Lepszej okazji nie będę miał — Yinan zbliżył się do Heste i popatrzył jej w oczy. — Przeznaczenie cię do mnie przywiodło. Obiecuję, że jeśli zgodzisz się wyjść za mnie, wtedy nie dosięgnie cię żadne zło. Ochronię cię przed wszystkim.
Kobieta spuściła głowę w dół i pomyślała o tym absurdzie. Cała ta sytuacja wydawała się być oderwana od kontekstu, a jej decyzja o opuszczeniu Vesos szybko zaczęła ją przerastać.
— A co jeśli ja jestem tym złem?
Czarnowłosa pomyślała o królu, którego zdradziła, o wojsku, które z pewnością wyruszyło jej śladem, o konsekwencjach jakie mogły spotkać Emerestię jeśli będą przetrzymywać wroga Vesos.
— Ty nie możesz być zła — powiedział, po czym uniósł jej podbródek, aby Heste na nowo spojrzała w jego oczy. — Ktoś, kto uratował bezinteresownie rannego chłopca nie może być zły.
Heste znów odebrało głos. Zamilkła na długie minuty i wpatrywała się w mężczyznę, który był dla niej zupełnie obcy. Zjawił się w jednej chwili i to wystarczyło, aby wywrócił całe jej życie do góry nogami. Był arogancki, bezczelny, pewny swego i zaborczy, ale mimo wszystko potrafiła uwierzyć mu w każde słowa. Były tak szczere i naiwnie prawdziwe. Dały jej do myślenia aż do takiego stopnia, że rozważyła tę decyzję. Poczuła się również tak, jakby była mu winna za ratunek przed czekającą na napiętej cięciwie strzałą. Dlatego wpadła na pewne rozwiązanie.
— Jeśli wygrasz ze mną w walce, wtedy zostanę — Heste uniosła swe powieki i spojrzała na elfa zza długich, czarnych rzęs.
Grała nie fair, mając asa w rękawie pod postacią zakazanego zaklęcia. Była najpotężniejszą czarodziejką w Vesos i chciała to wykorzystać, aby jak najszybciej opuścić Emerestię. Elfom groziłaby wojna jeśli poślubiłaby Yinana.
— Medayo — zwrócił się do niej fałszywym imieniem. — Czy tylko w taki sposób mogę cię zdobyć?
— Tylko siłą, nie ma innej drogi — wyznała, szykując się do bitwy.
Stanęli naprzeciw siebie. Heste związała włosy i zdjęła z ramion pelerynę. Czuła dyskomfort, ponieważ jej całe ubrania były przemoczone, ale tym chciała się zająć tuż po wygranej walce. Kobieta uniosła ręce na wysokość klatki piersiowej, a w głowie szukała zaklęcia, które miało nie zranić elfa zbyt dotkliwie.
Yinan natomiast przyzwał do siebie kilka ptaków i rozsmarował na ciele złoto, którym został wcześniej obsypany. Heste uniosła kącik ust, ponieważ nie widziała w nim żadnego przeciwnika, a dbającego o siebie aż nadto rozkapryszonego księcia. Chciała mu pokazać, że miejsce u boku ojca, tytuły i władza nie były wcale takie złe.
Heste przystąpiła do ataku. Wymierzyła zaklęcie w kierunku Yinana, zamierzała go sparaliżować, a następnie wrzucić do wody, ale tak się nie stało. Mężczyzna w ułamku sekundy znalazł się przy niej i docisnął do jej gardła ostry sztylet, po którego ostrzu spłynęła krew. Heste z przerażeniem spojrzała na elfa i nie potrafiła pojąć jak mogła przegrać.
— To niemożliwe — szepnęła i upadła na kolana.
Wbiła paznokcie w ziemię i nie mogła uwierzyć, że przegrała w walce. Po raz pierwszy, ktoś ją pokonał i to w tak poniżający sposób.
Jak? Przecież... mam ze sobą moc zakazanego zaklęcia? Niemożliwe! Niemożliwe!
Yinan odszedł z doliny wolnej od zimowej pory, a następnego dnia Heste uczynił swoją żoną tracąc szacunek rodziny, przywileje oraz prawo do dziedziczenia tronu.
***
Yinan wziął ślub w tajemnicy przed rodziną, czym rozgniewał swego ojca, jak i króla do takiego stopnia, że przyspieszył decyzję o ścięciu włosów. Heste stała na uboczu i nie współczuła mężczyźnie, który siłą uczynił ją swą żoną, gdy publicznie utracił on honor elfa. Wziął na barki olbrzymie brzmię, został wyklęty przez górskie elfy i musiał odejść na ubocze, nie pokazując się nikomu na oczy.
Zabrał Heste do doliny, w której medytował, poświęcał się tradycji i ze spokojem dążył do odbudowania zaufania względem zwierząt i roślin. Gdy ścięto jego włosy utracił szacunek samej Matki Ziemi. Trawa pod jego stopami więdła, liście opadały, a żywe istoty przed nim uciekały.
Yinan nie raz zapłakał z tego powodu, ale mimo wszystko starał się być tak samo oddany jak zawsze. Szanował las, ziemię, drzewa, a Heste, choć przestała z nim rozmawiać zaraz po złożeniu przysięgi małżeńskiej obserwowała go z oddali.
Mijały dni, tygodnie i miesiące.
Życie w odosobnieniu z dala od cywilizacji i innych ras było dla Heste z jednej strony bezpieczne, ponieważ dzierżyła przy sobie jedno z najpotężniejszych zaklęć na świecie i nikt nie wiedział o tym, gdzie się ukrywała, z drugiej zaś strony ciążyło jej na sercu, że nie mogła rozwijać się w czarnoksięstwie i praktykować magii tak jak kiedyś. Jedyną rzeczą, którą trzymała ją przy zdrowych zmysłach była osada elfów, które poszły za byłym księciem oddając mu tym samym ogromy szacunek. Nie wyparli się go, choć popełnił wielki grzech biorąc za żonę ludzką kobietę. W tłumie tych elfów znalazła się rodzina chłopca, którego uratowała Heste tamtego mroźnego dnia. Kobieta mając dużo czasu, żyjąc w dziczy często spotykała się z małżeństwem Dele i Kinanimem, aby bawić się z ich dziećmi: chłopcem Enenanem i dziewczynką: Senne.
Pewnego dnia Heste została z dziećmi, ponieważ tak nakazał jej Yinan. Mężczyzna, wraz z dorosłymi elfami, którzy zostali przy nim nawet po wygnaniu ruszyli w kierunku zamku w Emeresti z polecenia samego króla.
Heste po raz pierwszy od dawna zaczęła się denerwować, odczuła obawy i nie wiedziała, czemu w jej myślach pojawił się jako pierwszy Yinan. Nie kochała go, nie chciała z nim dłużej być. Każdy wiedział, że nie byli zgodnym małżeństwem, że nie spali w jednym łożu. Czarodziejka czuła się tylko przez niego wykorzystana i nic więcej. Mógł w końcu żyć pośród lasów, z dala od odpowiedzialności. Momentami go wręcz nienawidziła, ale gdy wrócił o zmroku, sam, cały we krwi i pełen ran, kobieta nie mogła tego zignorować.
— Yinan! — krzyknęła i złapała go w ramiona, gdy ten opadał z sił.
Czuła na sobie ciepło szkarłatnej cieczy, jego ciężki oddech i ból, który go przeszywał.
— Heste...
Wypowiedział jej prawdziwe imię, a czarodziejka uniosła wysoko brwi i spojrzała w dal obawiając się tego, co nadejdzie. Nie była już człowiekiem magicznym z państwa Demes, jej kłamstwo wyszło na jaw, a Medaya była tylko przykrywką...
— Heste... — powtórzył. — Mówiłem, że zawsze cię obronię — powiedział, po czym odsunął się od małżonki i odszedł do swej groty, w której przyszło mu mieszkać.
Na samym środku polany zostawił żonę, której serce uderzyło mocniej i z tego powodu pękło, ponieważ Yinan tak naprawdę o niej myślał.
***
Następnego dnia Heste nieśmiało przyszła odwiedzić rannego Yinana. Kobieta spojrzała na męża i ujrzała jak na jego rozcięciach ułożone były przygotowane papki lecznicze z ziół i liści. Lekarstwa były darem od lasu, który nie sprzeciwiał się już byłemu księciu.
Heste weszła na jego posłanie i usiadła tuż przy mężczyźnie, który nawet na chwilę nie spuścił z niej wzroku. Patrzył na nią ze spokojem i łagodniej niż zwykle. Zobojętnienie odeszło w niepamięć, a między nimi nastała wreszcie atmosfera wolna od złości czy nienawiści.
— Przepraszam, z mojej winy zostałeś ranny... — wyznała, ze szczerą skruchą. — To moja wina... powinnam była stąd uciec, daleko, jak najdalej...
Kobieta zamierzała obwiniać się dalej, poczucie winy ogarniało jej myśli przez całą bezsenną noc, lecz nagle zamilkła, gdy poczuła rękę Yinana na swojej dłoni. Heste spojrzała najpierw na nią, a następnie na mężczyznę, który wracał do zdrowia.
— To nie twoja wina — powiedział, nie żałując niczego. — Jesteś moją khéle. Wybranką życia — wyznał.
— Ale ja... zdradziłam swój kraj, całą rasę... przecież już to wiesz.
— Gdy ojciec mnie wezwał do zamku i pokazał list gończy zrozumiałem, czemu masz przy sobie tak potężne zaklęcie — Heste uchyliła dolną wargę, ponieważ nie wiedziała, że Yinan był świadomy, że posiada ona zaklęcie. — Nigdy cię o nie nie pytałem, bo uznałem, że musiałaś mieć naprawdę ważny powód, aby uciec z zakazanym zaklęciem i zostawić za sobą znane ci życie. To musiało być dla ciebie trudne — powiedział i przesunął kciukiem po dłoni Heste wywołując u niej lekki rumieniec. — Odejść z Vesos i trafić do Emeresti. Chciałbym dać ci stąd odejść, ale gdy stąd wyruszysz nie mógłbym zasnąć. Bałbym się, że mogliby cię pojmać i stracić.
Heste patrzyła na Yinana z oczarowaniem, ponieważ nikt przedtem nie martwił się o nią tak bardzo. Ludzie widzieli w niej tylko zdolną, wybitną czarodziejkę, nikogo poza tym.
— Kto zadał ci te rany?
— Sitnar. Uznał, że naraziłem Emerestię na wojnę z ludźmi biorąc za żonę przypadkową kobietę, o której niczego nie wiedziałem.
— To ja naraziłam twój kraj. Nie ty...
— Heste... zrobię wszystko, aby dać ci szczęście. Jeżeli wyleczę rany, porozmawiam z Sitnarem oraz królem Ennenem, by wyprawić cię poza granicę Maristi. Daj mi tylko trochę czasu — powiedział, a wtedy Heste otworzyła usta, chcąc jak najprędzej go przed tym powstrzymać, ale głos nie opuścił jej ust.
Wycofała się przed wypowiedzeniem jakichkolwiek słów i wyszła z groty, spacerując po dolinie starając się odszukać właściwej odpowiedzi i decyzji.
Od chwili, gdy Heste i Yinan szczerze ze sobą porozmawiali dni zaczęły płynąć inaczej. Człowiek magiczny i elf zaczęli spędzać ze sobą coraz więcej czasu, później nawet całe dnie i powoli przypominali szczęśliwe małżeństwo, choć nadal nie zamieszkali razem.
Yinan zaczął uczyć Heste szacunku, jakim każda istota powinna obdarowywać Matkę Ziemię. Tłumaczył skąd posiadał tak wielką siłę i czemu natura pomagała mu w dosłownie każdej czynności. Czarodziejka z początku była sceptycznie nastawiona do medytacji i praktyk dzielenia się wszystkim z trawą, drzewami, deszczem i słońcem, ale z czasem zaczęła zauważać, że jej magia zaczęła się budzić do życia. Siła płynęła w jej żyłach, umysł otwierał się na nowe możliwości. Lekkość z jaką zaczęła posługiwać się magią była dla niej niezwykle urzekająca.
Heste uśmiechnęła się od ucha do ucha, gdy Yinan nauczył ją łapać gołymi rękami promieni słońca i przemieniać je w złoto, którym obdarowywały go zwierzęta.
— Ze słońca pochodzi moja siła, teraz ty także potrafisz nią władać — wyznał, szeptając te słowa prosto do ucha kobiety, stojąc za nią i sunąć dłońmi po jej ramionach. — Jesteś ode mnie o wiele potężniejsza.
— To cudowne, czuję całą magię, która jest we mnie.
Heste odwróciła się do Yinana i spojrzała mu w oczy inaczej niż kiedykolwiek.
Oboje podeszli na polankę blisko wodospadu. Heste używając magii przyzwała do siebie kilka kropel i oblała nimi Yinana. Mężczyzna jednak nie zareagował w żaden sposób i tylko patrzył na kobietę, która głośno się zaśmiała.
Gdy Heste zorientowała się, że elf dalej patrzył na nią tym intensywnym spojrzeniem zarumieniła się i przysunęła się do niego bliżej. Ostrożnie ujęła jego policzek i przesunęła kciukiem po bladej, błyszczącej złotem skórze. Zatraciła się w kolorze jego oczu i po chwili przełożyła jedną nogę nad jego nagami, po czym usiadła na jego udach. Yinan westchnął cicho i spojrzał na Heste z lekką obawą, nie mając pewności, co zamierzała. Kobieta widząc jego zakłopotanie poczuła się pewniej, choć nigdy nie doświadczyła takich rzeczy. Przymknęła oczy i musnęła wargi elfa.
Znów ich spojrzenia się spotkały, ale było w nich coś więcej; coś co zrodziło się po wielu trudach i przeciwności losu.
Yinan z początku niepewnie, ale ułożył swe duże dłonie na drobnym ciele Heste i znów zatracili się w pocałunku, który — choć niezgrabny — w końcu stał się dłuższy i namiętny.
Elf o krótkich, białych włosach przesunął dłońmi po udach Heste, a kobieta zacisnęła mocniej wargi, gdy dłoń mężczyzny znalazła się w ciepłym miejscu. Czarnowłosa pochyliła się nad twarzą Yinana i znów się pocałowali pogłębiając tę czułość z każdym kolejnym razem. A gdy nadeszła odpowiednia chwila złączyli się w jedno i podzielili każdym smutkiem, radością, intymnością.
***
Cztery miesiące później, obrzeża Rinerenu.
Heste wysłała do króla wampirów ze Wschodu wiadomość, aby spotkać się zimową porą. Kobieta słyszała o Selene od swej prababki, babki i matki, że władca krwiopijców był znany jako lojalny i oddany mąż. Dlatego czarodziejka podjęła tę decyzję.
— Królu wampirów Selene, znałeś moją babkę Erede — wyznała, a król stał przed nią w szacie i szklanej koronie.
— Twój ród zawsze był rozważny i podejmował niekonwencjonalne decyzje.
— Ta również taka będzie — powiedziała i wyjęła zza ciepłej szaty część zakazanego zaklęcia. — Chcę, abyś je przyjął, królu wampirów ze Wschodu. To potężna część zakazanego zaklęcia. Każdy słyszał o zdrajczyni z Vesos, wyklętej czarownicy Heste, ale nikt nie zna powodów mojej decyzji. Daję ci tę moc, abyś mógł się bronić przed ludźmi, którzy pragną twej zguby.
— Gdzie znajduje się druga część?
— W mojej wiosce — powiedziała. — Posiadam olbrzymią magię, ale w razie zagrożenia będę musiała chronić tych, których kocham — wyznała i położyła dłoń na brzuchu, w którym rosło życie.
— Czemu dajesz je mnie? Jestem ci obcy, pani.
— Vesos nadal pragnie mej głowy i zaklęcia. Nawet jeśli kiedyś mnie znajdą, nie zdobędą jego najpotężniejszej części. Zrób z nim co uważasz za słuszne, panie. Ludzie już nie są moją rodziną — powiedziała i powróciła do Emeresti.
Kilka miesięcy później na świat przyszedł jej pierworodny syn. Hybryda człowieka magicznego i elfa, która zaskarbiła serca szczęśliwych rodziców.
— Jest piękny... — Heste zapłakała, ale również się uśmiechała bez końca, gdy maleństwo złapało ją rączką za palec. — Taki piękny, po tatusiu. Yinan, spójrz.
— E dé de raj, khéle — powiedział i otarł on nosem o twarz dziecka.
— Su re di, khéle — Heste pocałowała męża, ale po chwili znów skupiła się tylko na małym synku.
— Zgodzisz się na imię, które dla niego wybrałem? — spytał Yinan, ale Heste pokiwała głową.
— I tak jest podobny do ciebie, geny elfickie przeważały, dlatego pozwól mi chociaż nadać mu imię.
— Jak sobie życzysz, khéle.
— Mikael — powiedziała, a łzy znów popłynęły po jej policzkach. — Jego imię to, Mikael.
***
Jeszcze jeden rozdział i wracamy do teraźniejszości ;)
Co myślicie o Heste i Yinanie?
Do następnego Duszyczki ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro