dlaczego, czarodzieju
•••
Azriel ruszył do walki na oczach Rilana. Rany wampira zasklepiły się niemalże niezwłocznie. Kilka dni spędzone w niewoli nie odebrały mu żadnych sił, a wręcz przeciwnie, wlały w jego serce nienawiść, która pomagała mu w walce. Mężczyzna o długich czarnych włosach rzucał się na przeciwników, kilku uderzył z taką siłą, że przeszył ich ciała na wylot. Wokół znajdowało się mnóstwo krwi, jej strumienie spływały do odpływu, lecz wrogów było coraz więcej, a co gorsza Cadis ujrzał potężnego nieprzyjaciela.
— Cadisie Darco — powiedział Elies, jeden z piątki najbardziej utalentowanych czarodziejów.
— Cofnij się, Rilan — białowłosy zasłonił wampira, a ten krok rozśmieszył Eliesa, trzydziestolatka o granatowych włosach.
— Bronisz wrogów, uwolniłeś skazańców, zabijasz swoich — pokiwał głową na boki, lecz nie można było w nim ujrzeć żadnego rozczarowania. Elies zachowywał się tak, jakby zdrada Cadisa była tylko kwestią czasu. — Nic cię nie obroni w tej sytuacji. Nawet sympatia króla — powiedział i odwrócił się na pięcie, zwracając się do swego oddziału. — Zabić go — Elies zniknął tuż po tym, nie mając zamiaru pomagać w walce.
Rilan nie wiedział z kim przed chwilą rozmawiał Cadis, ale nie miał głowy do tego, aby się tym martwić. Jego wszystkie myśli skupione były na Azrielu i na tym, że czarodzieje zaczęli go osaczać. Młody wampir chciał minąć białowłosego, ale Cadis mu tego kategorycznie zabronił.
— Zostań tu.
— Nie mogę, Azriel traci przewagę.
— Pomogę mu — powiedział.
Cadis ruszył ze swoją mocą, aby stoczyć bój z własną rasą. Wiedział, że nie miał odwrotu, ścieżka którą miałby wrócić zawaliła się bezpowrotnie. Nie mógł zawrócić. Nie miał prawa tego zrobić i był świadom, że jeśli dziś przegra z czarodziejami jego żywot dobiegnie końca. W walce pomagała mu jedna myśl. Nie mógł teraz umrzeć. Nie, gdy był tak bliski spełnia swej woli.
Ochrona królestwa była jego największym priorytetem, większym niż własne pragnienia, większym niż miłość, w którą nie mógł uwierzyć. Był rozdarty. Gdy zabijał swych pobratymców przypominał sobie wizje, które krążyły w jego myślach, gdy palił narkotyk w pokoju za białymi drzwiami. Były one wykreowane przez najskrytsze marzenia. Widział tam siebie w towarzystwie Rilana. Spędzali wtedy czas na plaży. Wampir poszukiwał muszelek i zachwycał się tym, że gołymi stopami stąpał po piasku, a Cadis czytał księgę — od czasu do czasu — spoglądając na Rilana i widząc jego uśmiech kompletnie zapominał o treści prozy. Choć nie była to rzeczywistość Cadis był nią pochłonięty i wiedział, że tylko w taki sposób mógł być z wampirem. Rzucając zaklęcie, podtrzymując je palonym w kadzidłach narkotykiem tworzącym wizje.
Cadis użył potężnej siły rażenia i osłonił Azriela, który rozprawił się w tym samym czasie z dziesiątką wrogów. Jego zębiska lśniły od szkarłatu, oczy również posiadały ten sam kolor. Walczyli u swojego boku, ale wciąż nie uważali się za towarzyszy. To było niemożliwe, choć ich cel pozostawał taki sam. Oboje pragnęli chronić Rilana.
Rilan podbiegł tymczasem do Ezry i Azazela. Pół elf trzymał w ramionach demona, który stracił na kilka chwil przytomność. Był słaby, na granicy śmierci. Ezra przeprowadził wstępną obserwację i wiedział, że nie mógł pomóc Azazelowi nie mając przy sobie żadnych przyrządów lekarskich. Przyniósł tylko mieszanki ziół i leków przeciwbólowych. Szycie w tych warunkach nie było możliwe, dlatego Ezra zaczął wpadać w panikę.
— Nie pomogę mu tutaj — trzęsące się dłonie pół elfa dostrzegł nawet Azazel, który ostatkiem sił ujął rękę Ezry.
— Ezra... ucie... uciekaj stąd...
— NIE ZOSTAWIĘ CIĘ! — krzyknął, po czym zacisnął szczękę. — Nie zostawię, wisisz mi w końcu tyle pieniędzy. Masz żyć i spłacić wszystkie długi.
Azazel, choć przez kilka sekund był oszołomiony jego słowami tak na koniec się uśmiechnął, mimo tego, że Ezra zdążył już zapłakać i przyciągnąć dłoń demona do policzka. Ucałował go najdelikatniej jak tylko potrafił i spojrzał na białowłosego, który z trudem łapał oddech.
— Chcę ci... coś powiedzieć... zanim ja...
— Nie, nie, nie — Ezra pociągnął nosem i wpatrywał się w oczy Azazela, które zaczęły gasnąć. — Nie dostaniesz żadnej zniżki. Policzę ci procent, jeśli teraz mnie opuścisz. Znajdę cię wszędzie. Masz żyć, do cholery!
— Wiesz... czemu — Azazel złapał kilka głębszych wdechów, czując ból przeszywający jego całe ciało. — Czemu... zmieniłem kolor swych włosów? Cze...mu wyglądam inaczej... jak... elf? — mężczyzna zakasłał krwią.
— AZAZELU! — Ezra chwycił Rilana za bluzkę i spojrzał mu prosto w oczy. — Rilan... Przemień go w wampira. Przemień... On musi żyć, nie może umrzeć. Nie może!
— Nie,... jestem demonem... — wydukał Azazel i ścisnął dłoń Ezry tak mocno jak tylko zdołał.
Posłał pół elfowi uśmiech i postanowił, że zachowa swój mały sekret w tajemnicy. Zniknął on z jego twarzy zbyt wcześnie. Azazel znów stracił przytomność i już nie można było go zbudzić.
— NIE! — Ezra krzyknął i sprawdził puls przyjaciela. Był ledwo wyczuwalny, ale wciąż mógł go uratować. — Musimy go stąd zabrać do Świętego Drzewa. Tylko tam mu pomogę.
— Portal prowadzący do Świętego Drzewa jest na zewnątrz — pół elf usłyszał głos Cadisa. Czarodziej stanął u jego boku. — Mogę go otworzyć tylko raz w moim obecnym stanie — wyznał.
Rilan spojrzał na białowłosego i poczuł jak jego serce uradowało się na krótki moment. Nie zwątpił w jego czyny, wiedział, że uwolni wampiry oraz demona, lecz nadal był smutny, ponieważ Cadis udawał siłę, niechęć, wrogość.
— Na zewnątrz będzie ich więcej — powiedział Cadis. — Będą o wiele bardziej potężni.
— W takim razie ich zabiję — skwitował Azriel, wciąż będąc w postaci wampirycznej. — Ale najpierw — czarnowłosy chciał wykonać swój ruch, ale zatrzymał szpony, gdy przed Cadisem zjawił się Rilan.
Młody wampir spojrzał w oczy Azriela, który nagle stracił grunt pod nogami.
— Czemu bronisz wroga?
— Ten wróg właśnie uratował ci życie — powiedział dosadnie. — Wróć do naszego króla. Selene nigdy by w to nie uwierzył, że jesteś zdrajcą. Każdy wampir potwierdzi twą lojalność — wyznał, a reszta wampirów ze Wschodu pokiwała zgodnie głowami czując respekt wobec jednego ze starszyzny. — Uciekniecie tym tunelem, którym przybyłem tu wraz z Ezrą. Tam znajdziecie wyjście i wmieszacie się w tłum ludzi.
— Rilan. Pójdziesz z nami. Tylko pozwól mi zabić tego czarodzieja — Azriel wrogo spojrzał na białowłosego, którego Rilan bronił zaciekle.
— On jest mój — po raz pierwszy w całym swoim życiu Azriel ujrzał wrogość w oczach Rilana, ich wampiryczny odcień i wysunięte kły. — A ja jestem jego.
Serce czarodzieja uderzyło mocniej w jego piersi, natomiast Azriel szarpnął się w bok i warknął. Starał się stłumić swe emocje, ugasić ten żal i smutek, że przegrał z człowiekiem magicznym. Marzył o Rilanie od wielu lat, był cierpliwy, a chęć zatopienia kłów w jego szyi była niczym uzależnienie. Nawet jeśli to nie on przemienił młodzieńca to nie zmieniło uczuć wobec niego. To jednak nie wystarczyło... Rilan wybrał człowieka.
Rilan chciał zapłakać, ponieważ wiedział, że na koniec tej bitwy pozostanie mu samemu wyruszyć w świat. Z początku ta myśl wydawała mu się piękna, ale odkąd odkrył uczucie miłości, bezpieczeństwa i oddania nie był już tym samym młodzieńcem, co kiedyś. Spotkanie Cadisa przy murach Vesos odmieniło go, każda spędzona chwila z czarodziejem wniosła do jego życia magię, która nie była zapisana w żadnej księdze.
— Ezra, zabierz stąd Azazela. On nie przeżyje podróży. Musisz z nim przejść przez portal. Cadis go otworzy, a zajmę się strażnikami.
— Idziesz na śmierć. Tam roi się od strażników, ludzi magicznych... Zginiesz. Myślisz, że Selene zdoła poskromić ten ból? Nie zostawię cię samego. Pójdę z tobą — Azriel bał się o niego nie zważając na wybór, którego dokonał.
— Ty musisz poprowadzić wampiry — powiedział, najbardziej oczywistą rzecz.
— Nie będzie sam, pójdę z nim — Cadis po dłuższej chwili ciszy i ciągłej obserwacji zadeklarował swą pomoc.
— Ty? — Ezra nie ukrywał zdziwienia. — Stracisz wszystko. Król uzna cię za zdrajcę.
— Wiem.
Ezra uchylił usta, których słony smak był spowodowany płynącymi łzami. Pół elf zaczął się zastanawiać czy Cadis robił to wszystko faktycznie w imię miłości. Nie był w stanie w to jednak uwierzyć. Znał Cadisa zbyt dobrze, aby dostrzec w jego sercu jakiekolwiek uczucia. Sądził, że się zaczął zmieniać pod wpływem Rilana, ale młodzieniec nie był w stanie wyplewić z czarodzieja zła, które w nim tkwiło.
— Tak, więc postanowione — Rilan zachowując się jak wzorowy przywódca uściskał Azriela i pożegnał się z bratem nie wiedząc czy jeszcze uda im się spotkać. — Bądź przy Selene. Bądź przy nim...
— Wróć do nas Rilan. Gdy ta wojna się skończy. Wróć, a wtedy... odpowiednio cię pożegnam.
Rilan mu nie odpowiedział. W pewnej chwili rosłe, umięśnione, silne ciało przestało go obejmować. Azriel odwrócił się od młodszego i ze złamaną duszą poprowadziła wampiry drogą, którą wyznaczył im Rilan. Byli wolni, w końcu mogli ruszyć do domu niż oczekiwać dnia sądu i swej śmierci.
Rilan i pozostała trójka ruszyli w przeciwnym kierunku. Musieli wydostać się na powierzchnię, ale na szczęście portal nie był umiejscowiony w oczywistym miejscu. Cadis szedł jako pierwszy, a Rilan pomagał Ezrze nieść demona, który stracił coraz więcej krwi. Szkarłat spływał po skórze Rilana, przez co wampir zaczął mieć trudności z panowaniem nad przemianą. Jego oczy naprzemiennie błyskały różnymi kolorami, co zaniepokoiło i jednocześnie zezłościło pół elfa.
— Tylko tego spróbuj — wycedził, przez zaciśnięte zęby.
— Ezra... to nie tak. Nie tknę go.
— Ja myślę. Inaczej naprawdę cię zabiję.
Rilan spuścił głowę i zaczął się wstydzić swej natury na nowo. Jego treningi, żywienie się odpowiednią dawką krwi z fiolek, mordercza żądza, głód. Wszystko w tej chwili poszło na marne. Nadal nie potrafił zapanować nad wampiryzmem na tyle, na ile potrafił.
— Zaraz dostaniemy się do tylnej części królewskiego ogrodu. Portal jest ukryty nieopodal letniej altany — zakomunikował Cadis, a Rilan spojrzał jak czarodziej z każdym krokiem tracił siły i swą pewność.
Jego mięśnie spięły się, oddech stawał się coraz bardziej stłumiony i płytki. Rilan chciał podejść do białowłosego, ująć jego dłoń, poczuć dotyk długich palców i raz jeszcze mu przypomnieć, że nie był sam. Choć wydawało mu się, że żył z przeraźliwie ciężkim brzmieniem na plecach, Rilan chciał mu zaoferować pomoc w tym trudzie.
— Przejdziemy wszyscy razem? — spytał.
— Tak — powiedział, niemalże bez żadnej przerwy.
— Co zamierzasz później, Cadis? Czemu ryzykujesz życie, swoją przyszłość?
Jak się spodziewał — czarodziej nie dał mu odpowiedzi.
Zaczęli wspinać się po schodach. Rilan wziął na ręce Azazela i starał się go utrzymać w taki sposób, aby jego kości nie przebiły narządów. Narządy wewnętrzne u demonów różniły się od tych ludzkich, o czym kiedyś opowiedział mu Ezra. Pół elf podtrzymywał głowę białowłosego i patrzył na przyjaciela z coraz większą obawą. Łzy przestały płynąć, ale ogarniająca go z każdą sekundą niemoc skutecznie odbierała mu siły. Nie uczestniczył w walkach, stronił od nich, lecz wyglądał gorzej niż czarodziej, który był naznaczony krwią wielu ofiar.
— Już prawie jesteśmy na powierzchni — powiedział Rilan.
Znaleźli się na zewnątrz w przeciągu kilku minut. Świeży powiew mroźnego wiatru sprawił, że do nozdrzy Rilana trafił skumulowany zapach ciepłej krwi. Skapywała ona z ciała demona prosto na oszronioną trawę. Temperatura spadła poniżej zera, zima miała nastąpić niebawem.
— Otworzę portal. Ezra zabierz stąd Azazela, a ty Rilan bądź czujny. Nadal nie jesteśmy tu bezpieczni — czarodziej uniósł rękę i tuż przy zamarzniętych krzewach piwonii otworzył się portal.
Ezra widząc przejście prosto do krainy Świętego Drzewa nabrał w końcu nadziei, którą momentami utracił. Nadal nie mógł on celebrować zwycięstwa, powodzenia tej misji, ponieważ musiał zoperować Azazela, zszyć jego rany, uratować go...
Pół elf ruszył w stronę portalu i wtedy pod jego stopami wylądowała strzała wystrzelona z muru. Strażnik zadął w róg i dał tym samym sygnał pozostałym. To była tylko kwestia czasu nim mieli zjawić się członkowie armii królewskiej.
— Cholerni ludzie! — Ezra spinając wszystkie mięśnie, przemienił się w demona i za wszelką cenę chciał znaleźć się za portalem. Odejść z Vesos i już nigdy więcej nie mieszać się w żaden konflikt.
Już miał to zrobić, ale nagle portal się poważnie zwężył. Rilan spojrzał na Cadisa, w którego ramieniu wylądowała strzała.
— CADIS! — wampir ruszył mu na ratunek i osłonił czarodzieja przed kolejnymi strzałami, które nadleciały.
Białowłosy chwycił za strzałę i wyciągnął ją ze skóry wydając z siebie stłumiony krzyk. Mimo tego raz jeszcze otworzył portal dając Ezrze możliwość ucieczki.
— Cadis! My też musimy iść! — powiedział Rilan, tracąc przy tym czujność i sam został postrzelony.
Strzały utkwiły w jego nodze oraz brzuchu wywołując w nim przemianę.
Ezra widział ten obraz. Dwoje wojowników przyjmujących ciosy od nieprzyjaciela, walczący o siebie zaciekle, choć starając się ukrywać swe najprawdziwsze uczucia. Pół elf spojrzał na portal, poczuł jak z Azazela uchodziło życie, a także przekalkulował dystans jaki dzielił Cadisa oraz Rilana od przejścia.
Pół elf nie mógł ryzykować i raz na zawsze mógł pozbyć się czarodzieja.
— Nie jestem ci niczego winien — Ezra splunął na ziemię i przeszedł przez portal, który chwilę później się zamknął.
Cadis upadł na kolana, a jego siły uchodziły z niego szybciej niż zwykle. Ciążąca na nim klątwa dopadała go ze wszystkich stron.
— Nie mogę tu zginąć — szepnął, zapominając, że Rilan słyszał go wyraźnie.
— Nie zginiesz, obiecuję! — wampir powiedział te słowa z taką pewnością, że Cadis na nowo poczuł to uczucie, które towarzyszyło mu od dawna, odkąd tylko spotkał Rilana.
— Rilan — wypowiedział jego imię, a wampir obronił go przed kolejnymi atakami. — Czemu narażasz dla mnie życie? — zapytał, nie mogąc pojąć jego zachowania.
Nikt nigdy tego nie robił, każdy życzył mu śmierci, każdy chciał, aby zniknął.
— Naprawdę nie wiesz? — Rilan zacisnął wargi i zatrzymał głaz wystrzelony z armaty.
Odskoczył z nim na kilka metrów odsłaniając Cadisa, który siłą własnej woli wstał na nogi. Gdy podniósł się z ziemi ataki ustały, ponieważ do ogrodu wszedł sam król Alessander Darte XVI.
Szesnastoletni władca dzierżąc miecz w dłoni swe ostrze wymierzył w Cadisa. Młody król patrzył na czarodzieja i zawahał się przed tym czynem. Z odległości kilku metrów patrzył na mężczyznę, który miał stać u jego boku już na zawsze.
Z altany wyszła sama królowa. Deste celowała w czarodzieja z łuku i stawiała kolejne kroki, taktycznie, chciała odciąć im drogę ucieczki i zaatakować, gdy Rilan albo Cadis wykonaliby podejrzane ruchy.
— Na co czekasz, Alessandrze? — spytała twardym tonem Deste. — Mówiłam ci, że to zdrajca! — krzyknęła, a król nadal stał jak posąg nie chcąc uwierzyć w to co widział.
— Zabił wielu naszych czarodziejów i strażników — z cienia wynurzył się także Elies. — Brata się z wampirami ze Wschodu. Za takie czyny czeka go tylko śmierć, Wasza Wysokość.
Król uniósł rękę i nakazał mu milczenie. Elies tylko się ukłonił i czekał w gotowości na rozkazy.
— Michaelu — Alessander wypowiedział pierwsze imię czarodzieja i zacisnął mocniej wargi, aby powstrzymać ich drżenie. Serce tłamsił nieokiełznany żal i niezrozumienie, lecz jego pozycja w królestwie nakazywała mu tylko jedno. — Giń!
Alessander ruszył w kierunku Cadisa, który zarzekał się, że nie mógł dziś umrzeć. Rilan mu w to uwierzył, ale gdy spojrzał na czarodzieja, jego uchylone usta i brak żadnej obrony, wampir zrozumiał, że czarodziej się poddał; nie był w stanie przeciwstawić się władcy do końca. Czekał na niego, czekał aż ostrze przebije jego serce i ten koszmar się skończy. Białowłosy chciał wybrać takie zakończenie, umrzeć spoglądając na Alessandra i przeprosić go na sam koniec. Te wizje, te obrazy miał przed oczyma. Król już prawie wbił miecz w jego ciało, choć w jego oczach również można było ujrzeć przeraźliwy smutek. Szesnastoletni władca krzyknął wykonując zamach, a Cadis delikatnie uniósł kącik ust uśmiechając się do człowieka, z którym łączyła go skomplikowana relacja.
Bądź zawsze przy mnie, Michaelu, a już nikt nigdy więcej nie będzie cię poniżał i porównywał do elfa — Cadis nie wiedział, dlaczego w ostatnich chwilach przypomniał sobie te słowa, ale to był pierwszy raz odkąd nie przeszkadzało mu jego pierwsze imię.
— NIE!!!
Rilan podbiegł między Alessandra i Cadisa, chciał odparować śmiertelny cios i wtedy czarodziej... w jednej chwili odzyskał świadomość. Gdy ujrzał przed oczami Rilana. Gdy zobaczył młodzieńca, który tchnął w jego życie nadzieję na lepsze jutro, dał mu światło, które ujrzał w ciemności, dał mu bezpieczeństwo i uczucia, które nie były mu dotąd znane. Zawsze go wykorzystywano, zawsze tłamszono go polityką i etykietą, powinnością, rozkazami. Rilan był kimś zupełnie innym i choć Cadis nienawidził wampirów tak jego zdołał szczerze pokochać.
Dlatego...
Skumulował swoją moc w jednym punkcie i z całych sił odepchnął Rilana. Pociągnął go za siebie, przez co wampir runął na ziemię tuż u jego stóp. Cadis przyjął na siebie nie tylko ostrze miecza, ale również wystrzeloną z cięciwy strzałę, która utkwiła głęboko w jego boku. Czarodziej upadł na kolana i splunął krwią, kątem oka widząc przerażenie na twarzy Rilana, który wrócił do swej ludzkiej, niewinnej postaci. Oczy młodzieńca błysnęły, a Cadis wykorzystując chwilę rozkojarzenia wszystkich użył po raz ostatni swej magii i otworzył losowy portal. Chwycił Rilana i przyciągnął go do piersi, a następnie we dwoje wpadli do przejścia nie wiedząc, gdzie się znajdą.
***
Emocji sporo, dużo się dzieje, uczucia czarodzieja stają się coraz bardziej sprzeczne.
Dziękuję Wam za gwiazdki i komentarze ❤️ to mega motywuje do dalszej pracy!!
A tu sobie ponarzekam... Moja książka będzie wydana najprawdopodobniej w czerwcu i ja już mam dość 🥲 redakcja, dystrybutor, drukarnia, hurtownia, grafik... załatwiam to w kółko i w kółko i wciąż jest coś nie tak... Zwariuje, naprawdę, a jak już książka będzie wydana to jeden egzemplarz spalę na stosie.
Dziękuję za uwagę.
Do następnego Duszyczki ❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro