Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Demon, a raczej podstęp


- Co miałaś na myśli mówiąc że to Marco go znalazł ? – spytała Van – Czytał go ?

- Nie – powiedziałam – upadł na schody, deska się odczepiła a po chwili wyciągnął z niej dziennik i od razu mi go oddał.

- Kiedy dokładnie to się stało ? – czarnowłosa przyjrzała się czemuś na ostatniej stronie.

- To było jeszcze przed tym jak się poca... - przerwałam uświadamiając sobie co miałam powiedzieć.

- Wiedziałam ! – wykrzyknęła Vanessa oskarżycielsko wskazując na mnie palcem – wystarczy zostawić was samych na kilka chwil i od razu pcha ci język do gardła.

- Fuuuu – jęknęłam.

- Pośmiałabym się z ciebie jeszcze ale mamy pewien problem – kobieta spoważniała – ktoś otworzył ten dziennik niedługo prze nami.

- Jak to ? – spytałam przyglądając się jak kobieta wyciąga z książki świeże źdźbło trawy.

- Taki kawałeczek już dawno by wyschnął, ktoś musiał go tam włożyć maksymalnie kilka godzin temu – powiedziała – do rezydencji mają wstęp tylko ludzie żadne magiczne stworzenie nie wejdzie tam bez naszego zaproszenia.

- Wśród nas jest zdrajca – powiedziałam pewnie – wydaje mi się że wiem kto nim jest.

- Podejrzewasz kogoś ? – wysyczała oburzona bliks – Kendra, przecież są z nami tylko zaufani ludzie.

- Nie mogę Ci nic powiedzieć – odparłam – muszę porozmawiać z Marco.

- Co ? Kendra, stój, nie możesz mu o tym powiedzieć – narkobliks złapała mnie za ramię – nikt oprócz nas nie może wiedzieć o tej wiadomości.

- Wydaje mi się że jego pomoc bardzo nam się przyda – powiedziałam – tym bardziej że jest wtajemniczony w poszukiwanie zdrajcy i widział mój wzrok kiedy znalazł dziennik. Wie że coś jest na rzeczy. Nie powiemy mu wszystkiego.

- A co jeżeli to on jest zdrajcą ? – wymamrotałam niechętnie Van

- Nie jest, zaufaj mi – odsunęłam się w stronę drzwi.

- W takim razie zgoda – powiedziała i razem ze mną ruszyła do pokoju meksykanina.

***

- Reasumując - brunet usiadł na swoim łóżku strzepując z niego kilka poduszek – dawny opiekun uznany za niepełnosprawnego umysłowo, zostawił wiadomość od której może zależeć los rezerwatu a co się z tym wiąże, całego świata gdyż bramy Zzyxu znajdują się dokładnie pod nami i nadal nie są do końca zamknięte przez brak wiecznych. Wyjaśnienie sensu tej zagadki której nie możecie mi powiedzieć znajduje się w dzienniku który znalazłem w starej rezydencji.

- Tak – powiedziała Van – ale ktoś znalazł go tam przed tobą. Nie wiemy czy specjalnie czy przez przypadek ktoś zostawił tam listek trawy który nadal jest zielony co oznacza że o tego zdarzenia minęło parę godzin.

- Do rezydencji mogą wejść tylko ludzie spisani w rejestrze – meksykanin przeczesał włosy prawą ręką i uśmiechnął się ponuro – w tym domu jest zdrajca a ja sądzę że jest nim moja siostra.

- Zaraz , zaraz – kobieta oparła się o ścianę – podejrzewaliście Ritę i mówicie mi o tym dopiero teraz ?!

- Kiedy śledziłam Marco ktoś przebiegł koło nas z użyciem eliksiru przyspieszenia – dodałam – tylko Rita z naszej czwórki przyrządziła go bezbłędnie na treningu.

- Poza tym – Marco uniósł dłoń z małym złoty łańcuszkiem – mamy jej wisiorek który zgubiła tamtej nocy.

***

Usiadłam przy stole gdzie wszyscy gromadzili się w celu zjedzenia przygotowanego przez babcie Ruth śniadania. Zobaczyłam jak Marco wchodzi do jadalni i posyła mi porozumiewawcze spojrzenie siadając po drugiej stronie stołu. Po chwili do jadalni weszła także Rita która przystanęła na środku pomieszczenia i wydała z siebie zaskoczony okrzyk.

- Mój wisiorek ! – schyliła się gwałtownie w dół i podniosła biżuterie – szukałam go od dwóch dni, jakim cudem się tu znalazł ?

Cynthia posłała w tamtą stronę dziwne spojrzenie a następnie spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko co odwzajemniłam. Przeniosłam spojrzenie na Vanessę która jadła swoją owsiankę z niezadowoloną miną. Nie dziwię jej się, Rita odegrała naprawdę dobrą scenę i byłabym w stanie uwierzyć że wisiorek zniknął jej parę dni temu.

- Kendro – mama weszła do pomieszczenia z dynią w rękach – czy możesz zanieść to Dale'owi ? Jest w szklarni.

- Jasne – chwyciłam dynię a następnie ruszyłam w stronę wieży za którą znajdowały się szklane budowle. Zostawiłam ją pod wejściem i skierowałam się pod wierzę z zawieszonym wysoko dzwonem. Wspięłam się na samą górę i wywiesiłam na jej szczycie ciemnozieloną flagę która oznaczała zwiadowcę oraz obszar wieży. Po chwili wywiesiłam drugą flagę w kolorze różowym symbolizującym driady. Zadzwoniłam dzwonem raz a po chwili wystrzeliłam w powietrze złotą racę. Ten szyfr miał za zadanie zwołać pod wierzę przedstawicieli danego gatunku. Po chwili z drzew zaczęły wyłaniać się smukłe kobiety całe otoczone kwiatami. Zeskoczyłam na dół.

- Masz jakiś problem Kendro ? – podeszła do mnie Euta, driada o mocno różowych włosach.

- Potrzebuję szpiegów – powiedziałam – jesteście w tym najlepsze.

- Nie da się ukryć – odparła dumnie Zira o blond włosach i lekko niebieskiej skórze.

Uśmiechnęłam się lekko, driady były świetnymi szpiegami jak i wojownikami. Wiedziałam że są skore do pomocy co odróżniało je lekko od reszty gatunku. Zazwyczaj driady miały swoje egoistyczne impulsy natomiast te mieszkające w Baśnioborze zdawały troszczyć się bardziej o siebie niż o rezerwat. Były także świetne w dostarczaniu wiadomości, co niestey utrudniało misję gdyż czasami wygadały coś co ni powinno ujrzeć światła dziennego. Poszukiwanie zdrajcy było zbyt ważne aby zdać się na los.

- W imieniu Królowej Wróżek – powiedziałam formalnie, a one wszystkie spojrzały na mnie lekko zdziwione – nakazuję wam milczeć w związku z tym co zaraz usłyszycie.

Część istot nieco się naburmuszyła lecz te które znały się ze mną dłużej i często omawiały ze mną wiele spraw rezerwatu pokiwało jedynie głową nie komentując sytuacji.

- Rozumiemy twoje postępowanie – Euta poklepała mnie po ramieniu – musi to być coś naprawdę ważnego skoro zwołałaś nas tutaj w tak nietypowej godzinie.

Rzeczywiście, było wcześnie rano a driady nie były rannymi ptaszkami.

- Wśród mieszkańców domu jest zdrajca – powiedziałam pewnie – chcę abyście patrolowały okolicę. Cały wasz gatunek ma podzielić się na sektory i przeczesywać las o każdej porze. Wiem że możecie mieć zakaz wstępu na niektóre terytoria ale każdy kto zagrodzi wam drogę osobiście odpowie przede mną i Stanem Sorensonem.

- Mamy zostać niezauważone ? – zapytała Zira.

- Tak , zdrajca porusza się z użyciem eliksiru lecz nie jesteśmy pewni jak długo on działa – wyjaśniłam – szczególnie proszę was o patrolowanie granicy ogrodu z lasem a także starej rezydencji.

- Co kiedy znajdziemy tego kogoś ? – tym razem głos zabrała młodziutka driada z morelowymi oczami.

- Wyznaczcie te najszybciej biegające – wskazałam ręką na długonogą kobietę – w lesie będą znajdowały się bazy wróżek, to im macie przekazać informację.

- Kiedy mamy zacząć ?- część z nich zaczęła już dzielić się na sektory.

- Teraz – rozkazałam a wszystkie w zawrotnym tempie pomknęły w stronę lasu.

Odwróciłam się za siebie do czterech wróżek które przysłuchiwały się naszej rozmowie.

- Wiecie co robić ? – spytałam a one pokiwały małymi główkami i poleciały w stronę ogrodu.

***

Po zjedzeniu kolacji wszyscy zamknęliśmy się w swoich pokojach. Usiadłam przy oknie, założyłam grubą bluzę i dresy opatulając się dodatkowo puchatym kocem. Zgasiłam wszystkie światła i oparłam czoło o zimną szybę. Na parapecie przysiadły dwie wróżki robiąc sobie posłania z płatków róży. Spojrzałam na łunę światła na trawie która wychodziła z pokoju Marco, po chwili zniknęła. W rękach trzymałam bardzo mocną kawę która pomagała mi nie zasnąć. Czekałam na znak, od driad, wróżek lub Vanessy która siedziała na dachu stodoły obserwując ogród z ukrycia. Minęło parę godzin, co jakiś czas widziałam lecące nad lasem wróżki które zmieniały swoje warty a także driady co jakiś czas wychylające się z gałęzi drzew na wysokości mojego okna. Między palcami ściskałam monetę która połączona była z Marco i Van.

- Tu jest tak cholernie zimno – warknęła bliks – kto wpadł na ten durny pomysł z dachem ?!

- To ty to zaproponowałaś – w mojej głowie odezwał się meksykanin.

- Ale to wy się na to zgodziliście ! – kobieta wykrzyczała poirytowana .

- Cisza – syknęłam widząc jak wróżki przy moim oknie opatulają się liśćmi żeby zgasić swój blask i pukają cichutko w okno bym zwróciła na nie uwagę – ktoś idzie.

Na werandzie zaświeciło się światło a po chwili zakapturzona postać weszła do ogrodu. Przystanęła na środku i obróciła się wokół własnej osi. Musiała mieć na sobie jaki czar gdyż jest wzrost i proporcje ciała stale się zmieniały przez co nie mogłam stwierdzić kim ta osoba jest.

- Van, biegnij na wieżę – latynoski akcent zabrzmiał w mojej głowie – ja i Kendra pójdziemy do rezydencji i zaczekamy na nią w środku.

- Coś jest nie tak – odparłam widząc jak zakapturzona postać wcale nie kieruje się w stronę lasu ale schodzi w dół żwirowym podjazdem.

- Czy RITA planuje wyjść z rezerwatu ? - narkobliks zaakcentowała pewnie imię dziewczyny.

Osoba odeszła kawałek po czym przyłożyła coś do ust – odwróciła się powoli a jej sylwetka powoli zaczęła niknąć w mroku. Podniosła za siebie prawą rękę i machnęła nią mocno do przodu. Przez chwilę nic się nie działo, coś srebrnego mignęło a po sekundzie dwa sztylety roztrzaskały szybę wbijając się w ścianę tuż obok mojej głowy. Przerażona spojrzałam w miejsce gdzie jeszcze przed ułamkiem sekundy znajdował się mój niedoszły zabójca. Nie było tam nikogo a dwie wróżki obok mnie były zbyt przerażone aby zauważyć zniknięcie zdrajcy.

- Kendra ! – Marco z wrzaskiem wpadł do pomieszczenia i siłą odsunął mnie od okna wyciągając mnie na korytarz i zatrzaskując drzwi strychu – wszystko dobrze ?

- Ja ... - nie dane mi było dokończyć gdyż światła na górnym piętrze zapaliły się a z pokojów naprzeciwko wybiegli moi rodzice i dziadkowie Sorensonowie.

- Co to za hałas – babcia Ruth wykrzyczała podchodząc bliżej nas.

- Cisza – warknęłam co spotkało się z niezadowolonym spojrzeniem rodziców – wszyscy na dół, teraz.

Moi rodzice obudzili resztę osób i wszyscy zgromadziliśmy się w salonie.

- Są wszyscy – mruknął Marco widząc swoją siostrę – musiała wrócić od razu po tym jak cię zaatakowała.

- Mamy poważny problem – powiedziała Van i kazała podzielić się wszystkim na trzy grupy.

- Jaki problem ? – mruknął niezadowolony dziadek Stan.

- Obawiamy się że w rezerwacie znajduje się demon – meksykanin odpowiedział pewnie i posłał mi porozumiewawcze spojrzenie – zaatakował Kendrę, nie widzieliśmy skąd się wziął, nagle pojawił się na podjeździe i rzucił w jej stronę sztyletami.

- Matko boska – wyszeptała moja mama łapią się za serce.

- Spokojnie Marla bo jeszcze ci serce stanie – wymamrotała zrzędliwie babcia Larsen opatulając się szczelniej różowym szlafrokiem.

- Obawiamy się że może nadal znajdować się w ogrodzie – kontynuowałam uważnie sprawdzając reakcję Rity – niech wszyscy zamkną się w pokojach i nie wychodzą do momentu gdy Van wam pozwoli.

- My z Kendrą sprawdzimy starą rezydencję – chłopak podał mi mój kołczan wiszący na ścianie.

- Pomogę wam jeżeli chcecie – Cynthia wystąpiła do przodu i chwyciła swój pas ze sztyletami oraz kilka magicznych bomb – jeżeli to demon możecie mieć problem w dwójkę.

- Świetnie – powiedziałam – reszta zostaje w domu.

- Miłej nocy – powiedziała Van i oprowadziła wszystkich wzrokiem.

- Pilnuj pokoju Rity – mruknął Marco – gdyby wyszła skontaktuj się z nami przez monetę.

- Uważaj na siebie – przytuliłam ją lekko i ruszyłam w stronę greczynki stojącej na werandzie.

***

-Nikogo nie ma na parterze – zielonowłosa krzyknęła w moją stronę.

- W Sali treningowej też pusto – Latynos zbiegł kawałek po schodach i nachylił się na moim uchem – żadnych drzwi do gabinetu.

- Pójdę sprawdzić drugie piętro – Cynthia zaczęła wspinać się po schodach - schodzicie do piwnic ?

- Tak – powiedziałam – piwnice są dość duże więc musimy iść we dwoje.

- Spotkamy się tutaj za kwadrans – Marco zwrócił się do greczynki i chwycił mnie za rękę ciągnąc schodami w dół.

Zatrzymaliśmy się przed drzwiami piwnicy i zaczekaliśmy parę minut po czym weszliśmy do biblioteki gdzie usiedliśmy na podłodze czekając na dziewczynę która przeszukiwała drugie piętro.

- Dobry pomysł z tym demonem – pochwaliłam – ale wracając do sprawy gabinetu Lotro.

- Musimy tam iść jutro rano – westchnął – mówiłaś że mamy czas do soboty, a to już za trzy dni.

- Wydaje mi się że kluczowym elementem do otworzenia gabinetu będę ja sama – odparłam – a przynajmniej moja wróżko krwistość.

Chłopak pokiwał głową w zamyśleniu i spojrzał na zegarek na ręce. Do powrotu Cyn zostało jeszcze dziesięć minut.

- Kiedy tak naprawdę ... - nie dane mu było dokończyć ponieważ krusząc szybę przeleciał sztylet a następnie wbił się w równoległą ścianę.

Wyjrzałam na zewnątrz i z przerażeniem wymalowanym na twarzy przyjrzałam się zakapturzonej postaci. Znów miała na sobie czar przez co jej sylwetka falowała a twarz była rozmazana.

- Cholera – warknął brunet ciągnąc mnie za rękę po podłodze – musimy się schować.

Kolejne sztylety wbijały się w ziemie tuż obok nas. Spojrzałam na namalowany na szafie znak klucza.

- Klucz – wyszeptałam i przeturlałam się w prawo .

Walnęłam w szafę z całej siły i wsadziłam rękę przez wyłamaną dziurę. Chwyciłam małą paczuszkę którą instynktownie wepchnęłam w tylną kieszeń i znów zaczęłam czołgać się do wyjścia.

- Kendra – chłopak pociągnął mnie za materiał bluzy podnosząc mnie do pionu – nie ma jej.

Odwróciłam się i rzeczywiście nikogo tam nie było. Uciekła. Znowu.

- Co się stało ? – zielonowłosa zbiegła po schodach i spojrzała na sztylety wbite w ziemię.

- Demon – wychrypiałam – rzucił zaklęcie mnożące na sztylety.

- Co się z nim stało ? – dziewczyna podbiegła o wybitego okna.

- Kendra zaczęła emanować światłem – Marco uśmiechnął się nie pewnie – demon rozprysł się w powietrzu.

***

- Nie mogę uwierzyć – Van usiadła na moim łóżku a ja wraz z Latynosem opowiedzieliśmy jej przebieg naszej dzisiejszej misji – stałam pod jej pokojem cały czas.

- Mogła wyjść na wiele sposobów – chłopak westchnął – to nie twoja wina.

- Znalazłam coś – wyciągnęłam mały pakunek z kieszeni i położyłam go na łóżku – w środku jest klucz. Zakładam że do szafy.

- Też coś odkryłam – westchnęła Vanessa – ale najpierw Marco musi się o wszystkim dowiedzieć.

- Słucham – odparł chłopak i oparł się o ścianę.

- Zapowiada się długa noc ...

Kochani ! Długi rozdział ale na początku trochę nudny, potem się rozkręcił. Napiszcie co o nim myślicie. Musiałam dać taki rozdział przejściowy bo od następnego rozdziału zacznie się akcja z nocą a raczej trzema dniami kupały <3

Proszę was o pytania dla osób w rozdziale informacja !

Dopóki nie będzie około 15 pytań nie wstawię kolejnego rozdziału !

Kocham was i dziękuję za gwiazdki

Buziaki Honey 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro