Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

nie każdego możemy pokochać

• • •






Tamtego dnia Ezra miał pełne ręce roboty. Nie spodziewał się przybycia Cadisa, a tym bardziej nieznanego mu chłopca, który miał nad wyraz lekceważące podejście względem osoby tak wysoko postawionej w hierarchii. Pół demon przyrządzając kolejne eliksiry tryskał energią, która już od dawna tak nie rozpaliła go od środka. Trzymając w kieszonce szerokich zwiewnych spodni karteczkę pozostawioną przez czarodzieja był jeszcze mocniej podekscytowany i zamierzał jak najszybciej skomplikować życie Cadisa poszukując informacji o Rilanie z Neres. Mężczyzna miał przeczucie, że zdoła odnaleźć coś więcej niż adres zamieszkania.

Drzwi otworzyły się z hukiem. Ciężkie, długie buty o grubych podeszwach przemierzyły pracownię Ezry, który nawet nie musiał spoglądać na osobę, która weszła do jego świątyni tak bezczelnie. Rzucił jedynie krótkie spojrzenie pod wpływem impulsu, ponieważ sam huk zwrócił jego uwagę i dostrzegł on wysokiego demona o długich, białych włosach.

Ezra nie przerywał pracy i za pomocą długiej pęsety dorzucił do fiolki łuskę rzadkiej rasy jaszczurki, przez co wywar zaczął zmieniać swój kolor na ciemny odcień fioletu. Tymczasem demon rozsiadł się na honorowym krześle za biurkiem, na którym ułożył swoje nogi przekładając jedną na drugą w okolicach kostek.

— Coś ty taki szczęśliwy? — rzucił białowłosy, który zobaczył uśmiech Ezry rozciągnięty na całej twarzy.

— Zawsze jestem szczęśliwy, gdy nie ma cię w pobliżu, Azazelu — czarnowłosy zaakcentował od niechcenia imię demona. — Miałem dziś przepiękną klientkę! Elfica z krwi i kości! — zaczął zmyślać, aby poddenerwować stałego klienta, któremu w głowie była tylko wojna z czarodziejami z Zachodu.

Tamtejsi czarodzieje nie posiadali takiej mocy jak ci z Vesos. Byli dopiero uczniami, którzy jak się okazało, trenowali swoją magię na porywanych przez społeczeństwo demonach. Azazel nie mogąc zignorować krnąbrnych uczniów i przyszłych reprezentantów swej rasy postanowił walczyć na własną rękę ignorując słowa swego pana Lucyfera. Rozpoczął samotną walkę ukrywając swą tożsamość i rasę, aby nie wywołać międzynarodowego i międzyrasowego konfliktu. Był sam jak palec, dlatego nie obyło się bez poważnych ran. Choć teraz siedział dostojnie i pełen wyższości za biurkiem tak naprawdę pod obcisłym strojem okrytym ciemno-srebrną peleryną ukrywał mnóstwo blizn. Ezra o nich wiedział, bo to on własnoręcznie opatrywał jego rany zadane magią, ostrzami, strzałami i różnego rodzaju bronią. Pół demon wielokrotnie karcił klienta i zarówno pacjenta, ale nie przynosiło to żadnych skutków, a tylko częstsze wizyty.

— Ah tak — burknął Azazel, a Ezra wreszcie spojrzał na demona.

Jego długie, chude nogi uwięzione w obcisłym materiale od początku przykuły jego uwagę i wzrokiem powędrował wyżej spoglądając posępną miną na twarz demona.

— Czego?

— Potrzebuję kilku eliksirów — Azazel rzucił w kierunku handlarza kulkę kartki, na której zapisane były potrzebne rzeczy.

Ezra rzucił okiem. Była to długa lista.

— Nie spłacisz tego za najbliższe pięćdziesiąt lat. Masz u mnie dług i wciąż prosisz o więcej?

— Nigdy cię o nic nie prosiłem. Myślisz pojęcia.

— Może gdybyś to zrobił to bym się chociaż zastanowił.

— Po moim trupie.

— Mało ci brakuje. Łatałem twoje ciało niejednokrotnie. Już brakuje miejsca na szwy.

— Trudno walczyć w pojedynkę — odchylił głowę w tył i spojrzał w sufit starając, choć na moment zrelaksować swoje spięte mięśnie po długiej wyprawie.

— Mówiłem ci nie raz — Ezra zaczął mieszać wywar w małym kociołku. — Daj sobie z tym spokój. Tak prędko ci do piachu?

— Ktoś taki jak ty tego nie zrozumie.

Ezra zagryzł zęby wiedząc do czego pił Azazel. Demon często mu wypominał brak jakiegokolwiek zaangażowania w sprawy swych gatunków. Pół elf zaczął pakować listę rzeczy do sakwy.

— Bierz to i zejdź mi z oczu — czarnowłosy rzucił sakwę w stronę Azazela, na którego nie chciał patrzeć.

Demon zajrzał do wnętrza sakwy i objął wzrokiem czy, aby na pewno niczego nie brakowało. Kiedy się już upewnił wstał z miejsca i przyjrzał się handlarzowi, który był naburmuszony i wyraźnie niezadowolony jego przybyciem.

— Odpłacę ci za wszystko — powiedział te słowa w taki sposób, jakby naprawdę miał zamiar spłacić dług.

— Zapomniałeś, że jestem w połowie demonem? — Ezra skrzyżował ręce na klatce piersiowej. — Takim marnym kłamstwem mnie nie nakarmisz — odparł, nadal unikając spojrzenia demona.

Azazel pokiwał delikatnie głową i zaczął kierować się do wyjścia, lecz zanim opuścił kryjówkę Ezry spojrzał na niego raz jeszcze, bo nigdy nie był pewny czy uda mu się tutaj wrócić.

Zamknął za sobą drzwi, a gdy Ezra się upewnił, że Azazel odszedł opuścił swoje uszy, a swoje ręce bezwiednie zsunął po ciele. Dobry humor odszedł w zapomnienie, a w sercu znów zagościł niepokój, który niejednokrotnie starał się obezwładnić.



***




Rilan powrócił w znajome strony. W miejsce, w którym dorastał i żył zarówno w ukryciu przed ludźmi, a przede wszystkim czarodziejami. Kroczył powoli w kierunku jaskiń. Zostało mu kilka godzin marszu, aby dotrzeć do swych braci, na co kompletnie nie był gotów. Kilka dni poza domem tylko utwierdziły go w przekonaniu, że nie chciał tutaj być. Pragnął stąd odejść i ruszyć w świat. Wyprawa do Świętego Drzewa nie była długa, ale podsyciła jego ciekawość, choć dobrze wiedział, że musiał poinformować o swych planach samego króla.

Młody wampir szedł ze spuszczoną głową, ponieważ rozmowa ta z pewnością nie będzie należała do łatwych. Selene był wobec niego bardzo nadopiekuńczy, zdecydowanie bardziej niż do pozostałych braci. Traktował go czasem jak dziecko, choć tylko z wyglądu przypominał młodzieńca, a w rzeczywistości był bliski pół wieku. Chłopak szedł dalej odczuwając nieposkromiony głód, który atakował go już blisko od miesiąca. Nie miał w ustach ani kropli krwi od dawna, a swój żołądek zapełniał hektolitrami górskiej wody. Głodził się do takiego stopnia, że nie chciał nawet zapolować na zające czy sarny.

Nie akceptował swej natury. Nigdy nie chciał zostać przemieniony przez wampira, lecz okrutny los tak zadecydował, że w wieku siedemnastu ludzkich lat Rilan przeszedł przemianę stając się jednym z krwiopijców.

Przez brak pożywienia pod postacią szkarłatnej cieczy chłopak nie tylko był słaby czy wychudzony. Ciemne worki pod oczami były niczym w porównaniu do znikomej możliwości samoobrony. Rilan poczuł jak ktoś szarpnął go mocno w tył i po chwili chwycił go za rękę sprawiając, że zaczęli biec niezwykle szybko między drzewami w kompletnie innym kierunku niż jaskinie. Chłopak spojrzał przed siebie zostając wyrwany od własnych myśli i spojrzał na mężczyznę, który był tuż przy nim. Biało-szare krótkie włosy, śnieżna cera i lodowaty chłód dłoni. Wysoki, szczupły osobnik jego gatunku nie mógł być pomylony z kimś innym.

Selene go odnalazł.

— Nic nie mów Rilan tylko biegnij — powiedział, będąc wyraźnie zaniepokojony. — Wyczuwam czyjąś moc. Bardzo potężną — ostrzegł.

Król wampirów starał się odciągnąć Rilana jak najdalej od zagrożenia, którego chłopak nawet nie spostrzegł. Nie pił krwi, nie żywił się nią, przez co stał się całkowicie bezbronny. Jego zmysły osłabły na tyle, że nie różnił się ani trochę od zwyczajnego człowieka. Nie potrafił biec tak szybko jak Selene, dlatego jego władca musiał dostosować krok do swego słabszego brata. Nie był w stanie wyczuć zagrożenia, ani usłyszeć szelestu w zaroślach. Zmysł węchu i wzroku były poważnie zaburzone, co tylko wskazywało na jego złe położenie.

Selene udało się zgubić węszące w pobliżu zagrożenie i gdy upewnił się, że byli bezpieczni mężczyzna spojrzał na chłopaka, który wyraźnie nie był gotowy na to spotkanie. Rilan nie potrafił przez dłuższą chwilę spojrzeć na swego pana, który od razu zaczął go karcić.

— Gdzie ty się podziewałeś, Rilan? — zapytał ze złością, lecz przede wszystkim z ogromnym przejęciem. — Wiesz, że nie mogę cię stracić. Musisz być pośród swoich. Tylko z nami jesteś bezpieczny.

— Nie chcę być bezpieczny! — Rilan uniósł swój głos spoglądając tym samym w lśniące oczy Selene, który z wyglądu przypominał około dwudziestopięcioletniego młodego mężczyznę. — Chcę wreszcie wyjść z jaskiń i zacząć żyć. Poznawać świat i inne rasy — powiedział z wyrzutem czując, że pośród wampirów on nigdy nie zapomni, że stał się jednym z członków najbardziej znienawidzonej rasy.

— Myślisz, że post od pożywienia ci w tym pomoże? — Selene przyjrzał się marnemu chłopcu. Znalazł się z mgnieniu oka tuż przy Rilanie i swymi pazurami odgarnął kosmyk jego włosów. — Sprowadzisz na siebie więcej nieszczęścia. Wracamy do królestwa. Musisz się wreszcie posilić. Wiesz jak marnie wyglądasz? Kropla krwi wystarczy, żebyś zaatakował.

Król odwrócił się do swego poddanego i miał zamiar wrócić z Rilanem do jaskiń okrężną drogą, aby nie natknąć się na nieznajomego wroga. Selene był czujny i uważny. Wojna przybierała na sile i wiedział, że król Alessander Darte XVI wysyłał swoich czarodziejów na patrole tych terenów. Stawiał póki co na obronę, ale powoli przechodził do ofensywy, co bardzo niepokoiło Selene, którego ludzie nie mieli sił, aby stawić czoła tak potężnej mocy. Żywili się głównie krwią zwierząt, lecz tylko on posilał się ludzką cieczą nie mieszając jej z żadną inną ze względu na swą pozycję. Musiał być silny, aby odeprzeć każdy atak, choć zdawał sobie sprawę, że w pojedynkę i tak poniósłby porażkę.

Selene doprowadził Rilana do takiej złości, że młody wampir nie zastanowił się nad swymi słowami.

— Nadal boisz się o Este? O to, że ją znów zaatakuję? — wyznał, a Selene spuścił głowę, gdy tylko usłyszał imię kobiety. — Mogę się założyć, że gdy zauważyłeś moje zniknięcie od razu pobiegłeś do niej. Sprawdzić czy aby na pewno nie leżała rozszarapana przy swym domu, mam rację?

Selene milczał. Ta cisza utwierdziła Rilana przy swej racji.

— Nie skrzywdzę nikogo. Nie chcę tego robić! Nie chcę żywić się krwią!

— Jesteś wampirem, Rilan. Nie masz wyboru.

— Nigdy tego nie chciałem! — krzyknął.

— Czuję na tobie zapach człowieka — Selene nie chciał mówić o tym Rilanowi, ale będąc królem nie mógł zignorować takiej poszlaki.

Rilan był dla niego niezwykle ważnym członkiem społeczności. Bliskim przyjacielem i bratem, którego nie chciał stracić.

— Nikogo nie skrzywdziłem — Rilan zaczął się bronić, a jego głos lekko przy tym drżał, jakby obawiając się, że Selene mógłby w niego zwątpić.

— Wiem — powiedział. — Nie boję się tego, że kogoś zaatakujesz. Bardziej się boję o twoje uczucia. Ufasz zbyt szybko nieznajomym. Przywiązujesz się z łatwością, gdy ktoś okaże ci dobroć.

Rilan poczuł rumieńce na policzkach.

— To nieprawda...

— Rilan — Selene stał się całkowicie poważny, a w jego sercu i umyśle znów ujrzał obraz Este. — Pamiętasz o czym ci zawsze przypominam? — chłopak spojrzał na króla i bez żadnych wątpliwości dostrzegł jego cierpienie, w którym trwał od dobrych dwóch lat. — Nie wiem od jak dawna spotykasz się z tą osobą, ale pamiętaj, że my wampiry, nie możemy kochać każdego. Zwłaszcza ludzi... Na pewno nie w ten sposób.

— Ty mogłeś...

— I spójrz co się ze mną stało — Selene rozchylił ręce na boki, jakby chciał ukazać swe roztrzaskane na kawałki serce. Rilan skupił się na diamentowych oczach wampira, dzięki którym dotarł do odmętów jego zranionej duszy. — Przeżyłem wiele wojen i bitew, ale to zakazane uczucie pokonało mnie przez te wszystkie stulecia. Chcę cię przed tym uchronić — król słabo się uśmiechnął do myśli o kobiecie, którą musiał opuścić. — Jednak muszę dalej żyć i bronić swych braci. Wybrałem was. Wybrałem wampiry i z pewnością sprawię, że wrócimy na szczyt w hierarchii międzyrasowej. Będziemy żyć jak dawniej nie musząc się ukrywać.

Rilan posmutniał i w jednej chwili pomyślał o Cadisie. Wiedział, że to nie było takie samo uczucie jak pomiędzy Selene i Este. On chciał z Cadisem stać się towarzyszem podróży. Czarodziej posiadał wiedzę na temat świata i różnych krain dokładnie tak samo jak Selene, lecz różnica tkwiła w tym, że jego pan nie zamierzał pokonywać świata wzdłuż i wszerz. Selene pragnął tylko spokojnego życia bez strachu o ukochane osoby. Dlatego pod tym względem Rilan wybierał Cadisa. Chciał się od niego uczyć, a potem sam ruszyć poza granice Vesos pozostawiając konflikty, trwanie u boku króla i prowadzić życie podróżnika. Być wolnym i niezależnym.

— Jesteśmy w trakcie trwania wojny. Musimy być gotowi na najgorsze — powiedział Selene, który nadal pragnął pokoju i zaprzestania bezsensownych walk. — Ludzie myślą, że to my zaatakowaliśmy króla Alessandra.

Rilan słysząc te słowa spojrzał z przejęciem na króla.

— To absurd! Niby czemu mielibyśmy zainicjować atak?

— To już czas, Rilan. Musisz w końcu przejrzeć na oczy, że do upragnionej wolności jest jeszcze długa droga. Dopóki wojna się nie zakończy... Masz nie opuszczać jaskiń. To rozkaz.

Rilan chciał się odezwać, ale ostatecznie powstrzymał się od wypowiedzenia kolejnych słów. Zaczął iść za swym panem, lecz nie zamierzał spełniać jego żądania. Nie chciał być jego więźniem, nie miał zamiaru tracić kolejnych lat żyjąc w ukryciu i strachu.

Jedyne czego w tym momencie pragnął to znów spotkać Cadisa.




***




Cadis przywrócił swą duszę do ciała, gdy tylko stracił kontakt z Rilanem. Mężczyzna złapał się za klatkę piersiową i poczuł mocny uścisk, jakby został uderzony w przeponę. Stracił na moment dech. Zgarbił swoją postawę i zakaszlał, przez co jego długie kolczyki na uszach poruszyły się jak na wietrze.

Będę musiał go odszukać - pomyślał, lecz będąc w zamku musiał oddzielić swoją misję od obowiązków względem króla Alessandra.

Cadis ruszył do komnaty króla, który niecierpliwie na niego czekał. Gdy tylko czarodziej wkroczył do monumentalnego pomieszczenia ukłonił się nisko swemu władcy, który wydał mu rozkaz:

— Uklęknij przede mną. Ukaż swą skruchę — powiedział, opierając tym samym swój podbródek na spełnionych dłoniach.

Cadis wykonał jego polecenie, lecz nie tak jakby sobie życzył tego władca.

— Uklęknij na dwóch kolanach — podkreślił i sam wstał z miejsca, gdy czarodziej się poprawił się i wykonał rozkaz należycie.

Alessander podszedł do mężczyzny i wyciągnął swój sztylet zza pasa. Uniósł podbródek Cadisa za pomocą ostrza i spojrzał w jasnoniebieskie oczy poddanego. Król zaśmiał się krótko widząc tę determinację i niezłomność.

— Podoba mi się to, że tylko ja jestem w stanie sprawić, abyś robił co zechcę.

Cadis nadal milczał i słuchał z uwagą swego pana nie dając niczego po sobie poznać nosząc ten sam wyraz twarzy.

— Wiem, że byś się upierał w pewnych kwestiach. Nie jesteś ślepcem.

— Czego oczekujesz, mój panie?

— Dowiesz się wkrótce — Alessander zabrał sztylet, który zaczął polerować, gdy odchodził od czarodzieja. — Rozpoczęły się przygotowania do balu. Na razie tylko to ma cię interesować — powiedział. — Zaproś kogoś. Nie chcę, abyś sterczał znów sam jak palec. Zwłaszcza w dniu, w którym wybiorę swą przyszłą żonę. Może Ameste? Ostatnio skarżyła się służką, że już jej nie odwiedzasz — Alessander uśmiechnął się chytrze, a Cadis przełknął z trudem myśl, że u jego boku miałby znaleźć się ktoś inny.












***

Krótki opis Azazela^^ kolejna postać pojawiła się na scenie. Demon walczący z czarodziejami z Zachodu i stały klient Ezry.

Natomiast Rilan zmuszony jest wrócić do domu, a Selene ma plan jak rozegrać wojnę między ludźmi.

Do następnego Duszyczki ❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro