Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

nasze drogi kiedyś się jeszcze skrzyżują

• • •







Ezra przyjrzał się młodemu chłopakowi, który przypominał nikogo więcej jak pasterza. Rozczochrane, czarne kosmyki wkradały się na wysokie czoło, wielkie oczy wpatrzone w przestrzeń, której nigdy wcześniej nie widziały i szybujące w górę brwi zadziwienie nowym miejscem. Młodzieniec pałał infantylnością, od której pół demonowi robiło się niedobrze. Zwłaszcza, gdy pomyślał o tym, że Cadisowi towarzyszyło młode, nierozsądne stworzenie. Wydawał się nie mieć bladego pojęcia, gdzie się znajdował i ślepo podążył za czarodziejem. Ezra zorientował się, że chłopiec musiał śledzić Cadisa, ponieważ ten wydawał się być zaniepokojony jego przybyciem.

— Co tutaj robisz? Miałeś rozejrzeć się po okolicy — Cadis wypowiedział te słowa z największym spokojem, lecz demonowi nie umknęły jego próby opanowania.

— Właśnie to robię.

Ezra opuścił niekontrolowanie swe uszy, a na dźwięk tych słów przeszedł go dreszcz, a na twarzy rozciągnął się chytry uśmiech. Nigdy by nie przypuszczał, że wielki Michael Cadis Darco mógł przyjmować taką bezpośredniość z ust pospolitego stworzenia i nie karać go za taki czyn.

Pół demon, pół elf nie mógł wyjść z podziwu, że tak idealna okazja wpadła wprost w jego ręce. Nawet nie musiał obmyślać żadnego planu, poszukiwać bezskutecznie informacji na temat czarodzieja. Wystarczyło mu tylko przyjrzeć się jego relacji z młodzieńcem.

Ezra z natury nie był cierpliwy, lecz w tym wypadku postanowił pokusić się o kilka miesięcy obserwacji. W głowie układał plany, snuł różne podstępy, ponieważ w jednej sekundzie zrozumiał, że mógł sobie odpuścić poszukiwania jednej z dwóch części zakazanego zaklęcia. Mężczyzna przyjrzał się czarodziejowi, który nadal starał się łagodnie odesłać stąd młodzieńca i zrozumiał, że Cadis wcale się nie interesował się resztą magii zaklętej na papirusie. Zaklęcie nie miało dla niego znaczenie, ponieważ musiał je już odnaleźć.

Demon przejechał językiem po swoich zębach i uznał, że jego trwające od ponad stu sześćdziesięciu latach życie miało stać się ciekawsze niż dotychczas. Chciał stać się lalkarzem, który będzie kontrolował nie tylko własnych informatorów, lecz również Cadisa i tego chłopca.

— Jak cię zwą, chłopcze? — Ezra objął nieco niższego od siebie młodzieńca.

— Rilan — odpowiedział, niczym dzieciak.

— Rilan! — mężczyzna podskoczył z jednej nogi na drugą. — Rasa?

— Człowiek niemagiczny — wyznał, odpowiadając na każde pytanie bez zająknięcia, przez co Ezra musiał powstrzymywać się od wybuchu śmiechu.

— Nie powinieneś z nim rozmawiać, Rilan — Cadis chciał pouczyć młodzieńca, który tylko spojrzał na niego przez ramię i odparł:

— Ty możesz z nim rozmawiać, więc ja również.

— Hahhaha — Ezra uwolnił Rilana z objęcia i zakręcił się wokół stołu, na którym znajdowało się mnóstwo fiolek i bulgoczących pod wpływem temperatury wywarów. — Może traszkę? — zapytał demon, wyjmując ususzonego płaza z szuflady.

— Nie, dziękuję — Rilan grzecznie odmówił, a jego serdeczność i dobre wychowanie brało demona na wymioty.

Zapomniał, że ktoś w ogóle potrafił wyrazić swą wdzięczność. Pracował w miejscu, do którego przychodziły same szumowiny, ranni obrońcy swych krain lub wysoko postawieni panowie pokroju Cadisa. Nikt nigdy nie okazywał mu wdzięczności tylko rzucając marne monety na stół, zatem słowa Rilana sprawiły, że poczuł się dość niespokojnie.

— Podobasz mi się, Rilan — Ezra wskazał swym czarnym, długim pazurem na młodzieńca. — Potrafisz powiedzieć wszystko uczciwie i bez zawahania.

— I bez zastanowienia — odparł Cadis.

Czarodziej coraz bardziej się denerwował będąc w tej niekorzystnej dla niego sytuacji. Obecność Rilana zakłócała wszystko. Nie mógł swobodnie rozmawiać, prowadzić negocjacji i dowiadywać się rzeczy, które były naprawdę istotne. Wobec tego musiał uważać na dzieciaka i pułapki słowne, które zastawiał Ezra. Cadis znał hybrydę od kilku lat, doskonale wiedział jak myśli i jak działa. Nawet teraz zdawał sobie sprawę, że pół demon układał w swojej głowie kostki składające się z kluczowych słów, które prędzej czy później ułoży w logiczną całość. Czarodziej musiał być przed nim dwa, a na nawet trzy kroki dalej.

Miał w zanadrzu swoje sposoby i rozwiązania. Cadis przywykł do myślenia na wielu frontach, brać pod uwagę za i przeciw, mieć plany awaryjne; począwszy od ,,a’’ do samego ,,z’’. Dlatego czarodziej nie próżnował i zapisał na kartce kolejne zlecenie, które Ezra będzie musiał bezwzględnie wypełnić, jeśli chciał uchronić swoją pozycję na czarnym rynku. Może magia innych czarowników nie mogła go wykryć z racji na kumulację mocy Świętego Drzewa, ale Cadis znał to miejsce i wiedział, gdzie szukać informatora.

Jeden z pierścieni na palcu Cadisa zaczął jarzyć się ciepłym odcieniem czerwieni, co od razu przykuło uwagę Ezry:

— Król wzywa — mężczyzna odbił się od blatu długiej lady i przeskoczył nad nią lądując nieopodal rozwieszonego między regałami z książkami hamaku. — Spotkajmy się innym razem w takim razie — powiedział, choć szczerze wolałby już nigdy więcej nie oglądać tej perfekcyjnej twarzy czarodzieja.

Cadis spoglądał przez chwilę na pierścień, po czym przeniósł swój wzrok na Rilana. Wydawał się być smutny, lecz czarodziej nie miał czasu, aby dalej się nim zajmować.

— Wrócę tutaj za kilka dni — Cadis rzucił kawałek papirusu Ezrze. — Do tego czasu masz dla mnie zdobyć tę informację — powiedział, a następnie odwrócił się na pięcie i zaczął wychodzić z kryjówki pół demona, pół elfa.

Rilan pospiesznie spojrzał na Cadisa, lecz on nie mógł tak po prostu zostawić Ezry. Ukłonił się przed nim delikatnie, a następnie z szerokim uśmiechem, który nijak się komponował z podkrążonymi oczami i bladą skórą podziękował mu za rozmowę. Na koniec pomachał pół demonowi i ruszył prędko za Cadisem.

— Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy — powiedział do siebie Ezra, jednocześnie otwierając zawinięty papirus. — Mój słodki kłamco.

Poszukaj informacji o Rilanie z Neres





***





Po wyjściu z kryjówki Ezry Fennis i Yamiss złapali trop i szybko przybyli do swego pana.

— Mój panie... — ze wstydu nie potrafili nawet unieść swych głów.

— On zniknął w mgnieniu oka — powiedział Fennis, a Rilan minął płomyki rozpoczynając spacer między straganami w magicznej krainie.

— Kazałem wam go pilnować — Cadis widocznie był wściekły na swe sługi, ale nie mógł podnieść głosu ze względu na chłopca, który zachowywał się jak gdyby nigdy nic.

Czarodziej postanowił odłożyć reprymendę Yamiss i Fenissa na później, a tymczasem podszedł do młodzieńca, który nosił na twarzy ten sam przyjazny uśmiech, którym obdarzył nawet takiego pasożyta jak Ezra.

— Rilan.

— Hm? — mruknął, dalej wpatrując się w istoty, które korzystały z dobroci ziemi i Świętego Drzewa.

— Muszę pilnie wracać do królestwa. Część drogi możemy przebyć wspólnie — powiedział.

— Chcę tutaj jeszcze zostać, dlatego możesz iść pierwszy — wyznał, mając ochotę poznać więcej tajemnic tej pięknej krainy.

Cadis słysząc słowa sprzeciwu uniósł swój ton.

— Masz wracać ze mną.

— Niby czemu? — zapytał, wreszcie spoglądając w niebieskie oczy czarodzieja.

— Bo tak powiedziałem.

Rilan zmrużył oczy.

— Przecież wyraźnie powiedziałeś, że nie jesteś mym panem. Nie mam obowiązku cię słuchać. Dziękuję za troskę, ale dalej sam sobie poradzę.

— Nie dasz sobie rady — skwitował. — Nie masz podejścia do innych ras, żadnego wyczucia, instynktu. Niczego nie wiesz o świecie.

— Dlatego tu jestem. Chcę go poznawać.

— Prędzej wpadniesz w kłopoty niż cokolwiek uda ci się zobaczyć.

— Niby czemu tak uważasz?

— Rozmawiałeś przed chwilą z jedną z najbardziej przebiegłych i nieufnych istot. Handlarzem eliksirami i szulerem. Jest królem na czarnym rynku magicznym, a ty podawałeś mu każdą informację jak na tacy.

— Martwisz się o mnie? — Rilan prychnął i zaczął odchodzić od czarodzieja, który uświadomił sobie, że nie chciał go stracić jeszcze z oczu.

— Co zrobisz jeśli powiem, że tak? — zapytał.

To jedno pytanie sprawiło, że Rilan przystanął w miejscu i zaczął błądzić wzrokiem po seledynowym mchu porastającym ziemię. Chłopak przygryzł dolną wargę i wiedział, że musiał jak najprędzej oddalić się od Cadisa. Był mu wdzięczny za ratunek oraz doprowadzenie do Świętego Drzewa, lecz ich drogi musiały się rozejść. Kroczyli w dwóch zupełnie innych kierunkach.

— Pomyśl również o swym starszym bracie. Z pewnością się o ciebie martwi. Nawet jeśli poszedł cię szukać to jego trop się urwie przy terenach Świętego Drzewa. Magia chroni tutaj każdego bez wyjątku.

Rilan przymknął na moment swoje powieki, a gdy je otworzył poczuł się winny. Wiedział, że nie powinien sprawiać problemów swemu bratu, a tym bardziej w tak trudnej sytuacji jaka rozegrała się na świecie pod jego nieobecność. Nastała wojna.

Chłopak ze spuszczoną głową podszedł z powrotem do Cadisa i niczym zbity pies przyznał rację czarodziejowi:

— Nie powinienem go dłużej zamartwiać — wyznał, czując głęboko w sobie, że wreszcie powinien powiedzieć bratu w twarz, czego tak naprawdę oczekiwał od życia. — A ty nie powinieneś czekać swemu władcy — dodał, po czym oboje ruszyli w kierunku murów obronnych.

Pół dnia szli wspólnie mijając lasy, doliny oraz wzgórza, lecz zważając na tak istotną pozycję Cadisa w królestwie, czarodziej musiał opuścić swego towarzysza i jak najprędzej udać się do zamku. W tym momencie przerwał ciszę, która trwała między nimi bardzo długi czas.

— Mój król mnie wzywa. Muszę udać się do pałacu niezwłocznie — wyznał, a następnie wyczarował mapę, którą wręczył Rilanowi. — Trzymaj się tej trasy. Drogowskaz się poruszy, gdy zboczysz ze ścieżki, dlatego mam pewność, że się nie zgubisz.

Rilan przyjął niepewnie mapę i z lekką obawą spojrzał na czarodzieja:

— Dziękuję i... przepraszam za wcześniejsze słowa. Miałeś rację. Zbytnio ufam każdemu, kogo spotkam.

Cadis otworzył jeden z portali, które kryły się na tym pasmie drogi i spojrzał na młodzieńca. Jego zmysły nadal starały się odsunąć myśl o tym, że Rilan mógłby być wampirem. Różnił się od reszty krwiopijców. Był łagodny, zbyt beztroski, czasem oderwany od rzeczywistości. To wszystko, każda ta cecha w pewien sposób intrygowała czarodzieja.

— Uważaj na siebie.

Wypowiedział te słowa, nie wykazując przy tym żadnych emocji i już miał zniknąć za portalem, lecz wtedy poczuł drobną dłoń, która zacisnęła się na materiale jego peleryny. Brwi Cadisa drgnęły, a zaskoczenie wzięło nad nim górę, ponieważ nikt nigdy wcześniej nie odważył się zrobić wobec niego tak szalonej rzeczy odkąd stał się ważny w społeczeństwie magicznym. Czarodziej spojrzał na chłopca, który nawet teraz nie zamierzał puścić czarnego materiału bez otrzymania odpowiedzi.

— Czy kiedykolwiek się jeszcze spotkamy? — spytał, wpatrując się swymi brązowymi oczyma w błękit należący do Cadisa.

Barwa oczu czarodzieja wydawała się stać bardziej wyrazista, jakby ten jeden gest w połączeniu z melodyjnym głosem Rilana tchnęły w nim na nowo chęć do życia. Do serca Cadisa wkradła się ponownie ta niepewność. Wahał się, nie czuł stałego gruntu pod nogami, co było do niego kompletnie niepodobne, lecz w porę przypomniał sobie o swej powinności i celu, który był zdecydowanie ważniejszy od losu chłopca.

— Lepiej będzie dla ciebie jeśli tutaj się pożegnamy.

— Dlaczego? — znów udało mu się zaskoczyć Cadisa, ponieważ pytanie padło w ułamku sekundy. — Czy powodem jest twoja pozycja w zamku? Czy nie możesz zawierać przyjaźni z kimś mojego pokroju?

— Nie w tym rzecz.

— Zatem nie ma powodu, abyśmy się nie spotkali.

Słowa płynęły z ust Rilana zaskakując ich samego właściciela. Chłopak doskonale wiedział. Brat utrwalał mu tę informację bezustannie, chcąc uratować go przed cierpieniem, lecz młodzieniec nie potrafił dać za wygraną. Nie chciał opuszczać człowieka, który w ciągu kilku dni potrafił mu pokazać więcej niż wszyscy jego bracia przez długie lata.

— Chcę cię jeszcze zobaczyć.

Cadis przyglądał się młodzieńcowi tak jak to miał w zwyczaju i nawet takie wyznanie nie zrobiło na nim większego wrażenia. Czarodziej jednak odczuł dużą pewność siebie i triumf, ponieważ udało mu się złapać Rilana w swe sidła.

— Aż tak bardzo ci na tym zależy?

— Tak.

Prostota jego wypowiedzi była dla Cadisa wręcz niemoralna, jednak w jakiś niewytłumaczalny sposób trafiały one bardziej niż dystynktywny zasób słów.

— Wobec tego — Cadis postawił swoją stopę za portalem, a następnie w żarzącym się blasku spojrzał na Rilana. — Kiedyś nasze drogi znów się skrzyżują.

Młodzieniec z drobnym uśmiechem na twarzy puścił materiał peleryny Cadisa i radośnie zaczął zmierzać w kierunku murów obronnych.

Cieszył się, nie wyobrażał sobie, że mógłby jeszcze kiedyś ponownie zobaczyć Cadisa, lecz jego słowa świadczyły o tym, że ponownie będą mogli się spotkać. Potraktował tę wypowiedź jak obietnicę, która stała się dla niego cenna i ekscytująca.

Chłopiec zniknął za zagajnikiem ciągnącym się wzdłuż polany. Gdy tylko Cadis upewnił się, że Rilan oddalił się wystarczająco wtedy wyszedł z portalu i oddzielił swoją duszę częściowo od ciała używając przy tym zaklęcia mirażu.

— P-p-panie! — spanikował Feniss. — Nie powinieneś używać teraz tak obciążającego zaklęcia.

— Racja. Będzie pan wykończony. Siły odejdą w jednej chwili. Może pan znów stracić przytomność!

— Milczeć. Z wami rozprawię się po wizycie u Alessandra — Cadis nie zamierzał słuchać swych sług i przeszedł w końcu przez pierwszy z portali, natomiast jego sobowtór zaczął śledzić Rilana.










***

Ehh, pojawiają się pierwsze trudności. Bardzo trudno mi opisywać początki relacji Cadisa i Rilana i wyszło dość przeciętnie :// mam pomysł na ich dalszą drogę, lecz teraz jestem w kropce :((

Obym wpadła na dobry pomysł...

Do następnego Duszyczki ❤️ postaram się zażegnać kryzys

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro