Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

niezapowiedziany gość

• • •





Minęły dwa tygodnie odkąd Rilan i Cadis znaleźli się w Neres. Czarodziej odzyskał prawie pełnię sił i na uboczu, w piękny, słoneczny dzień oboje siedzieli na mostku przy płynącym strumyku. Białowłosy zaciskał dłoń, a przez palce wydostawały się przezroczyste bańki. Cadis otworzył dłoń i z jej wewnętrznej części wydobyła się okrągła, mydlana kulka. W słonecznych promieniach mieniła się światłem, a kolory odbijały się w niej tworząc małą tęczę. Rilan przyglądał się temu zjawisku, czarodziejskiej sztuczce z otwartymi szeroko oczami. Wampir był wniebowzięty, ponieważ pierwszy raz w życiu widział podobne cuda.

— Cadis! Jesteś niesamowity! — powiedział donośnie.

Rilan dotknął bańki, a ta zareagowała jak ktoś, kto został połaskotany. Przezroczysta kulka oddaliła się od dłoni wampira zginając się, a gdy młodzieniec znów chciał ją pochwycić, bańka pękła rozsypując brokatowe, pudrowe drobinki.

— To takie piękne! Zrób jeszcze jedną! — klasnął w dłonie i usadził się na mostku jak dziecko wyczekujące łakoci.

Cadis trwał w bezustannym, spokojnym uśmiechu i utworzył kolejną bańkę, a Rilan zachwycał się nią tak samo mocno jak gdyby ujrzał ją po raz pierwszy.

Este spoglądała na dwójkę towarzyszy z okna domu myjąc naczynia po porannym śniadaniu. Kobieta przyzwyczaiła się do ich obecności, rozmowy z Rilanem sprawiały jej przyjemność, choć od Cadisa nadal stroniła. Obawiała się go, w głowie miała mnóstwo myśli, ponieważ gdy jeszcze była panią dworu na Północy słyszała niepochlebne plotki o królewskim czarodzieju. Nie było mowy o pomyłce. Był to Michael Cadis Darco.

— Rilan — Cadis zobaczył jak zęby wampira wysunęły się na widok krwi, która od czasu do czasu przesiąkała bandaż. — Przemieniasz się. Musisz się na mnie pożywić.

Czar prysł jak kolejna z baniek. Rilan spojrzał na czarodzieja powściągając brwi.

— Nie, nie chcę się na tobie żywić. Nie mogę. Wciąż musisz wypoczywać i odzyskać siły — powiedział, nadal wahając się czy nie powinien oddać Cadisowi drugiej części zakazanego zaklęcia.

Jednak... coś go wciąż przed tym powstrzymywało. Zaczął się zastanawiać czy zaklęcie bardziej nie przysłużyłoby się Este.

— W takim razie musisz ruszyć do Ezry — wyznał, a imię pół elfa z trudem przeszło mu przez gardło. — W końcu ma u mnie dług. Zostawił nas na pastwę losu w Vesos.

Wampir słysząc te słowa jeszcze bardziej się zdenerwował.

— Ezra nie jest ci niczego winien.

— Czyżby? — spytał z ironią. — Tylko dzięki mnie ocalił swego kochanka.

— Cadis... jak możesz tak mówić? Ezra zawarł z tobą układ. Poza tym... miał prawo cię tak potraktować.

— Miał prawo? Widzę, że zbyt dużo czasu ze sobą spędziliście.

— Cadis! — twarz Rilana pokryły czarne linie.

— Tracisz nad sobą panowanie.

Rilan odwrócił wzrok od czarodzieja i zeskoczył z murku. Wampir odczuwał złość, która się w nim piętrzyła, ale za wszelką cenę pragnął ją opanować. Zbyt bardzo zależało mu na Cadisie, aby odtrącić go tak łatwo, lecz momentami nie wiedział co robić. Nie rozumiał jego działań, przykrych słów, wahań nastrojów, odrazy do Ezry... a tak bardzo zależało mu na tym, aby Cadis w końcu się przełamał i wyznał mu prawdziwe uczucia. Ten ciążący na jego sercu kamień. Nie mógł wyprzeć z pamięci chwili, gdy Cadis prawie się przed nim otworzył. To było tej samej nocy, gdy udało im się uciec z Vesos i znaleźć schronienie w Neres. Czarodziej przyznał, że potrzebuje, aby ktoś go uratował, lecz jeszcze nie wiedział przed czym.

Rilan spojrzał kątem oka na czarodzieja, który zmienił swój wyraz twarzy. Nienagannie wyprostowane plecy, zastygła obojętność, chłód, ale także piękno.

Wampir odetchnął ze smutkiem i dodał, nim odszedł z Neres.

— Porozmawiamy jak wrócę.

Po tych słowach zniknął, co wzbudziło w Este niepokój. Kobieta otarła ręce o białą szmatkę, a następnie wybiegła z domu wołając za wampirem, który był już daleko stąd.

— Rilan!

— Zostaw go. Niech idzie — Cadis podszedł do chatki skupiając się na Este, która pomimo ostrego spojrzenia czarodzieja nie odczuła strachu.

— Co mu pan powiedział? Gdzie poszedł Rilan?

Czarodziej czekał na ten moment. Dzień, w którym zostanie sam na sam z Este i będzie mógł z nią porozmawiać bez obaw, że Rilan ich usłyszy. Celowo docisnął dłonią rany, z której na nowo zaczęła sączyć się krew. Mając świadomość tego, że Rilan nie pożywił by się na nim od początku wiedział, że młodzieniec będzie musiał ruszyć do doliny Świętego Drzewa.

— Jesteś kochanką Selene — powiedział, przyglądając się kobiecie jeszcze bardziej intensywnie.

Este starała się być czujna, ale kłamstwo w tym przypadku nie wchodziło w grę.


— Podsłuchałeś nas, panie? — spytała, wytykając mu brak manier. — Czego pan chce?

— Jesteś naiwna, bardziej niż Rilan. Przyjęłaś pod dach czarodzieja. Czy wieści z Vesos nie docierają do Neres? Królewscy czarodzieje zabijają wampiry ze Wschodu.

— To czemu Rilan żyje? — kobieta słusznie zauważyła, a wtedy ekspresja twarzy Cadisa się zmieniła na ułamek sekundy.

Zaskoczyła go.

— Codziennie ze sobą rozmawiacie — białowłosy podszedł bliżej Este i chciał ją osaczyć, ale w jej niebieskich oczach nie było cienia strachu. — Rilan z pewnością ci powiedział, że razem staramy się oczyścić twego kochanka z zarzutów zamachu na króla Alessandra — trafił w punkt, Este faktycznie wiedziała o tym pakcie, ale obserwując czarodzieja od dwóch tygodni wątpiła w jego lojalność. Momenty słabości dopadały ją jak widziała Cadisa wraz z Rilanem; gdy wspólnie spędzali czas, przesiadywali na łące lub kładli się razem na leżance. — Rilan wątpi w niewinność Selene, a ja zauważyłem pewne nieścisłości związane z zamachem.

— Mam uwierzyć, że chce pan oczyścić Selene ze stawianych mu zarzutów?

Cadis nie odpowiadał przez dłuższą chwilę.

— Do Neres docierają wszystkie informacje, w końcu jesteśmy pod rządami króla Alessandra Darte XVI. Wiem, że czarodzieje z Vesos starają się pochwycić zakazane zaklęcie. To na nim ci zależy, panie? Na zaklęciu? Wybierze je pan zamiast Rilana?

Este spojrzała głęboko w oczy Cadisa i w ich jasnym odcieniu, zauważyła zranioną duszę, która nie chciała dopuścić do siebie uczuć.

— Nigdy nie potrafiłam zrozumieć takich jak ty? Ludzi odtrącających miłość.

— Miłość? — powtórzył.

— Rilan cię kocha — powiedziała to z lekkością i pełną szczerością, której nie mogła otrzymać od Cadisa.

Czarodziej miał jakiś cel, którego nie potrafiła zrozumieć.

Cadis słysząc te słowa z ust kobiety usłyszał własne serce, które uderzyło w jego piersi. Tak mocno, że odczuł ból. Chciał jak najprędzej wyprzeć to uczucie. Dostać w ręce Selene, a także pozyskać zakazane zaklęcie. Este się nie myliła, ale dzięki tej rozmowie zrozumiał, że kobieta nie była w jego posiadaniu, co podejrzewał. Wyczuł w Neres silną magię, odkąd sam zaczął odzyskiwać swoją. Tylko zaklęcie musiało się dla niego liczyć. Starał się siebie okłamywać na każdym kroku. Ranił celowo Rilana krzywdząc nie tylko jego uczucia. Cadis się wyniszczał, bo na drodze swego przeznaczenia nie przewidział Rilana.

— Nie można pokochać kogoś w tak krótkim czasie — powiedział.

— Można — w mgnieniu oka otrzymał zaprzeczenie. — Gdy spojrzałam w oczy Selene wiedziałam, że to ten jedyny. Mężczyzna, którego nikt nie zastąpi — wyznała z pewnością i chciała tym samym dać do zrozumienia Cadisowi, że nie można było uciec od tak silnych uczuć.

Czarodziej znów ją rozczarował.

— Żałosne.

— Bez względu na to co myślisz o uczuciach nie możesz zranić Rilana. On widzi w tobie dobro, które chcesz za wszelką cenę od siebie odeprzeć. Pragniesz odtrącić od siebie miłość, choć nawet nie zauważasz jak mocno zależy ci na tym chłopcu — tym razem to Este postawiła krok naprzód i spojrzała na Cadisa z bliska, dzieliły ich twarze tylko marne centymetry. Czarodziej odczuł niepokój. — Nie znam powodu, dla którego chcesz stać się samotnikiem. Nie wiem co pchnęło cię w otchłań nieczułości i intryg, lecz jeśli tylko dopuścisz do siebie uczucia Rilan cię ochroni. Kompletnie nieświadomie obdarzy cię ogromną siłą.

Cadis patrzył w oczy Este przez kilka chwil, lecz dłużej nie wytrzymał tego napięcia. Zacisnął powieki, a następnie minął ją czując jak w jego głowie znów pojawiały się myśli, które pchały go w stronę Rilana. Obrazy te wyświetlały się w jego umyśle bezustannie. Widział jego uśmiech, słyszał radosny śmiech, a także ujrzał w nim część siebie, której pragnął. Być wolny.

Znów. Znów tego zapragnął, lecz na marne.



***




Rilan po sprzeczce z Cadisem zjawił się niezapowiedzianie w sklepie Ezry. Ukrył się w kącie i zwinął w kłębek. Z powodu nieżywienia się krwią od kilku dni z braku sił ułożył się na podłodze za ladą. Brak pożywienia mu doskwierał, ale jeszcze bardziej konflikt uczuć Cadisa, których nie potrafił odgadnąć.

Ezra kompletnie nie przejął się wampirem i dalej starał się opracować nowy eliksir. Rilan milczał i tylko dlatego pół elf nie kazał mu odejść. Gdyby zaczął mu się żalić, mówić bzdury i wywołujące wymioty uczucia względem parszywego czarodzieja wyprosiłby go szybciej niż wampir zdołał przekroczyć próg.

W akompaniamencie bulgoczącego wywaru w fiolce do kryjówki Ezry przyszedł Azazel. Pół elf wysłał partnera do doliny, aby ten przyniósł mu zioła lecznicze i zakupił na targu kilka traszek.

— Już jestem.

— Przecież widzę, nie musisz mi tego dodatkowo mówić — bąknął i starał się nie zdradzić przed Rilanem, że między nim a Azazelem zaszło ostatnimi czasy coś więcej.

Demon uśmiechnął się jak zawsze słysząc zdenerwowanie w głosie Ezry i położył na blacie wszystko co miał przynieść. Pół elf wyczuł zapach suszonych płazów i zerknął w ich kierunku, po czym zawiesił oczy również na Azazelu. Mężczyzna miał spięte w koński ogon włosy, a na siebie nałożył charakterystyczne czarne, obcisłe ciuchy. Ezra zawiesił wzrok na umięśnionym brzuchu demona, którego bluzka sięgała tylko do połowy torsu i nie miała rękawów. Odsłonił o wiele za dużo.

Nim Ezra zdążył jednak skomentować jego ubiór Azazel zauważył nieruchome, blade ciało ułożone w kącie. Demon podskoczył nad ziemią i złapał się drążka, na którym miał w zwyczaju ćwiczyć i przyjrzał się z góry nieznajomemu.

— Co z nim?

— Chyba zdechł — Ezra powiedział to bez przejęcia, co kłóciło się z jego zawodem lekarza i dalej mieszał eliksir. 

— Jak możesz być tak bezduszny.

— Ja? Jestem miłosierny. Dałem mu dach nad głową. Przynajmniej nie leży na dworze.

— Nie widzisz w jakim jest stanie? On zaraz umrze — Azazel zeskoczył tuż przy wampirze i spojrzał jak płytko oddychał.

Widział już taki stan na polu bitwy, gdy wampiry zostawały kompletnie odcięte od krwi.

Ezra wzruszył ramionami.

— Na złamane serce jeszcze nikt nie wymyślił eliksiru — podał realną diagnozę.

Ezra domyślił się, że powodem wszystkich trosk w życiu Rilana był z pewnością Cadis.

Azazel nadal patrzył na wampira i ujrzał jak z jego kłów spływała ślina. Było to oznaką wampirycznego głodu, który stale będzie się nasilał.

— Moja krew może sprawić, że straci świadomość za to twoja... jeśli tylko oddzielisz demoniczną ciecz od elfickiej...

— Chwila, chwila, chwila — Ezra podniósł rękę i spojrzał na Azazela. — Kto powiedział, że będę czyimś deserem?

Azazel przeskoczył na drugą część pokoju i znalazł się przy Ezrze. Czarnowłosy poczuł się przytłoczony tą dominacją, przez co jego uszy skierowały się ku dołowi.

— Niechętnie to mówię, ale tylko ty możesz go uratować.

Ezra bił się z własnymi myślami i koniec końców uległ Azazelowi. Coraz częściej dochodziło do takich chwil, gdy mu ulegał, odkąd spędzili wspólnie noc. Reszta pozostawała bez zmian. Spory, wymiana zdań były ich codziennością.

— Nooo dobra! Niech ci będzie.

Ezra sięgnął za klamkę drzwiczek pod ladą i wyciągnął z niej fiolki własnej krwi. Miał przygotowane zapasy oddzielonej cieczy, która nie raz była potrzebna jego pacjentom pochodzącym z różnych ras.

— Tylko, żeby się nie uzależnił. W przeciwnym razie z przyjaciela stanie się wrogiem.

— Heee, ty kogoś określiłeś przyjacielem? — Azazel zaczął się z nim droczyć.

— Zamknij się.

— To ten chłopiec, o którym mi opowiadałeś? To on przyszedł mnie uratować? — demon spojrzał na nieznajomego i faktycznie przypomniał sobie, że towarzysz Ezry w Vesos był krwiopijcą.

Ezra w ciszy zaczął przeglądać fiolki z krwią, aby wybrać tę najbardziej odpowiednią, a wtedy Rilan tak samo jak Azazel — z lekkim opóźnieniem — połączył fakty.

Młodzieniec poderwał się z podłogi i szybko z niej wstał spoglądając w czarne oczy Azazela. Rilan przyjrzał się jego sylwetce, a także licznym biznom, których białowłosy się nie wstydził i nie zamierzał ich ukrywać. Był w końcu wojownikiem, rewolucjonistą, który w zatrważającym i dość krótkim czasie został postawiony na nogi. Był przecież bliski śmierci.

— Jesteś demonem! — powiedział w głos. — Azazel!

— Ożywiłeś się tak nagle — demon zbliżył się do wampira i kleplnął go po ramieniu.

Ezra słysząc ten żałosny żart przewrócił oczami.

— Chciałbym cię o coś zapytać — Rilan uśmiechnął się do białowłosego.

Ezra słysząc tę irytującą formułkę obrócił się na krześle i spojrzał na Rilana piorunując go wzrokiem.

— Nie — wycedził.

— Pytaj — zachęcił go Azazel, który lubił robić wszystko na przekór Ezrze.

— Jak samice demonów usuwają niechciane ciążę? — spytał, przypominając sobie, że podczas podróży do Vesos Ezra nie chciał mu odpowiedzieć na to pytanie.

— Z pewnością ten mądrala mówił ci o tym, że demony mają inne narządy wewnętrzne — wskazał na pół elfa kciukiem, ignorując kompletnie jego obecność. — Samice, gdy są brzemienne przerzucają płód z macicy do żołądka i wywołują torsje — powiedział to w najbardziej neutralny sposób jaki mógł tylko istnieć.

Rilan pobladł na twarzy, a żołądek skręcił mu się na tyle, że nie był pewny czy wypiłby teraz chociażby kroplę krwi.

— Wystarczy już, głupku. Rilan wcale nie musiał o tym wiedzieć.

— Dlaczego? Przecież to normalne — Azazel dziwił się Ezrze.

— Dla ciebie. Jesteś w pełni demonem. Twoja rasa jest wychowywana od najmłodszych lat na takich prostaków lubujących się w ciągłym spółkowaniu i pozbywaniu się niechcianych płodów.

Azazel nie zareagował będąc przyzwyczajony do kąśliwych uwag Ezry. Spojrzał na niego kątem oka i uśmiechnął się widząc jak pilnie pracował nad kolejnym produktem, który zamierzał sprzedać na czarnym rynku. Choć te słowa pół elfa były krzywdzące tak nigdy nie zareagował na jego uwagi dotyczące potomstwa. Dla Ezry był to trudny temat ze względu na to, że był w połowie elfem, a ta rasa z trudem przynosiła na świat dzieci. Ciążę były rzadkie, niezwykle trudne do utrzymania przez samiczki.

— Zostaniesz na kolację? — Azazel rzucił ten pomysł, a Rilan przyjął jego propozycję, choć oboje wiedzieli, że nie pożywi się niczym innym, prócz krwią.

Usłyszeli jedynie ciche westchnienie dezaprobaty.

















***

Myślę, że będzie jeszcze około 7-8 rozdziałów + epilog.

Planuję również 2 special chaptery^^

Do następnego Duszyczki ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro