Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

osaczenie nieśmiertelnego

• • •






Wspominanie nocy spadających gwiazd wraz z Este było dla Selene niczym rytuał, który odprawiał w najmniej oczekiwanych momentach. Siedząc samotnie w sali obrad w wydrążonej przez naturę jaskini przypomniał sobie zapach świeżej trawy, którą oboje byli naznaczeni. Młoda kobieta ześlizgnęła się bowiem z niewielkiego wzgórza i upadła na ziemię, gdy Selene poszedł napełnić gliniane naczynie wodą. Wrócił, gdy tylko usłyszał ciche stęknięcie Este, która nie wstawała z trawy i zaczęła się śmiać. Mężczyzna był zaskoczony jej postawą, chciał jak najprędzej pomóc, ale jasnowłosa odrzuciła jego propozycję i została na ziemi z ubrudzoną od trawy białej sukience.

— Teraz już kompletnie nie przypominam szlachcianki — odpowiedziała z rozbawieniem, ponieważ wiedziała, że nie miała szans, aby jej wstydliwa sytuacja się nie wydała.

Nie przed kimś pokroju Selene, który zjawił się obok niej w ułamku sekundy.

Este patrzyła spokojnie w kryształowe oczy białowłosego wampira i choć sądziła, że potrafiła im nie ulegać, tak się nie stało. Kobieta splotła dłonie na brzuchu i przeniosła wzrok na niebo, które wkrótce miało zostać obsypane gwiazdami.

— Możemy zostać tutaj. Stąd też będzie piękny widok — odparła, a jej głos delikatnie zadrżał.

Selene to wyczuł, a Este o tym wiedziała.

Mężczyzna usiadł tuż przy ukochanej i za pomocą swej unikalnej zdolności stworzył lodową łodygę, na której ułożył najprawdziwszy kwiatowy pąk. Aby nie spadł oplótł go szronem, który błyszczał w blasku kończącego się słońca i pięknych oczach Este. Drobny prezent uniósł przed twarzą kobiety, która starannie ujęła w dłonie unikatowy podarek. Uśmiechnęła się pod wpływem chwili, a w piersi poczuła ciepło, lecz na dłoniach chłód, do którego zdążyła się przyzwyczaić. Uwielbiała trzymać za ręce Selene i czuć jego zimne ciało przy swoim.

— Podoba ci się? — spytał nieśmiało, jakby był młodzieńcem przeżywającym swą pierwszą miłość wolną od wcześniejszych rozczarowań.

— Jest prześliczny — wyznała, będąc oczarowana.

Niespełna godzinę później, którą oboje spędzili na długiej rozmowie, na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy. Prawie je przegapili tonąc w swych spojrzeniach, jednak gdy ciała niebieskie zaczęły spadać Este podparła się na dłoniach i z podekscytowaniem wskazywała na nie palcami. Radosny śmiech kobiety, jej pukle włosów kołysające się na ramionach, a także promienny uśmiech były dla Selene dużo cenniejsze niż gwiazdy.

Ukradkiem, kompletnie z zaskoczenia nachylił się do jasnowłosej i pocałował ją czule. Este zacisnęła mocniej dłoń na lodowej łodyżce kwiatu i poczuła jak pod wpływem ciepła, które ją przepełniło, jedna z kropelek spłynęła po jej ręce.

W zupełnym odosobnieniu, z daleka od Neres na nieznanym im wzgórzu pocałunkom człowieka i wampira towarzyszyły spadające gwiazdy.



Selene uśmiechnął się nieznacznie, gdy wspomniał o Este, którą odwiedził kilka dni wcześniej. Obserwował ją zarówno z oddali, jak i ukrycia nie mogąc jej narażać na niebezpieczeństwo. Był w końcu najstarszym z krwiopijców i królem wampirów ze Wschodu, które w obecnym czasie były zagrożone. Zdawał sobie sprawy z nadchodzącej wojny i prawdopodobnego starcia z czarodziejami z Vesos. W głowie obmyślał strategię i zlecił infiltrację ludzkiego zamczyska, lecz przedtem... przed wyruszeniem na otwartą wojnę musiał raz jeszcze ujrzeć kobietę, której zawdzięczał jakąkolwiek chęć do życia. Sądził, że promyk ten zgasł, ale jasnowłosa mieszkanka Neres ponownie go rozpaliła i nauczyła, że wieczność mogła wiązać się z cudownymi uczuciami.

Wampir czekał cierpliwie na moment, w którym Este zacznie prać ubrania w pobliskiej rzeczce i doczekał się tej chwili, choć wyglądała ona inaczej niż zwykle. Z małego domku nie wyszła sama, a w towarzystwie starszego mężczyzny i małej dziewczynki. Este pożegnała się z nimi i wzięła w końcu kosz pełen ubrań tuż po tym jak pomachała tym dwojgu na pożegnanie.

Selene widząc jej uśmiech, sytuację, w której spędzała czas z innymi ludźmi odczuł pewnego rodzaju ulgę, lecz jednocześnie... zapragnął być na miejscu mężczyzny, który spoglądał na kobietę z życzliwością i uczuciem. Este była inna. Jej wzrok przypominał bardziej troskę niż emocje, która mogła by ją pchnąć w stronę miłości. Selene odczuł ulgę widząc jak kobieta z dużym pokładem energii, nucąc ludową pieśń pod nosem zaczęła prać ubrania. Wampir się uśmiechnął, jednak tylko na moment, ponieważ... nie chciał dla niej takiego życia. Nie chciał, aby samotnie spędzała tu lata czekając na niego w nieskończoność. Nie chciał, aby zaczęła się starzeć, nie mając u boku męża.

On nie mógł do niej wrócić. Nie mógł podbiec do kobiety, którą kochał; uścisnąć jej i złożyć na ustach pocałunku. Był obcym, był wrogiem ludzi i Vesos, dlatego musiał się powstrzymać i wycofać, choć kosztowało go to mnóstwa energii i samokontroli. Jego oczy błysnęły, wyobraźnia przeniosła go na miejsce tamtego mężczyzny i pomyślał o tym, że tworzyli rodzinę. On, Este i mała dziewczynka biegająca na polanie. Selene wyczarowałby dla niej łodyżkę, a mała znalazłaby pąk kwiatu, który z pewnością dopasowałby się do nasady.

Było to jednak nieuchwytnym marzeniem.

— Wasza Wysokość — Aris i Messele przekroczyli próg sali niezwłocznie po powrocie z Vesos.

Selene przyjrzał się im i nie mógł nie zapytać:

— A gdzie Azriel?

— Nie wrócił? — Aris zaskoczony zmarszczył brwi, lecz nie uznał tego za coś podejrzanego i wartego uwagi. — Nie sądzę, abyśmy się powinni martwić, panie. Azriel jest waleczny i niezwykle silny, z pewnością niedługo wróci.

— W każdym razie to nie może czekać — Messele spojrzała na swego władcę . — Alessander poczynił duże kroki. Nie mamy wyboru, musimy zaatakować Vesos. To jedyna szansa, aby zwyciężyć.

— Messele — Aris stanął przy wampirzycy i ze stoickim spokojem dodał: — Po kolei. Musimy zdać raport.

— Aris ma rację. Najpierw muszę się wszystkiego dowiedzieć — powiedział, a wampir spojrzał na władcę i zauważył coś, co wyraźnie mu się nie spodobało.

— Nie ma z nami Azriela, twej prawej ręki, ale to chyba nie oznacza, że Wasza Wysokość może występować przed nami nie mając korony — Aris zwrócił uwagę na srebrno-złoty atrybut królewski, a następnie spojrzał w oczy jak kryształ. — Wampiry ze Wschodu potrzebują króla. Jeszcze nigdy w życiu nie potrzebowały go tak bardzo jak teraz. Wasza Wysokość musi okazywać nam szacunek, w innym wypadku ten szacunek straci.

Selene przyjrzał się swemu poddanemu, trzeciemu z linii krwi i spuścił głowę patrząc na koronę, która leżała tuż przy jego czarnych szponach.

— Nie zasługuje na to, aby ją nosić.

— Panie! — Messele uniosła ton głosu i z niedowierzaniem popatrzyła na protoplastę. — Bez króla jesteśmy skończeni!

— Zamierzam wyruszyć do Vesos w dniu zaślubin króla Alessandra i porozmawiać z nim jak władca z władcą.

— Zginiesz, mój panie...

— To bardzo nierozważne — powiedział Aris, lecz jego spokój zaczął udzielać się pozostaje dwójce wampirów.

Zawsze cechował się on dużym skupieniem i opanowaniem czego brakowało Azrielowi i Messele. Wampir podszedł bliżej Selene, chwycił za koronę i umieścił ją na głowie króla przypominając mu dosadnie kim jest i że nie mógł tak łatwo się poddawać.

— Przyrzekłeś nas prowadzić — wyznał. — Chronić i zapewnić lepszą przyszłość. Jeśli nie potrafisz tego ujrzeć, panie, patrząc na swój lud to pomyśl o dziewce, którą obdarzyłeś uczuciem — Selene zamarł i wstrzymał na moment oddech. — Jeśli otwarta wojna wejdzie w życie dosięgnie niewinne istoty, dlatego proszę, mój panie, wróć do nas — Aris nadal patrzył w jasne oczy króla, który jakby wybudził się z amoku i spojrzał na doradcę. — Stań do walki i odbierz co twoje. Wróćmy do domu, wróćmy do Rinerenu, a wtedy na nowo ujrzysz jak jesteś ważny dla ludu — tymi słowami mężczyzna zasiał ziarno nadziei w sercu Selene.

Białowłosy dotknął dłonią korony i przypomniał sobie jak żałośnie się zachował wobec swym ludzi. Pogrążył się w rozpaczy i zapomniał o tym, że wojna czyhała za rogiem. Obiecał bronić, a nie poczynił żadnych kroków, które poprowadziłyby ich ku wolności. Schował się w jaskiniach, ukrył wampiry, które przecież pragnęły prawdziwej wolności, a nie żyć w ukryciu z obawą o atak ze strony ludzi. Atak był coraz bardziej wiarygodny.

Selene pomyślał przez chwilę o Este, a także o tym, że nigdy by sobie nie wybaczył gdyby wojna dosięgnęła Neres.

— Pielęgnuje przeszłość, zaniedbując teraźniejszość, nie spostrzegając, że żyje już w przyszłości... — kryształowe oczy znów nabrały blasku, budząc tym samym chęć do pełnienia obowiązków. Choć nadal czuł przytłaczające go brzemie bycia władcą, nie mógł od tego uciec i skryć się wraz z Este na krańcu świata. Nie mógłby zostawić ludu, dlatego z wdzięcznością spojrzał na Arisa. — Dziękuję ci, Arisie. Powiedzcie mi teraz, czego dowiedzieliście się w Vesos.


— Żoną Alessandra Darte XVI została księżniczka Deste z państwa Demes.

— Wybrał zagraniczne państwo, które żyje w zgodzie z wampirami. Doszło tam do porozumienia około sześćdziesięciu lat temu.

— Deste ma olbrzymią armię, ale to nie koniec — zaczęła Messele z pełną powagą. — Do armii Alessandra dołączyły wampiry z Zachodu.

Selene nie krył swego szoku i uniósł brwi.

— Na ich czele stała zamaskowana postać w kapturze — Aris kontynuował, aby nie zdekonspirować Selene. — Plotki głoszą, że jest to informator z Maristi. Nikt nie zna jego tożsamości, rasy, pochodzenia. Nazywany człowiekiem lub duchem w kapturze.

— Alessander działa z pewnością i inteligencją. Pojął za żonę potężną kobietę, która osaczy nas z jednej strony, a wojska Vesos z drugiej.

— Jesteśmy w potrzasku — Messele zabrzmiała, jakby sama straciła nadzieję.

— Król, który nienawidzi wampirów — Selene zmrużył oczy i zaczął spostrzegać pewną niezgodność. — Wampiry zabiły jego ojca, wampiry targnęły się na jego życie, a teraz się z nimi brata — król wstał z kamiennego tronu i spojrzał na mapę Maristi, która była wyłożona na stole. — On nie jest osobą, która wybacza. Jest władcą zdecydowanym i morderczym. Wydał rozkaz zabicia wampirów pod murami obronnymi... Tu chodzi o coś więcej...

— O co, Wasza Wysokość?

— Zakazane zaklęcie...

— Alessander nie ma pewności, że to ty je posiadasz, panie. To jego ojciec, Lesse był o tym przekonany i wyprowadził atak na Rineren dwadzieścia lat temu. Obecny król nie poruszyłby dwóch krajów, nie bratałby się z wampirami z powodu przeczucia — Messele chciała go sprowadzić na ziemię.

— To by oznaczało... — Aris połączył fakty szybciej od kobiety.

Nie czekając dłużej Messele również sobie uświadomiła pewną możliwość.

— To nie może być prawda. Nikt nie ośmieliłby się zdradzić Selene!!! — wykrzyczała, zdając sobie sprawę, że jeden z doradców nie powrócił z Vesos.

— Myślę, że... — Selene z bólem serca to przyznał. — Jest taka możliwość.

— Panie!!!

— Nasze szanse maleją z każdym dniem. Mój lud o tym wie. Jakie mamy straty?

— Ponad dziesięciu ludzi, głównie oddział Azriela. Złapano ich i wtrącono do lochu — Selene znów spostrzegł niepasujący element.

Czemu Alessander przestał zabijać wampiry? Zaklęcie? Dlaczego by go zapragnął? Czemu teraz?

— W najgorszym przypadku będę musiał ruszyć i porozmawiać z Alessandrem.

Aris westchnął i poinformował o kolejnym postulacie króla Vesos.

— Alessander jest w stanie wybaczyć wampirom ze Wschodu i dołączyć ich do Zachodu. Jeśli poddamy się bez walki i oddamy pokłon królowi Vesos będziemy mogli zacząć nowe życie. Warunkiem jest także wydanie cię w ręce sprawiedliwości — powiedział. — Lecz o zakazanym zaklęciu nie było mowy.

— To podstęp — Messele spojrzała wrogo na mapę skupiając wzrok na zamku ludzkiego króla. — Panie mój... Król Vesos nigdy nam nie wybaczy.

— Jednak wampiry z Zachodu wziął pod swe skrzydła — Selene czuł niezgodność, która uwierała go jak nieznośna drzazga pod paznokciem. — Gdybym miał pewność, że nie zrobi wam krzywdy wtedy... sam oddałbym się w ręce ludzi.

— Po co odgrywać rolę męczennika?! To poszłoby na marne!!!

— Mój lud wycierpiał przeze mnie zbyt wiele. Nie jestem dobrym królem.

Aris nadal spokojnie przyglądał się władcy i z nostalgią powiedział:

— Widziałem jak walczyłeś pod Tilibisem. Rozgromiłeś armię w pojedynkę, nie biorąc jeńców, przyjmując na swe barki brzemię i każdą osobną śmierć. Gdy ujrzałem cię w koronie z białego rogu i szacie w kolorze twych włosów... wiedziałem, że za tobą pójdę.

— To było ponad sto lat temu, Arisie...

— Dlatego bądź tamtym królem i teraz. Walcz o swój lud.

— Nie poddam się bez walki — Selene odparł uspokojająco zapewniając, że nie zamierzał się wycofywać.

Kiedy poczuł, że odzyskiwał grunt pod nogami, Aris skutecznie spłoszył go kolejną wiadomością.

— Jest jeszcze jedna kwestia, Wasza Wysokość.

— Jaka?

— Chodzi o Rilana. Widziałem go w towarzystwie wroga. Czarodzieja imieniem Cadis.

— Cadis? — szepnął jego imię i przypomniał sobie przeszywające, mordercze spojrzenie młodziutkich jasnych oczu, które się w niego wpatrywały. Selene uchylił usta, bo nie wierzył, że Rilan trafił akurat w ręce najpotężniejszego i najgroźniejszego z czarowników.

— Wyglądało na to, że razem współpracowali. Rilan miał na sobie pasującą do niego pelerynę i był przebrany za czarodzieja niższej rangi.

— On go wykorzysta, a następnie zabije... — Selene chwycił się za głowę i przypomniał sobie ośmiolatka na polu bitwy, który zabijał z zimną krwią jego lud. — Czemu on tam był? Czemu z nim?! — król wampirów opadł na tron. — Rilan miał być już daleko stąd... Chciał wyruszyć w świat...

— Wasza Wysokość — Aris stanął przed królem i oddał mu pokłon wraz z Messele. — Czekamy na rozkazy.






















Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro