16. Pytania bez odpowiedzi
Wodziłam wzrokiem za przesuwającymi się wskazówkami zegara na ścianie próbując unormować zdenerwowany oddech i uspokoić bijące zbyt szybko serce.
- Dlaczego nikt nie sprawdził artefaktów zaraz po powrocie z bunkra ? - dziadek Stan walnął pięścią o blat stołu a ja mimowolnie podskoczyłam z powodu hałasu.
- Miały być bezpieczne w sejfie - Warren oparł głowę o ścianę tuż obok okna - Jakim cudem ktoś go rozbroił?
- To nie jest teraz ważne - powiedziałam - Nie sprawdziliśmy ich od razu, okej może zapomnieliśmy lub ktoś rzucił na to bardzo mocny czar dekoncentrujący którego nawet ja z rozkojarzenia nie byłam w stanie pokonać, nie ważne czy stało się to kiedy byliśmy w bunkrze czy podczas naszej obecności w domu. Pytanie brzmi dlaczego wzięli tylko Oculusa i co zamierzają z nim zrobić.
- Pomimo wszystko - zaczął Marco - nasza wiedza o artefaktach jest bardzo mała, nie wiemy czy nie posiadają one innych właściwości, nie wiemy czy nie są one kluczem do czegoś innego.
- Porozmawiam z Agadem, szykujcie się na misję - Stan wstał od stołu i przetarł dłonią zmęczone oczy - Wyruszamy za cztery dni.
***
Wyszłam na werandę i kolejny raz tego ranka ogarnęło mnie dziwne uczucie bycia obserwowanym. Wiedziałam że sprawcą tego najprawdopodobniej była driada którą spotkałam wczoraj przy stawie. Wieczorami widziałam jak przysiadywała w wysokiej trawie i obserwowała dom lub jak kładła się na gałęzi skierowanej w moje okno i godzinami wpatrywała się w to co robię. Czasami mnie to przerażało lecz wiedziałam że to ona była teraz moimi oczami i uszami a żeby móc mi pomóc musiała wiedzieć tyle ile wiedziałam ja. Spojrzałam na parę małych rogów wystających zza jednego z drzew na granicy lasu i skierowałam się w tamtą stronę.
- Coś się stało ? - spytałam podchodząc do Dorena który opierał się o wielki pień drzewa tuż przy krawędzi ogrodu.
- Nie no co ty... - odpowiedział piskliwie obserwując ogród rozbieganym wzrokiem - Dobra... wydaje mi się że razem z Nowelem rozwścieczyliśmy pewną wróżkę.
- Tak ? - zapytałam czując jak moje zszargane nerwy i podwyższone ciśnienie dają się we znaki.
- Ale to nie była nasza wina - tym razem dobiegł mnie głos zza krzaka dzikiej maliny po mojej prawej stronie skąd wychyliła się lekko rudawa czupryna Nowela.
- Tak tak - wykrzyknął gorączkowo drugi satyr - Ta wróżka chciała zabrać nam nasze kremowe piwo i...
- I my nie chcieliśmy jej oddać tego piwa ponieważ potrzebowaliśmy zanieść je ... - pół kozioł zaczął szamotać się w krzewie z którego pospadało kilka owoców.
- Na pogrzeb - przyznał Doren.
- Co ? - powoli w mojej głowie zaczął tworzyć się wir informacji których nie byłam w stanie poskładać.
- Na pogrzeb jego babci - Noren wskazał racicą w stronę blondwłosego satyra - kocham jego babcie, cudowna kobieta.
- Kochałeś , bo nie żyje - Doren teatralnie złapał się za serce - biedna babcia
- Tak, nie żyje - Nowel wydał z siebie nerwowe beczenie i kiwnął w stronę pewnego krzaka róży - To ta wróżka!
- Torturowała nas ! - Doren ożywiony zaczął podskakiwać w miejscu - Zakneblowała i - i ...
- Zabrała nam piwo i świeciła latarką po oczach - Rudy koziołek również wyłonił się nerwowo zza krzewu maliny.
Czułam w głowie pulsujący ból. Odwróciłam się w stronę małej fontanny w kształcie kupidyna która naokoło porośnięta była krzewami dzikiej róży. Wirowało nad nią kilka małych wróżek ale moją szczególną uwagę zwróciła ta która zamiast przeglądać się w tafli wody siedziała na liściu i przyglądała się naszej konwersacji badawczo. Kiwnęłam w jej stronę a ta w mgnieniu oka znalazła się tuż przy nas.
- Nowel idioto - usłyszałam przyciszony głos Dorena - przecież ona umie gadać z wróżkami.
- Nie przemyśleliśmy tego - odpowiedział drugi na co ja próbowałam uspokoić swoją złość biorąc kilka głębszych wdechów.
- Chyba się trochę wkurzyła - usłyszałam odgłos łamanych gałązek i suchych liści - chyba troche bardzo...w nogi!
Zanim zdążyłam odwrócić się w ich stronę zniknęli gdzieś między drzewami.
- Bardzo cie przepraszam ... - wymruczałam w stronę małej istotki o niebieskiej lekko połyskującej skórze i fioletowych skrzydełkach.
- Akarabi - powiedziała wróżka okręcając się dookoła własnej osi.
- Obiecuję że taka sytuacja więcej się nie powtórzy - powiedziałam i truchtem pobiegłam do domu.
***
- Seth ! - wrzasnęłam trzaskając drzwiami wejściowymi na tyle głośno że babcia Larsen posłała mi srogie spojrzenie znad filiżanki kawy.
- Co znowu ? - powiedział chłopak zbiegając po schodach.
- To że twoi głupkowaci koledzy postanowili wykorzystać biedną małą wróżkę żeby dostać więcej piwa - wyrzuciłam ręce w powietrze na co chłopak posłał mi jedynie zdziwione spojrzenie.
- Możecie tak nie krzyczeć ? - Warren wyłonił się zza drzwi swojej sypialni - niektórzy odsypiają zarwaną noc.
- To twoja wina - pisnął Seth celując w jego stronę palcem - mówiłem że dawanie im piwa to zły pomysł!
- To ty to zaproponowałeś - Burgess krzyknął oskarżycielskim tonem a następnie trzasnął swoimi drzwiami na co babcia Larsen odstawiła filiżankę z hukiem.
- Dom wariatów - wrzasnęła na następnie weszła do salonu odcinając się od naszej sprzeczki.
- Co dokładnie się stało? - Seth zszedł na dół i usiadł przy stole kuchennym sięgając po jedną z cynamonowych bułeczek.
- Nowel i Doren czekali na kogoś na skraju ogrodu, powiedzieli że wróżka ukradła im piwo i w dodatku świeciła im w oczy latarką, zakneblowała... - złapałam się za głowę - przecież to brzmi tak absurdalnie, chcieli po prostu żebyśmy odkupili im piwo i mieli by go dużo więcej !
- No jasne że brzmi absurdalnie- powiedział upychając kawałki ciastka w policzkach - przecież wróżka jest za mała żeby trzymać latarkę.
- Dom wariatów - wyszeptałam i skierowałam się do mojego pokoju.
***
- Jak to się nie odzywa ? - zdenerwowana Vanessa chodziła w kółko po moim pokoju gdzie ja, Seth, Warren i Marco rozmawialiśmy na temat nadchodzącej misji.
- Nie rozmawialiśmy odkąd wrócił do królestwa - Seth zaczął tłumaczyć po raz kolejny - Ostatni raz widziałem go kilka dni przed imprezą z okazji powitania lata, potem już się nie odzywał.
- I się nie odezwie - do pokoju weszła babcia Ruth trzymając tacę pełną gorących napoi które w tą chłodną burzową noc wydawały się być lekarstwem na całe zło - dzisiaj rano wróżki przyniosły list, Paprot nie weźmie udziału w misji, ponieważ przygotowuje się do koronacji.
- Żartujesz sobie ? - Seth porwał w dłonie największy kubek i usiadł na krzesełku mojej toaletki - Koronacja ? Przecież od tej misji może zależeć istnienie świata a on woli bawić się w przebieranki?
- Nie damy rady bez niego - Warren pokiwał smętnie głową - jest najsilniejszy gdyby nie ona już dawno wąchalibyśmy kwiatki od spodu.
- Nie będę grała w jego głupie gierki - warknęłam i chwyciłam bluzę wiszącą na drzwiach szafy.
- Kendra gdzie idziesz? - Marco podniósł się tak jak cała reszta - Na dworze leje nie masz chyba zamiaru ...
Nie słyszałam co mówił dalej ponieważ zbiegłam po schodach popychając idącego na górę Dale'a.
- Kendra? - rodzice wstali od stołu zdziwieni kiedy otworzyłam na oścież drzwi i nie przejmując się ulewą wbiegłam do lasu.
Biegłam szybko co jakiś czas potykając się o wystające korzenie lub ślizgając na błocie. Moje serce przyspieszało z każdym kolejnym grzmotem i rozbłyskiem. Słyszałam że kilka osób wybiegło za mną ale nie interesowało mnie jak daleko są i czy nadal biegną. Kiedy dotarłam na molo stawu odwiązałam rowerek wodny który niebezpiecznie kolebotał się na rozpryskiwanej przez deszcz tafli jeziora.
- Skoro nie przyjdziesz do nas, to ja przyjdę do ciebie - wrzasnęłam w stronę wysepki z kapliczką królowej wróżek.
- Kendra czy ty zwariowałaś ? - Van i reszta zaczęła wchodzić na pomost.
- Kendra ten rower może przewrócić się w każdej chwili - Seth zaczął szybko iść w moją stronę.
- Słyszysz mnie Paprot ? - wrzasnęłam zdenerwowana - Albo przestaniesz zachowywać się jak rozkapryszone dziecko, albo popłynę.
Kolejna błyskawica przecięła niebo ale ja nic sobie z tego nie robiłam. Nie odzywał się, nie dał żadnego znaku. Stanęłam jedną nogą w środku rowerka, nic, kiedy usiadłam i postawiłam nogi na pedałach nadal nic się nie wydarzyło. Weszłam z powrotem na molo. Nie jest głupi, pokaże się jedynie w ostateczności.
- Kendra wracajmy - Marco pociągnął mnie lekko za rękę.
- Postawimy go w sytuacji bez wyjścia - szepnęłam.
- Kendra nie rób z siebie bohatera - Warren zaczął się irytować i szybko podszedł w moją stronę - Wracamy do domu.
- Pamiętasz ostatnią noc w bunkrze? - krzyknęłam w dal patrząc na wysepkę - Powiedziałeś wtedy że mnie kochasz... zakładam że nie chciał byś mnie stracić.
Moje ostatnie słowa zagłuszył grzmot ale wiedziałam że jeżeli chłopak gdzieś tam był słyszał je doskonale. Przełknęłam ślinę i spojrzałam na mistyczną głębie jeziora. Wypuściłam całe powietrze z płuc i nie nabierając nowego skoczyłam. Tym razem wpadłam do wody. Poczułam wlewającą mi się przez nozdrza wodę a przed sobą kilka par zielonkawych oczu. Poczułam jak najady ostrymi pazurami rozcinają moją skórę. Czekałam na zapach owsianki, kwiatów lub czegokolwiek takiego. Na próżno. Po chwili poczułam jedynie ciągnący mnie na samo dno ciężar. Uderzyłam w piasek na spodzie stawu. Czułam jakby mnie pochłonął. Jakbym przeszła przez niego na drugą stronę. Poczułam mocny ucisk na ręce który szarpnął moim ciałem w lewo. Po chwili otworzyłam oczy i przemoczona siedziałam obok stawu tuż pod drzewem kwitnącej wiśni. Nie był to jednak ten sam staw do którego wskoczyłam. Zaczęłam kaszleć pozbywając się całej wody z płuc.
- Jesteś nienormalna - usłyszałam warknięcie tuż obok siebie - Mogłaś tam zginąć.
- Nie odzywałeś się - powiedziałam widząc jak przemoczony chłopak opiera głowę na pniu drzewa - Musiałam jakoś się z tobą skontaktować.
- Nikt nie powiedział ci o koronacji ? - odkaszlnął - Gdybym nie usłyszał twoich słów nie wiedziałbym nawet ze planujesz skoczyć.
- Czemu się od nas odwróciłeś? - zapytałam - Dobrze wiesz że zniknął artefakt, musimy go odnaleźć a ty nagle zacząłeś przejmować się tym czy korona na pewno będzie pasowała do kolory tronu?
- Mam tytuł książęcy tylko z urodzenia, muszę umocnić swoja pozycje żeby móc później objąć tron, nie udawaj że nie rozumiesz powagi sytuacji - jednorożec spojrzał na mnie oschle na co ja jedynie spuściłam wzrok.
- Pojedź z nami - wyszeptałam - po tej misji damy ci spokój. Będziesz mógł zapomnieć o nas i zająć się swoim życiem.
- Nie mam zamiaru o was zapominać - zaśmiał się - Ale to nie jest najlepszy moment.
- Powiedziałeś że mnie kochasz - mruknęłam - jeżeli tak, zrób to dla mnie.
- Pojadę - powiedział - Pod jednym warunkiem.
- Jakim ? - spytałam
- Jeżeli do koronacji nic między nami się nie zmieni - odparł podnosząc się z ziemi na widok zbliżającej się do nas dziewczyny - zapomnisz o mnie.
- Ale... - nie dane mi było dokończyć ponieważ tajemnicza postać stanęła tuż obok nas.
Miałą piękne blond włosy i jasną, wręcz nieskazitelną skórę. Wydawała się tak dostojna, ciepła i surowa jednocześnie a jej obecność niesamowicie mnie przytłaczała.
- Kendro poznaj Celeste - chłopak wskazał na nią ręką na co ona posłała mi jedynie wymuszony uśmiech - Moją narzeczoną.
Miśki szykuję dla was coś niesamowitego! Prawdopodobnie stanie się to w 20 albo w 21 rozdziale, zależy jak akcja się potoczy. Jest to zdarzenie które planuje od początku tej książki! Piszcie swoje podejrzenia co to może być! Zdrada? Śmierć? Powrót z zaświatów? Rozdzialik dedykowany Lilka Black sorki że nie mogę oznaczyć ale watt ostatnio szfankuje <3 BUZIAKI
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro