Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

14 Ostatnia noc

Baaaaardzo króciutki rozdział ale w najbliższym czasie będą pojawiać się właśnie takie. Ten rozdział chciałabym zadedykować  Angelka_luna i sister0000001 które komentują każdy rozdział i zawsze napiszą coś ciekawego <3 Kochani proszę o jakieś pytanka do bohaterów lub do mnie bo zamierzam kiedyś zrobić taki bonusik, podejdźmy do tego z humorem! A teraz zapraszam na rozdział <3


Oparłam się o drzwi bunkra głośno i szybko oddychając. Nogi zaczęły mnie mrowić z powodu zbyt dużego wysiłku a w uszach szumiała mi krew.

- Biegłeś – wyszeptałam.

- Tak jak się umówiliśmy – odparł Seth – nie ważne co się stanie, biegniemy do bunkra.

- Ta iluzja była tak prawdziwa – mówiłam, dalej przytulona do zimnej powłoki – tak, realistyczna.

- Woda na pustyni, załamanie światła – mruknął – przepowiednia od samego początku mówiła o iluzjach ale pomimo tego kiedy zobaczyłem cie martwą ...

- Przez chwilę zapomniałam że to jedynie wytwór mojej wyobraźni – przyznałam.

- Chodźmy – chłopak pociągnął mnie lekko za rękę schodząc stopień niżej – jest szansa ze nikt jeszcze nie zauważył że nas nie ma.

- Szczerze wątpię – powiedziałam kiedy przed nami pojawił się rozwścieczony Warren.

- Co wy do cholery wyprawiacie ?! - wrzasnął a w przeciągu sekundy przed schodami zgromadziła się cała reszta - Jak śmialiście wyjść stąd i nic nam do kurwy nędzy nie powiedzieć ?

Spojrzałam na rodziców i dziadków którzy patrzyli na nas ze strachem i zawodem. Spojrzałam na Marco i Paprota którzy w przerwach między zabijaniem się wzrokiem skanowali nas badawczo. Warren wraz z Dale'm wściekli stali z przodu i ciskali w nas piorunami, a Vanessa i Tanu stali z boku i starali się nie wtrącać do zaistniałej sytuacji. Znowu poczułam się jak kiedyś. Dostawaliśmy w kość przez to jak postąpiliśmy – ja i Seth. Tak jak kilka lat temu, graliśmy rolę niesfornego rodzeństwa które czasami wie lepiej niż inni. Niestety rzeczywistość wróciła równie szybko jak zniknęła. Tym razem byliśmy rodzeństwem które miało racje, i narażało swoje życie by chronić innych.

- Co wy sobie myśleliście ? - dziadek Sorenson odezwał się cicho patrząc na nas oczami pełnymi bólu.

Nie byłam w stanie się odezwać, czułam jak bardzo się o nas martwili. Z jednej strony było mi ich żal, z drugiej, cieszyłam się że nie musiałam ich narażać na tak wielkie niebezpieczeństwo.

- Kendra musi odpocząć – powiedział Seth po czym złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę sypialni.

Kiedy reszta podążyła za nami, jak najszybciej zamknęliśmy drzwi i zabarykadowaliśmy je dużą komodą. Przez następne kilkadziesiąt minut Warren i dziadek Stan uspokajani przez babcie Ruth i Vanesse, rzucali w naszą stronę pretensjonalne pytania na które my nie zwracaliśmy uwagi.

***

- Rozumiecie ? - zapytałam kiedy rankiem przy śniadaniu wraz z Sethem opowiedzieliśmy im całą sytuacje – nie mieliśmy wyboru ...

Atmosfera wydawała się lepsza i czystsza z czego wszyscy byliśmy zadowoleni. Powoli zaczynaliśmy się pakować gdyż zaraz po wschodzie słońca mieliśmy wyjść na zewnątrz. Dzisiejsza noc miała być ostatnią spędzoną pod ziemią.

- Kendra – Van weszła do środka – wszystko spakowane, jesteśmy gotowi.

- W takim razie wystarczy obliczyć wschód słońca – powiedziałam i kiwnęłam głową w stronę mamy która podała mi zeszyt z ołówkiem.

Godziny mijały, a wszyscy spędzaliśmy ten czas siedząc ponuro i wyczekując odpowiedniej godziny. Słońce z pewnością już zaszło a my powoli kładliśmy się spać. Czekałam aż wszyscy zasną a następnie skierowałam się w stronę wyjścia z bunkru. Położyłam jedną dłoń na powłoce drzwi natomiast palcami drugiej oplotłam rączkę korbki.

- Nawet o tym nie myśl – usłyszałam za sobą ciche mruknięcie.

- Nie myślę – powiedziałam i usiadłam na schodku robiąc chłopakowi miejsce obok – to był tylko taki odruch.

- Bałem się o ciebie – powiedział – wstaliśmy rano i okazało się że zniknęliście. Twoi rodzice i dziadkowie odchodzili od zmysłów.

- Nie udawaj że nie wiesz dlaczego poszłam tam z Sethem – wyszeptałam.

- Oczywiście, że wiem – zaśmiał się lekko – obydwoje jesteście inteligentni i sprytni. To było oczywiste że prędzej czy później ... weźmiecie sprawy w swoje ręce.

- Tęsknie za byciem dzieckiem – potarłam rękami zmęczone oczy – za beztroskim kąpaniem się w basenie, łapaniem wróżek i szukaniem ukrytych czekoladek...

- Każdy kiedyś musi dorosnąć – stwierdził – dla ciebie nadeszło to zdecydowanie za wcześnie i to w dodatku w rzeczywistości dużo mroczniejszej niż ta ludzka.

- Kiedy byłam tam na górze – wzięłam głębszy oddech – wszystko wydawało się być martwe, szare, zwiędnięte, ale co jakiś czas kiedy skupiałam się bardzo mocno... widziałam to co naprawdę się tam działo.

- To znaczy ? - chłopak przysunął się do mnie i objął ramieniem moje drżące z zimna ciało

- Płonący las, ruiny rezydencji – mój głos zaczynał lekko drzeć – szczątki i szkielety magicznych istot...

- Nie martw się ... - potarł kciukiem mój policzek - kiedy wyjdziemy, wszystko będzie po staremu ...

- Mam taką nadzieję – uśmiechnęłam się lekko – Czemu tak bardzo się zmieniliśmy ?

- Z wiekiem każdy się zmienia – mruknął i spojrzał prosto w moje oczy – ale niektóre uczucia pozostają niezmienne ...

- Czekaj ... - wyszeptałam wiedząc co ma zaraz nastąpić, przypomniałam sobie nasze wspólne przygody, nocne wyjścia i pocałunki. Przypomniałam sobie także brązową czuprynę i kakaową skórę.

- Kocham cię ... - chłopak nachylił się w moją stronę na co jedynie zamknęłam mocno powieki.

- Nie powinieneś tego mówić – wyszeptałam wstając – Nie ten czas ... Paprot

Co o tym myślicie ?

Honey  <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro