12 Nowa wiadomość i mocne słowa
- Kendra – usłyszałam krzyk Vanessy i zbiegłam ze schodów wchodząc do wspólnego pomieszczenia w którym znajdowała się bliks.
- Stało się coś ? - zapytałam i podeszłam do niej i Warrena którego wtajemniczyliśmy w całą akcje z wszystkimi szczegółami tak samo jak Setha. Woleliśmy żeby reszta nadal trwała w częściowej niewiedzy.
- Musisz coś zobaczyć – powiedział ciszej Burgerss i rozejrzał się po pomieszczeniu w którym każdy posyłał nam podejrzliwe spojrzenia.
- Narada , teraz – powiedziałam i weszłam do sypialni z dużym łóżkiem.
Narkobliks i Warren weszli tuż za mną tak samo jak Seth. Spojrzałam na Marco który podnosił się z ziemi i Paprota który także zaczął iść w naszą stronę.
- Tylko wieczni – mruknął Marco kładąc rękę na klatce jednorożca i odpychając go do tyłu.
Chłopak wszedł do środka i zamknął drzwi. Spojrzeliśmy na czarnowłosą która wskazała na obraz wiszący na brzydkiej betonowej ścianie. Był zbyt gustowny i elegancki w pozłacanej ramie jak na standardy bunkra. Wszystko w tym pomieszczeniu było zbyt wystawne. Ogromne łóżko z baldachimem, majestatyczny stolik kawowy i bordowy dywan. Nie pasowały do betonowych ścian i podłogi a także starej, zardzewiałej lampy. To pomieszczenie zapewne miało być sypialnią Lotro lub jego siostry.
- Co z nim nie tak ? - spytał Seth skanując stare, zakurzone płótno.
- Właśnie chodzi o to że wszystko z nim TAK – powiedziała w amoku Van a ja posłałam pytające spojrzenie równie zdezorientowanemu meksykaninowi.
- To czterej jeźdźcy apokalipsy – powiedział zamyślony Seth i zaczął kolejno wskazywać – śmierć wskazał na płowego konia i jego jeźdźca.
- Zaraza – powiedziałam wskazując na białego konia i jeźdźca w koronie.
- Głód i wojna – dokończył Warren patrząc na dwie ostatnie postacie.
- Dokładnie ! - krzyknęła Van – obraz jest podzielony na pół, na jednej połowie jest noc i jeźdźcy na drugiej jest...
- Dzień i skutki tego co po sobie pozostawili – zauważył Marco patrząc na poległych w wojnie, dotkniętych zarazą lub głodem nieżywych ludzi złożonych na stosie u doły obrazu.
- Myślisz że ten obraz obrazuje przebieg ... tego czegoś co dzieje się teraz na górze? - spytał młodszy Sorenson.
- Vanessa jesteś genialna – powiedziałam i podeszłam bliżej do obrazu.
- To nie wszystko – powiedziała i chwyciła pozłacaną ramę zdejmując obraz ze ściany i pokazując wyryte na ścianie napisy.
NOC ŚMIERCI, ZARAZY, GŁODU, WOJNY, KONIE, STRZEŻ SIĘ, DZIEŃ, ZAGIĘCIE ŚWIATŁA, PUSTYNIA Z WODĄ, ZMARLI, NIE DAJ SIĘ ZWIEŚĆ, ZACHÓD, NATYCHMIAST, HADES, KONIEC, BUNKIER MÓWI
- Czyli dobrze rozwiązaliśmy sens tego malowidła – powiedziałam czytając powoli kolejną wiadomość.
- Musimy to rozwiązać zanim zdecydujemy się na wyjście na górę – powiedział Seth.
- Seth – zaczęłam – ty przeszukujesz spiżarnie i łazienkę, Vanessa idzie na dyżur i przeszukuje schody, Warren zajmuje się pomieszczeniem z wodą i korytarzami a także miejscem gdzie jemy i gotujemy a ja i Marco przeszukamy dokładniej tą sypialnie i pokój wspólny.
- Jasne że przeszukają sypialnie – mruknął Warren do Van czego na szczęście nie słyszał Seth który opuścił już pokój i skierował się do łazienki. Po chwili zawrócił jednak i spojrzał na nas pytająco.
- Czego tak właściwie szukamy ? - spytał.
- Bunkier mówi – wskazałam część wiadomości na ścianie – przeszukujemy wszystko w poszukiwaniu kolejnych wiadomości.
Wszyscy pokiwali głowami i ustawili się do wyjścia.
- Jeszcze jedno – dodałam – nic nie słyszycie nic nie mówicie.
***
- Gdybyście nam powiedzieli czego szukacie może byśmy wam pomogli – warknął dziadek Stan na co jedynie zacisnęłam mocniej usta i przeszłam do przeszukiwania ostatniej już ściany w pomieszczeniu wspólnym na której znajdowało się kilka łapaczy snów i jakieś dziecinne obrazki które musiały należeć do wnuków Lotro. Chciał urządzić ten bunkier jak swój dom.
- Nie ma – powiedział oszczędnie Marco czym jeszcze bardziej zdenerwował obecnych w pomieszczeniu.
- Jeszcze tutaj – powiedziałam pokazując by podszedł do ściany przy której stałam.
- Nic nie znajdziecie – mruknął Paprot który cały czas podrzucał w dłoni jabłko.
- A skąd TY możesz to wiedzieć – mruknął latynos nie zwracając na niego większej uwagi.
- Wiem wiele rzeczy, łącznie z tym co się działo kiedy Kendra była w „spiżarni" – syknął złośliwie.
- Nic nie wiesz – warknęłam odwracając się w jego stronę – jeżeli nie przestaniesz się tak zachowywać wykopie cię stąd na zbity pysk i nie będzie mnie interesowało co stanie ci się na górze.
- Kendra – wrzasnęła babcia Ruth – jak ty się zachowujesz?!
- Co miał na myśli Paprot mówiąc że wie co robiłaś w spiżarni ? - spytał mój tata zdezorientowany.
- O to bardzo ciekawa historia Panie Sorenson, z chęcią opowiem ... - zaczął jasnowłosy.
Spojrzałam na Warrena, Setha i Vanesse którzy wbiegli do pomieszczenia słysząc nasze krzyki. Chwyciłam Marco za tył koszulki powstrzymując go od rzucenia się na jednorożca i sama podeszłam do niego przykładając mu sztylet do gardła czym skutecznie przerwałam jego opowieść.
- Jeszcze jedno słowo i nigdy się nie odezwiesz – warknęłam.
- Kendra Marie Sorenson co się z tobą do cholery dzieje ?! - moja matka przyłożyła dłoń do serca.
Czułam że jedynymi osobami stojącymi po mojej stronie są Marco , Burgerss , narkobliks i mój brat. Inni nadal widzieli we mnie starą, dobrą, spokojną Kendrę. Ale teraz jestem zwiadowcą, umiem postawić na swoim i zrobię wszystko żeby ochronić ludzi których kocham nie ważne czy przez to będę musiała wrednie się zachowywać czy ignorować wszystkie zasady i to co się do mnie mówi.
- Kendra, zostaw go – dziadek Stan podniósł się z ziemi.
- Przestałabyś się bawić w tajną agentkę i skupiła na tym co ważne – powiedział Paprot – przestań ukrywać przed nami co się dzieje bo nie jest pierdoloną księżniczką żeby mieć do tego prawo.
- Jestem wieczną , w przeciwieństwie do ciebie i reszty – powiedziałam spokojnie odrywając ostrze od jego skóry – o sprawach wiecznych wiedzą jedynie zaprzysiężeni i ci którzy staną się nimi w przyszłości.
- A czy wieczni wiedzą co się działo rano ... - nie zdążył dokończyć ponieważ moja otwarta ręką zderzyła się z jego.
- Co się z tobą stało ? - wrzasnęłam ze łzami w oczach.
- Ze mną ?! To ty nie jesteś tą Kendrą którą zostawiłem przed wyjazdem - krzyknął
- Może gdybyś mnie nie zostawił nie była bym TAKA – powiedziałam chłodno.
- Wiesz, że nie to miałem na myśli – warknął
- Koniec kłótni – Stan krzyknął tupiąc nogą – nie jesteśmy twoimi zakładnikami Kendro poza tym skoro chcesz zachowywać się jak dorosła, odpowiedzialna wieczna nie powinnaś wykładać swoich prywatnych spraw podczas rozmów zawodowych.
- Nie traktuje was jak zakładników – powiedziałam.
- Nie traktujesz – powiedziała łagodnie babcia Larsen próbując załagodzić sytuację – ale powinnaś trochę przystopować z pilnowaniem nas.
- Mój bunkier – powiedziałam łagodnie – moje zasady. Przykro mi ale ja tu rządzę.
- Kendra ma rację – Seth powiedział w ich stronę – jest wieczną i gdyby nie ona już dawno wąchalibyśmy kwiatki od spodu. Żyejmy na jej zasadach i puki jest dobrze nie próbujmy tego zmienić.
***
Minął cały dzień, Van i Warren szykowali się na nocną wachtę a Seth zajmował się rozwikłaniem znalezionej przez siebie wiadomości na podłodze spiżarni.
- Ona jest tak prosta i zrozumiała że nie wiem czy mam się doszukiwać drugiego dna – jęknął.
Spojrzałam na zapisane na betonowej płytce słowa.
JEDEN Z CZTERECH, MOŻE BIEC, KIEDY ZNAJDZIE, POZOSTALI TEŻ BIEGNĄ
- Tym razem chyba wszystko jest jasne – powiedziałam – jeden z jeźdźców porusza się po rezerwacie, jeżeli kogoś znajdzie pozostała trójka również przybędzie by zabić go w jeszcze większych męczarniach.
- Idę spać – mruknął i położył się na swojej pryczy przykrywając głowę poduszką.
Spojrzałam na wszystkich którzy smacznie spali chwilowo nie przejmując się tym co spotyka zewnętrzny świat. Poczekałam jeszcze godzinę po czym na bosaka tak samo jak zeszłej nocy skierowałam się do wielkiej sypialni.
- Idziesz do niego ? - usłyszałam zachrypnięty szept a po chwili twarz Paprota rozświetliła niebieska łuna jakiegoś świecącego kamienia.
- Tak – szepnęłam – musimy skończyć rozwiązywać zagadkę.
- Nienawidzę tego jak się zachowujesz – warknął
- Ja nienawidzę ciebie – syknęłam – i tego jak zostawiłeś mnie bez słowa z krótkim liścikiem w którym napisałeś że byłam chwilowym epizodem w twoim życiu.
- Bałem się że zginę – szepnął – chciałem żebyś mnie cierpiała.
- Przestań kłamać – poczułam spływającą po moim policzku gorącą łzę – jesteś nieśmiertelny.
- Jest kilka sposobów na zabicie mnie – tłumaczył się dalej.
- Koniec, zostaw ją – brązowowłosy wychylił się przez szparę w drzwiach i chwycił mnie za dłoń wciągając do środka.
- Co za śmieć – warknęłam.
- Nie marnuj na niego czasu – przytulił mnie lekko – skupmy się na zagadce.
- Rozwiązałeś ? - spytałam widząc kilka zapisanych kartek papieru leżących na łóżku.
- Tak – odparł dumny – wydaje mi się że w nocy panują tam czterej jeźdźcy o wschodzie widzimy skutki ich działania a o zachodzie będąc dalej na widoku piszemy się na pewna śmierć.
- Czyli pora na spanie? - zapytałam kładąc się na miękkim materacu i przytulając się do torsu chłopaka – Marco...
- Hm ? - mruknął gasząc światło.
- Ile słyszałeś z mojej rozmowy z Paprotem ? - spytałam niepewnie.
- Wystarczająco żeby zmasakrować mu jutro tą jego piękną buźkę – warknął
- Nie rób nic głupiego, to syn królowej nie chcę żebyś miał problemy ... - szeptałam.
- Spokojnie, idź spać – powiedział – jutro wszystko się okaże.
Wow kochani ale mam wene! Obydwa rozdziały napisałam dzisiaj! Napiszcie co myślicie o zachowaniu postaci i oczywiście TeamMarco czy TeamPaprot? Kocham was!
Buziaki Honey
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro