jest coś, czego się boję
• • •
Codziennie Rilan musiał przechodzić przez ten sam test. Od świtu aż do nocy Cadis kazał mu patrzeć na szkarłatną ciecz, której wampir nie był w stanie sięgnąć, choć była na wyciągnięcie jego szpon. Zmagał się z pragnieniem, ciężkimi łańcuchami i żądzą krwi ukrytej w szklanej fiolce.
Tracił kontrolę za każdym razem, jego świadomość zanikała, ale im dłużej starał się przeciwstawić swym wampirzym zmysłom tym czynił coraz większe postępy.
Cadis jednak wiedział, że to było zbyt mało.
Wampir był na skraju wyczerpania, ale zarówno odczuł przypływ siły po następnym dniu próby kontroli nad pragnieniem. Jego samopoczucie stało się lepsze, wygląd zdecydowanie się poprawił. Nie był już tym samym mizernym, wychudzonym chłopcem. Sam zaczął czuć się lepiej po posilaniu się krwi, jego zmysły stały się bardziej wytężone i pewne, lecz Rilan nie był z tego dumny. Pomimo tego, że przyznał czarodziejowi rację, nadal bił się z własnymi myślami.
Nie chciał się żywić ludzką krwią, lecz nie miał innego wyboru, jeśli nie chciał porzucić człowieczeństwa.
Rilan siedział przy ognisku i odpoczywał po ponad dwudziestu próbach zapanowania nad wonią, która wywoływała z jego wnętrza potwora. Chłopak milczał i patrzył na tańczące iskierki ognia będąc w pełni sił. Cadis znów nakarmił go kilkoma kroplami krwi, dzięki której był w stanie przesunąć góry i rozgromić wrogą armię. Rilan stawał się silniejszy, choć sam zatęsknił za czasem, w którym był wiecznie wycieńczony. Wtedy bardziej przypominał ludzkiego młodzieńca, a nie bestię gotową na atak w dowolnym momencie.
Jego rozmyślania przerwał Feniss, który wleciał w palenisko i zaczął zajadać się zwęglonymi kawałkami drewna. Płomyk miał swoje wymagania co do konsumowanych posiłków, dlatego nie mógł się doczekać, gdy ujrzał perfekcyjnie spalone drewno.
Rilan uśmiechnął się delikatnie, a gdy Feniss ujrzał ten gest zagarnął gruby korzeń tylko dla siebie.
— Nie ślin się tak. Nie podzielę się — fuknął, a wtedy Rilan się zorientował, że po jego podbródku spływała lepka ślina.
Chłopak za wszelką cenę starał się ją wytrzeć jak najprędzej, zanim Cadis go zobaczy w takim stanie. Było jednak na to za późno. Czarodziej rzucił w jego kierunku białą chustę.
— Nie możesz przyjąć zbyt dużej dawki krwi — powiedział, siadając po drugiej stronie paleniska.
— Nawet jej nie chcę.
— Twój organizm mówi coś zupełnie przeciwnego — Rilan zawstydzenie odwrócił wzrok, a Cadis widząc jego zakłopotanie uśmiechnął się.
Feniss spostrzegając zadowolenie na twarzy swego pana szybko wpakował sporą część zwęglonego drewna i uciekł jak najdalej tylko mógł. Skrył się w leśnych zaroślach obawiając się najbardziej czarodzieja właśnie w takich chwilach. Uśmiech zwiastował kłopoty.
Czarodziej i wampir zostali sami przy ciepłym palenisku.
— Jak się czujesz? — Rilan słysząc troskę w głosie mężczyzny przeniósł na niego wzrok i nie ukrywał zaskoczenia.
Wpatrywał się w czarodzieja, który za pomocą magii przyciągnął kilka płomyków. Znalazły się one nad jego dłonią i zaczął nimi powolnie obracać. Ciepło ognia otulało zimny wyraz twarzy Cadisa, który z dnia na dzień stawał się bardziej przyjazny.
— Skąd tyle wiesz o wampirach? — czarnowłosy postanowił wykorzystać tę chwilę, aby stłumić w sobie nieswoje uczucie.
Wzrok Cadisa w jednym momencie stał się wytężony. Czarodziej patrząc w nic nie znaczący punkt zacisnął dłoń w pięść gasząc tym samym płomienie, które zaczęły tworzyć kształty. Trwał w milczeniu, co widocznie nie spodobało się wampirowi.
— Czy te plotki o eksperymentach na wampirach są prawdziwe?
— Czy plotki o porywaniu dzieci z ludzkich prowincji są prawdą?
Cadis nie zamierzał odgrywać roli winnego i przeszedł do defensywy. Czarodziej spojrzał na Rilana i podniósł się z ziemi. Wampir skulił się siedząc przy palenisku i zaczął żałować swych słów. Z jego ust padło oskarżenie a nie pytanie, czego bardzo się wstydził. Spuścił wzrok i sądził, że czarodziej z niezadowoleniem ponownie, jak każdego dnia zniknie za białymi drzwiami, aby odpocząć. Ku jego zdziwieniu stało się coś niespodziewanego.
Cadis odchylił swą pelerynę i usiadł tuż u jego boku. Rilan uniósł brwi wysoko w górę i spojrzał znów na białowłosego, który wydawał się kompletnie spokojny. Wampir odkąd tylko spotkał czarodzieja dostrzegał jego ciągłe skupienie, jakby myślami wybiegał kilka dni naprzód, lecz teraz... Cadis wyglądał na kogoś, kto starał się odpocząć od nieustannych zmartwień. Czarodziej zrozumiał jednak, że nie mógł sobie pozwolić na chwilę wytchnienia.
— Oboje dobrze znamy prawdę. Wampiry porywają ludzkie dzieci a niektórzy czarodzieje eksperymentują na innych rasach — Rilan trzymał język za zębami, a poczucie winy wciąż w nim narastało dostrzegając, że popsuł spokojny wieczór po wyczerpujących kilku dniach treningu.
— Przepraszam... — ciche słowa skruchy padły z jego ust.
Cadis je zignorował.
— Jutro wyruszymy w pewne miejsce. Bądź gotów.
— Dokąd?
— Jeśli ci powiem to popsuję niespodziankę.
Rilan zmrużył oczy.
— Przecież muszę trenować. Nadal nie opanowałem żądzy nad krwią.
— Po prostu chcę cię tam zabrać — Cadis przekręcił głowę i spojrzał z bliska na Rilana. — To nie oznacza, że zaprzestaniesz treningu.
— Nadal nie widzę w tym sensu.
Rilan wciąż był zaborczy, lecz jego pewność stała się znikoma, gdy Cadis zbliżył się do wampira jeszcze bardziej. Czarnowłosy spiął mięśnie, które dzięki spożywanej krwi odczuwał bardzo wyraźnie. Posiadał siłę, był w stanie kontrolować swe ciało, ale nie emocje, które wciąż narastały, gdy czarodziej zachowywał się w sposób nieprzewidywalny lub gdy z jego ust padały słowa muskające serce wampira.
— Co robisz? — spytał niepewnie spoglądając z obawą w jasnoniebieskie oczy Cadisa.
Były one niczym najrzadsza barwa morska. Przykuwały uwagę i potrafiły skutecznie odebrać mowę, wprawić w zakłopotanie, a także kompletnie przejąć kontrolę nad sytuacją. Rilan wiedział, że był wobec Cadisa bez szans.
— Boisz się mnie? — zapytał.
Wampir nadal, bezwstydnie patrzył w jego oczy. Miał wrażenie, że przez sekundę mógł w nich ujrzeć obawę przed odpowiedzią na zadane pytanie. Czarnowłosy uznał, że była to tylko jego wyobraźnia. Skarcił się w swych myślach, ponieważ starał się czasem dostrzec w oczach, mowie ciała, jak i słowach Cadisa czegoś, co najprawdopodobniej nie istniało. Skupił się zatem na tym, co było pewne. Czarodziej był niebezpiecznie blisko, wampir mógł bez trudu zauważyć zmianę bicia jego serca. Uderzało ono teraz nieco szybciej niż zwykle. Rilan jednak nie był w stanie określić, co było tego powodem.
Wampir odważył się unieść głowę i wyprostować plecy, aby nie okazywać już żadnego zawstydzenia. Było to jednak arcytrudne, ponieważ spojrzenie Cadisa było intensywne, tak bardzo skupione na jego osobie, że Rilan z trudem potrafił ukryć rumieńce. Zbyt wiele myśli kotłowało się w jego głowie, ale jednego był pewien. Rilan nie bał się mocy, którą czarodziej mógłby z łatwością odebrać mu życie. Wampir bał się uczucia, przed którym ostrzegał go Selene.
Czarnowłosy uchylił usta i już chciał zaprzeczyć na wcześniej zadane pytanie, lecz Cadis go uprzedził.
— Jest już późno. Jutro czeka nas ciężki dzień, więc się położę spać — odparł, kładąc się na rześkiej trawie tuż przy palenisku wprawiając wampira w zaskoczenie przemieszane ze strachem.
— Nie będziesz spał w swoim pokoju?
Cadis leżąc na plecach spoglądał na rozgwieżdżone niebo, którym towarzyszył dźwięk morskich fal.
— To kolejny etap testu. Chcę sprawdzić czy jesteś w stanie mnie zaatakować.
Rilan podparł dłonie na gruncie, lecz w przypływie emocji wampir chwycił za ramię czarodzieja. Cadis spojrzał na niego z powagą, ponieważ nie był przyzwyczajony do tego, że ktoś dotykał go znienacka. Nikt jak do tej pory się nawet nie odważył tego zrobić, jednak gdy dopuścił się tego Rilan czarodziej nie miał nic przeciwko temu.
— Czemu tak bardzo chcesz ryzykować? — Cadis z łatwością potrafił odczytać emocje Rilana, który pomimo złości odczuwał również obawy.
— Nie mam wyboru. Przyjęcie zaręczynowe mego króla odbędzie się za parę dni.
— Nawet jeśli...
— Nie bój się. Nie zdołasz mnie zaatakować.
— Może nie trenuję zbyt długo, ale czuję ogromną przepaść między dawnym mną a tym obecnym. Urosłem w siłę — mówiąc to nadal nie był w stanie uwierzyć, że zapomniał o uczuciu prawdziwej wampirzej natury, która się w nim ponownie budziła.
— Z łatwością mogę ją stłumić — powiedział bez zawahania, odbierając tym samym pewność Rilanowi.
Wampir miał wrażenie, że uwierzyłby mu w tej chwili w każde słowo.
— Jak możesz być tak tego pewny?
— Bo w siebie wierzę. W moc, która we mnie płynie. Każda jej iskra i błysk. Są częścią mnie. Akceptuję ją bezgranicznie, dlatego nie mam żadnych podstaw, aby w siebie wątpić — Rilan spuścił spojrzenie i delikatnie zacisnął palce na ramieniu Cadisa. — Wiem, że boisz się skrzywdzić drugą istotę. Myśl o krzywdzie, którą jesteś w stanie wyrządzić cię paraliżuje, dlatego musisz spojrzeć na to z innej strony — spojrzenia wampira i czarodzieja znów się ze sobą skrzyżowały. — Pomyśl o tym jak wiele dobrego możesz zdziałać, gdy w pełni zapanujesz nad wampirzą naturą. Możesz stać się obrońcą, bądź kimkolwiek tylko zapragniesz.
Rilan nigdy tak nie pomyślał o wampiryzmie, ponieważ czuł, że tylko Selene miał prawo pełnić tak ważną funkcję.
— Zrobiłeś duży postęp, ale nie uda ci się zapanować nad sobą, gdy wyczujesz czyjąś krew — Cadis nie pozwolił nabrać Rilanowi złudnej nadziei, która pchnęła by go w złym kierunku.
— Mimo tego chcę z tobą pójść do Vesos. Potraktuję to jako kolejny test. Chcę ci pomóc — czarodziej dostrzegł lekką zmianę w jego postrzeganiu.
— Mierzysz coraz wyżej.
— Bo mam swój cel — Rilan zapragnął pokoju w Maristi.
— Nasze cele może się różnią, ale droga do ich spełnienia jest taka sama, więc trwaj przy mym boku, Rilan. Obiecuję, że pewnego dnia wyruszysz w długą podróż bez obaw o swój klan i kraj — Cadis wypowiedział te słowa z pełnym przekonaniem, a Rilan odczuł olbrzymią wdzięczność, ponieważ czarodziej był pierwszą osobą, która poparła jego marzenia.
***
Cadis sprawia, że Rilan nabiera większej pewności siebie. Ich relacja się nieco zmienia^^
Do następnego Duszyczki ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro