Rozdział XV - ,,Muszę Ci o czymś powiedzieć"
07.01.
GREGOR
Czekałem na ten dzień tyle lat. Będąc jeszcze małym dzieckiem, zrobiłem sobie rozpiskę rzeczy, które wykonam, gdy będę pełnoletni.
A przyznam szczerze, że ta lista, była bardzo długa. Tak długa, że na ich zrealizowanie, musiałbym po śmierci ponownie się narodzić, i znowu przez całe następne życie je realizować.
Zresztą, były wśród nich, takie cuda, które były nie możliwe do wykonania.
Gdy tylko poznałem pierwszy raz smak alkoholu i papierosów, musiałem się pilnować, przed rodzicami.
Na szczęście zawsze mi się to udawało, ale w sklepach spożywczych nie miałem jej tyle.
Za każdym razem, gdy tylko chciałem kupić te używki, byłem proszony o okazanie dowodu osobistego.
Dla tego też prosiłem obcych dla mnie ludzi, żeby mi je załatwili, mimo, że nie miałem najmniejszej ochoty się do nich odzywać - ale byłem wtedy gotów się na to poświęcić.
Nie chodziłem na jakiekolwiek potańcówki. Nie miałem wtedy na to czasu. Wtedy liczyły się dla mnie tylko męczące ćwiczenia w mojej domowej siłowni, którą miałem w swoim pokoju.
Nigdy nie sądziłem, że w dniu, w którym skończę tak długo wyczekiwane 20 lat, będę mieć przy sobie prawdziwych przyjaciół, dużo wygranych konkursów, mnóstwo fanów i osobę, do której przyzwyczaiłem się najbardziej.
Nie wyobrażam sobie, żyć bez Thomasa, który wniósł do mojego życia tyle radości.
Za każdym razem, gdy mówił do mnie, a ja się w niego wpatrywałem, miałem ochotę złączyć nasze usta. Jednak zawsze się przed tym powstrzymywałem.
Długo myślałem przez te kilka lat, i w końcu podjąłem decyzję.
Muszę mu powiedzieć całą prawdę, o tym co do niego czuję. Jeśli mnie odrzuci, to trudno, zrozumiem. Może chociaż będziemy się dalej przyjaźnić.
***
Dzisiaj od samego rana, coś było nie tak.
Wszyscy się jakoś dziwnie zachowywali. Na kogo tylko wpadłem, na ich twarzach gościła obojętność. Tak, jakby mnie nie znali, i nie chcieli znać.
Kiedy coś się odezwałem, oni milczeli i mnie unikali.
Bolało, prawdę mówiąc. Myślałem, że naprawdę mnie polubili, a wszystko wskazywało, że jest zupełnie odwrotnie.
Zacząłem sam siebie w duchu przeklinać za to, że sam kiedyś taki byłem wobec nich.
Musieli wtedy czuć się okropnie zawiedzeni, tak jak ja teraz.
Ale co im takiego zrobiłem, że się na mnie obrazili? Przecież wszystko było dobrze. Najwyraźniej się pomyliłem.
Cały dzień tak wyglądał. Co gorsza, nigdzie nie mogłem złapać Thomasa, rozpłynął się jakby w powietrzu.
Myślałem, że chociaż w nim znajdę pocieszenie, ale nie było mi to dane.
Lepszych urodzin sobie wymarzyć nie mogłem, nie ma co.
Gdy nadszedł wieczór, musiałem jakoś odreagować i w tym celu udałem się do lokalu, w którym jeszcze wczoraj traktowaliśmy się jak jedna wielka rodzina.
To był najgorszy dzień mojego życia. Wszystko co miałem, w jednej chwili straciłem, z nie wiadomego powodu.
Jedyną pociechą było to, że mogłem legalnie, się upić do nieprzytomności i zapomnieć o wszystkim.
Była 19:00. O tej porze klub powinien jakoś działać. Głośna muzyka, światła, tańczący imprezowicze. Zamiast tego, była jedna wielka cisza i ciemność dokoła.
Może dzisiaj jest zamknięty? - Nie, nie możliwe. Na drzwiach nie ma żadnej karteczki, więc, musi być otwarte.
Wszedłem niepewnie do środka, zamykając za sobą drzwi.
- Halo, jest tu kto? - zawołałem, licząc, że ktoś mi odpowie.
Po chwili światło nagle wróciło, a moim oczom ukazali się wszyscy skoczkowie, z moją drużyną i całym sztabem włącznie.
- Niespodzianka!!! - krzyknęli tak głośno, że myślałem, za lada moment uszy mi odpadną.
- Co to ma znaczyć? Co tu się dzieje? Myślałem, że.... - nie skończyłem mówić, gdy nagle ktoś mi przerwał. Ktoś kogo bardzo dobrze znam.
- Wiem, że jesteś teraz w ciężkim szoku. Zwłaszcza po tym co Ci dzisiaj zrobiliśmy. Było to głupie z naszej strony, ale uwierz mi. Tylko tak mogliśmy Cię tu sprowadzić. Inaczej nie byłoby niespodzianki.
Nie wiedziałem co mam na to powiedzieć. Przez cały dzień obwiniałem się za to, że zrobiłem coś nie tak, a ostatecznie się okazało, że nie nic takiego nie miało miejsca. Bo nie miało.
- Wiesz dobrze, że przychodzisz do takich miejsc, tylko wtedy, gdy masz gorszy dzień. Postanowiliśmy to wykorzystać. Przepraszamy Cię bardzo Greg, wybaczysz nam?
Nie mogłem się na nich gniewać. Są tu teraz wszyscy razem. Przyszli tu specjalnie dla mnie.
- No coś ty, nie potrafię się na Was gniewać. Zwłaszcza na Ciebie - dodałem, na to Thomas się uśmiechnął, a ja znowu przestałem na chwilę normalnie funkcjonować.
- Ziemia, do Gregora - machał mi przed oczami ręką - zamyśliłeś się, dobrze się czujesz? - zobaczyłem troskę na jego twarzy.
- Tak, oczywiście. Tylko dalej nie mogę dojść do siebie, po tym co mi zrobiliście.
- Przecież Cię przeprosiliśmy. Zamiast rozmyślać, lepiej choć na środek, bo to nie koniec niespodzianek na dziś.
Zrobiłem tak jak mi kazał. I miał rację. Po chwili na salę wjechał wózek a na nim wielki tort, z palącymi się sztucznymi ogniami i cyfrą 20.
Wszyscy zaczęli mi śpiewać 100 lat.
- Pomyśl życzenie - powiedział Thomas.
Chcę być z Tobą, już na zawsze.
Z tą myślą zdmuchnąłem świeczkę.
Nie zdążyłem się obejrzeć, gdy światła pociemniały, a z głośników zaczęła lecieć muzyka.
Ktoś po chwili dał obok mnie krzesło i kazał mi na nim usiąść.
Nie wiem co to mogło znaczyć, ale nie chciałem się ich o to spytać.
W pewnym momencie ujrzałem koło siebie niską, ale zgrabną blondynkę, w krótkiej czerwonej sukience.
- To teraz czas ochrzcić Twoje wkroczenie w dorosłość - rzucił Andreas - poczujesz się jak na wieczorze kawalerskim - dodał.
Dziewczyna usiadła na moich nogach i zaczęła swój taniec.
Ja jednak, nie miałem ochoty, się jej oddać. Siedziałem tak sparaliżowany, nie wiedząc co ze sobą zrobić.
Na szczęście ta męczarnia, po kilku minutach dobiegła końca.
Po wszystkim, impreza rozkręciła się w najlepsze, a kieliszki poszły w ruch.
Usiadłem na specjalnie przygotowanym dla mnie miejscu, obok reszty drużyny.
Siedział tam tylko Thomas, bo reszta bawiła się się na parkiecie. On zaś, chyba nie miał na to za bardzo ochoty.
- I co? Cieszysz się? - zapytał się mnie.
- Nawet bardzo. Nie spodziewałem się tego po Was - powiedziałem to szczerze.
- No nie powiem, trudno było to wszystko zorganizować, ale chyba nam się udało, czyż nie?
- Jak najbardziej.
- To co? Wypijemy po kieliszku za Twoje zdrowie?
- Pewnie.
Wzięliśmy łyk.
Poczułem, że to jest ten moment.
Teraz albo nigdy.
- Thomas, możemy porozmawiać?
- Nie teraz Greg.
- Ale to jest ważne, muszę Ci o czymś powiedzieć.
- Naprawdę, później zdążysz to zrobić. Teraz musisz świętować swoje urodziny, a nie zaprzątać sobie głowę, jakimiś sprawami. Rozmowa, nie zając, nie ucieknie.
Może i ma rację? Jutro mu o tym powiem.
Wkrótce wróciła do nas reszta przyjaciół, jedni w lepszym, drudzy w gorszym stanie.
Sięgnęliśmy ponownie kieliszki w górę, nie licząc ilości spożytego alkoholu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro