7. Piąty stopień na górę
- Osądzasz własną siostrę o zdradę ? – zapytałam idąc ścieżką w stronę domu.
- Często nie mogę spać w nocy – odpowiedział – zacząłem zauważać że ktoś wychodzi z domu i idzie w stronę lasu. Dzisiaj zasnąłem, więc wyszedłem do jadalni żeby zobaczyć czy ktoś wejdzie przez drzwi. Na początku myślałem że to ty masz nocny patrol lub coś w tym stylu, ale wtedy weszłaś do domu z Cynthią.
- Oglądałyśmy spadające gwiazdy – powiedziałam.
- Potem wróciłem do pokoju – kontynuował – jakoś pół godziny później wszyscy zgromadzili się przed drzwiami Vanessy co uświadomiło mnie że tej nocy nikt nie mógł wyjść z domu a następnie wrócić niezauważony. Od momentu w którym poszłaś na górę po naszym wpadnięciu na siebie w kuchni obserwowałem ogród aż do momentu kiedy pobiegłaś do bliksa. Wszyscy byli wtedy w domu.
- Potem ktoś wyszedł niezauważony – domyśliłam się – a ty poszedłeś za tą osobą. Wisiorek należy do Rity a ona jako jedyna potrafi bezbłędnie przyrządzić eliksir przyspieszenia. To dlatego biegła tak szybko.
- Podczas używania tego eliksiru człowiek jest oderwany od rzeczywistości. Mamy przewagę, bo to my ją widzieliśmy a ona nas nie – Marco wszedł do ogrodu gdzie po chwili z domu wybiegła Vanessa z mieczem w ręce. Tuż za nią człapali Nowel i Doren
- Wszystko w porządku ? – kobieta skierowała klingę w klatkę piersiową chłopaka.
- W jak najlepszym - odparł z jadem meksykanin.
- Zajęłam się tym – powiedziałam – możemy wracać do domu, zanim obudzimy resztę osób.
- Dokładnie – Marco odwrócił się w moją stronę po czym złożył na moim policzku delikatny pocałunek i nachylił się nad moim uchem – od teraz to nasz mały sekret księżniczko. Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Musimy zdobyć więcej dowodów.
- Słodkich koszmarów – mruknęłam parodiując jego latynoski akcent i chwyciłam zszokowaną Vanesse pod ramię ciągnąc ją do domu.
- Co to miało być ?! – wykrzyknęła Van opadając na moje łóżko.
- Myślałam że jest zdrajcą i poszłam go śledzić – mruknęłam próbując pominąć temat zachowania Marco.
- Młoda damo, dobrze wiesz że nie o to mi chodzi – przybrała na twarz wredny uśmiech – czyżby jednorożec opuścił twoje serce ?
- Nie powinnyśmy o tym rozmawiać zważając na to w jakiej sytuacji znajduje się Paprot – mruknęłam – a raczej czy w ogóle gdzieś się znajduje.
- Gadanie – zaśmiała się czarnowłosa i zakopała w pościeli na swoim materacu.
- Dobranoc – mruknęłam.
- Słodkich koszmarów księżniczko – Vanessa obniżyła swój głos i parsknęła głośnym śmiechem.
***
- Gotowi ? – mój tata krzyknął trzymając stoper w ręku.
Dzisiejszy trening mieliśmy zacząć ćwiczeniem na wytrzymałość. Na dźwięk gwizdka mieliśmy zacząć kopać jak największy dół. Następnie pobiec do wieży i z powrotem niosąc w rękach ciężki kamień. W tym czasie Vanessa miała napełnić doły wodą. Ten kto pierwszy wiadrem opróżni swój dół wygrywa dzisiejszą konkurencję.
- Wasze doły mają mieć dwa metry głębokości – uzupełnił Doren pokazując miarkę trzymaną w rękach – a po waszej prawej leżą kamienie.
Wszyscy chwyciliśmy łopaty a na dźwięk gwizdka wbiliśmy je w ziemię. Po jakiś 20 minutach Cynthia skończyła kopać swoją dziurę i ruszyła w stronę wieży z kawałkiem skały w rękach. Kilka minut po niej wybiegła także Rita.
- Marco , Kendra – zawołał mój tata - co tak słabo ?
- Z pewnością są zmęczeni po wspólnie spędzonej nocy – uśmiechnęła się złośliwie Vanessa korzystając z okazji iż dziewczyn nie było w pobliżu. Poprosiłam aby nie wspominała przy nich o moim śledzeniu Marco lecz nie podałam dokładnego powodu.
- Że co ?! – usłyszałam wrzask ojca który cały czerwony patrzył w stronę Marco.
Nagle przyspieszyłam i po chwili mój dół miał dwa metry dzięki czemu mogłam zacząć biec w akompaniamencie złośliwego śmiechu narkobliksa i wkurzonego wzdychania ojca.
Kiedy Marco dostrzegł że szykuję się do biegu również przyspieszył przerażony wizją zostania sam na sam z moim wściekłym rodzicielem. Po chwili dogonił mnie w połowie drogi.
- Czy twój ojciec mnie zabije ? – wysapał biegnąc tuż obok mnie – Mam wracać do Meksyku ?
- Nie – mruknęłam – w Meksyku za łatwo cie znajdzie. Może jakaś dżungla ? Albo Arktyka? Tata nienawidzi zimna.
- Dzięki za pocieszenie – prychnął – patrz, doganiamy je.
Rzeczywiście, nasze rywalki znajdowały się zaledwie kilka metrów przed nami. Przyspieszyłam i po chwili zostawiłam je w tyle. Położyłam kamień pod wierzą i zaczęłam z powrotem biec na miejsce treningowe. Chwyciłam wiaderko stojące przy Vanessie i posłałam jej mordercze spojrzenie.
Podbiegłam do mojego dołu i zaczęłam wylewać wodę do małego koryta obok. Po piętnastu minutach wylałam ostatnie wiadro wygrywając konkurencję. Niedługo po mnie skończyła Cynthia a potem Marco który radził sobie całkiem dobrze pomimo tego że mój tata bezwstydnie dolewał mu wody. Rita skończyła ostatnia, ocierając łzy gdyż podczas odkładania kamienia złamała sobie paznokieć.
- Obiad ! – usłyszeliśmy krzyk babci Larsen – i nie próbujcie nawet wejść w tych zabłoconych butach na werandę!
Od przyjazdu kandydatów babcia Larsen stała się bardzo zrzędliwa. Cały czas narzekała i krzyczała na wszystkich kiedy coś nie szło po jej myśli. Nawet dziadek Larsen ze strachu zaszył się w gabinecie dziadka Sorensona i wychodził z niego tylko wtedy kiedy nie było babci na horyzoncie.
- Kendra – narkobliks złapała mnie za rękę – nie mogę iść z tobą do rezydencji, mam dzisiaj jechać na spotkanie Rycerzy Świtu z twoim dziadkiem.
- W takim razie pójdę sama – powiedziałam nadal zła za wcześniejsze żarty.
Po zjedzonym obiedzie wszyscy rozeszli się do swoich pokoi a ja ruszyłam do starej rezydencji w eskorcie kilku wróżek które opowiadały o tym że odbudowa kapliczki na jeziorze niedługo się skończy.
Kiedy weszłam na główny korytarz biblioteki o razu skierowałam się do biblioteki. Moim pierwszym zadaniem było sprawdzenie całego pomieszczenia oraz książek które wraz z Van uznałyśmy za warte uwagi. Ze wszystkich regałów pozbierałam książki o historii rezerwatu oraz o mitologii greckiej. Przeczytałam wszystkie wydania mitu o Selene w poszukiwaniu jakichkolwiek wskazówek a także przejrzałam okładki i grzbiety mając nadzieję że odnajdę jakikolwiek skrawek pergaminu zostawiony przez szalonego opiekuna.
Powoli zaczęło robić się ciemno , lampy dawały słabe światło przez co musiałam zapalić parę świec. Podczas zapalania ostatniej świecy rozległ się za mną skrzyp podłogi. Podniosłam się gwałtownie i chwyciłam grubą książkę która w tej chwili był moją jedyną bronią. Spojrzałam na cień sunący po ścianie i zaatakowałam napastnika uderzając go mitologią w głowę.
- Ałaaaa – usłyszałam latynoski akcent i parsknęłam śmiechem – radzę ci uciekać.
Z piskiem rzuciłam się do ucieczki a tuż za mną pobiegł Marco który zaczął rzucać we mnie wszystkim co znalazł pod ręką.
- To była samoobrona – śmiałam się i wbiegłam na schody.
- Przecież cie nie zaatakowałem – krzyczał.
Nagle będąc już na szczycie schodów usłyszałam trzask a potem zobaczyłam leżącego na schodach meksykanina. W trakcie biegu musiał potknąć się o dywanik leżący pod schodami.
- Żyjesz ? – zaśmiałam się kucając przy nim.
- Ledwo – stęknął podnosząc się z ziemi - ale chyba znalazłem jakaś magiczną skrytkę.
Marco podniósł deskę na której przed chwilą leżał i wyjął z niej cienką książkę. Piąty stopień pomyślałam i gorączkowo przypatrywałam się dziennikowi.
- Chyba nie powinienem tego oglądać – powiedział chłopak widząc moje spanikowane spojrzenie i wystawił pamiętnik w moją stron.
- Dziękuję – wyszeptałam z ulgą i schowałam go do mojej torby – co tak właściwie tutaj robisz ?
- Chciałem zobaczyć gdzie zaszyłaś się na cały dzień - zaczęliśmy iść w stronę wyjścia – poza tym zrobiło się ciemno więc pomyślałem że Rita nie zauważy naszej nieobecności i wymknie się nieco wcześniej.
- Wiesz że nie mamy stuprocentowej pewności że to ona – westchnęłam opierając się o ścianę.
- Nigdy nie ma się stuprocentowej pewności dopóki nie zobaczy się tego na własne oczy – chłopak znowu oparł rękę przy mojej głowie i nachylił się nade mną – w skali od 1 do 10 jak bardzo twój tata mnie nienawidzi ?
- Powiedziałabym że 11 – zaśmiałam się.
- To chyba znienawidzi mnie jeszcze bardziej – odrzekł po czym złożył na moich ustach delikatny pocałunek i odsunął się z uśmiechem odwracając się w stronę wyjścia.
Przycisnęłam zimne dłonie do moich płonących policzków i ruszyłam w jego stronę. Chłopak zatrzymał się przy ogromnym zdjęciu naszej rodziny i wskazał palcem na Paprota.
- Twój chłopak ? – mruknął.
- Były – odpowiedziałam i otworzyłam drzwi rezydencji wychodząc na żwirowy podjazd.
- Wracamy do domu księżniczko ? – zapytał ciągnąc mnie lekko za rękę w stronę ścieżki.
Przez cały czas kiedy tylko nasze spojrzenia się spotkały odwracałam zawstydzona głowę a on śmiał się z moich czerwonych policzków. Lubiłam jego śmiech, był taki ciepły i szczery.
- Jesteśmy – mruknęłam kiedy weszliśmy do domu.
Vanessa robiła sobie herbatę w kuchni i kiedy tylko zobaczyła mnie i meksykanina posłała mi szyderczy uśmiech. Po chwili po schodach zszedł mój tata przez co Marco odsunął się na dużą odległość.
- Bój się bój – wyszeptała Van w jego stronę i pociągnęła mnie na strych.
- Jesteś okropna – szepnęłam w jej stronę kiedy wchodziłyśmy do mojej sypialni.
-Wieczorny spacerek w blasku księżyca ? – prychnęła kobieta dotykając moich różowych policzków.
- Nie twój interes – warknęłam – Marco się na coś przydał bo znalazł coś co może być kluczowe w rozwiązaniu zagadki.
Wyciągnęłam z torby stary dziennik w szarej okładce i podałam go czarnowłosej. Otworzyła go na pierwszej stronie i zaczęła kartkować.
- Plany starej rezydencji jeszcze przed remontem – mruknęła – fazy księżyca, mit o Selene. To jest wyjaśnienie zagadki!
- Dziennik był zamknięty w piątym stopniu schodów – powiedziałam – część przepowiedni mówi o rezydencji jako budynku. Ale nie o tej która jest teraz ale o tej jaka była za czasów Marlo. Dlatego w tym dzienniku są plany budowy.
- Schron znajduje się w szafie w gabinecie ? – zapytała niepewnie na co pokręciłam twierdząco głową.
- Ale tutaj wcale nie chodzi o ten gabinet w którym teraz mieszczą się księgi z rejestrami – wskazałam miejsce na pierwszym piętrze gdzie znajdował się mały pokój z szafą i okrągłym stołem – na tym planie gabinet Marlo znajduje się w miejscu obecnej sali treningowej.
- Ale , żeby stworzyć salę treningową musieliśmy wyburzyć wszystkie ściany odgradzające pomieszczenia – Vanessa pokiwała przecząco głową – nie było tam żadnego małego pomieszczenia z szafą i okrągłym stołem.
- Myślisz że Lotro napisał tą wiadomość i od tak zostawił tą szafę na widoku ? – zdziwiłam się – przecież to oczywiste, popatrz, ten gabinet znajduję się na równi z klatką schodową. Wejście do niego było tuż przy schodach a sala treningowa zaczyna się dopiero kilka metrów dalej.
- To pomieszczenie jest zamurowane – wyszeptała Van patrząc na mnie z podziwem.
- Albo zamurowane, albo zaczarowane – dodałam.
Zobaczcie jak was rozpieszczam !
Trzy rozdziały w jeden weekend!
Zadawajcie pytania postacią w rozdziale Informacja !
Napiszcie co sądzicie o tym rozdziale
Buziaczki , Honey <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro