Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Zwiadowczyni


Kendra:

Kiedy obudziłam się rano w pokoju nadal panował półmrok, spojrzałam na zegar wiszący na sąsiedniej ścianie i stęknęłam. Była dopiero piąta na ranem co oznacza, że spałam jedynie trzy godziny od momentu w którym skończyłam rozmowy z dziadkiem. Postanowiliśmy nie mówić reszcie rodziny o liście od Agada który dziadek dostał wczoraj rano. Nie chcieliśmy jeszcze bardziej ich stresować. Usłyszałam uderzenie o ziemię w centralnej części ogrodu a za chwilę w moim oknie pojawiła się głowa Raxtusa. Podniosłam się zarzucając na ramiona czarny szlafrok który dostałam na ubiegłoroczne święta od babci Larsen. Otworzyła okno na oścież wpuszczając do środka podmuch chłodnego wiatru.

- Ja gdybym zobaczył zwiadowcę w pidżamie w kotki od razu bym się stąd wyniósł – zaśmiał się smok lustrując mnie wzrokiem.

Miał racje, jeżeli mam być zwiadowcą nie mogę wyglądać jak piętnastolatka. Powinnam samym wyglądem budzić respekt co z moją okrągłą uroczą twarzą było trudne do wykonania.

- Dlatego jestem tutaj ja – odezwał się cieniutki głosik a zza głowy Raxtusa wyłoniła się niebiesko włosa wróżka.

- Schiara, co ty tutaj robisz?! Myślałam, że zostałaś w azylu aby zajmować się małymi smokami – wystawiłam rękę aby mała kobietka mogła na niej usiąść.

- Wieści szybko się rozchodzą, najważniejsze jest pierwsze wrażenie a w pidżamie w kotki nie będzie ono najlepsze – wróżka uśmiechnęła się złośliwie słysząc prychnięcie smoka.

- Odczepcie się od mojego ubrania – zaśmiałam się – dostałam je od rodziców na urodziny.

- Czas brać się do roboty – Schiara klasnęła w dłonie i pociągnęła mnie do łazienki połączonej z moim pokojem. Umyła mi głowę niestety lodowatą wodą a następnie usadziła mnie przy oknie gdzie Raxstus dmuchał na moje włosy gorącą parą. Wróżka trochę przy nich pomajstrowała swoimi magicznymi zdolnościami a następnie przeszukała szafki mojego biurka w poszukiwaniu przyborów do makijażu. Zazwyczaj się nie malowałam, ale nowa funkcja wymagała nowego wizerunku. Musiałam przestać być małą dziewczynką. Dziewczyna nałożyła mi na twarz trochę podkładu oraz pudru a na oczach zrobiła dwie grube czarne kreski. Spojrzałam na siebie w lustrze. Makijaż dodawał mi pewniejszego wyglądu, w końcu wyglądałam na swój wiek. Moje blond włosy dzięki magii trochę urosły, nabrały jaśniejszej barwy oraz stały się dużo prostsze. Włosy sięgały mi mniej więcej do pępka ale wróżka postanowiła spiąć je w wysokiego kucyka.

- A w co się ubierzesz ? – usłyszałam głos osoby opartej o framugę moich drzwi. Spojrzałam na nią w odbiciu lustra. Narkobliks weszła do środka trzymając w rękach klucz do zbrojowni.

- Nie zamierzam latać po lesie w zbroi – zażartowałam na co Vanessa pokręciła zażenowana głową.

- Chodź pokaże Ci coś – odwróciła się kierując się na drugie piętro.

Starałam się iść cicho aby nikogo nie obudzić. Schiara została w moim pokoju gdyż nie przepadała za przebywaniem pod dachem. Kobieta otworzyła kluczem duże dębowe drzwi a następnie weszła do środka. Skierowałam się do szafki z moim imieniem skąd zabrałam duży łuk oraz kołczan strzał. Miały różne właściwości. Jedne dzięki piórom feniksa płonęły w locie, drugie miały grot wykonany z łusek smoka co sprawiało że mogły przebić się przez każdą powierzchnie, kolejne nasączone w soku z żądli kuli dwoiły się i troiły w locie, reszta była nie magiczna wykonana z lipowego drzewa z kamiennymi i metalowymi grotami. Od kiedy Seth wyjechał na misję dużo ćwiczyłam używając wielu broni. Łuk okazał się strzałem w dziesiątkę lecz pomimo tego wzięłam również sztylet ze złotą rękojeścią. Vanessa skierowała się do ogromnej szafy na końcu pomieszczenia po czym cicho ją otworzyła. Wypełniały ją czarne pokrowce na ubrania oraz kilka manekinów w pełnym uzbrojeniu.

- Co to ? – spytałam podchodząc i odbierając z jej rąk jeden z pokrowców.

- Myślę że będzie pasował, a teraz zmykaj. Niedługo chyba powinnaś wyjść – narkobliks uśmiechnęła się po czym poprowadziła mnie do wyjścia z pomieszczenia. Skierowałam się z powrotem na strych zahaczając po drodze o gabinet dziadka skąd zabrałam biżuterie którą wczoraj dostałam od babci.

Weszłam do łazienki i otworzyłam pokrowiec. Strój składał się z czarnego skórzanego kombinezonu z długim rękawem oraz wąskimi nogawkami które mocno przylegały do ciała. Pomimo opinającego materiału strój był bardzo wygodny i elastyczny. Wyciągnęłam też ciemno zieloną peleryną z obszernym kapturem która wiązana była pod szyją i sięgała mi trochę za kolana. Ostatnią rzeczą w pokrowcu były buty. Czarne materiałowe kozaki za kolano na dziesięciocentymetrowym obcasie. Włożyłam je trochę niepewnie na nogi ponieważ nigdy nie chodziłam na obcasach. Musiały jednak mieć na sobie jakieś zaklęcie ponieważ wydawały się wygodne jak zwykłe trampki. Wyjęłam złotą obrączkę z grawerem i założyłam ja na serdeczny palec prawej ręki, broszkę pająka przypięłam na pelerynę w okolicach serca po czym zarzuciłam na głowę kaptur. Wróciłam do pokoju gdzie czekał na mnie tylko smok.

- Gotowa ? – spytał trochę nie pewnie.

- Jeszcze chwila – odpowiedziałam zakładając kołczan i łuk na plecy. Założyłam czarny skórzany pas za który wepchnęłam sztylet oraz przyczepiłam mały woreczek który pełnił rolę chlebaka. Włożyłam tam kilka eliksirów takich jak eliksir zmniejszająco-powiększający, eliksir niewidzialności, trochę wywarów emocji, fiolkę z substancją transportującą oraz trzy małe probówki z naparem leczącym.

- Mogę już iść, jestem gotowa – powiedziałam kierując się do drzwi.

- Iść ? Chyba żartujesz ! Myślisz, że przyleciałem tutaj tylko po to aby wysuszyć Ci włosy ? Wskakuj trzeba zrobić wielkie wejście – Smok obrócił się w prawo dzięki czemu bez problemu mogłam wskoczyć na jego grzbiet – dokąd najpierw ?

- Najpierw zabierz mnie na wieżę potem odwiedzimy wszystkie terytoria – odparłam patrząc w niebo. Zbiera się na deszcz, chmury są ciemne i nie wygląda jakby miało się rozjaśnić.

Dochodziła szósta rano co oznaczało że cały rezerwat budził się do życia. Raxtus leciał wysoko, było zimno ale jego nagrzane łuski przyjemnie ogrzewały moje ciało. Las wydawał się być teraz taki malutki, co jakiś czas można było usłyszeć budzące się ze snu satyry lub galop centaurów.

Raxtus zawisł nad wieżą a ja zeskoczyłam na mały balkon widokowy na samym jej szczycie. Nawlekłam flagi na linę masztu aby w każdej chwili mogły zawisnąć w powietrzu oraz na tablicy przywieszonej do barierki napisałam który kolor odpowiada któremu terytorium. Po chwili zobaczyłam cztery wróżki lecące w tą stronę i zmieniające się miejscami z pozostałymi czterema które przez noc pełniły wartę. Obserwowałam jak w gotowości zajmują swoje miejsca. Po ich zachowaniu można było dostrzec jak wielki niepokój panuje w Baśnioborze. Wróżki nie zawsze były skore do pomocy nawet jeśli ja je o to prosiłam.

- Najpierw odwiedzimy centaurów, następnie polecimy na kort tenisowy, a z driadami spotkam się na ich polanie – odparłam wdrapując się na grzbiet Raxtusa.

Gdyby został ze mną mogła bym codziennie latać nad lasem i w taki sposób obserwować okolicę. Niestety mój srebrny przyjaciel musiał wracać do smoczego azylu oraz pomagać w poszukiwaniach artefaktów i mojego brata. Ponownie wzbiliśmy się w powietrze i po niecałej minucie zanurkowaliśmy w miejsce gdzie mieścił się Grunhold, królestwo centaurów. Smok wylądował dosyć ostrożnie lecz i tak podczas lądowania zsunęłam się po jego śliskich łuskach i niezgrabnie upadłam na ziemię. Szybko się podniosłam i gorączkowo rozejrzałam wkoło czy aby na pewno nikt nie widział mojej gafy. Skierowałam się do kamiennego łuku i przed samym wejściem położyłam miedzianą monetę. Była to jedna z zapomnianych tradycji które kiedyś wykonywano. Kilkoro centaurów zobaczyło ten gest i posłało mi zdziwione spojrzenia a następnie schyliło głowy. Weszłam do środka i porozmawiałam z większością napotkanych na drodze istot. Skierowałam się do dużego namiotu gdzie czekał na mnie Siwogrzywy.

- Witamy, naszego nowego zwiadowce – Centaur podbiegł do mnie po czym uścisnął moją rękę – chciałabyś o czymś porozmawiać ?

- Tak, jak dobrze wiesz wróżki pełnią straż przy wieży, driady zobowiązały się dostarczać wezwania, nie mają one jednak dostępu do wszystkich części lasu, chciała bym prosić aby centaury pełniły warty obejmujące terytorium skrzatów oraz trolli – usiadłam na płaskim głazie poprawiając kołczan na moich plecach.

- To ty jesteś zwiadowcą, czemu mielibyśmy pełnić w twojej funkcji jakąkolwiek rolę? –zapytał Siwogrzywy przechadzając się to w prawo to w lewo.

- Jestem zwiadowcą, mam być gotowa w każdej chwili biec na pomoc, kiedy jednak będę patrolować część satyrów a coś stanie się tu w Grunholdzie nie przybędę wam na pomoc, skąd będę miała wiedzieć co się dzieje ? – wykrzyknęłam wstając. Moja reakcja była gwałtowna lecz nie uraziła go tak jak się spodziewałam, był raczej zdziwiony, że odważyłam się mu postawić.

- Jestem pełny podziwu dla twojej osoby, lecz niech ta odwaga kiedyś Cie nie zgubi. Wszyscy darzą Cie szacunkiem co nie jest łatwe do zyskania wśród magicznych istot, tym samym obdarzyłaś też nas – kiwnął głową w stronę bramy gdzie zostawiłam miedzianą monetę.

- Mogę w takim razie liczyć na twój lud – zapytałam kierując się z powrotem w stronę smoka.

- Z cała pewnością, żegnaj Kendro Sorenson – schylił czoło, co również uczyniłam a następnie odgalopował w stronę labiryntu.

- I jak poszło – Raxtus zamachnął skrzydłami i powoli zaczął się wspinać do góry.

- Lepiej niż się spodziewałam, zrobiłam na nim pozytywne wrażenie – westchnęłam.

- W takim razie teraz na kort ? – smok zmienił swój kierunek lotu przez co musiałam się mocno przechylić aby nie spaść.

- Tak, oby Verla akurat nie było – stęknęłam wyobrażając sobie biało brązowego satyra który nie odstąpił by mnie na krok.

- Chyba twoje życzenie się nie spełniło – powiedział obniżając wysokość lotu.

Kiedy tylko moje stopy dotknęły ziemi pojawili się przy mnie Nowel i Doren.

- Twój wielbiciel właśnie ukradł baterie z naszego telewizora – warknął Nowel tupiąc kopytem w ziemię.

- Dobrze się składa – powiedziałam wyciągając cztery baterie oraz kilka piłek do tenisa.

- Jesteś zwiadowcą, łącznikiem i Świętym Mikołajem w jednym ? – pisnął Doren biorąc z moich rąk prezenty i podskakując w miejscu z podekscytowania.

- Bardzo śmieszne – prychnęłam – Macie jakieś problemy, coś się stało ?

- Nie u nas wszystko dobrze, żadnych demonów, Sfinksów i innych kotów – odpowiedzieli chórem.

- Kendra,?! To ty?! – ktoś zaczął przedzierać się przez krzaki w naszą stronę.

- Wiecie chłopaki musze lecieć, miłego oglądania telewizji – zaczęłam się wycofywać w stronę mojego smoczego przyjaciela lecz niestety Verl okazał się być szybszy.

Skoczył w moją stronę przytulając mnie w pasie.

- Verl , jak miło cie widzieć – wymamrotałam próbując zdjąć z siebie jego ręce.

-Verl zostaw ją to nie twoja liga. Jak Stan się dowie to powyrywa ci rogi a Paprot zmieni cie w gruszkę – niższy satyr odciągnął Verla w swoją stronę.

- Wątpię żeby Paprota to interesowało – wymamrotałam strzepując z siebie resztki sierści satyra.

- Uhuhu... problemy w raju – zagwizdał Doren drapiąc się po prawej nodze.

- Więc jesteś wolna ?! – Verl odepchnął od siebie Nowela i znowu ruszył w moją stronę.

- Wręcz przeciwnie – odpowiedziałam wycofując się w stronę mojego transportu – jestem bardzo zajęta , wiecie wiele obowiązków. Do zobaczenia... kiedyś.

Pomachałam i oddaliłam się na grzbiecie srebrnego przyjaciela. Nie wzlatywaliśmy już w powietrze, przeciskaliśmy się między drzewami podążając na zachód. Co jakiś czas przed oczami migało mi kilka wróżek które często spędzały czas z driadami. Raxtus zostawił mnie na małej kwietnej polance na której rosło wiele małych krzewów i drzewek. Po chwili driady zaczęły się przemieniać oraz wychodzić z pomiędzy drzew. Ich piękno było onieśmielające tak samo jak ich pełne wdzięku zachowanie.

- Kendra , coś się stało ? – wysoka Azjatka z krwiście czerwonymi ustami podeszła do mnie i usiadła na ziemi co też zrobiłam.

- Nie, na razie wszystko jest w porządku, przyszłam się przywitać – odparłam wręczając jej kilka pudełek czekoladek od których driady były wręcz uzależnione.

- Zrobiłaś coś z włosami ? – spytała tym razem niska brunetka o europejskiej urodzie.

- To zasługa Schiary, trochę je przedłużyła i rozjaśniła.

- Są przepiękne – zauważyła kolejna przesuwając po nich ręką – ale trochę brakuje ci kolorów.

- Mamy dla ciebie prezent – głos znowu zabrała Azjatka i podała wiklinowe pudełko pełne ozdób do włosów, bransoletek oraz naszyjników z żywych kwiatów.

- Są przepiękne – odpowiedziałam kiedy pozostałe dwie driady wplatały mi ozdobę ze stokrotek i chabrów przeplatając moje włosy w warkoczyk- muszę się zbierać niedługo mam śniadanie ale chciałam jeszcze upewnić się czy będziecie odbywać warty.

- Możesz liczyć na naszą pomoc. Królowa wróżek na pewno chciałaby byśmy Ci pomogły – Europejka pomogła mi się podnieść i położyła pudełko z prezentem na grzbiecie smoka.

- Do zobaczenia – odpowiedziałam wdrapując się na plecy przyjaciela i chwytając prezent.

Powoli zaczęliśmy wzbijać się w powietrze i lecieć w stronę domu.

Zaczynało kropić a słońca nadal nie było widać. Wróżki w ogrodzie pochowały się pod werandą lub kwiatami. Zeskoczyłam jeszcze w locie, tym razem zręcznie lądując na ziemi a Raxtus odleciał z powrotem do azylu.

Kochani taka mała niespodzianka,  rozdział wcześniej ponieważ jestem na wakacjach i nie mam zbytnio czasu w kolejne dni.
Npiszcie jak wam się podoba <3
Honey
Ps: Jestem ogromnie dumna z fragmentu z satyrami. A wam się podobał ?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro