Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Lotro i zupa z satyra


Weszłam do domu gdzie pachniało już owsianką przygotowaną przez babcie Larsen. Dochodziła godzina ósma rano a tata właśnie szedł po schodach aby mnie obudzić. Odchrząknęłam głośno zwracając tym uwagę wszystkich siedzących przy stole w kuchni. Dale zakrztusił się kawą a mama i dziadek Stan wpatrywali się we mnie z szeroko otwartymi oczami. Trochę makijażu, lekka zmiana ubioru i nowa fryzura może jednak zadziwić.

- Dzień dobry wszystkim – uśmiechnęłam się rozpinając pelerynę i zdejmując buty. Usiadłam przy stole obok Vanessy która przyglądała się kwiatom w warkoczyku.

- Gdzie byłaś ? – tata zajął swoje miejsce obok mamy i dosypał borówek do swojej owsianki.

- W Grunholdzie, potem u satyrów a następnie spędziłam trochę czasu z driadami. Nawlekłam też flagi na maszt i zrobiłam oznaczenie – zaczęłam wymieniać napotykając zaskoczone miny domowników.

- Aktywnie – mruknął dziadek Larsen ocierając ręce serwetką.

- Biorę to na poważnie – odpowiedziałam polewając moją porcje miodem.

- Kendro, kiedy skończysz jeść chciałbym prosić byś przyszła do mojego gabinetu – dziadek wstał od stołu i chwycił w dłoń kubek z herbatą poczym udał się na górę.

Po chwili również odeszłam od stołu i wspięłam się po schodach kierując się w stronę gabinetu.

- Stało się coś ? – zapytałam siadając w jednym z foteli.

- Jeden z naszych wysłanników odnalazł torbę Warrena zawieszoną na pnączu spadającym w przepaść – dziadek oparł czoło na zaciśniętej pięści.

- Myślisz że spadli – wyszeptałam powstrzymując łzy.

- Na chwilę obecną nie mam nawet siły tak myśleć. Poszukiwania nadal trwają a my w tym czasie musimy przygotować się na przyjęcie kandydatów – odparł.

- Kiedy przyjadą ? – spytałam bawiąc się kwietnym warkoczykiem.

- Za dwa dni, będą mieszkać w pokojach gościnnych na parterze. Martwi mnie jeszcze jedna rzecz – otworzył jedną z szuflad i położył na blacie jeden z bardzo starych dzienników opiekunów – otwórz go na stronie setnej.

Wzięłam do rąk rozpadającą się książkę i delikatnie zaczęłam przewracać strony. Strona z numerem sto była prawie pusta, lekko pożółkła a na samej górze niedbałym pismem zamieszczono kilka niezwiązanych ze sobą słów.

„KILKA NOCY W ROKU, PRZEMIENIA SIĘ W TRZY DNI, SCHRON, DOM NIE JEST BEZPIECZNY, DWADZIEŚCIA PIĘĆ PEŁNYCH OBROTÓW RYDWANU, PO CAŁKOWITYM ZAĆMIENIU GWIAZDY, ŚMIERĆ, ZAKLECIE, OCHRONA LASU, SCHRON PIĄTY STOPIEŃ NA GÓRĘ, GABINET SZAFA, PRAWDZIWA MAGIA, OSIEM OBROTÓW W PRAWO, DWA W LEWO, JEDEN PEŁNY OBRÓT W PRAWO, NOC ŚMIERCI, DZIEŃ SPUSTOSZENIA, NOC ŚMIERCI, DZIEŃ SPUSTOSZENIA, NOC ŚMIERCI, DZIEŃ SPUSTOSZENIA"

- Co to znaczy ? – spytałam

- Nie mam pojęcia, lecz może być to coś strasznego, w dziennikach innych opiekunów znalazłem kilka nawiązań do tego tekstu, lecz nie próbowali rozszyfrować wiadomości a tylko spekulowali czy to co napisał Marle Lotro jest prawdą. Chciałbym prosić Cie abyś spędziła nad tym trochę czasu. W starej rezydencji znajdziesz z pewnością wiele książek które pomogą odkryć ci sens tej wiadomości.

- Kim jest Marle Lotro ? – przeczytałam nazwisko zamieszczone na pierwszej stronie dziennika.

- Z tego czego dowiedziałem się podczas oglądania tego dziennika był on czwartym z kolei opiekunem Baśnioboru, nie pozostał jednak na tym stanowisku długo ponieważ starszyzna magicznych istot uznała go za niepełnosprawnego umysłowo i przekazała stanowisko jego bratankowi .

- Był świrem ? – mruknęłam .

- Ich zdaniem owszem – dziadek schował dziennik z powrotem do szuflady którą zamknął z głośnym trzaskiem.

- Zajmę się tym – wstałam i ruszyłam do drzwi.

Kiedy miałam nacisnąć klamkę zastygłam w miejscu. Do moich uszu dotarło uderzenie dzwonu. Jedno. Drugie. Trzecie, modliłam się by nie zabrzmiało kolejne ale dzwon zamarł.

- Wzywają Cię – zwróciłam się do Stana .

- W takim razie idę – odepchnął się od biurka i ociężale wstał.

- Czy mogła bym dostać klucz do biblioteczki za zbrojownią ? – spytałam analizując zawartość ukrytego pomieszczenia – Powinnam przeczytać najstarsze dzienniki, być może to pomoże mi w zrozumieniu opiekuna Lotro.

Dziadek wyciągnął pęk kluczy i odpiął od niego mały srebrny klucz który włożył mi do ręki. Następnie wyszedł co również zrobiłam zamykając za sobą drzwi gabinetu. Zeszłam na dół i podeszłam do białych drzwi w korytarzu. Zapukałam lekko a następnie weszłam do środka. Vanessa leżała na łóżku przytulając się do ciemno brązowej poduszki.

- Dobrze się czujesz ? – oparłam się o powłokę drzwi.

- Nie , nie mam czym zająć myśli. Nawet Dale nie ma siły mi pomagać. Muszę się czymś zająć żeby przestać myśleć o Warrenie – narkobliks westchnęła i rzuciła poduszką przez całą długość pokoju.

W tym momencie poczułam że muszę powiedzieć jej o liście i o tym co znaleźli rycerze świtu. Dziadek prosił o dyskrecje, lecz trzymanie jej w niepewności dobije ją mocniej niż okrutna prawda.

- Myślę że możesz mi pomóc w rozwiązaniu pewnej zagadki ześwirowanego opiekuna – powiedziałam siadając na brzegu łóżka.

- Z pewnością chodzi o jakieś stare dzienniki, wchodzę w to – kobieta podniosła się odgarniając włosy z czoła.

- Ale zanim pójdziemy musze ci coś powiedzieć – szepnęłam niepewnie przesuwając swój wzrok na jej twarz – Warren i załoga opuścili Gadzią Opokę miesiąc temu, a dzisiaj znaleziono jego torbę nad przepaścią. Podejrzewają że mogli spaść.

Ciemnowłosa przesunęła zaszklony wzrok na ścianę i zaczęła się w nią wpatrywać. Wyglądała jakby na czymś intensywnie myślała.

- Warren żyje, wiem to – wymamrotała, po czym wystawiła rękę ze srebrnym dużym pierścieniem – To pierścionek zrobiony przez jedną z brazylijskich wiedźm. Póki pierścionek jest ciepły znaczy ze druga osoba nosząca drugą obrączkę żyje.

- Wiedziałaś od samego początku ? – zapytałam

- Wiedziałam że on nadal żyje, nie wiedziałam gdzie jest i czy reszta również trzyma się przy życiu – odetchnęła – a teraz chodźmy po te dzienniki.

Minęło parę godzin od kiedy z Vanessą zaczęłyśmy szukać wiadomości na temat dawnego opiekuna. Dziadek wrócił niedawno ze spotkania z centaurami które wezwały go do podpisania jakiegoś ważnego rejestru o ochronie Grunholdu. Zaczynało robić się ciemno a mnie zaczynała boleć głowa od ciągłego czytania. Vanessa natomiast zawzięcie kartkowała dzienniki przeglądając każdą stronę po kilka razy. Przebrałam się z kombinezonu w zwykłe szare jeansy oraz czarny golf a poprzedni strój włożyłam do szafy. Babcia Larsen uszyła mi kilka innych wariantów kolorystycznych peleryny oraz znalazła trochę więcej strojów które nadawały się na wyprawę w las.

Było już późno i większość domowników kładło się do łóżek. Ja również rozpuściłam włosy i zabierałam się do zmycia makijażu. Sięgałam do włącznika mojego podświetlanego lusterka kiedy na wieży znowu zadzwonił dzwon. Dwa uderzenia. Potrzebują zwiadowcy.

Chwyciłam czarne ochraniacze które zapięłam na kolanach, łydkach oraz przedramionach. Vanessa w tym czasie zarzuciła na moje plecy ciemno szarą pelerynę i spięła moje włosy w niedbałego koka. Chwyciłam pas który zapięłam wokół bioder i tak jak poprzednio umocowałam sztylet i chlebak w wersji woreczka. Narkobliks podała mi kołczan i łuk a ja zbiegłam po schodach szybko zakładając czarne kozaki.

Dzwon zdążył wszystkich obudzić i teraz stali na werandzie posyłając mi niepewne spojrzenia. Wybiegłam na środek ogrodu i spojrzałam na flagę. Żółta. Satyrowie. Spojrzałam w stronę lasu gdzie na skraju ogrodu stał już Nowel. Podbiegłam w jego stronę.

- Kendra, nie mogę znaleźć Dorena – satyr tupał na zmianę nogami rozpaczliwie rozglądając się wkoło – kiedy pobiegłem po piłkę którą wybiłem podczas grania w tenisa usłyszałem jego krzyk a potem zniknął. Szukałem go wszędzie ale nigdzie go nie ma.

- Wiesz kto mógł go porwać ? – spytałam przekraczając granice między ogrodem a lasem.

- Mam pewne podejrzenia, obok kortu znalazłem ślady ogromnej stopy – Nowel zaczął powoli iść w stronę lasu – być może to ogrzyca chciała dodać go do swojej zupy.

- Sprawdzimy to – zaczęłam biec w stronę pagórka który był jednocześnie dachem jej domu.

Zajrzałam do komina gdzie nie było żadnego wywaru. Chwyciłam linę zakończoną wiaderkiem którą kiedyś satyrowie wykorzystywali do podpierania zupy wielkiej kobiecie. Owinęłam linę wokół prawej nogi i powoli zaczęłam opuszczać się w dół. Ściany komina były mokre i śmierdziały cebulą. Zaczęłam widzieć światło co oznaczało że zbliżam się do wylotu kominka. Po chwili uderzyłam nogami o palenisko co oznaczało że musiałam się tylko schylić aby dostać się do środka jej domu. Pochyliłam się lekko i przycisnęłam do ściany starając się być jak najciszej. Dom był prymitywny, wszystko było większe i drewniane. Niedaleko mnie do jednej z nóg stołu przywiązany był Doren, spojrzał na mnie i kiwnął głową do góry. Podniosłam wzrok na wielką pryczę na której drzemała ogrzyca. Wyciągnęłam sztylet zza pasa i na czworaka podeszłam do satyra. Odcięłam linę i pomogłam mu się podnieść.

- Uważaj, ogry mają świetny słuch – wyszeptałam patrząc wymownie na jego kopyta. Doren tak jak ja upadł na kolana a następnie zaczął kierować się w stronę liny.

Teraz zaczynał się problem. Lina mogła unieść tylko jedną osobę na raz. Komin jest zbyt długi i śliski aby samemu się po nim wspiąć więc jedynym naszym wyjściem było krzyknąć do Nowela aby nas wyciągnął.

- Posłuchaj chwyć mocno tą linę, Nowel wciągnie cie na górę, zawiadomcie mojego dziadka co się stało – popchnęłam go do wylotu komina. Wyciągnęłam strzałę i napięłam cięciwę celując w śpiącą ogrzycę – krzyknij aby cie wyciągnął o mnie się nie martw poradzę sobie.

- Wrócimy po ciebie. Nowel ! – satyr wrzasnął po czym pofrunął do góry.

W tym samym momencie ogrzyca zeskoczyła na podłogę i podbiegła do paleniska próbując złapać Dorena za nogi.

- Stój ! – krzyknęłam celując prostu między jej oczy. Nie zamierzałam jej skrzywdzić, chciałam jedynie zmusić ją do zwrócenia na mnie uwagi.

- Ludź, co ludź robi tutaj ? Przyszedł wykraść moją zupę?! – ogrzyca patrzyła na mnie lecz nie ruszała się z miejsca.

- Jestem zwiadowcą , musisz ponieść karę za porwanie satyra – warknęłam kierując się powoli w stronę drzwi.

- Kara za porwanie koziołka – zaśmiała się – to on pierwszy zawinił kradnąc moją zupę.

- W takim razie został ukarany kiedy go porwałaś – powoli zaczynała boleć mnie ręka ale bałam się opuścić łuk – jesteście kwita, możesz pozwolić mi odejść a obiecuję że zajmiemy się sprawą twojej zupy.

- Co taki ludź jak ty może mi zaoferować ? – prychnęła.

- Ustalmy karę pieniężną – odpowiedziałam – za każdą kradzież twojej zupy którą odnotujesz trzeba będzie zapłacić pięć sztabek złota.

Ogrzyca spojrzała na mnie po czym otworzyła drzwi.

- Zgoda – warknęła – ale niech ludź już nie wraca.

Wyszłam na zewnątrz a po chwili usłyszałam głośny trzask drzwi. Schowałam strzałę do kołczanu i biegiem skierowałam się w stronę wieży. Wróżki gdy tylko zobaczyły mnie na horyzoncie zdjęły flagę i poleciały zawiadomić moją rodzinę że wyszłam z tego cała i zdrowa. Szłam powoli w stronę ogrodu. Spojrzałam na gwiazdy. Czy dla Setha wyglądają tak samo jak dla mnie ? Czy królowa wróżek w ogóle wie że jej syn zaginął ?

Z każdym dniem wszyscy coraz bardziej tracili nadzieję na ich odnalezienie. Za dwa dni pojawią się tutaj nowe osoby co dołoży wszystkim roboty. Dodatkowo muszę także skupić się na dzienniku Marle Lotra i jego dziwnych zapiskach.

Kiedy wróciłam do domu wszyscy już spali. Nawet Vanessa przeniosła materac do mojego pokoju zapewne po to by z samego rana znów analizować zapiski.

Na moim łóżku znalazłam liścik od satyrów oraz dwie mleczne czekolady w geście podziękowania. Opadłam znużona na poduszkę i szybko zmyłam makijaż. Nie miałam siły się przebrać. Jutro muszę zająć się dawnym opiekunem a po jutrze godnie przyjąć naszych gości. Po chwili zasnęłam. 


Kochani, kolejny rozdział. Miałam go wstawić dopiero we wtorek ale coś mnie naszło aby zrobic to teraz. Zostawcie dużo komentarzy <3 i napiszcie co myślicie o tym rozdziale. Niestety mi on się w ogóle nie podoba ale mam nadzieję że nie zniechęciłam was do tej książki.

Honey

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro