Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20. Trzecia grota

Dla @Maggie_Sorenson za cuuuuudowną pomoc w gwiazdkowaniu.


Westchnęłam słysząc jak Seth podnosi się z materaca i wchodzi po drabinie zapewne po to by zmienić się z Paprotem. Odwróciłam głowę w prawo i spojrzałam na leżącego na kanapie Marco który zamglonym wzrokiem rozglądał się po pomieszczeniu. Podniosłam się szybko i na czworaka podeszłam do kanapy po drodze chwytając kolejną buteleczkę eliksiru którą zostawiłam na stole.

- Narkoza przestała działać - mruknęłam przykładając dłoń do rozgrzanego czoła chłopaka - Musisz wypić kolejny eliksir nasenny.

- Nie ma mowy - warknął wzdychając ciężko - Nigdy nie włożę do ust nic co wyszło z rąk Tanu.

- Tym razem ten eliksir robiłam ja - mruknęłam odkorkowując małą buteleczkę.

- Tym bardziej bym tego nie pił na twoim miejscu - mruknął Seth wychylając głowę z wejścia u góry drabinki - Paprot nie chce się zmienić więc możemy iść dalej spać.

- On też musi się przespać - mruknęłam - Siedzi tam od godziny.

- Da sobie radę - mruknął Marco łapiąc mnie za rękę i lekko ściskając - Z resztą nie przejął bym się bardzo gdyby ...

- Lepiej bądź cicho bo znowu dam ci tamten eliksir i zobaczymy czy nadal będziesz taki cwany - zaśmiałam się lekko przewracając oczami - Do dna.

- Co w tym jest ? - spytał nieufnie podkładając buteleczkę do nosa - Ładnie pachnie.

- Napar z dzikiej róży pomieszany z tabletkami nasennymi - uśmiechnęłam się widząc jak chłopak przykłada naczynie do ust - Całkiem przyziemne lekarstwo jak na nasze standardy.

Chłopak wypił różowawy płyn na raz i spojrzał się na mnie z chęcią mordu w oczach. Odetchnął głęboko powstrzymując odruch wymiotny i przełknął ślinę. Po chwili jego głowa opadła na poduszkę a za nim zasnął ostatni raz ścisnął moją rękę.

- Czerwony płyn pachnący naparem z róży ? - zaśmiał się Seth - Czekaj co Tanu tam dawał ? Żółć pancernika, sproszkowane muchy siatkoskrzydłe i łodygi słonecznika ?

- Zapomniałeś jeszcze o maskującym zapach naparze z róży - odpowiedziałam czytając małą etykietkę na dnie fiolki - W skład wchodzą jeszcze smarki wielbłąda, żabi skrzek i ... o mój Boże, sok z pijawek.

- Pamiętaj co mówiłem - mruknął przestraszony patrząc na ogromną szafę pełną eliksirów - Wolę odejść z tego świata ze świeżym oddechem, serio nie wciśniecie we mnie tego.

- Obyśmy nie musieli - pokiwałam głową przykrywając Latynosa ciepłym kocem który zrobiła dla nas babcia Larsen - Idę porozmawiać z Paprotem.

Zaczęłam wchodzić po plecionej drabinie a po chwili znowu znalazłam się w podziemnym tunelu. Nabrałam do płuc ziemistego, wilgotnego, zimnego powietrza i spojrzałam na siedzącego na ziemi chłopaka który w rękach obracał srebrną obrączkę.

- Wahasz się ? - zapytałam zwracając na siebie jego uwagę a on spojrzał na mnie niezrozumiale chowając biżuterię do kieszeni spodni - Ślub z Cleseste ... wahasz się ?

- Znasz tą bajkę o wytrwałej miłości z twojego dziennika baśni ? - zapytał a ja zaprzeczyłam kiwnięciem głowy na co ten tylko spojrzał przed siebie zamyślonym wzrokiem - Pewien mężczyzna zakochał się w pięknej dziewczynie z sąsiedniej wioski. Spotykali się każdej nocy lecz nigdy ostatecznie nie wyznali sobie miłości. Wtedy owy mężczyzna poznał nową kobietę a dziewczyna znalazła sobie narzeczonego. Mężczyzna zaręczył się za namową rodziców pomimo ze nie kochał kobiety gdyż była zimna i nieczuła. Dziewczyna z narzeczonym natomiast trzymali się na dystans będąc ze sobą bardziej formalnie. Dziewczyna zatęskniła za starym uczuciem i dzień przed weselem mężczyzny zakradła się do jego domu. Wyznała że go kocha i nigdy nie żywiła do nikogo tak żarliwego uczucia. Mężczyzna który nigdy nie przestał wierzyć w jej powrót i nigdy nie przestał jej kochać zerwał zaręczyny i wyjechał z ukochaną wiele mil od rodzinnego miasta gdzie pobrali się i założyli szczęśliwą rodzinę.

- Ładna bajka - wyszeptałam siadając obok niego i patrząc przed siebie.

- Jesteś mądrą dziewczyną - mruknął - Nie udawaj że nie wiesz czemu ci ją opowiedziałem.

- Jak sam wiesz, z tych japońskich baśni spełnia się tylko nieznacząca część - powiedziałam - W pierwszej grocie spełniło się jezioro i skoczenie do niego, w drugiej koty i wyjście w kształcie koła.

- Nie mówię że ta baśń ma się spełnić - stwierdził - ale jej część już się wypełniła.

- Nie jestem z Marco tylko formalnie - spojrzałam na niego a on posłał mi cwany uśmiech który rzadko u niego widywałam.

- Powiedział Ci kiedyś że cię kocha ? - zapytał a ja westchnęłam ciężko.

- A ty powiedziałeś Celeste, że ją kochasz ? - warknęłam.

- Nie - zaśmiał się - To by było kłamstwo, ona też mnie nie kocha... raczej kocha tron i koronę.

- Umacnia twoją pozycję - mruknęłam przypominając sobie naszą rozmowę kiedy to lekkomyślnie wskoczyłam do jeziora pełnego najad - Powiedziałeś wtedy, że jeśli nic się między nami nie zmieni ...

- Jeżeli nic się nie zmieni masz o mnie zapomnieć - mruknął - Być może nigdy więcej się nie spotkamy, ożenię się Celeste i jako koronowany książę będę pomagał rodzicom a potem... przejmę władzę.

- W takim razie - powiedziałam cicho - Powinnam zacząć zapominać, bo nic się nie zmieni.

- Zmieni się - uśmiechnął się lekko, odwracając się w moją stronę - Zmienia się z każdym dniem, coraz bardziej.

- Przestań mącić mi w głowie - westchnęłam zaciskając powieki - Nie wiem co mam myśleć okej ? Cały czas kiedy o tobie zapomnę pojawiasz się znikąd ze swoim białym uśmiechem i cytatami z Romea i Juli ...

- "Dziwny miłości traf się na mnie iści, że muszę kochać przedmiot nienawiści." - zaczął z dozą śmiechu w głosie a ja przewróciłam oczami.

- O tym mówię - westchnęłam - Powinieneś się przespać a przynajmniej zejść na dół, Seth Cię zastąpi.

Chłopak kiwnął głową a następnie obydwoje zeszliśmy do woreczka mijając się na drabinkach z Sethem. Usiadłam na materacu opierając się o kanapę na której pogrążony lekami nasennymi leżał Marco. Paprot natomiast zajął miejsce na drugim materacu tuż przede mną.

- Jak z nim ? - spytał na co wzruszyłam smętnie ramionami.

- Rany powoli się goją - powiedziałam - Za kilka godzin powinien być całkowicie zdrowy.

- Narysowałem symbol przy wejściu do kolejnej groty, nie wchodziłem do środka bo nie wiedziałem co tam na nas czeka - podał mi małą kartkę na której naszkicowany był okrągły symbol - Myślę że powinniśmy przeczytać baśń teraz, zanim tam wejdziemy.

Kiwnęłam głową dopasowując rysunek do pieczątki przy opowiadaniu na samym początku książki.

- Jadeitowy mur - przeczytałam na głos zagłębiając się w kolejnej historii - Dawno temu, w małym miasteczku Joho ludzie podzielili się na dwie grupy. Nieśmiertelne anioły i śmiertelni ludzie podzielili miasto stawiając jadeitowy mur którego bramy przecinały przepływającą przez Joho rzekę. Anioły nałożyły na bramy muru czar, którego słowa śmiertelnicy wykuli w jadeicie.

" Kiedy za sprawą miłości wrota te się otworzą, stać będą otworem dopóki przepływać będzie przez nie rzeka , lecz kiedy przestanie, bramy zamkną się bezpowrotnie "

Pięćset lat później kiedy w noc świętojańską nazywaną wtedy świętem Halujra jeden z młodych aniołów przemknął się nad murem a wtedy stało się coś niesamowitego. Poznał on piękną młodą japonkę która w swych rękach trzymała tuzin kwiatów którymi obdarowywała przechodniów. Młoda para zakochała się w sobie i spotykała każdej nocy z dala od wścibskich oczu społeczeństwa. Pewnej nocy zwieńczyli swą miłość pocałunkiem tuż przed bramami muru. A wtedy jadeitowe wrota otwarły się łącząc dwa światy w jedno. Rok później by uczcić rocznicę zniszczenia jadeitowego podziału bo tak nazwali to wydarzenie mieszkańcy, Anioły wróciły za mur by o północy ponownie opuścić go w akompaniamencie radosnych okrzyków. Młoda dziewczyna rozstała się z ukochanym aniołem obiecując mu że pojawi się przed wrotami równo o północy. Minęła północ a bramy nagle zaczęły się zamykać, rozległ się rozpaczliwy wrzask a anioły zaczęły w pośpiechu uciekać z powrotem do śmiertelnego świata bojąc się że zostaną uwięzieni z dala od bliskich. Młoda japonka podbiegła do rzeki która póki płynęłam miała utrzymać wrota otwarte. Na samej środku rzeki dostrzegła dwa ogromne kamienie które nie przepuszczały wody. Wzięła w dłonie wiadro i zaczęła przelewać wodę na drugą stronę żeby jak najwięcej aniołów zdążyło uciec. Wody jednak nie wystarczyło a jadeitowa brama zamknęła się nie wypuszczając jej ukochanego. Dziewczyna przelewała wodę przed sto równych dni, nie jedząc a jedynie pijąc wodę z rzeki. Tym razem jednak anioł nie przemknął się nad murem a kobieta zmarła, kiedy miłość w jej sercu wygasła.

- Świetnie - powiedział z przekąsem Paprot i westchnął intensywnie.

- Powinniśmy ruszać - stwierdził.

- Ale Marco potrzebuje jeszcze przynajmniej 4 godzin snu ... - zaczęłam.

- Pomoże nam w kolejnej grocie, teraz może tu zostać - powiedział pewnie - Musimy iść, nie traćmy czasu.

- Dobrze - mruknęlam.

***

Przekroczyliśmy próg kolejnej groty. Nie powiem że to co tam znaleźliśmy mnie zaskoczyło. Przed nami stała wielka jadeitowa ściana oraz rzeka na której brzegu stało wielkie wiadro.

Westchnęłam ciężko dochodząc do wniosku co jest kolejnym wyzwaniem. Spojrzałam na woreczek zawieszony u mojego pasa w którym odpoczywał śmiertelnie ranny Marco i poczułam moje mocno bijące serce. Spojrzałam na blondyna który patrzył na mnie z zaciśniętymi w wąską linie ustami.

- O Kendra, popatrz rzeka ! - wykrzyknął złośliwie brunet - Wskakuj na co czekasz! Chyba nie przepuścisz takiej okazji !

- Seth - powiedziałam - kiedy brama się otworzy będziesz musiał tutaj zostać.

- Dlaczego ja ? - wykrzyknął podenerwowany.

- Będziesz przelewać wodę rozumiesz ? - powiedziałam coraz ciężej oddychając - Od ciebie zależy nasze życie, jeśli brama się zamknie nie wrócimy.

- Dobra - mruknął.

- Jeszcze jedno powiedziałam - spoglądając na jednorożca który stał przy jadeitowej bramie - Marco musi dostać jeszcze jedną dawkę eliksiru, zajmij się tym a my spróbujemy otworzyć bramę.

- Jak zwykle omija mnie największa zabawa - odpowiedział markotnie wchodząc do woreczka który zostawiłam na ziemi.

Po chwili chłopak zniknął a ja stanęłam przed blondynem.

- I co teraz ? - mruknął cicho jakby bojąc się że ktoś nas podsłuchuje.

Liczyłam na to że poczuję pieczenie na palcu i po chwili Arya podsunie mi inne rozwiązanie ale nic takiego się nie stało.

- Nie wierzę, że akurat ta część się spełnia - warknęłam.

- Marco śpi, nie dowie się - odparł chłopak - Ale jeżeli Seth zaraz wyjdzie to nie pozbędziemy się go tak szybko i będziemy musieli to zrobić na jego oczach.

Poczułam jak moje ręce się pocą. Nie pomogła mi wizja naszej wcześniejszej rozmowy i bajki którą odpowiedział mi książę kiedy siedzieliśmy w tunelu. Spojrzałam w jego oczy a on wstał niewzruszenie czekając na mój ruch. Byłam na misji, od jednego małego wyzwania zależało istnienie całego świata. Czułam się egoistycznie wahając się.

- To nic nie znaczy - powiedziałam podchodząc bliżej chłopaka i zarzucając ręce na jego ramiona.

- Nic - mruknął.

Odetchnęłam a następnie wpiłam się w jego usta. Moje ciało oblało przyjemne ciepło a przed oczami stanęły mi obrazy naszych wspólnie przeżytych chwil. Całowaliśmy się powoli, uczuciowo przelewając tym pocałunkiem tęsknotę za naszą dawną bliskością. Czułam ze to trwa za długo ale nie byłam wstanie powstrzymać się od ponownego całowania jego warg. Oderwaliśmy się od siebie kiedy jadeitowa ściana zaczęła pękać na samym środku a następnie otworzyła się ukazując kolejny długi tunel.

Seth wyszedł z woreczka i spojrzał na bramę kiwając głową w zamyśleniu.

- Jak to zrobiliście ? - spytał podchodząc do wiadra a następnie napełniając je wodą tak jak wcześniej mu kazałam.

- Zaklęcie z jednej z baśni - mruknął Paprot niemrawo jakby rozkojarzony podchodząc do wejścia tunelu.

- Idźcie - powiedział młodszy Sorenson, przelewając wodę do drugiego koryta rzeki - Nie wiem jak długo dam radę.

- Postaramy się wrócić tak szybko jak tylko to jest możliwe - powiedziałam a następnie chwyciłam magiczny materiałowy woreczek i przywiązałam do pasa tuż obok małego sztyletu.

Ruszyłam do ciemnego tunelu który wydawał mi się dużo węższy niż poprzednie.

- Więc jednak - wyszeptał Paprot patrząc prosto w moje oczy.

- Co jednak ? - spytałam nie rozumiejąc znaczenia jego słów.

- Jadeitowy mur była w stanie rozstąpić tylko prawdziwa obopólna miłość - wyszeptał a następnie zostawił mnie oszołomioną w tyle.

MIŁOŚĆ. Czy naprawdę istniała w moim świecie ? Świecie Kendry Sorenson która właśnie uświadomiła sobie że kocha dwóch mężczyzn jednocześnie nie wiedząc czy cokolwiek do nich czuje?

Miśki, 20 gwiazdek i zabieram się za kolejny <3 Jak tam co myślicie o tym rozdziale ? Trochę BRACKENDRY wam tu dałam żebyście mi już tak nie płakali w komentarzach <3 Do zobaczenia w kolejnym rozdziale! PS. Rozdział niespodziankowy już niedługo !!!!! Nie mogę się doczekać. Po głębszych przemyśleniach zmieniłam nieco jego koncepcję ale ogólnie pomysł i zdarzenia te same jedynie w innej kolejności . Myślę że się ucieszycie. Hmmm Van i Warren ... w rozdziale niespodziankowym to o nich chodzi ! Ojej a może jednak nie ?

Kocham was Miśki <3

Honey

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro